Zapach Pana Boga

Z br. Janem Hruszowcem OFMConv Promotorem Kultu Męczenników z Pariatoco, rozmawia Dorota Mazur OV

Zajmuje się Brat szerzeniem kultu męczenników z Pariacoto. Czy spotkał Brat Błogosławionych Męczenników osobiście?

Jedynie Ojca Michała dane mi było spotkać oko w oko. Przed samym jego wyjazdem na misje staliśmy ze współbraćmi przed bazyliką św. Franciszka w Krakowie. Staliśmy wówczas naprzeciw siebie w odległości dwóch, może trzech metrów. Było to spotkanie bez słów. Jedynie na siebie patrzyliśmy, uśmiechając się jednocześnie. Miał on wówczas taką pogodną twarz jak ma na obrazkach z relikwiami, które rozdaję w ramach rozszerzania ich kultu.
Ale duchowo teraz doświadczam ich orędownictwa, przez co ich obecność w moim życiu – ta duchowa – staje się coraz bardziej realna, coraz głębsza. Mogę powiedzieć, że dopiero teraz – w dziele promowania kultu męczenników – jest mi dane poznawać ich szczegółowo, szczególnie doświadczać ich obecności i charyzmatów, jakimi dzielili się z otaczającym światem.

Jak to się stało, że zostały Bratu powierzone właśnie tego typu zadania – propagowanie kultu o. Michała i o. Zbigniewa?

Były przełożony, prowincjał o. Jarosław Zachariasz OFMConv, kiedy pojawiła się potrzeba uczynienia pierwszych obrazków z relikwiami drugiego stopnia, zapytał czy nie mógłbym podjąć się takiego zadania. Zgodziłem się. Z czasem pojawiło się coraz więcej spraw związanych z męczennikami, że zakres moich „obowiązków” rozszerzono o opiekę nad relikwiami pierwszego stopnia. A od 16.12.2016 roku zajmuję się tym oficjalnie. Obecny prowincjał o. Marian Gołąb OFMConv, wręczył mi dekret powołujący mnie na Promotora Kultu Męczenników z Pariacoto – o. Michała Tomaszka OFMConv i o. Zbigniewa Strzałkowskiego OFMConv.
Wspomniany dekret daje człowiekowi większą świadomość, że zadanie należy wykonywać w pełni posłuszeństwa i z jak największą starannością, ale jednocześnie to posłuszeństwo jest obecne między mną a Męczennikami. Jestem przekonany, że w duchu posłuszeństwa Kościołowi jest nam dane współpracować. Zdarzają mi się sytuacje, w których odczuwam ich realną pomoc. Takie niesamowite wręcz dotknięcie ich dłoni. Są też momenty, które odczytuję jako ich podpowiedź i sugestię, że powinienem tak i tak postąpić czy zachować się w danej sprawie czy danej chwili. Oni osobiście bardzo pilnują, by ich kult był prawdziwy, aby tam nie było ludzkich nadużyć czy pierwiastków mogących przeszkodzić czy spłaszczyć sedno kultu i jego przesłanie. Tę naszą współpracę w ramach posłuszeństwa wyrażam zawsze na końcu każdego ze spotkań w miejscach, które odwiedzam z relikwiami. Proszę wówczas, by w ramach wykonywanego przeze mnie z posłuszeństwem zadania promowania ich kultu, oni także – w ramach posłuszeństwa – błogosławili ludziom przybyłym na spotkanie, a także miejscowości czy parafii, do której przybyłem.

A czy prowadzi Brat statystyki dotyczące tego, ile parafii udało się odwiedzić, rozdać obrazków…?

Udało mi się zrobić podsumowanie, które swoimi statystykami obejmuje okres od dnia beatyfikacji (05.12.2015) do końca grudnia 2019 roku. I te statystki są bardzo ciekawe. Wyjechaliśmy 302 razy na różnego rodzaju spotkania w Polsce i na 81 spotkań zagranicznych (m.in. Anglia, Włochy, Belgia, Francja, Szwecja, Węgry, USA, Słowacja, Holandia, Niemcy, Rosja, Rwanda), rozdaliśmy wiernym 393 tysiące obrazków z relikwiami drugiego stopnia czyli cząstki ich odzieży oraz 72 tysiące sztuk różańców z relikwiami drugiego stopnia. Relikwie pierwszego stopnia, czyli cząstki kości umieszczone zostały w 384 miejscach na świecie (w samej Polsce 218). Jedynym kontynentem, na jakim nie ma cząstki relikwii pierwszego stopnia, jest Antarktyda. Ale kiedy tylko nadarzy się możliwość, to i tam nasi błogosławieni znajdą swoje miejsce.
Warto też wspomnieć, że w tym okresie opisywanym przez wspomniany raport statystyczny, ukazało się wiele publikacji na temat życia i kultu męczenników. I to nie tylko w języku polskim, ale także w językach obcych: angielskim, niemieckim, rosyjskim, słowackim, francuskim, włoskim i hiszpańskim.

Robiąc poszczególne statystyki, o których Brat wspomina, warto wspomnieć o cudach. Zapewne zebrał Brat także i świadectwa, prawda?

Wysłaliśmy całkiem niedawno pisma do miejsc, w których byliśmy z relikwiami, aby kapłani – gdy zauważą np. rozwijający się kult albo gdyby doszło do nich jakieś świadectwo po pewnym czasie od naszych odwiedzin – by nas o tym poinformowali. Poczyniliśmy takie kroki, ponieważ w wielu parafiach wprowadzono np. nabożeństwa związane z kultem męczenników peruwiańskich.
Jednak sam otrzymałem już wiele informacji zwrotnych o osobiście doświadczonych cudach czy dotknięciach przez Zbyszka i Michała. I rzeczywiście można powiedzieć, że na dzień dzisiejszy o tych cudach i łaskach można mówić w dwóch kontekstach. Już opowiadam w jakich.
Każdy z nas ma za życia charyzmaty. Także Michał ze Zbyszkiem mieli charyzmaty, które po ich śmierci również się „uaktywniają” przez fakt, że są w niebie i że zostali ogłoszeni błogosławionymi.
I tak na przykład Ojciec Zbigniew zwany był „doktorkiem” ze względu na swoje miłosierdzie względem chorych. Często sprowadzał chorych z gór do klasztoru, by wyleczyć najprostsze dolegliwości. My mamy tutaj apteki, a w Peru w tamtym czasie nie było takiej dostępności medykamentów i niejednokrotnie najprostsze przeziębienie powodowało zgon. On tych ludzi zwoził, albo samochodem, albo na osiołku, opatrywał, kurował i po dwóch czy trzech dniach odwoził.
A dziś jest wiele świadectw nadsyłanych przez egzorcystów o ingerencji o. Zbigniewa. Bo choroba dotyka nie tylko ciała człowieka, ale i duszę. I o. Zbigniew ma swój udział w leczeniu dusz ludzkich – uzdrowień z opętań.

 

Z czego to się rodzi?

Dzisiaj jest wiele odejść z Kościoła czy opętań lub walki z Kościołem, szczególnie przez wpływ masonerii. A o. Zbigniew był bardzo mocno związany duchowo z o. Maksymilianem. Jego powołanie zrodziło się w ten sposób, że franciszkanin z Niepokalanowa przyjechał do Zawady na rekolekcje wielkopostne. Zbyszek w ogóle nie myślał wtedy o żadnym zakonie. Chciał skończyć studia i zostać inżynierem. I ów franciszkanin tak opowiadał o św. Maksymilianie, że w sercu i duszy Zbyszka zrodziło się powołanie. Nota bene napisał pracę magisterską na temat masonerii w pismach św. Maksymiliana. I myślę, że to jego zainteresowanie walką ze złem, jakim jest masoneria, przełożyło się na obecne jego wstawiennictwo i pomoc podczas egzorcyzmów do pokonywania działania różnorakiego zła w życiu ludzi. Za życia był więc on „doktorkiem ciał”, a teraz leczy jako „doktorek dusz”. Zachęcam więc podczas moich spotkań, by wzywać orędownictwa o. Zbigniewa w chwilach, gdy np. ktoś nie chodzi do Kościoła.

A cuda i ingerencje o. Michała?

Miał on dobry kontakt z młodzieżą i dziećmi, dla których był niesamowitym autorytetem. Brał udział w licznych inicjatywach pro-life. I dziś też w tej kwestii „działa”. Zdarzyło mi się usłyszeć kilka świadectw od małżeństw, które modląc się przez orędownictwo do o. Michała, otrzymały dar potomstwa po wielu latach starań. Najbardziej spektakularnym świadectwem dla mnie było wydarzenie z 2017 roku. Podczas Mszy świętej w Lublinie u Braci Kapucynów mówiliśmy o ojcu Michale i jego takim właśnie patronacie. W jakiś czas później otrzymaliśmy świadectwo małżeństwa, które było obecne na tej Mszy. Byli małżeństwem od 2007 roku. Od początku małżeństwa byli otwarci na nowe życie i podejmowali starania. Podczas Mszy modlili się o wstawiennictwo za pośrednictwem Męczenników z Pariacoto. Na trzeci dzień po wspomnianej Eucharystii test ciążowy wykazał pozytywny wynik. 20 lipca 2018 roku na świat przyszła Hania. Dla małżonków potwierdzeniem wstawiennictwa Męczenników był fakt, że ostatnią Ewangelią jaką słyszeli (9 sierpnia 1991 roku) była Ewangelia według świętego Mateusza (Mt 16,24-27), a podczas chrztu, który miał miejsce16 września 2018 roku) – Marka (Mk 8, 27-35). Wspólnym elementem tych ewangelii są słowa Jezusa: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. Małżeństwo przyznało, że miało wrażenie, że Męczennicy są przez to obecni z nimi na Mszy Świętej.

Ojcowie Michał i Zbigniew są dla nas także swego rodzaju orędownikami pokoju…

My, modląc się, nie wiemy, komu pomogliśmy tak naprawdę, a komu nie. Dowiemy się tego dopiero po śmierci. W 2016 roku, 5 maja, narodziła się w Belgii Krucjata Różańcowa (strona: krucjata.franciszkanie.pl). Polonia odczytała śmierć męczenników peruwiańskich jako ich możliwą ochronę przed terroryzmem. Myślę, że we współczesnym świecie można odczytać walkę z koronawirusem jako pewnego rodzaju doświadczenie terrorystyczne.
Przychodzi mi tu na myśl także jedna pani – Polka mieszkająca w Anglii, która napisała do mnie z prośbą o obrazek męczenników wraz z relikwiami drugiego stopnia. Po jakimś czasie otrzymałem od niej relację z pewnego wydarzenia. Wychodziła z domu do pracy. Nagle poczuła przynaglenie, by wrócić po wspomniany obrazek. Zbuntowała się jednak przeciwko tej myśli, bo stwierdziła, że nie musi mieć ze sobą fizycznie obrazka, by doświadczyć obecności Błogosławionych. I to mi się spodobało, bo to jest twarda wiara w świętych obcowanie, a nie w cudowną moc rzeczy materialnych. Ale to było tak mocne przynaglenie, że wróciła. Wsiadła do samochodu. W pewnym momencie, gdy wysiadała, a była to bardzo wczesna pora, nie wiadomo skąd podbiegł do niej muzułmanin. Chciał ją zgwałcić. Zaczęła krzyczeć, ale nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Jednak w pewnym momencie mężczyzna jakby został sparaliżowany przez coś. Stanął jak wryty i uciekł, nie czyniąc jej krzywdy. Ona nie miała wątpliwości, że pomogli jej Męczennicy.

Ten przykład jasno pokazuje, że relikwie to nie magia…

Jeśli Kościół wynosi kogoś na ołtarze, to pokazuje, że to, co otaczało tego świętego – jego odzież, to czego używał, nabiera jakby „zapachu Pana Boga”. Te cząstki odzieży są więc cząstką czegoś świętego. Zło w kontakcie z relikwiami świętego musi więc przegrać.
Będąc dwa lata temu w USA, spotkałem czynnego oficera Wojska Polskiego, który nie chciał ujawniać danych. Współpracuje on z amerykańskimi komórkami wyłapującymi próby terrorystyczne i zapobiegającymi atakom. Jako osoba wierząca stwierdził, że do maja 2016 owoce ich pracy nie były wymierne. Dużo zdarzeń nie byli w stanie zabezpieczyć ani wyłapać. Ale od maja 2016 skuteczność ich pracy wzrosła. Zaczął szukać przyczyny tego stanu rzeczy. I szukając w Internecie, wyświetlił stronę Krucjaty Różańcowej przeciw terroryzmowi pod patronatem ojców Michała i Zbigniewa. Kiedy zobaczył datę rozpoczęcia krucjaty, nie miał wątpliwości, że te ich działania to owoce owej modlitwy krucjatowej.
I dużo jeszcze dałoby się takich świadectw przytoczyć. Czasami można spotkać się z tak zwanym terroryzmem „w białych rękawiczkach”. Być może w domu ktoś sieje niepokój, a peruwiańscy męczennicy chcą wówczas przyjść z darem pokoju. Proszę zauważyć, że Michał i Zbigniew uśmiechają się na obrazku. Prawie na żadnym zdjęciu w zakonnym archiwum nie można zobaczyć ich smutnymi. Dla mnie jest to przesłanie Bożej Opatrzności. Ten uśmiech przypomina o dobroci Boga i pokoju, którym Pan chce obdarzyć każdego z nas. Niszczenie terroryzmu na świecie należy zacząć od niszczenia terroryzmu w swoim własnym sercu – złości lub nienawiści do drugiego człowieka…

Jak Brat myśli, kiedy będzie możliwa kanonizacja peruwiańskich męczenników?

Pan Bóg ma swój czas. Robiąc to, co należy do nas jako do propagatorów kultu, należy mówić: „Bądź wola Twoja”. Owszem, jest kilka cudów, które są sprawdzane. Ale trzeba czekać na odpowiedni czas. Dla Pana Boga nie ma różnicy między błogosławionym a świętym. Błogosławiony to ktoś znany w mniejszym gronie – o mniejszym zasięgu pod względem kultu. Myślę, że nasi męczennicy są tu fenomenem, bo ich kult – z geograficznie „małej dziury”, jaką jest Pariacoto, przeszedł na cały świat. Mam nadzieję, że stanie się to szybciej niż wolniej.
Podeprę się tutaj jednak opinią ks. dr. Bogusława Turka CSMA, podsekretarza Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, który w jednym ze swoich ostatnich wywiadów podkreślił, że praca Biura Promocji Kultu Męczenników z Pariacoto jest mocno zauważalna w całym świecie, głównie w Watykanie. Stwierdził on: „Można powiedzieć, że droga do kanonizacji ma swój początek w chwili rozpoczęcia procesu ich świętości. Celem procesu jest zawsze kanonizacja, a nie beatyfikacja, która jest zawsze procesem przejściowym. Miejmy więc nadzieję, że również w przypadku o. Michała Tomaszka OFMConv, o. Zbigniewa Strzałkowskiego OFMConv oraz ks. Władysława Bukowińskiego nastąpi to w niedalekiej przyszłości. Myśląc o wielu procesach, muszę niestety stwierdzić, że ich promotorzy zadowalają się często tylko beatyfikacją i później nie są już tak aktywni jak wcześniej. Choć, co podkreślam, ta sytuacja nie dotyczy męczenników zamordowanych w Peru i ks. Władysława Bukowińskiego. Zainteresowanie osób bezpośrednio odpowiedzialnych za ich przebieg jest żywy i stały.

Wywiad pierwotnie ukazał się na portalu: misyjne.pl

Za: www.meczennicy.franciszkanie.pl

Wpisy powiązane

Kraków: podopieczni Dzieła Pomocy św. Ojca Pio potrzebują zimowej odzieży

Halina Frąckowiak gościem specjalnym tegorocznej Żywej Szopki w Krakowie

Pola Lednickie: 9. rocznica śmierci o. Jana Góry OP