Do Japonii św. Maksymilian przybył 24 kwietnia 1930 r., ale po drodze zostawił dwóch zakonników, br. Seweryna i br. Zygmunta w Chinach, aby założyć tam placówkę wydawniczą. “Zawziął się [nasz Maksymilian], by cały świat doprowadzić do Niepokalanej” – napisał jego rodzony brat o. Alfons Kolbe. Nieco wcześniej, bo 3 lutego 1930 r. o. Alfons pisał do mamy Marianny:
“Rozumiem zaciekawienie Mamy podróżą Maksymiliana, ale i tu on niewiele pisuje, tylko tyle, co ściśle do tych misji się odnosi. Otóż o. Generał dał pozwolenie na wydawanie «Rycerza» w Chinach i w Japonii, i do każdego z tych dwóch krajów pojedzie po dwóch braci, a odwiezie ich rzecz oczywista o. Maksymilian. Bracia już sobie brody zapuszczają, jako im polecił, a i on sam donosi, że nie goli się w ogóle, prawdziwy misjonarz! (…) Zdaje się, że wyjadą okrętem z Marsylii (we Francji), gdyż najtaniej i najwygodniej. Podróż pięcioma okrętami z Marsylii do Szanghaju w Chinach kosztować będzie 6600 zł, mimo że otrzymali 20 procent opustu od normalnej ceny”.
Samo zorganizowanie wyjazdu nie było łatwe. Wiemy z pism Ojca Kolbego, ile trudu go kosztowało uzyskanie pozwoleń od przełożonych. Trudnością było również pozostawienie Niepokalanowa, który miał zaledwie 3 lata i mnóstwo kłopotów związanych z prowadzeniem tak wielkiego dzieła wydawniczego. Jednak Maksymilian zaufał Matce Bożej, gdyż czuł, że “wzywa go sama Niepokalana”. Pozostawił wszystko w rękach swego rodzonego brata i wyruszył w nieznane.
Maksymilian nie miał konkretnego celu misji. Zdobył, nietypowe jak na tamte czasy, pozwolenie z Watykanu, z Kongregacji Krzewienia Wiary, na “Misję na Dalekim Wschodzie”. W praktyce polegało ono na tym, że nie mając zaproszenia do konkretnego kraju, diecezji i miejscowości, mógł ubiegać się o otwarcie placówki misyjnej tam, gdzie biskup na to się zgodzi. Może dlatego tak wielu podchodziło do jego wyprawy z wielkim dystansem. On sam – jak pisze w swoich pamiętnikach z podróży i listach z tego okresu – tam, gdzie zatrzymał się statek, zastanawiał się nad możliwościami wydawania w danym kraju i języku “Rycerza” oraz otwarcia Niepokalanowa. Mimo że była to wyprawa “w ciemno”, to jednak nie przez przypadek Maksymilian jako docelowe miejsce wybrał Chiny i Japonię. Długo nad tym rozmyślał, długo rozmawiał we Włoszech z wieloma misjonarzami i uznał, że to tam wzywa go Niepokalana.
Tak oto 24 kwietnia Ojciec Maksymilian oraz bracia, Zeno i Hilary, wysiedli w porcie Nagasaki w Japonii. Pierwsze kroki skierowali do katedry i do bp. J. Hayasaka.
Tak o tym dniu pisze sam Ojciec Maksymilian w liście do prowincjała o. Kornela z 25 kwietnia 1230 r. “Jesteśmy od wczoraj w Nagasaki. Przed katedrą figura Niepokalanej. […] Niech Niepokalana pokieruje. Jest duża nadzieja, że biskup pozwoli nam tu zostać, bo księża chcą go o to prosić”. Pozostał, choć ceną za to było wykładanie filozofii w tamtejszym seminarium duchownym. E niecały miesiąc później, bo 11 maja, Maksymilian napisał do Generała Zakonu: “Dzięki Niepokalanej «Rycerz» w języku japońskim jest już drukowany w jednej z drukarni. Na razie wydajemy 10 tys. egz.”. Brzmi niewiarygodnie, bo przecież to było o całe 5 tys. więcej niż pierwszy numer “Rycerza” w j. polskim, a w dodatku bez znajomości j. japońskiego. Najwyraźniej misją tą opiekowała się sama Niepokalana. Nie obyło się jednak bez trudności. Misjonarzom brakowało wszystkiego i na wszystkim oszczędzali. Przez długi czas nie mieli własnej kaplicy i aby uczestniczyć we Mszy św. musieli chodzić dość daleko do pobliskiego kościoła. Z braku odpowiednich pozwoleń Stolicy Apostolskiej dość szybko zostali posądzeni przez innych misjonarz o nieprawne założenie placówki i wydawanie pisma. Sam Maksymilian ze smutkiem zauważył, że “trudności raczej od swoich, nie od obcych” miały tylko umocnić i zahartował w oddaniu się Niepokalanej. W tym okresie napisał list do o. Metodego Rejentowicza – współbrata w kapłaństwie, zachęcając go do przybycia na misję do Japonii:
“Otóż zadanie tu bardzo proste: zapracować się, zamęczyć, być uważany za niewiele mniej jak za wariata przez swoich i wyniszczony umrzeć dla Niepokalanej… Czyż nie piękny to ideał życia? – Wojna, by zdobyć cały świat, serca wszystkich i każdego z osobna, zaczynając od siebie… Więc odwagi, Bracie”.
Rzeczywiście, ta misja wymagała nie lada odwagi i poświęcenia. Wiele osób myślało, że Maksymilian powróci z fiaskiem ze swojej wyprawy na Daleki Wschód. Bóg chciał jednak inaczej. “Opatrzność Boża zawsze stawiała rozwiązania, gdy trudności wydawały się nie do pokonania” – zanotował w pamiętniku. Nieraz wydawało się, że misję trzeba będzie zostawić, a jednak wtedy przychodziła pomoc, czasem materialna, a czasem ta duchowa. Maksymilian pragnął wszystkich pociągnąć do Chrystusa. To tam złożył nawet czwarty ślub – gotowości oddania swego życia i pójścia na misję tam, gdzie zechce Niepokalana. Pisał w 1936 r. do o. Samuela Rosenbaigera, że “marzył, by złożyć kości jako fundament pod Niepokalanów japoński”. Dodał, że nie wie, gdzie mu przyjdzie je złożyć. Dziś już wiemy, złożył je w Auschwitz, oddając swe życie za brata, podobnie jak Chrystus.
Więcej (zdjęcia) na: www.franciszkanie-warszawa.pl