WYWIAD: Zapach chleba i kwiaty Sahary

– Tata uwielbiał książki, albumy. W weekend siadaliśmy i oglądaliśmy razem egzotyczne zdjęcia. Wchodziłam w ten świat. Chłonęłam go. To co we mnie zaszczepił w dzieciństwie, potem odezwało się gotowością na spotkanie z innymi ludźmi i kulturami. To jest fascynujące… – mówi siostra Małgorzata Popławska, Misjonarka NMP Królowej Afryki.

Tęsknisz za pustynią?

Bardzo! Choć nie za samą pustynią, ale za Afryką Północną. Jako misjonarka byłam najpierw w Ugandzie, Tanzanii i Kenii, a ostatnie lata w Algierii. To mój ukochany kraj. Zachwyciła mnie przyroda, krajobraz, pasterze. Wyobrażałam sobie klimat czasów Pana Jezusa. Sceny jak z Ewangelii… Najpiękniejsze wiosny widziałem właśnie w Algierii. Pełno kwiatów. Żółte.. Nawet na pustyni.

Gdzie dokładnie byłaś?

W Oranie. To w północnej części, przy granicy z Marokiem. Drugie co do wielkości miasto. Dwa lata temu była tam beatyfikacja biskupa oraz grupy zakonników i sióstr. Zostali zabici przez terrorystów w czasie wojny domowej w latach 90-tych. My siostry mieszkałyśmy w starej kamienicy, w centrum miasta. Pod nami była kawiarnia, fotograf, obok przystanek tramwajowy i piekarz. Zawsze rano dobiegał nas zapach chleba z piekarni.

Czym się tam zajmowałaś?

Byłam wolontariuszką w szpitalu, na oddziale chirurgii dziecięcej. Często dzieci były “przykute” do łóżka, na wózkach. Tam był taki długi balkon. Graliśmy na nim w piłkę, nawet z tymi na wózkach. Rodzice nam ufali. My byłyśmy chrześcijankami, oni muzułmanami. Podobnie inni wolontariusze. Łączył nas szacunek i pomoc drugiej osobie. Prowadziłyśmy też zajęcia dla dziewcząt. A ja organizowałam wystawy dla młodych artystów. Bo sama lubię malować. Więc, to trochę inny obraz misji, niż ten jaki mamy w wyobrażeniach.

W Waszym domu w Lublinie organizujecie misyjne weekendy, prowadzicie misyjną formację i rekolekcje dla dziewcząt. Jak rozpoznać w sobie to misyjne wezwanie?

Myślę, że ono jest w nas. Trzeba tylko słuchać siebie. Dla mnie najpierw to była pasja z dzieciństwa. Przyszła przez sztukę afrykańską. Później był czas, spotkania z Panem Jezusem. Zaczęłam się modlić Słowem Bożym. Myślałam, że muszę porzucić sztukę aby zostać misjonarką. Ale Pan Bóg ma swoje drogi. I dziś widzę, że chce nas całych. Nie tylko naszą wiarę i miłość. Również nasze pasje, jeśli zbliżają nas do Niego i mogą służyć innym.

Jak to się zaczęło u Ciebie?

W drugiej klasie liceum plastycznego. Miałem przygotować rzeźbę. To był projekt kobiety w sukience. Wzorowałam na rysunkach z dzieciństwa. Profesor powiedział mi, że mu to przypomina pierwotne rzeźby afrykańskie. W domu mieliśmy pełno książek bo tato kupował. Znalazłam dwie o sztuce afrykańskiej. Zaczęłam czytać. Zafascynowałam się mnie. I czułam, że coś się we mnie rodzi, coś rośnie. Ale w dzieciństwie miałam wiele pasji. Rytmika, taniec, dżudo, pływanie. Więc myślałam, że i tą szybko to przerwę. Ale jednak szłam w tym kierunku.

Pewnego dnia mój nauczyciel powiedział: “Myślę, że któregoś dnia możesz jechać do tej swojej Afryki, i zobaczyć na własne oczy te rzeźby”. Te jego słowa zaczęły we mnie pracować. Pokazał mi, że to co noszę w sobie, jest możliwe do spełnienia. Że marzenia mogą stać się realne. Że to, co jest we mnie, jest cenne. A w pewnym momencie również moja starsza siostra powiedziała: “To jest możliwe, jakbyś wyjechała na misje” “Na misje? Ale jak to się robi?”

Zaczęłaś szukać informacji o misjach? 

Poszłam do księdza, który mnie uczył religii i go spytałam” “Co by ksiądz powiedział, jakby jedna osoba chciała wyjechać na misje jako osoba świecka”. On się nic nie pytał, tylko powiedział: “Poczekaj, coś ci przyniosę”. I przyniósł mi magazyn “Misje dzisiaj” wydawany przez Papieskie Dzieła Misyjne. Zaczęłam czytać. A we mnie się ogień się rozpalał. Woow! Inny świat…. I tak zaczęłam szukać, pisać. Znalazłam, że w diecezji tarnowskiej organizowali obóz misyjny dla młodzieży. A ja byłam zielonogórsko-gorzowskiej. Spakowałam plecak, i pojechałam. A tam popatrzyli na mnie “A ty dziecko, skąd się w ogóle wzięłaś”. Nie wierzyli… (śmiech). Tam mieliśmy spotkania z misjonarzami, siostry, księża, osoby świeckie.  I wtedy pomyślałam, ja nie chcę na kilka lat tylko, ale  na całego.

I w końcu trafiłaś na Siostry Białe?

Na tym obozie, my młodzi, mieliśmy dzień zawierzenia życia Jezusowi. To było ważne doświadczenie. Od tamtego czasu zaczęłam chodzić często na mszę św. Moja siostra powiedziała mi wtedy, że widziała w księgarni Leksykon Zgromadzeń Zakonnych. Wkurzyłam się na nią. “Po co mi to mówisz? Ja nie chcę być zakonnicą” (śmiech). Ale pobiegłam do tej księgarni, wydałam oszczędności. I jak zobaczyłam stronę Sióstr Białych i mapę Afryki, to już wiedziałam, że  to jest to… Nigdy nie wyobrażałam sobie być siostrą. A jak przeczytałam zdanie “prowadzą dialog z muzułmanami” to aż mi łzy popłynęły. Bo zawsze były we mnie pytania jak być świadkiem Ewangelii, a jednocześnie szanować kulturę i wierzenia innych. I tu znalazłam odpowiedź.

Dlatego Algieria?

To kraj, gdzie powstało nasze zgromadzenie. W katedrze w Algierze jest figura Matki Bożej, a nad nią napis “Matko Boża, módl się za nami i za muzułmanami”. Przychodzą do tej katedry również muzułmańskie kobiety, które oczekują narodzin dziecka, i proszą Matkę Bożą o pomoc. 

Gdy myślisz dziś o odczytywaniu w życiu misyjnego powołania… ?

To mi tylko pokazuje, że my tak naprawdę nie mamy nad tym kontroli. Pragnienia się rodzą wewnątrz nas. Bóg je nam daje. A patrząc na własną historię życia… Jak się uczyć kultur? W mojej historii…  Te wspólne oglądanie książek z tatą, kalendarze UNICEF-u. Na każdej stronie zdjęcia ludzi z różnych stron świata. Wchodziłam w ten świat. Chłonęłam go, a tato opowiadał mi o tym,  o świecie… To co we mnie wtedy zaszczepił, potem odezwało się gotowością na spotkanie z drugim człowiekiem i innymi kulturami… To jest fascynujące. jak możemy to odkrywać i cały czas się uczyć czegoś więcej…

Wiem, że czasem trudno dopuścić do siebie myśl o wezwaniu do życia konsekrowanego… Bo możemy mieć pewne obrazy księdza czy siostry, przez co blokujemy w sobie ten potencjał, talenty, które sami mamy i jakie możemy wykorzystać…  A one mogą przecież służyć innym. Ja dziś coraz bardziej widzę, że w misji, nie tyle chodzi o “robienie rzeczy”, o kolejne projekty… Bo ważne jest jak Pan Bóg we mnie pracuje i jak ja współpracuję z Nim.  Ja na misjach bardzo dużo nauczyłam się słuchania. I że “nie moja wola”…  Przecież ja mogę robić swoje, a to nie zawsze może mieć przełożenie na to, czego On oczekuje. To odkrywanie, jest bardzo fascynujące…

Jak mówić misjach?

Myślę, że ważne aby nie tyle podkreślać, że my jedziemy i coś robimy, ale że chodzi bardziej, aby wspólnie budować, wspólnie współpracować, z tymi, do których jesteśmy posłani. W poszanowaniu, w szukaniu wspólnej drogi. Do tego jesteśmy coraz bardziej wezwani. I na to zwraca uwagę papież Franciszek.

Strona Sióstr Białych: http://siostrybiale.org/
Facebook: TUTAJ

Za: www.gosc.pl

Wpisy powiązane

Kapituła warszawskich redemptorystów m.in. o statutach prowincjalnych i atakach na Radio Maryja

Dążenia Sługi Bożego o. Anzelma Gądka OCD do wyniesienia na ołtarze św. Rafała Kalinowskiego

Kokotek: prawie 100 uczestników Zakonnego Forum Duszpasterstwa Młodzieży