Wychować ludzi pokoju i pojednania [cz.1] aby lepiej zrozumieć „filokalię”…

Wychować ludzi pokoju i pojednania [cz.1] aby lepiej zrozumieć „filokalię”… z Szymonem Hiżyckim OSB rozmawia Jacek Zelek.

Pobieżna lektura bez sięgnięcia do źródeł i opracowań może okazać się pomyłką. Wieloznaczność tekstu, różne poziomy jego rozumienia, różnorodne pochodzenie jego poszczególnych części – to wszystko skłania, by się zatrzymać nad czytaną pozycją i nieco głębiej poszukać. Nie da się ukryć, że Filokalia, antologia pism duchowych z okresu między IV a XV wiekiem, stawia wymagania: potrzeba przy jej lekturze konkretnych komentarzy i wyjaśnień zawiłości, które narosły przez wieki.

Staramy się z ojcem Szymonem Hiżyckim OSB, w tej nieco odmiennej formie wstępu, ukazać model pracy nad takim tekstem jak Filokalia. Nie pomijamy strony praktycznej: mówimy o tym, jak to wszystko się odbywa, począwszy od tłumaczenia, na redakcji kończąc. Już sam zakres materiału zakłada konieczność pójścia na skróty tu i ówdzie – o tym wspominamy w toku rozmowy. Skupiliśmy się na dwóch dziełach z I tomu Filokalii: Pseudo-Antoniego Wielkiego i Izajasza Anachorety, które udostępniamy w osobnej serii „Teksty z Filokalii”. Będzie ona swego rodzaju przygotowaniem do kolejnych tomów naszego projektu, który za cel ma publikację pierwszego polskiego przekładu Filokalii.

Jacek Zelek: Jaka jest idea wydania Filokalii?

Szymon Hiżycki OSB: Osobiście uważam, że tekst Filokalii ma wychowywać ludzi pokoju i pojednania, którzy są bardzo zakorzenieni w Bogu. Ikoną kogoś takiego jest bohater Opowieści pielgrzyma. Spójrzmy, jakie miał tragiczne życie: stracił wszystko, a jedynym celem, który go ożywiał, było pragnienie Boga. Dzisiaj, pośród bezsensu i degradacji wartości, właśnie Filokalia może być tym fundamentem, na którym będzie dało się zbudować od podstaw uporządkowane życie.

Spotkałem się z pewnym niezrozumieniem co do samego słowa Filokalia, nie mówiąc już o zwykłych pomyłkach w czytaniu tego tytułu.

Filokalia znaczy umiłowanie piękna, umiłowanie tego, co piękne. Spotykamy się z tym pojęciem już u Platona; natomiast w epoce wczesnochrześcijańskiej to słowo znaczyło mniej więcej to, co dziś określamy mianem antologii, kolekcji tekstów. Czyli w wolnym tłumaczeniu można powiedzieć: filokalia to te wszystkie piękne fragmenty, które mi się podobają. U Euzebiusza z Cezarei napotykamy wzmianki, że niejaki biskup Beryl ułożył jakąś filokalię. Do naszych czasów dotrwała Filokalia ułożona przez świętych Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanzu – wybór z tekstów Orygenesa.

Tytuł dzieła Makarego z Koryntu i Nikodema Hagioryty można tłumaczyć dwojako – albo jako zbiór tekstów, czyli antologia, albo jako umiłowanie Piękna, czyli dosłownie chodzi o umiłowanie Boga. Być może ta dwuznaczność jest zamierzona.

Pełny tytuł antologii brzmi: Filokalia świętych ojców neptyckich, ułożona z pism świętych i teoforycznych Ojców, w której przez duchową filozofię działania i kontemplacji umysł zostaje oczyszczony, oświecony i udoskonalony. Pojawiają się tam dwa, dość egzotyczne słowa: „neptyccy” i „teoforyczny”.

Nêpsis to czujność. W języku greckim oznacza świadome życie, czyli: nic nie robię bezrefleksyjnie, sprawy wokół mnie nie uchodzą mojej uwadze, rozumiem je, bo jestem świadom życia, które przeżywam.

Theofóros to ktoś niosący Boga. Ojcowie teoforyczni zatem to ci, którzy dzięki swojej nauce i autorytecie przybliżają nam Boga.

Niech mi Ojciec wytłumaczy, dlaczego do tej pory nikt w Polsce nie podjął się dzieła przetłumaczenia całej Filokalii?

Łacinnicy nie za bardzo interesowali się Filokalią, choć dzieła, które wchodzą w jej skład, już tłumaczone były (np. Ewagriusz z Pontu czy Jan Kasjan). W Polsce do tej pory trwają przekłady dzieł klasycznych – św. Augustyna, Orygenesa, św. Hieronima… Jest jeszcze sporo do zrobienia. Filokalia czekała na swój czas, który chyba nadszedł, i właśnie z Tyńca wyjdzie pierwsze polskie wydanie tego skarbca duchowości, z którego każdy będzie czerpać, jeżeli zechce.

W planach jest wydanie pięciu tomów. A współczesne teksty?

Na początku myślmy tylko o tych pięciu tomach, czas pokaże, co będzie dalej.

Możemy już chyba zapowiedzieć, że wraz z I tomem Filokalii ukaże się opracowanie tłumacza Cezarego Dobaka.

Tak, to prawda. Będzie to praca poświęcona procesowi tłumaczenia I tomu, która również przybliży czytelnikom tajniki, jak powstaje przekład z języka greckiego i jak ogromna praca jest z tym związana.

Obecnie zdecydowaliśmy się na wydanie dwóch dzieł z I tomu: Pseudo-Antoniego Wielkiego i Izajasza Anachorety. Co w nich znajdziemy?

Tekst Pseudo-Antoniego to zbiór zasad przydatny dla człowieka, który ćwiczy się w cnocie i w filozofii. Całość ma formę zachęty, można ją ująć w takim zawołaniu: Nie zniechęcaj się niepowodzeniami, cel jest możliwy do osiągnięcia, walcz o cnotę, walcz o poznanie prawdziwej mądrości, wszystko jest w zasięgu twojej ręki. Możesz być pobożny i szczęśliwy.

Z kolei Izajasz Anachoreta skupia się głównie na zagadnieniu czujności. Na pierwszym miejscu staje tutaj praktyka straży umysłu, kontroli myśli.

Właśnie u Izajasza Anachorety pojawia się określenie „medytacja wewnętrzna”, co w kolejnych etapach ma prowadzić do modlitwy Jezusowej.

W języku greckim jest to oddane za pomocą słów krypte meléte. W pewnym sensie już samo powyższe greckie określenie jest nawiązaniem do modlitwy Jezusowej. Gdy czytamy Opowieści pielgrzyma, widzimy, jak Pielgrzym chodzi i recytuje jedno wezwanie. To jest to, o czym mówimy: powtarzanie modlitwy Jezusowej, w taki sposób, aby w Obecności Bożej trwać nieustannie. Przekładając to na język współczesny, powiedziałbym nawet, że modlitwa Jezusowa ma stać się naszym stylem życia.

Od jak dawna Ojciec myśli o wydaniu Filokalii? Czy był konkretnie jakiś moment lub wydarzenie, kiedy pojawiła się myśl o polskim tłumaczeniu całości pism duchowych z języka greckiego?

Od 2005 r. Była to chwila, kiedy po raz kolejny przeczytałem Opowieści pielgrzyma. Wtedy, po zetknięciu się z Filokalią, z której korzystał Pielgrzym, pomyślałem, że publikacja w całości w języku polskim musi się ukazać w Polsce.

Dwa płuca: Wschód i Zachód zostaną ubogacone kolejną edycją Filokalii. Mówiąc krótko, sama idea projektu ma wymiar ekumeniczny.

Już sam fakt działalności naszego wydawnictwa ma rys ekumeniczny. Wystarczy wspomnieć tutaj serię „Źródła monastyczne”, z której korzysta tradycja wschodnia i zachodnia. Pamiętajmy, że w większości są to teksty sprzed schizmy (Apoftegmaty Ojców Pustyni, Palladiusz, Żywot św. Antoniego, Doroteusz z Gazy, Listy Barsanufiusza i Jana). To dzieła, którymi żył zarówno Wschód, jak i Zachód. Nasza działalność ma za cel przypomnienie pewnego modelu duchowości w oparciu o teksty klasyczne. Sądzę więc, że przekład całościowy Filokalii wpisuje się raczej w linię programową wydawnictwa.

Trzeba przyznać, że Ojcowie Pustyni, podobnie jak ich dzieła, są w cieniu Kościoła.

Jak każda mniejsza część, gdzieś ucieka świadomości ludzkiej. Ale ja bym popatrzył na tę kwestię z trochę innej perspektywy: spojrzałbym na samą Filokalię, jej istotę i niuanse z nią związane, co pozwoli nieco zrozumieć fakt jej powstania.

Filokalię można rozpatrywać z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony można ją studiować i badać jako antologię tekstów, która powstała i została zredagowana w XVIII wieku. I wtedy zastanawiamy się, kim byli św. Nikodem Hagioryta i św. Makary z Koryntu. Skąd się wzięli w Wenecji i dlaczego tam wydali Filokalię? Co nimi kierowało przy wyborze tych tekstów, a nie innych? Dlaczego taki układ? Jaki mieli cel, żeby porywać się na tak olbrzymią pracę? Dzisiaj jest z przekładem wiele pracy, a co dopiero w tamtych czasach! Do kogo te teksty były skierowane? Jakie były dzieje późniejszych edycji?

Drugim aspektem spojrzenia na Filokalię jest samo studiowanie tekstów. Jak wiemy, są to pisma powstałe między IV a XV wiekiem, czyli tysiąc sto lat literatury greckiej. I tak możemy krok po kroku pytać o poszczególnych autorów, np. Diadocha z Fotike, Talazjusza z Libii, Nila z Ancyry (tak naprawdę Ewagriusza z Pontu). Możemy badać ich środowisko, dla kogo oni pisali, ich siatki pojęciowe itd.

Filokalia, jak można zauważyć, u samych swych podstaw ma układ szkatułkowy, taka historia w historii. Pojawiają się kolejne edycje i kolejne pytania nas współczesnych: dlaczego podejmują taki trud i dla kogo. I myślę, że trzeba w tych rozważaniach znaleźć taki środkowy punkt, ponieważ są to dylematy przy pisaniu wstępu dla redaktora przekładu. Natomiast ten punkt środka przy analizie Filokalii pozwoli nam to wszystko objąć jakby z lotu ptaka. Jest to niezwykle trudne zadanie, żeby znaleźć odpowiednie „drzwi”, które zaprowadzą nas do właściwego „pokoju”. Jakie postawić pytanie, aby przejść przez wszystkie zagadnienia, które nas interesują?

Trzeba pamiętać, że św. Nikodem Hagioryta pisał wstęp do pierwszego tomu w oparciu o fundament swego doświadczenia – przecież wspólnie ze św. Makarym nie byli autorami tylko i wyłącznie Filokalii. Zakres ich działalności był o wiele szerszy. Pamiętajmy również o ważnym uściśleniu: Nikodem i Makary wydali Filokalię jako pierwsi, ale napisali ją jako drudzy.

A więc kto był pierwszy?

Powstał tekst analogiczny, ale starszy o kilkanaście lat. Autorem tej antologii był św. Paisjusz Wieliczkowski. Dopiero gdy otrzymał egzemplarz wydania Nikodema i Makarego, zdecydował się na swoje własne wydanie. Stąd paradoks, że napisał ją jako pierwszy, a wydał jako drugi.

To były dokładnie takie same antologie?

Nie, ale możemy znaleźć podobieństwa.

Kolejną sprawą, która mnie interesuje, to fakt ograniczenia przez świętych Makarego i Nikodema wyboru tekstów do okresu między IV a XV wiekiem. Dlaczego nie skorzystali z dorobku współczesnych im autorów?

Wiązało się to z przekonaniem o klasyczności pewnych tekstów: należało się odwołać do mistrzów. Święci Makary i Nikodem stanowili taką część społeczeństwa, która żyła pod naciskiem tureckim, stąd aby wydać antologię dzieł klasyków, musieli uciekać aż do Wenecji. Poza tym pewien styl ortodoksyjny, prawosławny, również podlegał procesowi obumierania. Dlatego też można powiedzieć, że ich ideą stało się udostępnienie ludziom żyjącym w różnych wspólnotach „nowych soków życiowych”; chodziło o to, co dzisiaj nazywamy „powrotem do źródeł”, czyli o sięgnięcie po mistrzów życia duchowego, aby odnaleźć na nowo swoją własną tożsamość. Makary i Nikodem wydając Filokalię chcieli powiedzieć: patrzcie, jak wielkie dziedzictwo macie u siebie, jaką duchowość! By wrócić do własnych korzeni, nie musicie korzystać ze współczesnego nowinkarstwa. To, co powstało przed wiekami, stanowi prawdziwą mądrość.

I trzecia sprawa, to kolejny paradoks, ponieważ w założeniu Makarego i Nikodema Filokalia miała być taką Anty-Encyklopedią. Czasy naszych wydawców to okres Oświecenia: wielkie triumfy święcą francuscy encyklopedyści. Powstała Encyklopedia, która miała zbierać całą wiedzę sformułowaną do tamtego czasu. Jak można się łatwo domyślić, sprawy wiary i duchowości sprawdzone zostały do pewnych racjonalistycznych modeli. Ten fakt zaniepokoił Makarego i Nikodema. Chcieli pokazać światu, że oprócz tej rzeczywistości, którą pokazuje Encyklopedia francuska, istnieje jeszcze inny świat, świat życia wewnętrznego, który jest o wiele ważniejszy niż to, co można zbadać mędrca szkiełkiem i okiem. I patrząc na to dzisiaj, z perspektywy historii widzimy, że wtedy to greckie wydanie Filokalii nie odniosło zamierzonego celu. Prawdziwy wybuch jej popularności to dopiero lata 50. XX wieku. Z kolei antologia Paisjusza Wieliczkowskiego od samego początku cieszyła się wielkim uznaniem na Wschodzie, miała to szczęście, że trafiła na podatny grunt. Rozkwit Cerkwi Prawosławnej wiąże się organicznie właśnie z tym, co dała Filokalia. Było faktycznie swego rodzaju odrodzenie duchowe, wystarczy wspomnieć tutaj Starców z Pustelni Optyńskiej, Serafina z Sarowa, to, co opisuje Dostojewski, co mamy u Gogola, a nawet pisał o tym Lew Tołstoj. To był wielki powrót do źródeł, do tego, co dzisiaj nazywamy modlitwą serca i modlitwą Jezusową. Cała duchowość filokaliczna objęła swoją rewolucją nie tylko duchownych, ale jak to jest zaznaczone we wstępie do Filokalii, również świeckich. Nie jest to jakaś tajemna nauka zarezerwowana dla wybranych. Ta piękna duchowość, jeszcze raz to powtórzę, jest dla wszystkich.

Była Encyklopedia francuska, jakie jeszcze przyczyny możemy odnaleźć w decyzji wydania Filokalii?

Może warto też popatrzeć od strony dzisiejszego, współczesnego człowieka. Jak dla Nikodema i Makarego wrogiem była Encyklopedia, a jednocześnie powodem stworzenia tej antologii, tak dzisiaj dla nas – zabrzmi to trochę przewrotnie – Filokaliamoże się stać przeciwieństwem Internetu.

Dlaczego?

Mówiąc dokładniej, chodzi mi o pewną mentalność, która wypływa z Internetu. Już wyjaśniam: jak kiedyś pewnym ideałem była idea oświecenia (szukanie odpowiedzi w Encyklopedii)…

…taka dzisiejsza Wikipedia?

Właśnie – tak teraz wszystkiego szukamy w Internecie, podobnie jak w przypadku Encyklopedii, w czasach Makarego i Nikodema. Nie krytykuję wszystkich aspektów korzystania z Internetu, ponieważ sam go używam. Jednak chodzi mi o sprowadzenie całego życia do relacji w sieci – to mi się nie podoba. Internet stał się swego rodzaju, przynajmniej dla niektórych, stylem życia, czyli redukcją naszych zachowań, rozmów i relacji do kontaktu z innymi poprzez komunikator na Facebooku. Chodzi mi o odarcie z wartości pewnych zasadniczych postaw człowieka (np. rozmowa z drugą osobą zastąpiona „rozmową” on-line). Wszystko to prowadzi do pewnej powierzchowności życia, ponieważ – takie jest moje zdanie – nic nie zastąpi spotkania z żywym człowiekiem, tak jak i z żywym Bogiem.

Bardzo bym chciał, aby polska Filokalia stała się wezwaniem dla człowieka, aby prowadził życie bardziej głębokie, aby miał odwagę skonfrontować się z samym sobą, z drugim człowiekiem i ostatecznie z Bogiem.

Czyli Filokalia, pozostając dalej na poziomie porównań internetowych, jest taką wersją drukowaną wyszukiwarki Google.

Jest w tym jakaś analogia. Jak w wyszukiwarce pływasz po oceanie możliwości, podobnie i Filokalia staje się dla czytelnika pomocą w wyjściu z problemów, a przynajmniej we wskazaniu środków zaradczych, jak uporządkować swoje życie. Autorzy Filokalii pisali to wszystko na podstawie własnego doświadczenia swoich upadków, swoich sukcesów, smutków i radości. Pokazali pewną nić, za którą można iść. Nie bali się o tym pisać, może nie były to długie traktaty teologiczne, ale jedno jest pewne: są to teksty przemyślane i przepracowane na bazie własnego doświadczenia. Dlatego Filokalia wymaga od nas nieustannej lektury, takiego „przeżuwania”, ciągłego interioryzowania tekstu, czyli dokładnie odwrotnej postawy w stosunku do tej, jaka jest nam dzisiaj proponowana przez Internet, gdzie wszystko pływa po powierzchni; karmimy się szybkimi, pustymi informacjami, bez jakiejkolwiek refleksji, pędzimy, ale dokąd? A pośród tego wszystkiego jest Filokalia, która wymaga pewnego studium, ciągłego powracania do niej na nowo. To jest tak, jak z moim ulubionym autorem, Diadochem z Fotike, którego cały czas czytam, porównuję z innymi wydaniami, modlę się tymi tekstami i staram się wprowadzać te zalecenia ascetyczne do własnego życia. Mimo tego, że jest to propozycja, która idzie wbrew powszechnym przekonaniom, uważam, że jest to droga do wyrobienia w sobie solidnej duchowości. Dodałbym jeszcze jedną rzecz: Filokalia przypomina nam nie tylko o tym, kim jest Bóg, ale także o tym, kim jest człowiek i jaki jest cel jego życia na tej ziemi. Wierzymy, że jesteśmy stworzeniem dobrego Boga, że jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo i naszym celem jest zjednoczenie z Nim, coraz dalej idące upodobnienie się do Niego. To jest chrześcijańska wizja człowieka, do której nieustannie trzeba wracać.

Ciąg dalszy nastąpi…

// fot. Anna Kaczmarz / Gazeta Krakowska

Za: www.filokalia.pl.

Wpisy powiązane

Jubileusz obecności karmelitów bosych w Wadowicach

Kęty: 70. rocznica ustanowienia w klasztornym kościele nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy

Pomoc osobom skrzywdzonym w Kościele