– To jest ten winowajca, który mnie tutaj przywiózł i zostawił – tak Jan Paweł II witał zawsze br. Mariana Markiewicza ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego, który go odwiózł na konklawe w 1978 r.
Przed kilku laty w rozmowie z KAI zakonnik wspominał barwne szczegóły z tamtych dni: zaplombowane pokoje kardynałów, oblężenie Kolegium Polskiego przez dziennikarzy i swoją pierwszą wizytę u Ojca Świętego.
Brat Marian Markiewicz odwoził arcybiskupa krakowskiego i jego walizki na oba konklawe w 1978 r. – pierwsze w sierpniu, na którym został wybrany na Papieża kard. Albino Luciani, późniejszy Jan Paweł I, a także na drugie, które zaczęło się 13 października. Mieszkał od stycznia 1977 r. w Rzymie, gdzie był kierowcą w Papieskim Kolegium Polskim w Rzymie. W tym domu zatrzymywał się kard. Karol Wojtyła podczas wizyt w Rzymie.
– Wybacz Józiu, żem się tak licho spisał – powiedział metropolita krakowski po pierwszym konklawe ówczesnemu rektorowi Kolegium Polskiego, a dzisiejszemu arcybiskupowi przemyskiemu Józefowi Michalikowi. – Kard. Wojtyła żartował, że kiedy zostanie papieżem, ufunduje w kolegium windę między kaplicą a refektarzem – tłumaczył br. Markiewicz. Ks. Michalik w odpowiednim czasie przypomniał Papieżowi tę obietnicę i winda jeździ do dzisiaj.
– Żadnych telefonów, wszystkie okna zaplombowane tak, że można było je uchylać tylko na kilka centymetrów, całkowita izolacja – tak br. Marian wspominał pomieszczenie, w którym mieszkał kard. Wojtyła podczas konklawe. Widział je, kiedy 13 października razem z ks. Stanisławem Dziwiszem odwoził bagaż kardynała przed spotkaniem purpuratów. Zapamiętał, że przyszły Papież zachowywał się zupełnie inaczej niż przed konklawe, które odbyło się trzy miesiące wcześniej. Tym razem nie żartował, był zamyślony i rozmodlony. – Zupełnie jakby coś przeczuwał – wspominał po latach br. Markiewicz.
14 października kard. Wojtyła dodatkowo martwił się o swojego przyjaciela, biskupa Andrzeja Deskura, który tego dnia ciężko zachorował. Kardynał odwiedził go w klinice Gemelli tuż przed wyjazdem na konklawe. – O godz. 15.50 byliśmy na Watykanie, pożegnaliśmy się przed bramą, a o godz. 16.00 zamknięto bramę konklawe – powiedział zakonnik. W bramie zamontowano obrotową beczkę – jak w klasztorach klauzurowych, żeby tą drogą podawać kardynałom posiłki. Furtka w bramie, którą wchodzili purpuraci, została zaplombowana aż do czasu wyboru nowego Papieża. Absolutnie nic nie mogło przeszkodzić w obradach.
Choć wcześniej księża z Kolegium Polskiego żartowali na temat papiestwa dla arcybiskupa krakowskiego, a nawet przed odjazdem życzyli mu, żeby został Papieżem, to wiadomość o jego wyborze wszystkich zaskoczyła. Polacy cieszyli się bardziej niż inni, a przez głośniki na Placu św. Piotra poszukiwano ks. Dziwisza, którego chciał mieć przy sobie Ojciec Święty. Już pół godziny po ukazaniu się białego dymu z Kaplicy Sykstyńskiej w Kolegium Polskim był już tłum dziennikarzy i fotoreporterów z całego świata, którzy chcieli się dowiedzieć czegokolwiek o nowym Papieżu. – Filmowali dosłownie wszystko, co się dało – opowiadał br. Markiewicz.
Następnego dnia do domu przyjechał ks. Dziwisz, żeby zawieźć resztę rzeczy Ojca Świętego na Watykan. Br. Marian i ks. Michalik poszli do papieskiej kaplicy, żeby zobaczyć się ze swoim rodakiem. – Czułem, że nogi uginają mi się z wrażenia – wspominał. – Uklęknęliśmy z księdzem rektorem w progu kaplicy. Jan Paweł II modlił się na wielowiekowym mosiężnym klęczniku, z którego korzystał już niejeden papież. Ks. Dziwisz powiedział nam w końcu: „No, idźcie przywitać się z Ojcem Świętym!”. Podeszliśmy, mówiąc „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
Papież przywitał się z nimi i zapytał „z góralska”: – A co się tak po nocach włóczycie? – Przyszliśmy odwiedzić Ojca Świętego – odpowiedzieli. – Jak żeście przyszli, to chodźcie, to może jako w tej chałupie nie zginiemy – zaprosił. Pokazał im swoje pokoje – gabinet, sypialnię, bibliotekę i pomieszczenie, z którego udziela się błogosławieństwa po modlitwie „Anioł Pański”. Papież żartował, np. że już nie pojadą sobie popływać na basen do księży werbistów, gdzie byli przed pierwszym konklawe. Brat, choć bardzo wzruszony, zapamiętał, że tego dnia Ojciec Święty miał jeszcze niedokładnie dopasowany strój. Do Bożego Narodzenia 1978 r. spotkał się z Janem Pawłem II jeszcze 28 razy – jak sobie skrupulatnie zanotował. Za każdym razem Ojciec Święty mówił: – To jest ten winowajca, który mnie tutaj przywiózł i zostawił!
PAP/drr
Za: www.deon.pl