Jezus w pamięci pierwotnego Kościoła
W Liście do Filipian odnajdujemy jeden z najpiękniejszych i najważniejszych tekstów starożytnego Kościoła dotyczących Jezusa (Flp 2,1-11). Ten tekst odkrywa przed nami jak pierwsi chrześcijanie rozumieli Jezusa, kim dla nich był, co w Jego życiu i dziele było dla nich za najistotniejsze. Autor tego listu, należącego do zbioru pism przypisywanych przez Tradycję apostołowi Pawłowi, stawia przed czytelnikiem/słuchaczem Chrystusa jako wzór do naśladowania. Stwierdza, iż chrześcijanina powinny ożywiać te same pragnienia i dążenia, co jego Mistrza. Wzór Chrystusa staje się tu momentem decydującym o życiu Kościoła. Jaki był nasz Pan, tacy powinniśmy być i my, ochrzczeni w Jego imię, włączeni w Jego Kościół.
Istotą propozycji autora Listu do Filipian jest naśladowanie Chrystusa, który „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale uniżył samego siebie”. Pierwsza rzecz jaką chrześcijanie pamiętają o Jezusie jest Jego dobrowolne uniżenie. Grecki tekst tego fragmentu mówi, że Chrystus nie „trzymał się kurczowo, tego co było mu należne”. Właśnie taka postawa decyduje o przyjęciu postawy uniżenia (kenozy).
Olśniewająca prawda
W takim ujęciu trzy rzeczy zdumiewają w szczególny sposób. Po pierwsze, najgłębsze pokłady pamięci wczesnego Kościoła o Jezusie zdominowane są przez obraz Jego uniżenia. Musimy pamiętać, że wciąż jeszcze żyli naoczni świadkowie Jezusa. To właśnie oni zapamiętali Go jako nieszukającego siebie, wolnego od siebie, od potrzeby zewnętrznego uznania. Zapamiętali Go jako wywłaszczonego ze wszystkiego, wolnego, od rzeczy, które miał prawo posiadać. Wspomnienie to jest tak potężne, że nie usuwa go myślenie o Zmartwychwstaniu. W uniżeniu Pana musi zawierać się coś olśniewającego, jakaś prawda dająca życie. Wydaje się, że na co dzień nie zdajemy sobie sprawy jak dalece pokora Jezusa w Jego uniżeniu stworzyła chrześcijaństwo. Mamy tutaj do czynienia z radykalnym przemyśleniem całej wizji Boga, świata i człowieka. Chrześcijaństwo odkrywa w Jezusie i głosi nową jakość władzy, nowe drogi zbawienia, na nowo definiuje małość i wielkość.
Po drugie, fascynujące horyzonty otwierają się przed myśleniem i duchowością, kiedy zdajemy sobie sprawę, że właśnie taka postawa Jezusa ma stać się, zdaniem autora Listu do Filipian, wzorcem życia Kościoła. Widać tu od razu, że wspomnienie Jezusa pokornego i uniżonego nie jest dla pierwszych chrześcijan jakimś rzewliwym sentymentalizmem, ale wezwaniem do nowego działania. Pamięć o Jezusie uniżonym nie tylko wypełnia umysły Jego pierwszych uczniów, ale staje się przykazaniem, formą życia. Młody Kościół przyjmuje jako swoją konstytucję uniżoną postawę swojego Mistrza. Nie myśli strategicznie według wzorców naszego starego świata, pogrążonego w starych, przesiąkniętych niejednokrotnie logiką odziedziczonego egoizmu, schematach wyznaczających coraz to nowe mody. Kościół myśli według Jezusa, a jego jedyną polityką jest naśladowanie ubogiej, uniżonej, pokornej drogi „mistrza ostatniego miejsca” (Karol de Foucauld). Chrześcijańska droga do sukcesu to nie jest małoduszność beznadziejnego powtarzania walki o władzę i uznanie, lecz konsekwentne kroczenie drogą Tego, który „nie trzymał się kurczowo, tego, co mu się należało”.
Po trzecie, to właśnie takie chrześcijaństwo, z taką pamięcią o Jezusie, zdobywało świat. Trudno nie podziwiać odwagi pierwszych uczniów, którzy szukając swojego modus vivendi, nie oglądają się na świat, nie kalkulują, ale pokornie wchodzą na drogę wyznaczoną przez swojego Pana. Mogli przecież wybrać drogę podążania jedynie za zmartwychwstałym, drogę, która mogłaby ich uprawniać, w odłączeniu krzyża i zmartwychwstania, do politycznego tryumfalizmu. Ich decyzja jest inna: wiedzą, że tryumf Jezusa nie przekreśla Jego pokory, Jego uniżenia i że jest objawieniem innej mocy, mocy uniżenia.
Przełomowość wszystkich trzech momentów wskazuje na potęgę wiary w Jezusa uniżonego, jaka zagościła w przestrzeni wspólnoty pierwotnego Kościoła. Ta wiara powinna nas wszystkich zastanowić, nieustannie dawać nam do myślenia: znajduje się ona bowiem nie na marginesie naszego Credo, ale w samym jego centrum.
Jego droga uniżenia
Jezus, o którym mówi nasze chrześcijańskie wyznanie wiary, to nie tylko Pan chwały, ale i uniżony sługa. Tajemnica uniżenia Syna Bożego, pokornego Jednorodzonego Syna Ojca przedwiecznego, została wpisana w centrum symbolu wiary. Przypomnijmy, że nie ogranicza się ona jedynie do wyznania Męki i Śmierci Pana.
Warto w tym względzie odwołać się do intuicji muzyki liturgicznej. Wielość różnych partytur napisanych pod tekst mszalnego Credo, oprócz samego tekstu symbolu, łączy również i to, że od słów „który dla nas i dla naszego zbawienia” aż do wyznania „ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany”, stosuje pewien chwyt formalny polegający na stopniowym, powolnym opuszczaniu linii melodycznej. To zstępowanie melodii sugeruje ruch zstępujący samego Boga-Syna, który nie waha się z miłości stać się człowiekiem ze wszystkimi konsekwencjami, w tym z cierpieniem i przyjęciem śmieci oraz byciem pogrzebanym. Muzyczna interpretacja wskazuje tutaj plastycznie na cierpliwe, powolne zstępowanie Pana aż do samego serca ziemi, aż do samego najgłębszego jądra ludzkiego doświadczenia życia w całej jego dramaturgii. Ta intuicja muzyczna odzwierciedla dobrze teologię i duchowość hymnu o kenozie, o którym myślimy. On również, od strony formalnej, literackiej, zbudowany jest parabolicznie: aż do wersetu 8. wskazuje na różne momenty uniżenia Chrystusa. I tak, Pan „nie skorzystał ze sposobności” i „stał się sługą”, „w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka” „stał się posłusznym aż do śmierci krzyżowej”.
Bazując na tych intuicjach można powiedzieć, że droga Jezusa to droga uniżenia. Jest tak już od samego momentu stania się człowiekiem, które zadecydowało o dzieleniu z nami naszej ludzkiej kondycji, oprócz grzechu, który nie należy do definicji człowieka. Kulminacyjnymi momentami uniżenia Boga są męka i śmierć. Tym samym wierzyć w Jezusa oznacza zawsze konsekwentnie wierzyć w Jezusa uniżonego.
Wolność od siebie
Kiedy pomyślimy, że tym, który cierpi i umiera, jest przedwieczny Syn Ojca, nietrudno o zawrót głowy. Bóg nie zna śmierci, jest wszak absolutnym życiem i błogosławionym źródłem życia dla wszystkiego, co istnieje. Wyznanie Jego dobrowolnie przyjętej śmierci jako szczytu uniżenia, winno łączyć się z jednoczesnym uznaniem, iż w przyjęciu umierania Pan zrobił coś, do czego nie był przymuszony. Właśnie Jego śmierć najbardziej pokazuje Jego boską pokorę: w swojej śmierci Pan życia pokazuje, że nie trzyma się kurczowo tego, co mu przynależy na mocy tego, kim jest. Uniżenie, pewnego rodzaju radykalna wolność od siebie jest tym, co tworzy Jego styl życia. To prawda, że dzisiaj Jezus zasiada po prawicy Ojca i jest panem dziejów i kosmosu. Jest jednak również prawdą, że ta Jego władza, którą otrzymał od Ojca, jest władzą pokorną: On króluje przez swoją pokorną służbę, przez swoje uniżenie.
Dopiero teraz jesteśmy w stanie ujrzeć całą głębię wyznania wiary w uniżenie. Ta wiara pokazuje nam, że tym, co tworzy samo życie Boga jest właśnie pokorna wolność i wolna pokora nie trzymania się tego, co mu przynależy, do czego ma prawo. Bóg jest nieskończony i wiecznie żyjący, bo jest zdolny do oddania siebie, wydania siebie. Krzyż pokazuje coś istotnego w stylu boskiego życia. Na nim odsłania się jak pokorny jest Bóg, w którego wierzymy. Jego życie nie jest walką o przywileje, kumulacją doświadczeń, bogaceniem się przez gromadzenie, ale właśnie pokorną wolnością oddania samego siebie, uniżenia siebie. W tym uniżeniu Jezusa jest jakaś ogromna spontaniczność. On rzeczywiście naturalnie czyni jedynie to, co widzi u Ojca czyniącego. Jego życie jest ukazaniem i naśladowaniem boskiej, wolnej, pokornej i radosnej dyspozycji do oddawania siebie. To, co dla nas jest uniżeniem, upokorzeniem, sztuką trudnej wolności oderwania od siebie, dla Niego jest okazją do ukazania wspaniałości Jego Boskiego życia. Jest również propozycją dla każdego z nas.
Sztuka życia
Jedną z największych pokus chrześcijanina jest zejście z drogi uniżenia i marzenia o wielkości na wzór świata. W rzeczywistości, wejście na drogę tej pokusy, w jej logikę, oznacza zagubienie prawdziwego życia. Pompa władzy i pierwszego miejsca, pokusa zwyciężania, marzenia o absolutnej wolności, rozumianej jako totalna autonomia, są skutkiem łamania perspektyw jakie przyniósł ze sobą grzech. On na nowo definiuje życie odcinając je od logiki tego życia, którym jest Bóg. Grzech łudzi wizją życia „lepszego”. Nie wolno nam o tym zapominać, że grzech jest kłamstwem o życiu.
Prawda wiary o uniżeniu Pana zachęca nas do konsekwentnego obrania drogi pokory. Tym, co tworzy Kościół jest stanowcza odmowa bycia dla siebie, świadoma rezygnacja z przywilejów na rzecz coraz szerszego bycia dla innych. Nie przez przypadek święci przypominają nam konieczność obrania drogi uniżenia. Logika świętości to pragnienie wyjścia poza postawę roszczeniową na rzecz postawy dawania. Św. Franciszek odkrywa Chrystusa uniżonego, pokornego, który nie zabiega o siebie, jednym słowem Chrystusa ubogiego. On staje się dla niego i dla jego zakonu najwyższą normą życia. Teresa od Dzieciątka Jezus wybiera małą drogę naśladowania Pana w Jego uniżeniu i pokorze. Wspomniany już Karol de Foucauld, szuka ostatniego miejsca, chociaż wie, że na nim już go ubiegł sam Jezus. W tym duchu powinniśmy również rozumieć zabiegi papieża Franciszka, któremu marzy się Kościół ubogi, pokorny.
Ci i wielu innych świętych poszli drogą Jezusa, aby u jej końca zrozumieć, że to jest droga chwały, prawdziwej mocy i prawdziwego życia. Uniżenie Pana Jezusa stało się dla nich modelem życia. Dlatego także Jego tajemnica wywyższenia stała się ich własną tajemnicą.
Czyż możemy sobie życzyć czegoś więcej na święty czas Postu i Wielkanocy niż tego, aby objawiły się w nas te dwie tajemnice: uniżenia i życia Jezusa? Nie bójmy się zawierzyć Jego pokorze.
ks. Robert Woźniak