Wicepostulator procesu beatyfikacyjnego o o. Andraszu: doradzał św. Maksymilianowi, a przed furtą stała kolejka jego penitetntów

Był dyrektorem pierwszego w Polsce wydawnictwa katolickiego, św. Maksymilian pytał go o radę zakładając „Rycerza Niepokalanej”. Był też zaangażowany w zawierzenie narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa w 1951 roku oraz w propagowanie kultu Bożego Miłosierdzia. Spowiadał wiele godzin dziennie. Jego najbardziej znaną penitentką była św. s. Faustyna Kowalska. O. Józef Andrasz może być wzorem oddania jako szafarz sakramentów – mówi wicepostulator procesu jezuita o. Mariusz Balcerak.

Joanna Operacz (KAI) – Prawie rok temu zaczął się proces beatyfikacyjny o. Józefa Andrasza. Na jakim etapie są prace?

O. Mariusza Balcerak JS – Została powołana komisja historyczna, w której skład wchodzą trzej historycy: jeden jezuita i dwaj świeccy. Jej zadaniem jest zapoznanie się ze wszystkimi zapiskami na temat o. Andrasza i przygotowanie opinii na jego temat – co robił, jak się wywiązywał z powierzonych zadań. Komisja ustala też wszystkie dane biograficzne – gdzie i kiedy się urodził, gdzie chodził do szkoły, gdzie mieszkał na przestrzeni lat itd.

Z kolei komisja teologiczna bada wszystkie publikacje, teksty konferencji i kazań, i ocenia ich zgodność z nauczaniem Kościoła oraz wpływ na misję eklezjalną wspólnoty Kościoła katolickiego. Ona również przygotuje własną recenzję. Tworzą ją jezuita i siostra zakonna – oboje z tytułami naukowymi z teologii.

Przeczytaliśmy częściowo materiały dotyczące o. Andrasza, które znajdują się w archiwum kurii prowincji wielkopolsko-mazowieckiej jezuitów w Krakowie i w archiwum naszej kurii generalnej w Rzymie. Są to listy pisane przez o. Andrasza i do niego, opinie przełożonych o nim, sprawozdania finansowe z różnych dzieł, które prowadził. Jest też korespondencja z przełożonymi Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, dotycząca jego posługi u sióstr i zaangażowania w kult Miłosierdzia Bożego. Oceniam, że została przejrzana jedna trzecia dokumentów.

KAI: Jaki człowiek wyłania się z tych zapisków?

– O. Andrasz był niezwykle aktywny i prężny. Przygotował tysiące konferencji, kazań, rekolekcji. Napisał wiele książek i artykułów. Zachowało się też wiele jego listów do księży i biskupów na temat nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. Był też bardzo zaangażowany w zawierzenie narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa w 1951 roku.

Przy tym zdawał relację przełożonym z tego, co zrobił i co planował, i prosił o pozwolenie, radę i błogosławieństwo. Spodobała mi się ta jego przejrzystość.

KAI: Koniec życia o. Andrasza przypadł już na czasy PRL. Czy w komunistycznych archiwach zostały jakieś ślady po nim?

– Nawiązaliśmy kontakt z Instytutem Pamięci Narodowej i przejrzeliśmy dokumenty dotyczące inwigilacji jezuitów. W czasie wstępnej kwerendy nie znaleźliśmy niczego, co by świadczyło o tym, że o. Andrasz był tajnym współpracownikiem służb albo na kogoś donosił.

Od stycznia 1963 r. każdy ksiądz w Polsce miał mieć w SB własną teczkę, w której gromadzone były materiały na jego temat, ale nie znaleźliśmy takiej teczki. Pewno dlatego, że o. Andrasz zmarł 1 lutego tego roku, a wcześniej już poważnie chorował.

KAI: Czy żyje jeszcze ktoś, kto go dobrze znał?

– Przesłuchaliśmy cztery takie osoby: trzech zakonników i świeckiego mężczyznę. Pierwsza z tych osób to jezuita, który jako chłopiec służył mu do Mszy w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie i potem wstąpił do naszego zakonu. Drugą osobą jest pan, który również był ministrantem w tym samym kościele. Obaj podkreślali ogromną pobożność eucharystyczną o. Andrasza.

Dwaj pozostali świadkowie to ojcowie jezuici w bardzo zaawansowanym wieku, którzy poznali go, kiedy w ramach swojej formacji studiowali teologię w Krakowie i mieszkali z nim w tym samym kolegium. Jeden pomagał mu w odprawianiu Mszy świętej i czasem z nim rozmawiał, a drugi dostał od przełożonych zadanie opiekowania się o. Andraszem, kiedy ten był już bardzo słaby, np. golił go, pomagał mu przy jedzeniu. Raz czy dwa razy spowiadał się też u niego.

Wszyscy zwrócili uwagę na to, że o. Andrasz był niezwykle posłuszny – przede wszystkim woli Bożej, ale też przełożonym. Mówili też o jego ubóstwie, czyli zdrowym podejściu do rzeczy materialnych: nie miał dużo, oddawał wiele z tego, co dostawał.

KAI: Jak wygląda przesłuchanie w procesie beatyfikacyjnym?

– Przesłuchaniami zajmuje się kolejna komisja – do spraw przesłuchania świadków. W jej skład wchodzi przewodniczący i dwaj relatorzy.

Procedura wygląda tak, że najpierw świadek składa przysięgę i zobowiązuje się, że będzie mówił prawdę oraz że zachowa zeznania w sekrecie. Potem komisja zadaje mu pytania ze specjalnie przygotowanego formularza – w sumie to ponad 60 punktów. Świadek jest pytany najpierw o siebie, np. kiedy się urodził, czym się zajmuje, itp. Potem pyta się go o to, kiedy i gdzie poznał kandydata na ołtarze, czy znał jego rodzinę, czy był jego penitentem. Następnie ma powiedzieć, co sądzi o tej osobie, zwłaszcza o jej cnotach moralnych i teologalnych – wierze, nadziei i miłości. Czy odznaczał się cierpliwością, pokorą, posłuszeństwem itp.? Na końcu jest pytanie, czy świadek chciałby coś dodać.

Spisane zeznanie podpisuje świadek i komisja i odtąd ma ono wartość dowodu w procesie beatyfikacyjnym. Do dokumentów dołącza się również nagranie w formie pliku mp3.

KAI: Przypomnijmy, jaką rolę odegrał o. Andrasz w życiu swojej najbardziej znanej penitentki, św. Faustyny Kowalskiej.

– Spowiadał ją po raz pierwszy w kwietniu 1933 r. Siostra Faustyna otworzyła przed nim swoje serce. Była przerażona na myśl o tym, jak spowiednik przyjmie jej słowa o niezwykłych doświadczeniach duchowych. Nie wiedziała, skąd one pochodzą – czy od Boga, czy od złego ducha, czy może są wytworem jej wyobraźni. Ojciec Andrasz miał genialną intuicję i już podczas tej pierwszej rozmowy powiedział siostrze, że to co, ona przeżywa, jest prawdziwe i jest czystą łaską Boga. Polecił jej się nie obawiać i iść za tym. Faustyna zanotowała, że jego słowa otworzyły jej skrzydła do lotu (Dz. 142). Poczuła się zrozumiana, przyjęta.

KAI: Jak to możliwe, że już podczas pierwszej rozmowy był taki pewny?

– To wynikało z jego wiedzy i doświadczenia, ale też z głębokiego życia duchowego. Bardzo pomogło mu to, że kiedy pracował w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy, przygotował do wydania serię 40 francuskich i niemieckich książek wybitnych teologów i mistyków, z których 16 sam przetłumaczył. To perełki duchowości. Kiedy o. Andrasz czytał o objawieniach św. Małgorzaty Marii de Alacoque i o radach, których udzielał jej kierownik duchowy, jezuita o. Klaudiusz de la Colombière, miał niemal gotowy instruktaż, jak rozpoznawać takie sytuacje. Wystarczyło tylko przenieść to wszystko z realiów XVII wieku w realia XX wieku.

KAI: Życie o. Andrasza można by chyba podsumować dwoma słowami: konfesjonał i wydawnictwo?

– Dodałbym jeszcze trzecie miejsce: Łagiewniki, nazywane wtedy przez siostry i okolicznych mieszkańców Józefowem.

Ojciec Józef Andrasz był niezwykle pracowity, jak jego patron, św. Józef. W zakonnych zapiskach znaleźliśmy informację, że w ciągu pięciu miesięcy był 500 razy wyznaczony do spowiedzi w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa. Czyli spowiadał średnio trzy godziny dziennie! Oprócz tego miał jeszcze innych penitentów, z którymi umawiał się indywidualnie. Kiedy wyszedł z konfesjonału i odprawił Mszę świętą, przed furtą zakonną czekała na niego jeszcze kolejka innych osób do spowiedzi i rozmów w ramach kierownictwa duchowego.

KAI: Czy wiadomo, kto stał w tych kolejkach? Może do jego współbraci też ustawiały się kolejki?

– Z tego, co wiem, tylko o. Andrasz miał takie „wzięcie”. To były osoby świeckie, klerycy, zakonnicy, siostry zakonne. Regularnie spowiadali się u niego też dwaj biskupi. Był kierownikiem kilku wybitnych postaci. Oprócz siostry Faustyny były to na przykład Aniela Salawa, m. Zofia Tajber, m. Klemensa Staszewska, s. Emmanuela Kalb.

KAI: Zdaje się, że odegrał bardzo ważną rolę w życiu tych kobiet?

– Prowadził je do świętości, wspierał przy zakładaniu zgromadzeń zakonnych. Jego rolę można nazwać towarzyszeniem. Kiedy widział, że siostra idzie dobrą drogą, nie przeszkadzał łasce Bożej. Tylko wtedy, kiedy zauważał, że coś wymaga korekty, wskazywał lepszą ścieżkę.

KAI: Zasługi o. Andrasza dla prasy i wydawnictw katolickich są chyba mało znane?

– Był on przez 10 lat redaktorem naczelnym „Posłańca Serca Jezusowego”. Dbał o to, żeby pismo jeszcze lepiej się rozchodziło, troszczył się o jakość artykułów i ich aktualność. Dostawał wiele listów od czytelników i odpisywał na nie.

Dwa albo trzy razy spotkał się ze św. Maksymilianem Marią Kolbe, który zaczynał wtedy wydawać „Rycerza Niepokalanej”. Maksymilian odnotował w swoim dzienniku duchowym, że chciał skorzystać z wiedzy i doświadczenia o. Andrasza. Radził się go, co robić, żeby mieć taką skalę oddziaływania i tak skutecznie promować Boże dzieło. Potem zanotował, że bardzo mu się przydały te rady i że dziękuje Bogu i Matce Najświętszej, że postawili go na jego drodze.

O. Andrasz był też dyrektorem Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy. To było pierwsze w Polsce katolickie wydawnictwo książkowe i publicystyczne. Dbał o dobór pracowników, o sprawy finansowe i oczywiście o to, żeby książki miały zdrową treść. Dużym wyzwaniem po II wojnie światowej był zorganizowanie dostępu do papieru i farb drukarskich.

KAI: Oprócz zalet, o których Ojciec mówi, na pewno miał też wady. To też jest pole do walki o świętość. Na jakich polach musiał toczyć walkę o. Andrasz?

– Nie prowadził dziennika duchowego albo ja nie trafiłem na razie na takie zapiski. Opinie przełożonych na jego temat z czasów nowicjatu i kolejnych etapów formacji zostały po jego śmieci zniszczone, zgodnie z zasadami Towarzystwa Jezusowego. Ale z tego, co słyszałem, tych wad nie było wiele. Albo żadne nie pozostały w pamięci ludzi, którzy go znali.

Jeśli chodzi o trudności, na pewno zmagał się z problemami zdrowotnymi. Przeszedł pięć operacji w obrębie jamy brzusznej. Wszystkie zniósł dzielnie, np. już 10 dni po jednej z operacji odprawił w szpitalu Mszę świętą, a potem roznosił Komunię świętą innym chorym. Kiedyś w zimie dowiedział się, że Aniela Salawa zachorowała, i chociaż sam akurat też był chory i miał gorączkę, poszedł do niej, żeby ją wyspowiadać i znieść jej Pana Jezusa. Nie bał się.

KAI: Co Ojcu daje osobiście zetknięcie z tą postacią? W czym o. Andrasz mógłby być inspiracją, zwłaszcza dla księży?

– Przede wszystkim może być wzorem oddania i zaangażowania jako szafarz sakramentów – Eucharystii, którą sprawował z wielką gorliwością i pobożnością, oraz spowiedzi świętej. To, czego staram się od niego uczyć, to mądrość w kierownictwie duchowym. Ojciec Andrasz potrafił wczuć się w sytuację penitenta, poznać jego ducha i prowadzić go odpowiednio do jego potrzeb – kiedy trzeba, delikatnie, a kiedy trzeba, stanowczo.

Warszawa / Rozmawiała Joanna Operacz
KAI

Wpisy powiązane

DO POBRANIA: Biuletyn Tygodniowy CIZ 51-52/2024

Paulini zapraszają do przeżywania świąt na Jasnej Górze

RPO: ks. Michał O. w areszcie był traktowany niehumanitarnie