Do Warszawy przychodzę jako duszpasterz. Nie jestem politykiem, biznesmenem, cudotwórcą i geniuszem. Jeśli takie pokładacie we mnie nadzieje, rozczarujecie się. Chcę być przede wszystkim duszpasterzem: umacniać w wierze wierzących, ale też przyjąć tych, którzy z Kościołem nie wiążą już żadnych nadziei, czują się skrzywdzeni i wykluczeni – powiedział w sobotę podczas swojego ingresu do archikatedry św. Jana Chrzciciela nowy metropolita warszawski abp Adrian Galbas SAC.
Ingres jest pierwszym uroczystym wejściem nowego biskupa diecezjalnego do katedry, czyli najważniejszego kościoła w diecezji.
Został poprzedzony kanonicznym objęciem archidiecezji warszawskiej przez jej nowego arcybiskupa. Kameralna uroczystość odbyła się w tzw. Czarnym Gabinecie w Domu Arcybiskupów Warszawskich.
W stołecznej bazylice archikatedralnej na ingresie zgromadzili się członkowie Konferencji Episkopatu Polski, duchowieństwo archidiecezjalne, przedstawiciele żeńskich i męskich zgromadzeń zakonnych, a także stowarzyszeń katolików świeckich w archidiecezji warszawskiej oraz licznie zebrani wierni.
Do świątyni przybyli też przedstawiciele Kościołów i związków wyznaniowych. Obecni byli m.in. bp Jerzy Pańkowski i ks. Doroteusz Sawicki z Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz duchowni z Kościoła ormiańskokatolickiego i Kościoła Starokatolickiego Mariawitów.
Parlament reprezentował wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski a rząd wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Przybyła też była szefowa Kancelarii Prezydenta RP min. Małgorzata Paprocka. Obecni byli przedstawiciele korpusu dyplomatycznego.
Ingres rozpoczął się przywitaniem abp. Adriana Galbasa w drzwiach katedry przez przedstawicieli Kapituły Metropolitalnej Warszawskiej: najwyższego rangą i jej dziekana – ks. prał. Krzysztofa Pawlinę, gospodarza miejsca, proboszcza parafii archikatedralnej – ks. prał. Bogdana Bartołda oraz kanclerza kurii i kapituły – ks. prał. Janusza Bodzona. Arcybiskup ucałował krzyż, a następnie pokropił wiernych wodą święconą.
Po przywitaniu w drzwiach procesja wejścia ruszyła do ołtarza, a nowy arcybiskup udał się do kaplicy Najświętszego Sakramentu na krótką adorację.
Mszę św. rozpoczął nuncjusz apostolski w Polsce abp Antonio Guido Filipazzi. Po znaku krzyża nastąpiło odczytanie (w języku polskim) przez kanclerza kurii bulli nominacyjnej ustanawiającej nowego arcybiskupa i okazanie oryginału wiernym.
„Witaj w domu”
Kolejnym punktem było przekazanie pastorału, symbolu władzy arcybiskupiej, przez kard. Kazimierza Nycza za pośrednictwem nuncjusza apostolskiego. Po otrzymaniu pastorału abp Adrian Galbas po raz pierwszy zasiadł na katedrze arcybiskupów warszawskich na znak objęcia rządów w diecezji. Od tej chwili to on dalej przewodniczył Mszy św.
Nowego metropolitę przywitał najstarszy nominacją biskup pomocniczy – Piotr Jarecki. „Witaj w domu, w Kościele partykularnym naszej stolicy. Życzymy, aby Ksiądz Arcybiskup jak najlepiej ten Kościół poznał. Szczerze go pokochał i pokierował nim w duchu synodalnym, nie rezygnując z nikogo w prowadzonej misji ewangelizacyjnej. Życzymy, by Kościół warszawski pod przewodnictwem Księdza Arcybiskupa stawał się coraz bardziej misyjnym, szczególnie misyjnym ad intra” – powiedział bp Jarecki, dodając, że chodzi też o to, aby w „w tym domu nikt nie był zbytnio preferowany czy pomijany, byśmy tworzyli prawdziwą wspólnotę sióstr i braci równych w godności na mocy przyjętego chrztu świętego”.
Jak zaznaczył, na posługę nowego metropolity wierni i duchowieństwo patrzą „z nadzieją na nową duszpasterską odpowiedź na współczesne wyzwania, jakie kieruje do Kościoła dzisiejsza cywilizacja i dzisiejsza kultura”. Z jednej strony – wskazał – jest to cywilizacja krytyczna wobec Kościoła, z drugiej – „tęskniąca za prawdą, przejrzystością i autentycznością”. – Chodzi szczególnie o przekonujące dotarcie do ludzi młodych z przesłaniem wiary, nadziei i miłości; do ludzi wątpiących, zgorszonych, tych, którzy odeszli od Kościoła i do wszystkich ludzi dobrej woli, bez wyjątku – dodał.
Bp Jarecki podziękował też w imieniu duchowieństwa za posługę dotychczasowemu metropolicie warszawskiemu kard. Kazimierzowi Nyczowi. Życzył kardynałowi „pogodnego, a zarazem twórczego przeżywania senioralnej fazy powołania kapłańskiego i biskupiego”.
Następnie homagium, czyli wyrazy oddania i szacunku nowemu metropolicie złożyli: biskupi pomocniczy warszawscy – Piotr Jarecki, Rafał Markowski i Michał Janocha; trzej przedstawiciele duchowieństwa archidiecezji (ksiądz diecezjalny, ksiądz zakonny – pallotyn oraz neoprezbiter, najmłodszy ksiądz archidiecezji); przedstawiciele życia konsekrowanego: (siostra zakonna habitowa, siostra zakonna bezhabitowa, brat zakonny i dziewica konsekrowana) oraz wierni świeccy reprezentowani przez rodzinę ze wspólnoty Domowego Kościoła.
„Chcę oddać Kościołowi w Warszawie moje siły i serce”
W homilii abp Galbas przyznał, że podjęcie posługi arcybiskupa warszawskiego to dla niego „sprawa zaskakująca i niespodziewana”. Jednak zaznaczył, że choć na tę chwilę jest w nim jeszcze dużo żalu i tęsknoty za Katowicami i choć myślał, że „Śląsk będzie ostatnią przystanią, w której zacumuję biedną łódź mojego życia, nim ostatecznie wpłynie ona do wiecznego portu zbawienia”, to skoro Kościół chce inaczej, przyjął jego 'chcę'”.
– Ono jest moim. Chcę odtąd z radością oddać Kościołowi w Warszawie wszystkie moje siły i całe serce, a Ojcu świętemu Franciszkowi, na ręce tu obecnego Arcybiskupa Nuncjusza, składam serdeczne podziękowanie za to wezwanie i za to zadanie – powiedział abp Galbas.
Przyznał przy tym, że Warszawa i stołeczna archidiecezja nie są mu nieznane. Wymienił m.in. podwarszawski Ołtarzew, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie bronił doktorat, Niepokalanów – miejsce duchowego wytchnienia czy wycieczki po Parku Kampinoskim. – Wiem, że Warszawa i diecezja nie tylko da się lubić, jak śpiewamy w popularnym hicie, ale z łatwością można je pokochać: Warszawę i „pod-Warszawę” – dodał.
Z jednej strony – podkreślił – jest dla niego dziś obciążeniem świadomość tego, kto przede nim zasiadał na warszawskiej katedrze. – To wielcy ludzie Kościoła i Polski. Wśród nich kard. August Hlond, abp Zygmunt Szczęsny Feliński czy niezłomny Prymas Tysiąclecia kard. Stefan Wyszyński. Ludzie kanonizowani i beatyfikowani. Święci. Gdzież by mi przyszło kiedyś pomyśleć, że będę ich następcą – mówił.
Dalej z wdzięcznością wspomniał też posługę Prymasa Polski kard. Józefa Glempa oraz odchodzącego na emeryturę kard. Kazimierza Nycza. – Księdzu Kardynałowi dziękuję, razem z archidiecezją i metropolią, za minione prawie 18 lat, szczególnie zaś za wytrwałość, choć często była to wytrwałość w samotności. Dziękuję za skłonność do budowania mostów, a nie do wznoszenia obronnych murów i kopania fos. Chciałbym iść tą drogą. Dziękuję także za pełen kultury, życzliwości i spokoju sposób przekazywania rządów w diecezji – powiedział.
„Przychodzę jako duszpasterz, nie cudotwórca”
Abp Galbas zaznaczył, że do Warszawy przychodzi przede wszystkim jako duszpasterz. – Nie jestem politykiem, biznesmenem czy graczem. Nie jestem też czarodziejem, cudotwórcą i geniuszem. Jeśli takie pokładacie we mnie nadzieje, rozczarujecie się. Chcę być przede wszystkim duszpasterzem i chcę – jak napisał to Ojciec święty Franciszek w skierowanej do mnie bulli – najpierw umacniać w wierze wierzących, dzielić się z nimi Słowem, przekazywać im Boski Chleb i iść razem przez adwent naszego życia. Czasem podtrzymać, czasem podnieść, czasem pokazać kierunek, czasem tylko po prostu iść. Nie za szybko, bo znużą się słabi, i nie za wolno, bo znudzą się silni – powiedział.
Podkreślił jednak, że choć pierwszym jego zadaniem jest umacnianie w wierze wierzących, to chciałby, by przyjęci przez Biskupa Warszawy poczuli się „także ci, którzy są niewierzący, niedowierzający czy wierzący inaczej”.
– Także ci, którzy uciekają z Kościoła, niczym dwaj uczniowie idący do Emaus. Ludzie zawiedzeni Kościołem, rozczarowani nim; ludzie, którzy z Kościołem i w Kościele nie wiążą już żadnych nadziei, skrzywdzeni i wykluczeni. Ludzie, którzy się spodziewali i nie otrzymali. Ludzie, którzy odchodzą z Kościoła w poszukiwaniu Boga, bo jak mówią „w Kościele Boga już nie ma”. Nie jestem naiwny: wiem, że wielu takich ludzi mieszka w Warszawie i wokół niej – powiedział.
„Każdego człowieka Kościół ma odnaleźć”
Arcybiskup odwołał się też do encykliki św. Jana Pawła II „Redemptor hominis”, stwierdzając, że papież nie napisał w niej bynajmniej, że drogą Kościoła jest jedynie człowiek wierzący i świątobliwy. – Nie! „Człowiek jest drogą Kościoła”. Po prostu! Każdy człowiek. I każdego człowieka Kościół ma odnaleźć, do każdego chcieć dotrzeć, z każdym się spotkać. Inaczej byłby jak dym, który pozostał po ogniu, nie zaś jak ogień – podkreślił abp Galbas.
– Chciałbym, aby taki był Kościół w Warszawie i wokół niej. Aby dla każdego miał jakąś propozycję: inną dla głęboko wierzących, inną dla wierzących mniej głęboko, inną dla poszukujących, inną dla niewierzących. By nie bał się być Kościołem „różnych prędkości”. Dla jednych będzie przede wszystkim matką, dla innych przyjacielem, dla innych wychowawcą i nauczycielem, dla innych ciekawym towarzyszem drogi, a dla jeszcze innych tylko sąsiadem. Dla nikogo jednak niech nie będzie wrogiem – zaznaczył metropolita warszawski.
– I oby nikt nie traktował Kościoła jak wroga, jak raka, złośliwą narośl na tkance organizmu współczesnego polskiego społeczeństwa, narośl którą trzeba zniszczyć, lub jak nic, które można zlekceważyć. Kościół nie jest też draniem, cwaniakiem, złodziejem, czy kłamcą – dodał abp Galbas.
Zwracając się do warszawskiego duchowieństwa, powiedział, że nie będzie wymagał od niego „chłodnego posłuszeństwa opartego na lęku”, ale posłuszeństwa opartego na „relacji ojcowsko-synowskiej”. – Chciałbym być dla was ojcem. Nie ojcem niemowląt, których trzeba zastępować w codziennych czynnościach i nie ojcem małych dzieci, którym trzeba tłumaczyć sprawy oczywiste, ale ojcem dorosłych mężczyzn. Kimś, kto daje wsparcie, lecz nie wyręcza w myśleniu i działaniu. Kimś, z kim można porozmawiać i pobyć – powiedział.
„Jeśli chcemy, by Kościół był jak ogień, bądźmy nim my sami. Płońmy, Bracia! Żyjmy prawo, porządnie, prostolinijnie i pobożnie” – powiedział abp Galbas, choć zaznaczył, że wie, iż „wielu z was nie ma dziś siły być jak ogień, że czujecie się wypaleni, że potrzebujecie rozpalenia na nowo charyzmatu, który został wam dany przez włożenie rąk”. – Nie straćcie wiary, że to jest możliwe – dodał.
Jak zaznaczył, liczy także na to, że „płonącymi ogniskami będą w naszej archidiecezji wspólnoty zakonne i osoby konsekrowane”.
„Najgorzej być włóczęgą rozpaczy”
Arcybiskup „zaprosił do wspólnej drogi” wszystkich mieszkańców Warszawy i „pod-Warszawy” oraz „mieszkańców i pracowników domów w Alejach Ujazdowskich, na Krakowskim Przedmieściu, przy Wiejskiej czy placu Bankowym”. – Albo jest wspólna droga, albo wspólne stanie w miejscu, albo każdy idzie w swoją stronę, czasem nawet przeciwną. Wspólna droga jest lepsza. Lepiej być pielgrzymem nadziei, idącym pośród innych pielgrzymów nadziei, niż iść samotnie – przyznał.
„A najgorzej jest być włóczęgą rozpaczy” – powiedział arcybiskup.
Na zakończenie zwrócił się w modlitwie do Matki Bożej Łaskawej, Patronki Warszawy. – Jej powierzajmy siebie i naszą przyszłość oraz przyszłość świata, szczególnie zaś tych jego części, gdzie toczy się teraz wojna – powiedział abp Adrian Galbas.
W modlitwie powszechnej modlono się w intencji nowego metropolity oraz odchodzącego metropolity kard. Kazimierza Nycza. Później nastąpiła procesja z darami: wino i wodę oraz chleb eucharystyczny złożyli przedstawiciele Wspólnoty Sant’Egidio z podopiecznymi.
Na zakończenie liturgii abp Adrian Galbas po raz pierwszy udzielił wiernym swojej nowej archidiecezji pasterskiego błogosławieństwa.
W czasie liturgii animację muzyczną poprowadziły trzy chóry, dwa mieszane i jeden męski, wszystkie związane z archikatedrą: Chór Archikatedry Warszawskiej pod dyrekcją Dariusza Zimnickiego; Warszawski Chór im. św. Jana Pawła II pod dyrekcją Zofii Borkowskiej oraz Cantores Minores – Archikatedralny Chór Męski pod dyrekcją Franciszka Kubickiego.
Przed liturgią i w jej trakcie wybrzmiały m.in. „Ave Maria” (“Angelus Domini”) F. Biebla, preludium organowe J. S. Bacha BWV 552, które było wykonywane także wtedy, gdy do katedry warszawskiej przybył papież Jan Paweł II.
Po liturgii szefowa Kancelarii Prezydenta RP Małgorzata Paprocka odczytała list gratulacyjny prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent podziękował Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego (czyli ojcom pallotynom), że daje ono „archidiecezji warszawskiej jednego ze swoich synów, by przewodził wiernym w obliczu nadchodzących wyzwań”.
„Mottem misji pasterskiej nowego metropolity warszawskiego są słowa `Pax Christi – Pokój Chrystusa`. Przybywa Ksiądz Arcybiskup do stolicy w czasie, gdy słowo pokój jest na ustach wszystkich zatroskanych o losy naszego kraju, regionu, Europy i świata” – napisał Andrzej Duda.
Jak dodał prezydent: „Ufam, że obejmując przewodnictwo w archidiecezji warszawskiej, spotka tu Ekscelencja licznych wiernych, którzy podobnie jak ich przodkowie włączą się w dzieło budowania Chrystusowego pokoju”. Zapewnił też o swoim „wsparciu dla inicjatyw, które przyczynią się do wzajemnego zrozumienia ludzi i narodów”.
Gratulacje nowemu metropolicie warszawskiemu złożyli następnie nuncjusz apostolski abp Antonio Guido Filipazzi, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Tadeusz Wojda SAC, a także przedstawiciel księży, a w imieniu świeckich – rodzina ze wspólnoty neokatechumenalnej.
Na zakończenie całej uroczystości abp Adrian Galbas udał się na krótką modlitwę przy grobach swoich poprzedników – Sługi Bożego kard. Augusta Hlonda i bł. kard. Stefana Wyszyńskiego.
—
Adrian Józef Galbas urodził się 26 stycznia 1968 r. w Bytomiu, gdzie ukończył szkołę podstawową i średnią. W 1987 r. został przyjęty do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów. W latach 1987–1988 odbył Nowicjat w Ząbkowicach Śl., a następnie studiował w Wyższym Seminarium Duchownym SAC w Ołtarzewie. Śluby wieczyste złożył 8 września 1993 r. w Zakopanem, a 7 maja 1994 w Ołtarzewie przyjął święcenia prezbiteratu.
W latach 1994–1995 r. był wikariuszem w parafii pw. św. Michała Archanioła w Łodzi. W latach 1995–1998 studiował teologię pastoralną na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Był jednocześnie studentem Wyższej Szkoły Komunikowania Społecznego i Dziennikarstwa przy KUL. W latach 1998–2002 był prefektem alumnów w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołtarzewie, a od 2002 do 2005 radcą w Zarządzie Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAC.
W latach 2002–2003 był Sekretarzem ds. Apostolstwa w Częstochowie. W 2003 r. został proboszczem parafii pw. św. Wawrzyńca w Poznaniu i był nim do 2011 r. Jednocześnie od 2008 do 2011 r pełnił po raz kolejny funkcję radcy w Zarządzie Prowincji Zwiastowania Pańskiego SAC w Poznaniu.
W 2012 r. otrzymał tytuł doktora teologii w zakresie teologii duchowości, na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W latach 2011- 2019 był Przełożonym Prowincjalnym Prowincji Zwiastowania Pańskiego w Poznaniu. 12 grudnia 2019 został mianowany przez Ojca Świętego Franciszka biskupem pomocniczym diecezji ełckiej, ze stolicą tytularną Naisso.
Sakrę biskupią przyjął 11 stycznia 2020 r. w katedrze pw. św. Wojciecha w Ełku. Głównym konsekratorem był biskup ełcki Jerzy Mazur, a współkonsekratorami: abp Salvatore Pennacchio, nuncjusz apostolski w Polsce i abp Józef Górzyński, metropolita warmiński.
W diecezji ełckiej był min.: Wikariuszem Generalnym, Przewodniczącym Komisji ds. Architektury i Sztuki, Moderatorem Kurii Biskupiej oraz odpowiedzialnym za formację stałą kapłanów z młodszych roczników święceń.
4 grudnia 2021 r. został mianowany przez Ojca Świętego Franciszka arcybiskupem koadiutorem archidiecezji katowickiej. 31 maja 2023, po przyjęciu przez papieża rezygnacji arcybiskupa Wiktora Skworca, został arcybiskupem metropolitą katowickim. Jego ingres do katedry Chrystusa Króla w Katowicach odbył się 17 czerwca 2023 r. Od października 2023 do maja 2024 roku pełnił urząd administratora apostolskiego diecezji sosnowieckiej.
W listopadzie 2023 r. abp Adrian Galbas był członkiem polskiej delegacji na synod, razem z ówczesnym przewodniczącym KEP abp. Stanisławem Gądeckim i wiceprzewodniczącym KEP abp. Markiem Jędraszewskim.
4 listopada 2024 r. Ojciec Święty mianował abp. Adriana Galbasa nowym arcybiskupem metropolitą warszawskim.
W Konferencji Episkopatu Polski abp Galbas pełni funkcję przewodniczącego Rady KEP ds. Apostolstwa Świeckich. Jest też członkiem Rady Stałej KEP, członkiem Zespołu przy Delegacie KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej, delegatem KEP ds. Apostolstwa Chorych oraz delegatem KEP ds. Ruchu Szensztackiego w Polsce.
Biuro Prasowe Archidiecezji Warszawskiej, lk/KAI
Oby Kościół był jak ogień
Homilia wygłoszona podczas ingresu do archikatedry warszawskiej, Warszawa, 14 grudnia 2024 r.
Siostry i Bracia,
wybaczcie, że nie będę używał innych tytułów związanych z waszymi urzędami, stanowiskami, funkcjami i dystynkcjami. Teraz bądźmy dla siebie po prostu siostrami i braćmi.
Pragnę jak najserdeczniej was pozdrowić. Tych, którzy oglądają nas teraz za pośrednictwem telewizji (i bardzo dziękuję za te transmisje!) i tych, którzy zechcieli przybyć osobiście do warszawskiej katedry i sąsiadującego z nią kościoła Ojców Jezuitów. Szczególnie serdecznie dziękuję tym, którzy, aby tu dzisiaj być, musieli przebyć długą podróż. Wiele to dla mnie znaczy! Dziękuję.
Tegoroczny liturgiczny Adwent jest już za połową. Jutro „Niedziela Radości”. Niedziela Gaudete. Rzecz jasna, cztery fioletowe tygodnie, które co roku przeżywamy pod koniec roku, nie są tylko po to, by przygotować nas na kolejne święta Bożego Narodzenia. Bardziej są po to, by uświadomić nam coś nieskończenie ważniejszego i bardziej dla nas podstawowego: że nasze życie tu na ziemi, więcej: całe istnienie wszechświata, to jest jeden wielki adwent, który kiedyś się skończy. Przygotowuje on nas jedynie na wieczne spotkanie z Bogiem!
Pięknie przypominają o tym brewiarzowe hymny odmawiane w tym czasie:
„W tym świętym czasie oczekiwania
Równajmy ścieżki naszego życia
By Pan nas zastał przygotowanych
Na swoje przyjście (…)
A kiedy wróci na końcu czasów
By sądzić ludzi za ich uczynki
Niech Jego łaska i miłosierdzie
Przeważą winę…”.
Tak, Siostry i Bracia,
skoro będzie koniec i skoro nie wiadomo, kiedy to będzie, to jesteśmy wezwani, by ciągle czuwać. Kościół nie ma nic innego do roboty, jak czuwać i wyglądać przyjścia Pana. „Niech będą przepasane biodra i zapalone pochodnie, mówi Chrystus, a wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego Pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć gdy nadejdzie i zakołacze” (Łk 12,35-36).
Tak, życie na ziemi jest jak most. Można przez niego przejść, ale nie można na nim zamieszkać. Ale jednocześnie to przechodzenie przez most doczesnego życia powinno być jak najbardziej aktywne, uważne i ważne. Chrześcijaństwo jest wcielone, zaangażowane w ten dzisiejszy świat i mocno w nim obecne. Duchowość chrześcijańska, adwentowa duchowość, dotyka konkretnie konkretnego życia ludzi; ich spraw osobistych i ich zaangażowań społecznych. Chrześcijaństwo uwięzione jedynie w domowych pieleszach lub w tzw. kościelnej kruchcie; nieaktywne, „odcielone” i bierne, byłoby chrześcijaństwem zdradzonym! Kościół nie może dać się całkowicie przeniknąć ziemskim sprawom, bo jego zadaniem jest czuwać, aż Pan powróci; ale też Kościół nie może całkowicie uciec od ziemskich spraw, bo jego czuwanie odbywa się na ziemi.
Siostry i Bracia,
właśnie w takim adwentowym czasie przychodzi mi podjąć posługę Biskupa Warszawy. Sprawa zaskakująca i niespodziewana. Tak dla mnie, jak i chyba dla nas wszystkich. Czuję się trochę jak biblijny Abram (wtedy tak się jeszcze nazywał), który w ustabilizowanym już momencie swojego życia usłyszał słowa: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci wskażę” (Rdz 12,1). Oczywiście Abram był w sytuacji dużo trudniejszej niż moja. Po pierwsze, miał już siedemdziesiąt pięć lat (por. Rdz 12,4), a po drugie – i to było chyba trudniejsze – nie wiedział, dokąd ma iść (por. Hbr 11,8). Bóg, na początku jego drogi, nie podał mu dokładnego adresu, wymagał zaufania absolutnego. Zostaw to, co masz, idź za tym, czego nie masz. Jedyne, co dostajesz, to moje Słowo i zawarta w nim obietnica.
I jak mówi Pismo: „Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał” (Rdz 12,4). Ja mam dużo łatwiej: lat trochę mniej, a adres jest podany.
I choć na ten moment jest we mnie jeszcze dużo żalu i tęsknoty za Katowicami, za – do dzisiejszego poranka – moją archidiecezją – za miejscem, a przede wszystkim za ludźmi, i choć myślałem, że Śląsk będzie ostatnią przystanią, w której zacumuję biedną łódź mojego życia, nim ostatecznie wpłynie ona do wiecznego portu zbawienia, to skoro Kościół chce inaczej, przyjmuję jego „chcę”. Ono jest moim. Chcę odtąd z radością oddać Kościołowi w Warszawie wszystkie moje siły i całe serce, a Ojcu świętemu Franciszkowi, na ręce tu obecnego Arcybiskupa Nuncjusza, składam serdeczne podziękowania za to wezwanie i za to zadanie.
Warszawa i stołeczna archidiecezja nie jest mi nieznana. Tu, w niedalekim Ołtarzewie, mieszkałem przez bite dziesięć lat, tu na warszawskim UKSW broniłem doktorat, tu w Niepokalanowie miałem miejsce duchowego wytchnienia, a na piaszczystych ścieżkach Kampinosu wytchnienia bardziej fizycznego. Tu, w kaplicy Baryczków, nieraz modliłem się przed cudownym krucyfiksem, który od pięciu już wieków jest niezwykłą świętością dla mieszkańców Warszawy. Tu mieszka wielu moich przyjaciół i znajomych, tak świeckich, jak i duchownych. Wiem, gdzie jest Ursynów, a gdzie Mokotów, gdzie Koło, a gdzie Bielany, gdzie Babice, gdzie Lewiczyn, a gdzie Grójec. Wiem, który to most Siekierkowski, a który Łazienkowski. Wiem, że Warszawa i diecezja nie tylko da się lubić, jak śpiewamy w popularnym hicie, ale z łatwością można je pokochać: Warszawę i „pod-Warszawę”.
Z jednej strony, jest dla mnie dziś obciążeniem świadomość tego, kto przede mną zasiadał na tej katedrze. To wielcy ludzie Kościoła i Polski. Wśród nich kardynał August Hlond, abp Zygmunt Szczęsny Feliński, czy niezłomny Prymas Tysiąclecia, kard. Stefan Wyszyński. Ludzie kanonizowani i beatyfikowani. Święci. Gdzież by mi przyszło kiedyś pomyśleć, że będę ich następcą. Z drugiej strony jestem przekonany, że oni są nie tylko mi bliscy, ale że są teraz blisko mnie. Krótko po otrzymaniu papieskiej nominacji wpadł mi w ręce fragment „Zapisków więziennych” kard. Stefana Wyszyńskiego. Bardzo mnie on dotknął. To modlitwa Wielkiego Prymasa. „Daj pomoc, Ojcze, by w życiu moim już nic nie było tylko dla mnie, tylko dla mojego upodobania, tylko dla mojego zadowolenia, dla dogadzania sobie, dla zaspokojenia własnych pragnień (…). Spraw, abym oszczędzał czasu dla siebie, abym go miał zawsze dla Ciebie i dla Twoich spraw (…). Nie wiem, czy zdołam to uczynić, ale wiem, jak bardzo tego pragnę”.
Z wdzięcznością wspominam dziś także posługę kardynała Józefa Glempa oraz – odchodzącego właśnie na emeryturę – księdza kardynała Kazimierza. Księdzu Kardynałowi dziękuję, razem z diecezją, za minione prawie osiemnaście lat, szczególnie zaś za wytrwałość, choć często była to wytrwałość w samotności. Dziękuję za skłonność do budowania mostów, a nie do wznoszenia obronnych murów i kopania fos. Chciałbym iść tą drogą. Dziękuję także za pełen kultury, życzliwości i spokoju sposób przekazywania rządów w diecezji.
Do Warszawy przychodzę jako duszpasterz. Nie jestem politykiem, biznesmenem, czy graczem. Nie jestem też czarodziejem, cudotwórcą i geniuszem. Jeśli takie pokładacie we mnie nadzieje, rozczarujecie się. Chcę być przede wszystkim duszpasterzem i chcę – jak to napisał Ojciec święty Franciszek w odczytanej przed chwilą bulli – najpierw umacniać w wierze wierzących, dzielić się z nimi Słowem, przekazywać im Boski Chleb i iść razem przez adwent naszego życia. Czasem podtrzymać, czasem podnieść, czasem pokazać kierunek, czasem tylko po prostu iść. Nie za szybko, bo znużą się słabi, i nie za wolno, bo znudzą się silni.
Chciałbym iść razem, synodalnie, w najgłębszym rozumieniu tego słowa, mając nadzieję, że i wy, bracia i siostry, duchowni i świeccy, czasem mnie podniesiecie, czasem podtrzymacie, czasem pokażecie kierunek, czasem upomnicie, ale nigdy nie przekreślicie. Że będziecie. Proszę o to biskupów współpracowników: Piotra, Rafała i Michała, wszystkich duchownych i świeckich. Każdą i każdego z was.
Liturgia Słowa stawia dziś przed nami Eliasza, starotestamentalnego proroka, który odegrał wielką rolę w historii Izraela. Jego imię „Eliasz”, to jednocześnie program działalności – oznacza tyle, co „Jahwe jest moim Bogiem”. Taki właśnie był Eliasz; człowiekiem, dla którego liczyło się przede wszystkim prawo Boże. Pod tym względem był absolutnie jednoznaczny, nie kompromisowy i nie chwiejny. Jak słyszeliśmy przed chwilą (por. Syr 48,1) był jak ogień; żarliwy, gorący, rozpalony. W jego czasach w Izraelu dochodziło do otwartego synkretyzmu. Obok Boga Jahwe lud czcił niejakiego Baala: bożka pozornie dodającego ludziom otuchy, od którego – jak wierzono – pochodził dar deszczu, i któremu w związku z tym przypisywano moc obdarzania pól urodzajnością, a ludzi i bydło – płodnością.
Lud utrzymywał wprawdzie, że idzie za Panem, Bogiem niewidzialnym i tajemniczym, ale były to tylko słowa. Pusta, martwa teoria. W rzeczywistości ludzie, biorąc przykład ze słabych kapłanów i pseudoproroków, szukali bezpieczeństwa w bożku, który był dla nich jasny, zrozumiały i przewidywalny, od którego, jak sądzili, w zamian za składane ofiary, mogliby zyskać doczesny dobrobyt. Izrael ulegał czarowi bałwochwalstwa, tej starej jak świat i stałej pokusie człowieka wierzącego, łudzącego się, że można „dwom panom służyć” (por. Mt 6,24, Łk 16,13).
Eliasz zaś mówił prawdę. Ostro występował w obronie Jedynego Boga, zwalczał kult Baala, choć w tym celu musiał przeciwstawić się królowi, a zwłaszcza jego małżonce, która sprowadziła do Izraela kult tego bożka i była jego gorliwą wyznawczynią. Ona nienawidziła proroka, a jednocześnie się go bała. Wiedziała, że cały – choćby nie wiadomo jak silny – aparat władzy państwowej opartej na kłamstwie nie pokona jednego człowieka, który mówi prawdę. Można go zabić, ale nie można zwyciężyć!
Eliasz nieustannie musiał konfrontować się z duchową bylejakością ludu, a także z władzą i jej mechanizmami. Mógł odpuścić, ważniejsza jednak była dla niego wierność Bogu i przyjętym zasadom, choć było to tym trudniejsze, że był nie tylko w mniejszości, ale był sam!
Większość, jak to zwykle większość, uległa, bojąc się pewnie o swoją skórę i pragnąc „świętego spokoju”, choć ten tak zwany „święty” spokój zawsze jest w istocie spokojem diabelskim.
Po swym burzliwym i ognistym życiu, Eliasz został wzięty do nieba na – a jakże – ognistym rydwanie (por. 2 Krl 2,11). Rabini żydowscy uczyli, że Eliasz przyjdzie powtórnie na ziemię, a jego przyjście będzie bezpośrednim znakiem nadchodzącego Mesjasza. Gdy więc Chrystus ogłosił się Mesjaszem, jego przeciwnicy jako koronny argument przeciwko temu wysuwali twierdzenie, że przecież nie wrócił jeszcze Eliasz. O to właśnie pytają uczniowie Chrystusa w usłyszanej przed chwilą Ewangelii (por. Mt 17,10-13). Schodzą z góry Przemienienia, gdzie byli świadkami prawdziwej teofanii i słyszeli słowa: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” (Mt 17,5). Ale co z Eliaszem, pytają, dlaczego nie przyszedł? Skoro Ty Jezu jesteś Mesjaszem, to gdzie jest Eliasz? Owszem, odpowiada Pan, Eliasz przyszedł, tylko, że ludzie go nie poznali.
Bracia i Siostry,
Kościół potrzebuje dziś ducha Eliasza, tego samego, który był widoczny w życiu patrona naszej katedry, św. Jana Chrzciciela. Więcej: Kościół ma być jak Eliasz, jak ogień; nie ogień, który niszczy i zabija, ale który przynosi światło i ciepło, rozświetla i rozgrzewa. Kościół, który sam jest wewnętrznie rozpalony miłością Chrystusa i który zapala tą miłością współczesny świat.
Choć pierwszym moim zadaniem jest – jak powiedziałem – umacnianie w wierze wierzących, chciałbym, by przyjęci przez Biskupa Warszawy poczuli się także ci, którzy są niewierzący, niedowierzający, czy wierzący inaczej. Także ci, którzy uciekają z Kościoła, niczym dwaj uczniowie idący do Emaus (por. Łk 24,13-35). Ludzie zawiedzeni Kościołem, rozczarowani nim, ludzie, którzy z Kościołem i w Kościele nie wiążą już żadnych nadziei, skrzywdzeni i wykluczeni. Ludzie, którzy się spodziewali i nie otrzymali. Ludzie, którzy odchodzą z Kościoła w poszukiwaniu Boga, bo jak mówią „w Kościele Boga już nie ma”. Nie jestem naiwny: wiem, że wielu takich ludzi mieszka w Warszawie i wokół niej.
„Człowiek jest drogą Kościoła”, napisał św. Jan Paweł II w encyklice „Redemptor hominis”. Nie napisał, że ludzie są drogą Kościoła, ani tym bardziej, że drogą Kościoła jest ludzkość, nie napisał też, że drogą Kościoła jest jedynie człowiek wierzący i świątobliwy. Nie! „Człowiek jest drogą Kościoła”. Po prostu! Każdy człowiek. I każdego człowieka Kościół ma odnaleźć, do każdego chcieć dotrzeć, z każdym się spotkać. Inaczej byłby jak dym, który pozostał po ogniu, nie zaś jak ogień.
Chciałbym, aby taki był Kościół w Warszawie i wokół niej. Aby dla każdego miał jakąś propozycję: inną dla głęboko wierzących, inną dla wierzących mniej głęboko, inną dla poszukujących, inną dla niewierzących. By nie bał się być Kościołem „różnych prędkości”. Dla jednych będzie przede wszystkim matką, dla innych przyjacielem, dla innych wychowawcą i nauczycielem, dla innych ciekawym towarzyszem drogi, a dla jeszcze innych tylko sąsiadem. Dla nikogo jednak niech nie będzie wrogiem. I oby nikt nie traktował Kościoła jak wroga, jak raka, złośliwą narośl na tkance organizmu współczesnego polskiego społeczeństwa, narośl którą trzeba zniszczyć, lub jak nic, które można zlekceważyć. Kościół nie jest też draniem, cwaniakiem, złodziejem, czy kłamcą.
Drodzy Bracia Księża,
chcę powiedzieć dwa słowa do was. Czy jest szansa na zbudowanie między nami więzi? Jeśli jest nadzieja, to jest i szansa. Wiem, że pierwsze kroki muszę zrobić ja. Pierwsze impulsy muszą wyjść ode mnie. Nie wystarczy więź zbudowana na strachu i urzędzie, choć chcę, byście posłuszeństwo Kościołowi i Biskupowi traktowali poważnie. By nie było to jednak chłodne posłuszeństwo oparte na lęku, ale na relacji ojcowsko-synowskiej. Chciałbym być dla was ojcem. Nie ojcem niemowląt, których trzeba zastępować w codziennych czynnościach i nie ojcem małych dzieci, którym trzeba tłumaczyć sprawy oczywiste, ale ojcem dorosłych mężczyzn. Kimś, kto daje wsparcie, lecz nie wyręcza w myśleniu i działaniu. Kimś, z kim można porozmawiać i pobyć.
Od dzisiaj w czasie każdej mszy św. będziecie mówić: „z naszym biskupem Adrianem”. Chciałbym, aby to „z naszym”, nie było jedynie liturgiczną frazą. Bym był waszym, twoim biskupem. Byście po kilku latach nie pytali mnie: Księże Biskupie, jak księdzu jest u nas? Ale: jak księdzu jest z nami? A najlepiej: jak nam jest z nami?
Jeśli chcemy, by Kościół był jak ogień, bądźmy nim my sami. Płońmy, Bracia! Żyjmy prawo, porządnie, prostolinijnie i pobożnie. Płońmy, Bracia! To się jednak nie stanie bez codziennego wchodzenia w ogień, w miłość Chrystusa, która płonie w Jego Sercu, gorejącym ognisku miłości, jak przypomniał nam papież Franciszek w swojej najnowszej encyklice.
Rozpalajmy się codziennie przy ołtarzu, podczas mszy świętej, przy adoracji Najświętszego Sakramentu i przy Jego Słowie. Św. Jan od Krzyża, którego wspominamy dziś w liturgii powiedział, że dzięki medytacji Słowa Bożego zdobywamy „jakieś poznanie i trochę Boga”, a na innym miejscu, że pod koniec adwentu naszego życia będziemy sądzeni z miłości. Radził więc: „gdzie nie ma miłości, tam połóż miłość, a znajdziesz miłość”.
Wiem też, że wielu z was nie ma dziś siły być jak ogień, że czujecie się wypaleni, że potrzebujecie rozpalenia na nowo charyzmatu, który został wam dany przez włożenie rąk (por. 2 Tm 1,6). Nie straćcie wiary, że to jest możliwe. Dla was szczególnie są usłyszane przed chwilą słowa św. Jana Apostoła: „Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3,1).
Nie ma takiej ciemności, która by nie przeminęła. Wiem to nie dlatego, że przeczytałem o tym w podręcznikach do ascetyki chrześcijańskiej. Wiem, bo sam tego doświadczyłem. Wiem, co to noce ciemne, poczucie nieobecności Boga, wiem co to suchość modlitwy, „braksmak” po przyjęciu komunii świętej. Wiem, co to znaczy, gdy czekasz na telefon od kogoś, z kim chciałbyś pogadać, a telefon milczy. Wiem, co to jest budzić się o wpół do czwartej w nocy. Czasami noc w noc. Wiem, co to oczekiwanie na owoce, gdy owoców brak. Wiem, co to poczucie bezsensu i bezcelowości życia. Wiem, co to samotność pośród tłumu.
Wspierajmy się więc także w naszych ciemnościach. „Każdy, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, tak jak On jest święty” (1 J 3,3).
Liczę także, że płonącymi ogniskami będą w naszej archidiecezji wspólnoty zakonne i osoby konsekrowane. Bądźmy jak Założycielki i Założyciele naszych wspólnot. Jak Dominik i Franciszek, jak Wincenty Pallotti i Matka Teresa z Kalkuty, jak Ignacy Loyola i Franciszka Siedliska. I jak tylu, tylu innych. A jeśli nie umiemy być jak oni, to przynajmniej tego pragnijmy. Mamy te same środki do dyspozycji i te same możliwości. Czytamy tę samą Ewangelię. Im się udało, czemu miałoby nie udać się nam?!
Siostry i Bracia,
na początku mojej drogi serdecznie was wszystkich zapraszam do wspólnej drogi. Wszystkich. Mieszkańców Warszawy i „pod-Warszawy”. Także mieszkańców i pracowników domów w Alejach Ujazdowskich, na Krakowskim Przedmieściu, przy Wiejskiej, czy placu Bankowym. Albo jest wspólna droga, albo wspólne stanie w miejscu, albo każdy idzie w swoją stronę, czasem nawet przeciwną. Wspólna droga jest lepsza. Lepiej być pielgrzymem nadziei, idącym pośród innych pielgrzymów nadziei, niż iść samotnie. A najgorzej być włóczęgą rozpaczy.
Niech w tej pielgrzymce pomagają nam wielcy święci Warszawy i archidiecezji. Ci kanonizowani i beatyfikowani. Tylu ich jest. Tylu było związanych także z tą wspaniałą świątynią. I niech nam pomagają także „święci z sąsiedztwa”, jak nazywa ich papież Franciszek. Niekanonizowani, a święci, których było i jest bez liku. Mieszkali i mieszkają w Warszawie i wokół niej, cierpliwie i twórczo czekając na koniec swojego życiowego adwentu i adwentu świata.
Najbardziej zaś zwróćmy się w stronę Maryi, Patronki Warszawy, Pani Łaskawej. Jej powierzajmy siebie i naszą przyszłość oraz przyszłość świata, szczególnie zaś tych jego części, gdzie toczy się teraz wojna.
Módlmy się słowami starodawnej modlitwy Alma Redemptoris Mater, która w Adwencie brzmi szczególnie wymownie:
„Matko Odkupiciela, z niewiast najsławniejsza,
Gwiazdo Morska, do nieba ścieżko najprościejsza,
Tyś jest przechodnią bramą do raju wiecznego,
Tyś jedyną nadzieją człowieka grzesznego.
Racz podźwignąć, prosimy, lud upadający,
w grzechach swych uwikłany, powstać z nich pragnący,
Tyś cudownie zrodziła światu Zbawiciela,
Tyś sama wykarmiła Twego Stworzyciela.
Panno, przedtem i potem ze świata podziwieniem,
uczczona Gabryjela wdzięcznym pozdrowieniem;
Racz się wstawić, o Panno, za nami grzesznymi,
ratuj nas, opiekuj się sługami Twoimi. Amen”.
+ Adrian J. Galbas SAC