Mamy w Warszawskiej Prowincji Zakonnej dwadzieścia polskich klasztorów. Wśród nich znalazł się taki, w którym nigdy nie byłem. To Zamość. Dzięki gościnności przełożonego brama franciszkańskiego klasztoru w tym grodzie została szeroko otwarta, nie mniej serca dwóch moich byłych uczniów, którzy tam pracują. Przebywałem w tym klasztorze od nowiu do pełni wrześniowego księżyca.
W klasztorze, nabytym przed laty od ojców redemptorystów, mieszka, modli się i pracuje czterech zakonników: o. Andrzej Zalewski, gwardian i proboszcz pięciotysięcznej parafii, o. Grzegorz Klimczyk, o. Grzegorz Wiejak i o. Leszek Zachariasz. Prowadzą normalne duszpasterstwo parafialne, ale w nienormalnych warunkach: nie mają własnego kościoła. Dzięki życzliwości i otwartości ojców redemptorystów i zamojskiego biskupa korzystają z kościoła św. Mikołaja i katedry pod wezwaniem Zmartwychwstania Pańskiego. Taka sytuacja wymaga bardzo przemyślanego i uzgodnionego porządku nabożeństw i innych akcji przykościelnych. Odbywa się to w przykładnej harmonii, symbiozie i dyscyplinie użytkowników. Wspomnę, że w niedzielę 15 września 2019 w katedrze odprawiłem Mszę św. za ś + p. o. Janusza Głazowskiego w piątą rocznicę jego śmierci. Odwiedziłem też cmentarz, na którym spoczywa on i o. Rajmund Mazur. Z uznaniem podziwiałem kwaterę z grobowcami franciszkanów. Nabiera się przy nich spokoju ducha.
Kościół franciszkański, odzyskany przez zakon w roku 1994, był przez 200 lat przekształcany, przerabiany i przebudowywany, albo raczej rujnowany, niszczony i demolowany przez zaborców ze wschody, zachodu i południa. A że w klasie architektury był wysoko ceniony, to mimo wielkiego zniszczenia zapadła decyzja doprowadzenie go do pierwotnego stany za każdą cenę. Gigantyczne przedsięwzięcie, ogromny trud, bajońskie sumy. Chwała tym, którzy podjęli taką decyzję. Zaczęła się więc rewitalizacja (udany neologizm) sakralnego obiektu, który powstaje jak Feniks z popiołów. Tym, co nie znają sensu tego porównania, podam krótkie wyjaśnienie. Feniks według mitologii greckiej to legendarny ptak żyjący w Etiopii, przedstawiany w postaci złocisto-szkarłatnego orła. Miał żyć kilkaset lat, potem spalał się na stosie, a z popiołów rodził się na nowo i pojawiał się na tle słońca. W literaturze chrześcijańskiej stał się symbolem zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.
Argumentów za rekonstrukcją kościoła, a także odbudową zniszczonych wieży i klasztoru nie brakuje. Hojność wspaniałego hetmana Jana Zamojskiego i następnych fundatorów do czegoś zobowiązuje. Także zachowane ślady duszpasterskiej działalności długiego szeregu franciszkanów w dawnych klasztorach na uroczym Roztoczu, jak Górecko, Szczebrzeszyn, Puszcza Solska, Druszkopol… Według publikowanego wykazu w samym tylko Zamościu przebywało od roku 1605 do 2019 stu dziesięciu zakonników. Sześciu z nich wykładało teologię w Akademii Zamojskiej.
Jeśli obejrzy się rysunki lub fotosy zrujnowanego kościoła i komputerowe animacje, jaki być powinien, narzuca się pytanie, ile czasu i pieniędzy na to potrzeba. Otóż przewidziany kosztorys prac tylko budowlanych sięga prawie 26 000 000 złotych. Na odnawianie zabytkowych obiektów państwo przeznacza dotacje, ale pod warunkiem własnego wkładu, który wynosi 15% tej sumy, to jest prawie 4 000 000 zł. Dlatego nasi współbracia z Zamościa gromadzą finanse w przeróżny sposób: oszczędzają, poszukują dobrodziejów, drukują cegiełki i foldery, głoszą rekolekcje z apelem o pomoc w odbudowie, ustawiają skarbonki na szlaku turystów. Jedna przeźroczysta skarbonka znajduje się w centrum zamojskiej agory, druga na dworcu PKP w Lublinie. Zebrane kwoty wąską stróżką spływają na konto odbudowy kościoła. Naród jest hojny i ofiarny, ale złośliwych nie brakuje. W ubiegłym 2018 roku, w numerze poczytnego „Tygodnika Zamojskiego” z okazji Prima Aprilis dziennikarka XY podała sensacyjną wiadomość, że przy porządkowaniu krypt kościoła franciszkanów trafiono na pokaźne zasoby złota. Ten żart szybko dał znać o zmniejszonej ofiarności wiernych, zanim na interwencje prowincjała i gwardiana sprostowano tę informację. W rzeczywistości w kryptach było pełno gruzu, piasku, kości zmarłych, które z szacunkiem zebrano, oczyszczono i złożono na cmentarzu. Na rusztowaniu kościoła wisi tablica z napisem: „Jedni rujnują, drudzy budują”. Dodam, że minimalistycznie przyczyniłem się do gromadzonej sumy, gdyż podniesiony z ulicy zgubiony przez kogoś 1 grosz, wrzuciłem do wspomnianej skarbonki. Przy tym obiecałem sobie, że będę szukał dobroczyńców dla tej sprawy.
Na otwarcie kościoła do pełnej służby Bożej franciszkanie już się przygotowują. Zamówiono w Wołominie nowe organy, jest projekt ławek, a o konfesjonałach się myśli. Ojciec gwardian zwrócił się do mnie z propozycją ułożenia okolicznościowego tekstu hymnu na otwarcie kościoła. Chociaż bliższa mi proza niż poezja, to jednak napisałem, co może się przydać, zwłaszcza gdy tekst wzbogaci się piękną melodią.
Boże, Ojcze Stworzycielu,
któryś wybrał nasze miasto
na świątynię franciszkanów,
w niej dziś Ciebie wysławiamy.
Jezu Chryste Zbawicielu,
któryś dał nam Kościół Boży,
odnowiony przez Franciszka.
Za to Ciebie wychwalamy.
Duchu Święty Pocieszenia,
któryś światu dał zbawienie
przez Maryj zwiastowanie,
pieśnią Ciebie wychwalamy.
Trójco Święta, Jedność Boga,
godna zawsze wiecznej chwały,
w odnowionej serc świątyni
Ciebie, Boże, wysławiamy. Amen.
W tym reportażu słusznie położyłem akcent na sprawy franciszkańskie, ale miasto Zamość ma też inne atrakcje. Jest to forteca, w której harmonijnie układa się przyroda, architektura i sztuka wojskowych umocnień. Piękna jest agora z rzędem kolorowych kamieniczek, ozdobionych u podstaw koronką łukowych podcieni. Przypomina bombonierkę pełną radości i przyjemności w bogatym wyborze regionalnych cacek, potraw i napojów. Nie ma dobrej kawy, wszystkie są najlepsze. Podobnie lody i piwa. Z wieży ratusza w samo południe trębacz, zatrudniony przez zarząd miasta na pół etatu, wygrywa na trąbce hejnał na trzy strony świata: południe, północ i wschód. Pomija stronę zachodnią. Przewodnicy turystom wyjaśniają ten znamienny fakt w różny sposób: Zamość z Krakowem od dawna mają na pieńku, albo – są tylko trzy bramy do miasta, w których wita się wchodzących głosem trąbki, albo – po stronie zachodniej jest pałac hetmański, a w nim takiej muzyki nie potrzebują. W rzeczywistości powód jest prostszy. Na dużej wysokości wiatr mocno dmucha od zachodu i zatyka głos trąbki.
Zamość ma swoją Aleję Sław. Znalazł się w niej bliski franciszkanom reżyser Krzysztof Zanussi, autor filmu o ojcu Maksymilianie Kolbem – „Życie za życie”. Na mosiężnej płycie przy ul. Greckiej wycisnął ślad swego buta rozmiar 44.
Idąc ścieżką turystyczną można trafić na szaniec obronny miasta z zabytkowymi armatami. Można z nich wypalić za 30, 40 lub 80 zł, w zależności od kalibru.
Za murami miasta znajduje się Rotunda, otoczona rzędem mogił z białymi krzyżami pomordowanych Polaków, Rosjan i Żydów. Haniebny germański ślad na polskiej ziemi.
Oryginalnym znakiem regionalnej pobożności są piękne kapliczki na wodzie, czyli miniaturowe, drewniane budowle sakralne, wznoszone nad sączącymi wodę źródełkami. Dzięki życzliwości i pomysłowości o. Grzegorza Klimczyka mogłem kilka takich kapliczek zobaczyć i podziwiać: w Krasnobrodzie, Zwierzyńcu, Radecznicy i w Lipsku Poleskim, która najwięcej przyniosła mi radości, gdyż poświęcona jest św. Romanowi, męczennikowi. W miejsce poprzedniej, która spłonęła, zbudowano nową z sosnowego drewna w pięknym, ludowym stylu. W sierpniu każdego roku, w którym czcimy św. Romana, okoliczni mieszkańcy zbierają się na obszernej polanie na skraju lasu, aby modlić się za przyczyną Świętego Żołnierza o siłę wiary i dobre życiowe wybory. Chłodna woda źródlana smakuje jak dobre wino. Tak więc wróciłem z Zamojszczyzny z błogosławieństwem swojego Patrona. Niech mi będzie wzorem i orędownikiem.
o. Roman Aleksander Soczewka
franciszkanin z Niepokalanowa.
Zamość, 17 września 2017 roku