Home WiadomościZ kraju Uciec, ale dokąd? Rozmowa o pandemii

Uciec, ale dokąd? Rozmowa o pandemii

Redakcja

„Jeśli miałabym czas pandemii określić jednym słowem to byłby to dystres, czyli stres szkodliwy, nadmiarowy, przewlekły, powodujący cierpienie i dezintegrację psychiczną” – mówi w wywiadzie dla Przewodnika Katolickiego s. Kinga Skórska SAC, psycholog i psychoterapeutka, prowadząca w Gnieźnie gabinet psychoterapii „POMOST”.

Z pandemią zmagamy się od prawie dwóch lat. Czy można określić, w jakim stopniu wpłynęła ona na nasze zdrowie psychiczne?

Psychiatrzy, psycholodzy, psychoterapeuci badają ten problem od samego początku trwania pandemii i choć nie ma jeszcze pełnego obrazu, z całą pewnością wiemy więcej niż choćby rok temu. Na pewno wskazać można kilka obszarów, czy sfer, które pandemia poważnie zaburzyła. Pierwszy to poczucie bezpieczeństwa, które każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu utracił, a które jest bazowe dla funkcjonowania i rozwoju człowieka. To jedna z naszych elementarnych potrzeb, której zaspokojenie jest niezbędne, by coś przedsięwziąć, zdziałać, iść do przodu. Pandemia, zwłaszcza w początkowej fazie, poważnie naszym poczuciem bezpieczeństwa zachwiała. I dotyczy to wszystkich, choć w różnym stopniu. Wychodząc po zakupy, do pracy, do apteki, kościoła odczuwaliśmy ciągły lęk przed zakażeniem i zachorowaniem, a źródłem zagrożenia był drugi człowiek. To sprawiało, że wielu ludzi żyło, albo nadal żyje, w ciągłym stresie. Jeśli miałabym czas pandemii określić jednym słowem to byłby to dystres, czyli stres szkodliwy, nadmiarowy, przewlekły, powodujący cierpienie i dezintegrację psychiczną.

Nadmiarowy i permanentny, bo trudno od tej pandemicznej rzeczywistości uciec.

To prawda, bo pandemia dotyka kluczowych sfer naszego życia. Obok poczucia bezpieczeństwa utraciliśmy też poczucie kontroli i sprawczości. Oparcie w przewidywalności i planowaniu tego, co będę robić jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok. Było przecież tak, że wielu z nas nie wiedziało, czy jutro pójdzie do pracy normalnie, czy trzeba będzie się przestawić na pracę zdalną, albo czy pracy w ogóle nie straci. Mamy zatem niepewność, zawieszenie i poczucie utraty na różnych poziomach – zdrowia, ale także bezpieczeństwa finansowego. Chcę podkreślić, że doświadczenie utraty pracy jest dotkliwe nie tylko dla pracowników, ale często także dla pracodawcy, który decyzję o zwolnieniu musiał podjąć wiedząc, że dana osoba ma trudną sytuację finansową i rodzinę na utrzymaniu. Dla wielu ludzi to ogromne obciążenie psychiczne. Do utraty zdrowia i pracy dochodzi też utrata kontaktów z najbliższymi, strach przed odizolowaniem, brakiem pomocy z zewnątrz, dotkliwa samotność, zwłaszcza w chorobie. Wszyscy pamiętamy te rozdzierające serce relacje rodzin, które nie mogły pożegnać się z bliskimi umierającymi w szpitalach. Człowiek świadomy zbliżającej się śmierci ma potrzebę obecności bliskich, fizycznego kontaktu z nimi, choćby trzymania za rękę. To działa kojąco, uspokajająco. Osoby umierające w szpitalach, samotnie, były tego pozbawione, co na pewno pogłębiało ich lęk, u rodzin zaś wywoływało ogromny żal, a nawet rozpacz.

Czy spotyka się Siostra w swojej praktyce z problemami, które pandemia wywołała albo nasiliła?

Raczej nasiliła, bo mam takie przekonanie i to obserwuję, że u osób o słabej strukturze psychologicznej pandemia przyczynia się do uaktywnienia nieaktywnych dotąd problemów bądź pogłębienia już istniejących, czyli już wcześniej występowała pewna podatność, słabość psychologiczna. U osób z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi pojawia się na przykład nadmiarowość zachowań pod postacią mycia rąk czy obsesyjnego przestrzegania higieny, ale występują też zachowania obsesyjne na tle religijnym i to często u osób młodych.

To znaczy?

Choćby podejmowanie postów lub innych praktyk religijnych, by „zadośćuczynić Panu Bogu”, by Go przebłagać. To obsesje pojawiające się w przestrzeni religijności, które religijnością czy pobożnością nie są. Bazują one na przekonaniu, że „odpowiednim” zachowaniem, choćby określoną ilością godzin spędzonych na klęczeniu, zapewnimy sobie bezpieczeństwo. Nie ma to nic wspólnego z ufnością w Bożą opiekę i opatrzność.

I dotyczy to ludzi młodych?

Nie tylko, ale bardzo często tak.

Gdy jesteśmy przy młodych. Jak ograniczenie kontaktów społecznych, choćby przez naukę zdalną, może skutkować w ich dorosłym życiu?

Na to pytanie nie da się w tej chwili miarodajnie odpowiedzieć. Możemy przewidywać, ale będą to tylko przewidywania i domniemania. Niemniej wiemy, że człowiek dojrzewa w relacji i potrzebuje kontaktów społecznych, bliskości, grupy odniesienia, potrzebuje czuć się chciany, lubiany, akceptowany. Potrzebuje też sytuacji konfrontacyjnych, bo także przez nie nabywa kompetencje społeczne, uczy się radzenia sobie ze stresem. Jeśli mamy z kimś konflikt, a wiemy, że na drugi dzień trzeba będzie się z tą osobą spotkać w klasie, może siedzieć w jednej ławce, to trzeba ten konflikt prędzej czy później wyjaśnić, relacje naprawić. Kiedy komunikujemy się z innymi głównie w przestrzeni internetu, w mediach społecznościowych czy poprzez komunikatory, to można tą osobą po prostu „wyłączyć” i już, po problemie. Maleje nasza motywacja i zdolność do podejmowania działań naprawczych.

Na ile problemy związane z pandemią dotykają dzieci?

Nie posiadam takich danych. W swojej praktyce, jeśli chodzi o dzieci, zajmuję się głównie konsultacjami. Na pewno pandemia może u dzieci ujawnić lub pogłębić problemy o podłożu lękowym i należy na to jak najszybciej reagować.

Media codziennie raportują liczbę zakażeń, zgonów, zajętych łóżek respiratorowych. Słuchać tego czy nie słuchać?

Słuchać jeden raz dziennie, a więc zasięgać informacji ale nie karmić swojego lęku. U osób lękowych takie informacje, raporty, doniesienia będą powiększać stres. Będą powodować paraliż, dezintegrację czy też pogorszenie stanu zdrowia. Jeżeli ktoś czuje, że tego typu informacje wzmagają w nim lęk i poczucie zagrożenia to w trosce o siebie lepiej pomijać podawane tego typu wiadomości nie oglądając i nie słuchając.

Brak poczucia bezpieczeństwa, zmęczenie, zobojętnienie, brak poczucia kontroli i sprawczości… Jak sobie z tym wszystkim radzić?

W jednym z wywiadów ks. Michał Heller przytoczył taką krótką opowieść, która może być dobrą receptą. Otóż pewnego świętego zapytano kiedyś, co by zrobił, gdyby mu powiedziano, że za dwie godziny nastąpi koniec świata. Ów święty odpowiedział: dalej grałbym w szachy. To bardzo mądra odpowiedź – stwierdził ks. Heller i jak się z tym w pełni zgadzam. Trzeba robić to, co w danym momencie można zrobić, w takim zakresie i w tej przestrzeni, jaka jest nam dostępna. Przypomina mi się w tym momencie kard. Stefan Wyszyński, który w czasie uwięzienia drobiazgowo zaplanował swój dzień i tego planu bezwzględnie przestrzegał, czerpiąc jednocześnie siłę z modlitwy i niezachwianej ufności w Bożą opatrzność.

Kiedy skorzystać z fachowej pomocy? Czy można Siostra wskazać najbardziej niepokojące symptomy.

Jeśli ktoś czuje, że to, co przeżywa, wpływa dysfunkcyjnie na jego codzienne funkcjonowanie, na życie rodzinne, zawodowe, relacje z innymi, warto wtedy pomyśleć o zgłoszeniu się do specjalisty. Czasami wystarczają dwa, trzy spotkania, czasem konieczna jest dłuższa terapia. Musimy pamiętać, że z wieloma problemami nie jesteśmy w stanie poradzić sobie sami, a cierpienie psychiczne jest nie mniej bolesne niż fizyczne, dlatego należy i trzeba szukać pomocy.


Siostra KINGA SKÓRSKA SAC, pallotynka, psycholog, psychoterapeuta w trakcie studiów podyplomowych z seksuologii klinicznej. Prowadzi gabinet psychoterapii www.pomost.gniezno.pl, zajęcia dydaktyczne w WSD SAC Ołtarzew. Pracuje jako biegła w Trybunale Metropolitalnym Archidiecezji Gnieźnieńskiej. Współpracuje z wydziałami katechetycznymi oraz diecezjalną poradnią w Gnieźnie.

rozmawiała B. Kruszyk
Fot. B. Kruszyk

Za: www.archidiecezja.pl

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda