W czasie koncertu “Mozart z… Nowego Świata”, przygotowanego przez Filharmonię Poznańską, odbyło się europejskie prawykowanie 40. Symfonii Pedro Ximéneza de Abrill Tirada (1780–1856), urodzonego w Arequipie, Peru.
Rekonstrukcję i edycję jego dzieła przeprowadził o. Piotr Nawrot SVD, jeden z najważniejszych znawców muzyki renesansu i baroku Ameryki Płd. na świecie. Oto rozmowa z o. Piotrem przeprowadzona przy okazji koncertu przez Annę Kot.
Zna Ojciec boliwijskie wykonanie 40. Symfonii Pedro Ximéneza de Abrill Tirada. Jak w tym kontekście wygląda interpretacja poznańska, a szerzej europejska? Da się te wykonania w ogóle porównać?
Zacznijmy od tego, że muzyka to jest taka sztuka, która ma swojego twórcę, ale żeby wybrzmiała, potrzebuje współtwórcy. Dotyczy to szczególnie wczesnej muzyki, ale także tej z czasów Pedro Ximéneza. Każdy kompozytor wnosi przecież do swych utworów pewne przeżycia estetyczne, duchowe, intelektualne oraz doświadczenia życiowe i przenosi je na papier poprzez system notacji muzycznej. Ażeby to wszystko stało się sztuką, która porusza odbiorcę, potrzebny jest muzyk, który to odtwarza i w ten sposób współtworzy tęże muzykę. I teraz dochodzimy dopiero do odpowiedzi na pani pytanie, w tym właśnie tkwi różnica w wykonaniach każdej kompozycji: Ximenez zawsze jest ten sam, zaś każda produkcja muzyczna jego dzieł jest inna. Ba, nawet ten sam muzyk, który gra ten sam utwór, nigdy go nie gra dwa razy tak samo, ponieważ z muzyką sprawa ma się inaczej niż z rzeźbą czy obrazem, które możemy uważać za dzieła skończone. Tymczasem muzyka musi być odtwarzana przez kogoś i to odtworzenie jest zawsze inne ze względu na doświadczenie, przeżycia, wyobraźnię, wrażliwość wykonawcy czy nawet samą publiczność. Dlatego też kontekst kulturowy i doświadczenie, jakie ma jednostka, wpływają na to, że będzie inna interpretacja. Inna, co nie znaczy lepsza albo gorsza od wcześniejszych. I rzeczywiście w takim rozumieniu w zestawieniu boliwijskiego i poznańskiego wykonania tę różnicę postrzegam. Weźmy pierwszy z brzegu przykład – allegro na tej szerokości geograficznej, z której my pochodzimy, oznacza tempo, a w Ameryce Łacińskiej – charakter. I to europejskie tempo może być szybsze, może być wolniejsze, ponieważ nie jest tak precyzyjnie zdefiniowane, a w Ameryce – allegro to jest raczej kolor, charakter i to było słychać w Auli UAM. Poza tym muzyka ma też strukturę architektoniczną i ona również zależy od kontekstu myślowego, kulturowego. Ja mogę zamknąć oczy i słuchając muzyki, od razu będę wiedział, z jakiego kontekstu kulturowego pochodzi to wykonanie.
Tak Ojciec długo tłumaczy istotę wykonania utworu muzycznego, jakby chciał uniknąć jednoznacznej oceny poznańskiej orkiestry.
Ale skąd! Moim zdaniem to było świetne wykonanie.
I spełniło Ojca oczekiwania, wyobrażenia?
I to jak! Bardzo mocno spełniło moje oczekiwania, zwłaszcza że po raz pierwszy w moim życiu i chyba w ogóle w historii, muzyka nie przyszła z Europy do Ameryki, gdzie zwykle kazaliśmy Indianom czy szerzej – mieszkańcom Ameryki Południowej – przyjmować nasze, europejskie koncepty i pokazywać jak ta muzyka ma brzmieć. Teraz zaistniał odwrotny proces – muzyka komponowana przez kogoś, kto nie zna Europy, ale używa języka muzycznego znanego w z Europie, który już wywędrował z niej, wraca do Europy. I to jest bardzo ciekawe dla mnie pytanie – jak teraz Europa odbierze tę muzykę, jak postrzeże coś, co zostało stworzone w Ameryce? Dla mnie to było szczególnie interesujące, bo zawsze studiowałem rzeczywistość, w której muzyka europejska stawała się muzyką amerykańską z indiańskim wpływem. A teraz mogę obserwować, jak muzyka amerykańska jest europeizowana – to bardzo ciekawy proces, dlatego ani razu podczas próby nie interweniowałem, nawet gdy dyrygent i sami muzycy tego ode mnie oczekiwali. Jestem jednak pod wielkim wrażeniem – i sam dyrygent był bardzo dobrze przygotowany, świetnie prowadził orkiestrę, rozumiał strukturę formalną symfonii i odniósł wielki sukces – on i muzycy. Wierzę, że w niedługim czasie coraz częściej będziemy słyszeć muzykę z Ameryki europeizowaną przez naszych, tutaj, artystów. Jeszcze raz, Łukasz Borowicz, to wielki dyrygent, artysta i wspaniały człowiek.
Wydaje się, że wiele zależy od Ojca. Chyba nikt inny nie zajmuje się opracowywaniem muzyki Pedro Ximéneza?
Prawdę mówiąc, nie chciałbym zmieniać działki badań naukowych na tym etapie życia. Opracowałem Ximéneza, aby zakomunikować światu, że w tych amerykańskich archiwach wciąż jest niezbadana, nieznana wielka muzyka, ale uważam, że Boliwijczycy wezmą to w swoje ręce. Zwłaszcza że rekonstrukcja znakomitej muzyki Pedro Ximéneza, której naprawdę jest bardzo dużo, nie jest tak skomplikowana jak rekonstrukcja manuskryptów z misji, co stanowi domenę moich badań. W Boliwii ciągle jest bardzo dużo zarchiwizowanej, a nieznanej światu muzyki z misji. Choć ja sam opublikowałem 44 tomy studiów oraz to, co było mniej skomplikowane, jest już zrekonstruowane. Teraz, aby się zajmować muzyką z misji, trzeba być naprawdę ekspertem i poświęcić na same przygotowania do kontynuowania moich badań naukowych co najmniej 3–4 lata. Jest mało prawdopodobne, aby ktoś w to wszedł, dlatego lepiej jest i dla mnie, i dla całej sprawy, abym robił swoje i kontynuował to, co zacząłem 27 lat temu. Ale obiecuję, że na pewno jeszcze coś zrobię z zakresu muzyki świeckiej, np. z Ximéneza mam opracowane 2 koncerty na gitarę oraz kolejną symfonię.
Wróćmy do Poznania. Wykonanie symfonii zadedykował Ojciec Profesor – ojcu Marianowi Żelazkowi, misjonarzowi werbiście z Palędzia spod Poznania, który pracował w Indiach z trędowatymi, a którego 100. rocznicę urodzin właśnie obchodzimy.
Nie obwieszczałem wprawdzie tego faktu ze sceny, bo przecież każdy dostał program koncertu, a tam to było napisane. Uważam bowiem, że lepiej nie narzucać odbiorcy, by coś zauważył, usłyszał – można to robić delikatnie, a takim był Marian Żelazek. I wiem, co mówię, bo znałem go osobiście i nieraz z nim rozmawiałem. Stąd wiem, na przykład, że słuchał muzyki z misji, która mu się podobała. Przez swoją inteligencję, mądrość, świętość był dla nas, którzy jesteśmy kolejnym pokoleniem misjonarzy, idolem. Człowiekiem, który nas inspirował tylko przez to, co robił, a nie przez słowa i dlatego dzisiaj możemy znać jego dzieła. Więc teraz pomyślałem sobie, że skoro mamy rok, w którym wspominamy jego 100. urodziny, warto sobie i innym przypomnieć, jak inteligentny, mądry i święty był ten człowiek. I tą europejską premierę wielkiego kompozytora, wielkiego artysty zadedykować Marianowi Żelazkowi, by przypomnieć wszystkim, że jego życie i życie Ximéneza, nie skończyło się. Jeżeli ktoś jest wielki, to jego życie trwa.
Rozmawiała Anna Kot
Za: www.werbisci.pl