Ze sformułowaniem „Polska tęsknotą Ojca” wielu z nas z pewnością zetknęło się już wcześniej, zwłaszcza biorąc do ręki jubileuszową publikację „Szensztat – moje miejsce w Kościele”. W krótkim rysie historycznym Ruchu Szensztackiego w Polsce możemy przeczytać o spotkaniach Ojca Założyciela z Siostrą Marianną Czerwińską, z księżmi Ignacym Jeżem i Bolesławem Burianem, oraz z Paniami Szensztatu – Hedwig Birnbach i Agnes Kunz. Cieszy nas fakt, że przed wojną kilkanaście razy przebywał na terenach, które dziś należą do naszego kraju. Upamiętnienie trzeciego z nich – kaplicy MTA w Kietrzu – mieliśmy okazję świętować całkiem niedawno.
Patrząc z wdzięcznością na rozwój Ruchu Szensztackiego w Polsce, przez pryzmat Roku Jubileuszowego, z całą pewnością możemy powiedzieć, że tęsknota Ojca Kentenicha za Polską jako potencjalną glebą dla Szensztatu, spełniła się i przyniosła stokrotne, błogosławione owoce. Rozpoczynamy z dumą, z zapałem naszą drogę w kolejne stulecie Szensztatu, a jednym z pierwszych kroków na tej drodze będzie zawarcie przymierza miłości z Ojcem Założycielem. Słowa, wypowiedziane przez nas pół roku temu w Szensztat, pasują także do chwili obecnej. Powtórzmy więc: „Trwamy w godzinie Apelu Jasnogórskiego, zjednoczeni z całym ruchem w Polsce, a nasze modlitewne trwanie i radość tego spotkania oddajemy pod szczególną opiekę i orędownictwo Królowej Polski. Nosimy w sercach pragnienie bycia bliżej Ojca i głębszej, duchowej z nim relacji. Maryjo, wyproś nam łaskę organicznego dojrzewania do zawarcia przymierza miłości z Ojcem Założycielem przez Ruch Szensztacki w Polsce” (Jubileuszowa Godzina Spotkania u Ojca Założyciela, 18.10.2014).
Ojciec Arkadiusz, koordynator Ruchu Szensztackiego w Polsce, formułując temat konferencji „Polska tęsknotą Ojca Kentenicha, powierzył mi zadanie wyłuskania kilku nowych ziaren, które moglibyśmy, członkowie Ruchu Szensztackiego, zabrać ze sobą w otwierający się przed nami nowy etap w historii Szensztatu w Polsce. Bez względu na to, czy te klika przemyśleń, którymi chcę się z Wami podzielić, okażą się trafione, chciałam w tym miejscu podziękować Ojcu za to zadanie. Dzięki temu mogłam wyruszyć w niezwykle ciekawą podróż. A że mowa będzie o Polsce i o tęsknocie, wydaje się nieuniknione poruszyć te pokłady naszej duszy, osobowości i historii, które mówią zarówno o sprawach pięknych i wzniosłych, jak też trudnych i bolesnych. Wierzę jednak, że to pozwoli nam lepiej poznać siebie i pomoże nam we wzajemnym wzrastaniu i w budowaniu kultury przymierza, tworzeniu więzi, do czego po roku jubileuszowym jesteśmy wezwani i posłani w szczególny sposób.
1. Ojciec Kentenich i Polacy
Spotkania Ojca Kentenicha z polskimi księżmi miały miejsce w tragicznych okolicznościach. W czasie jego pobytu w Obozie Koncentracyjnym w Dachau. Jednak wydały błogosławione owoce. Pierwszymi księżmi z Polski, których Ojciec Założyciel poznał w Dachau był ksiądz Ignacy Jeż – późniejszy biskup koszalińsko-kołobrzeski i protektor Ruchu Szensztackiego w Polsce, poprzednik obecnego wśród nas księdza biskupa Pawła, oraz ksiądz Bolesław Burian (zob. Häftling 23932, ss.267-272). Na przełomie 1943 i 44 roku poznali Ruch Szensztacki poprzez o. Józefa Fiszera i 3 maja 1944 roku zawarli Przymierze Miłości. „Bezpośrednim przygotowaniem obu polskich księży do poświęcenia zajął się Ojciec Kentenich. W czasie trzech wieczorów przed 3 maja spacerował z nimi tam i z powrotem po ulicy obozowej między blokiem 27 i 29 i głosił przy tym wykłady: pierwszego dnia o poświęceniu jako decyzji, drugiego o poświęceniu jako posłannictwie i trzeciego o poświęceniu jako przymierzu. 3 maja Ojciec Fischer wcześnie rano odprawił mszę świętą, w której udział brali też Jeż i Burian, choć wciąż obowiązywał zakaz przechodzenia do kaplicy na blok księży niemieckich.[Polscy księża] przekazali ojcu Fischerowi modlitwę poświęcenia w formie pisemnej, która w czasie mszy świętej leżała na ołtarzu. Właściwy akt poświęcenia miał miejsce wieczorem w obecności Ojca Kentenicha, w tej samej kaplicy obozowej, bez żadnych zewnętrznych znaków, które mogły wywołać poruszenie. Ojciec Kentenich klęczał obok kandydatów do poświęcenia na podłodze. Oni obaj odmówili w ciszy modlitwę poświęcenia, którą na zakończenie przekazali ojcu Kentenichowi. Zarówno Burian, jak i Jeż, zgodnie od tamtego dnia zdecydowali się spowiadać u ojca Kentenicha i poprosili go, by przejął rolę ich ojca duchowego. Ojciec Kentenich, ma się rozumieć, nie odmówił. Przez cały maj prowadził dla nich konferencje, każdego dnia po apelu wyznaczał im punkty do rozmyślania o Matce Bożej, które mogli w ciągu dnia przepracować. Wraz z poświęceniem pierwszych polskich księży Mater Ter Admirabilis miesiąc maj w roku 1944 dał całej wspólnocie szensztackiej w obozie Dachau błogosławiony początek. Ojciec Fischer nie zapomniał wspomnieć o tym pełnym nadziei wydarzeniu w liście do domu; 23 kwietnia pisze: „Cieszę się na ten dzień chwały dla rodaków siostry Marianny [Czerwińskiej – B.Ch.] 3 maja. Z wielką gorliwością przygotowują się do tego dnia. Właściwa rodzinna uroczystość odbędzie się wieczorem, po zakończeniu pracy o szóstej. Przełożę moją mszę świętą z 19-tej na 3 maja o 4:30, by w pełni w tej uroczystości uczestniczyć“. Po poświęceniu, w liście z 7 mqja, czytamy z kolei: „Jaki piękny prezent… i to na samym początku rozwoju rodziny – bliźnięta, którzy pięknie ze sobą harmonizują i wzajemnie się uzupełniają. Siostra Marianna będzie sie z pewnością bardzo cieszyć…“ (Häftling Nr. 29392, s. 271-272).
Biskup Ignacy Jeż z kolei tak wspomina spotkanie z Ruchem Szensztackim w książeczce Błogosławcie Pana światło i ciemności. Pozwolę sobie przytoczyć nieco dłuży fragment, bo posłuży on nam za kanwę naszych dalszych rozważań: [Ojciec Józef Fiszer] opowiedział mi całą historię ruchu szensztackiego, który jako ruch wybitnie maryjny wydawał mi się bardzo konsekwentnie przemyślany, a przez to mógł się przyczynić do pogłębienia naszej polskiej pobożności maryjnej. (…) Poprzez spotkania, nawet bardzo częste, zawiązała się grupa międzynarodowa, co pozwoliło ruchowi szensztackiemu przez obóz rzeczywiście stać się ruchem międzynarodowym (…) Ojca Kentenicha podziwialiśmy ponadto za jego spokój, zrównoważenie, wspaniałą pamięć, którą wykazywał w rozmowach. [O. Józef Kentenich prowadził rekolekcje]. Prowadził je, do dziś pamiętam, pod wspólnym tytułem: „Der apokaliptische Priester” [apokaliptyczny kapłan – B.Ch.] wychodząc z założenia, że „apokaliptycznymi” można nazwać wszystkie czasy podobne do tych, jakie opisywał św. Jan Ewangelista w Apokalipsie, a nie tylko czasy ostateczne. (…) Podziwialiśmy przy tym wspaniałą znajomość Pisma Świętego i pamięć rekolekcjonisty, który oczywiście nie mógł posługiwać się żadnym tekstem, czy notatkami, chodząc cały czas korytarzykiem między pryczami. Nauki wpływały kojąco na umęczonych codzienną sytuacją słuchaczy i podnosiły na duchu do odważnego przyjęcia dalszych zrządzeń Opatrzności Bożej. (…)(op. cit., s.23) .
Chcę zwrócić naszą uwagę na dwa punkty: po pierwsze międzynarodowość, po drugie na rys apokaliptyczny, który pojawia się we wspomnieniu księdza biskupa Ignacego.
Zatem po pierwsze – międzynarodowość. Z dumą i radością myślimy o tym, że spotkanie Ojca Kentenicha z polskimi księżmi, jak również kapłanami z innych słowiańskich narodów, stało się dla Założyciela impulsem i potwierdzeniem planów Opatrzności Bożej, by podjąć starania o rozwój Ruchu Szensztackiego na poziomie międzynarodowym. Być może wielu z nas uzna to zrządzenie Opatrzności za jednorazowe i wyjątkowe. Jednak rzut oka na historię Polski pokazuje, że międzynarodowość, a co nawet ważniejsze wielokulturowość jest wpisana w nasze dzieje i w nasz narodowy charakter. Nie przeczę, że w dzisiejszych czasach, po wielopoziomowej i drastycznej transformacji, jakiej poddana została nasza ojczyzna, trudno nam wyobrazić sobie nas jako ludzi posiadających cechy potrzebne do tworzenia więzi międzynarodowych i międzykulturowych. Wmawia się nam, że jesteśmy ksenofobami, antysemitami i zarzuca się nam nacjonalizm. A przecież przez z górą 400 lat (jeśli liczyć od czasów unii Polski z Litwą) Rzeczpospolita (Res Publica Serenissima) była państwem, którego „esencją (Norman Davies) była właśnie wielokulturowość: wiele języków – w tym trzy oficjalne: łacina, polski i ruski, wiele religii, wiele kultur, wiele narodów (…) Katolicyzm, Prawosławie, Kościół Greckokatolicki, Protestantyzm, Luteranizm, Ewangelicy Reformowani, Żydzi i Muzułmanie”. Tyle historii. A jaki z tego dla nas wniosek? Pierwszy, bardzo pragmatyczny. Uczmy się języków obcych. Ojciec Kentenich i polscy księża rozmawiali w Dachau po łacinie. Po wtóre, zacznijmy myśleć o sobie według zasady „gdzie Polak, tam międzynarodowość” tym bardziej, że Ojciec Kentenich, prorok dla naszych czasów, przewidział dla narodów słowiańskich, a więc także dla nas, konkretne zadania. A jakie?
2. Posłannictwo wschodnie – co możemy zrobić?
Jednym z wielkich pragnień Ojca Kentenicha, o którym mówił często, jest tzw. posłannictwo wschodnie – niem. Ostsendung. Wiąże się ono właśnie z zagrożeniem bolszewizmu, idącym ze wschodu i ideą człowieka masowego, kolektywnego oraz z pragnieniem przezwyciężenia tego prądu krucjatą organicznego myślenia, życia i miłowania. Jednym z kluczowych punktów na tej drodze na Wschód jest wydarzenie, jakie miało miejsce 5 lipca 1951 roku w Szensztat. Było to poświęcenie krzyża wschodniego (prawosławnego) przeznaczonego do Prasanktuarium. Myśl o posłannictwie wschodnim, o zjednoczeniu Wschodu i Zachodu Kościoła, przejmuje Ojciec Kentenich od świętego Wincentego Pallottiego jako jedną z jego ulubionych myśli. Ojciec Kentenich nie waha się nawet twierdzić, że Bolszewizm stał się inspiracją dla Szensztatu. Dlatego w homilii 5 lipca, Założyciel mówi: „Właśnie tak, i było to dla nas podwójnie zrozumiałe, że poświęciliśmy też, a nawet przede wszystkim, Trzykroć Przedziwnej Matce i Królowej z Szensztat“. (Texte zur Ostsendung, ss. 24-25). I dalej, mówiąc o początkach międzynarodowego Ruchu Szensztackiego, Ojciec Kentenich wymienia w tej samej homilii Polskę, zwracając się do obecnego na tej uroczystości Ojca Adalberta Turowskiego, ówczesnego generała Pallotynów: „Możemy powędrować do Afryki lub do Ameryki, możemy rzucić okiem na Australię: wszędzie tam MTA ma już swoje przyczółki. Jest między nami czcigodny Ojciec Generał. Być może będzie tak dobry, że zechce nas ubogacić kilkoma słowami. On wie lepiej, niż ja, jak MTA działa również w Polsce, by z tej baszty podążyć następnie powoli do najdalszych krajów na Wschodzie.“ (ss. 32). Sanktuarium Wierności w Świdrze jest najdalej na Wschód wysuniętym sanktuarium w Europie. Potem już tylko Indie i Filipiny. Nasze Siostry Maryi pracują na Białorusi, o ile pamiętam pracują też w Moskwie i w Petersburgu. W każdym razie zdołaliśmy przerzucić pierwsze mosty na Wschód. Co możemy zrobić więcej? No właśnie. Może z racji naszego położenia geograficznego i wynikających z tego doświadczeń historycznych, bardzo często trudnych i bolesnych, powinniśmy czuć się szczególnie zobowiązani do wypełnienia tego pragnienia naszego Ojca Założyciela? Może powinniśmy w naszych sanktuariach filialnych, domowych, podjąć regularną modlitwę i ofiarę (Ojciec Kentenich modlitwę i ofiarę zawsze wymienia jednym tchem[1]) za Rosję? Szczególnie, że dziś ze strony Wschodu też wieje niepokojem i zagrożeniem wojny… Nasze posłannictwo Wschodnie ma już także swoją historię. Nie zapominajmy, że tu na Jasnej Górze, czcimy Matkę Bożą w Jej cudownym wizerunku, który jest ikoną.
3. Wielokulturowość i człowiek masowy
Zagrożeń płynących z ideologii bolszewizmu nie musimy jednak szukać daleko. Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie, żeby zobaczyć, jak idea człowieka masowego rozszerza się na kolejne warstwy społeczeństwa: „Wraz z osobowością wstrząśnięty i zagrożony jest cały porządek społeczny. Jeśli poszczególni ludzie w tym „odosobowieniu” nie są niczym innym jak wymienną częścią maszyny, to współczesne, kolektywistyczne społeczeństwo jest w całości maszyną, której poszczególne części są ze sobą mechanicznie połączone, która z zewnątrz jest utrzymywana w porządku i w ruchu przez dyktatora. Cały świat ma się stać jedną jedyną zjednoczoną maszyną niewyobrażalnej wielkości, na której wierzchołku stoi dyktator, panujący nad światem. W rzeczy samej jest to dążenie do nowej wieży Babel, do porządku światowego bez Boga i przeciw Bogu. Ameryka i Rosja walczą dziś o panowanie nad światem. Katolicki sposób myślenia także ma przed oczyma wszechogarniającą światową jedność – jest to jednak jedność organiczna z głową na szczycie i z gorącym sercem, które troszczy się osobiście o wszystkie potrzeby poszczególnych członków. Tą głową jest Chrystus, sercem Matka Boża. Jak długo oboje nie zajmą miejsca, przeznaczonego dla Nich według planu Bożego, świat nie zazna spokoju. Ludzkość to nie jest jakaś tam organizacja: ona jest wielkim organizmem. Jest rodziną. Dlatego potrzebuje głowy i serca. Ani jednego ani drugiego nie może zabraknąć. Ludzkość jest wielkim królestwem. Musi być rządzone przez króla i królową – przez Chrystusa, Króla, i przez Maryję, Królową Świata. Oboje muszą zająć swoje miejsca i być na nich rozpoznani. Tak, to właśnie jest prawda: co Pismo Święte mówi o Adamie, to odnosi się też do drugiego Adama: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam; uczyńmy więc odpowiednią dla niego pomoc.“ (Rdz 2, 18). Tą pomocą jest dla Chrystusa Maryja, Matka rodzaju ludzkiego i Królowa Świata. Wszystkie dążenia do jedności spełzną na niczym bez Maryi, która 25 marca w pierwszym roku ery chrześcijańskiej stała się Matką Głowy i naszą Matką, a tym samym sercem ludzkości. Jeśli głowa i serce mają utrzymać świat w jedności, to muszą wpierw w swojej dwujedności zapanować w Kościele, w diecezjach i w parafiach, we wspólnotach religijnych i w zakonach, muszą przede wszystkim być uznane razem w poszczególnych rodzinach. Bez odnowy rodziny nie będzie odnowy świata i Kościoła. Dlatego też nasza troska o tę komórkę, o ten zarodek ludzkiej społeczności“. (Maria – Mutter und Erzieherin, ss. 157-158). Te słowa Ojciec Założyciel wypowiada w 1954 roku i one do dziś nie straciły na aktualności. Kto wie, być może są dziś jeszcze bardziej aktualne, niż wtedy. W naszych miejscach pracy, firmach, lokalnych społecznościach, kiedy na zewnątrz reklama, radio, telewizja krzyczą o tym, że musimy zadbać o swoją indywidualność, a w rzeczywistości jesteśmy jej pozbawiani, gdy nie potrafimy sprostać nieludzkim warunkom pracy, systemowi nauczania, niezdrowej konkurencji. Przy okazji rozważań nad ideą i zjawiskiem człowieka masowego, kolektywnego, któremu Ojciec Kentenich przeciwstawia nowego człowieka i nową społeczność w porządku organicznym, my, Polacy, powinniśmy zrobić po raz kolejny rachunek sumienia, i zadać sobie pytanie, ile jeszcze w nas cech tego człowieka masowego? Czy wciąż odnajdujemy w swoim zachowaniu indywidualizm, niezdolny do współpracy i kompromisów? Czy potrafimy wspierać innych w ich dążeniach rozwoju, zmiany, czy wciąż dążymy do tego, żeby wszyscy byli równi i żeby nikt nie wychodził przed szereg? Czy z kolei boimy się przyznać do naszych zdolności i talentów, żeby nikt z naszego powodu, przez fałszywą skromność, nie poczuł się gorszy? Organicznie to nie znaczy każdemu po równo i w tym samym czasie.
Jesteśmy więc posłani przez naszego Założyciela zarówno do tych, co daleko, jak i do tych najbliżej. Do świata, który zaczyna się tuż za drzwiami naszego domu, za drzwiami naszego serca. Do nich jesteśmy posłani tak, jak się o to modlił Założyciel: „Jako znaki zbawienia poniesiemy narodom/krzyż i obraz Maryi, by jeden od drugiego/nigdy nie został odłączony, ponieważ ta jedność jest zaplanowana przez miłość Ojca”[2].
4. Maryjność a sens Przymierza Miłości
W przytoczonym na początku fragmencie wspomnień biskupa Ignacego Jeża padły słowa, że Ruch Szensztacki może się przyczynić do pogłębienia naszej polskiej maryjności. Każdy z nas wie, jaki obraz Matki Bożej nosi w sercu, a jeśli nie jest pewien, ma ku temu dobrą sposobność, żeby się zastanowić i ten obraz Maryi w sobie odkryć na nowo, zdefiniować, odświeżyć. Ojciec Kentenich mówił: „Naszym zadaniem jest, nasz osobisty obraz Matki Bożej, to znaczy ten obraz Matki Bożej, który nosimy w nas, upodobnić do obrazu, jaki sam Bóg Jej przeznaczył i zrealizował w dziejach“. (Maria – Mutter und Erzieherin, s. 209). A jaki obraz Matki Bożej ukazuje nam Ojciec Kentenich? Jaki obraz Maryi on nosił w sercu? Jeśli decydujemy się na Przymierze Miłości z Ojcem Założycielem, a według niego samego Przymierze Miłości jest wzajemną wymianą dóbr, osobowości i serc, to wraz z sercem Ojca otrzymamy jego obraz Matki Bożej. „I jeśli już wiemy i teraz mówimy, że przymierze miłości oznacza obustronne doskonałe oddanie się sobie, wymianę dóbr, ta nawet wymianę osobowości, to wiemy, co wnosi do przymierza miłości Matka Boża. Wszystkie te cechy i znaki, o których już mówiliśmy, powinny stać się bardziej lub mnie naszymi własnymi. Dlatego też Matka Boża nie spocznie, dopóki w naszym uchu nie zabrzmi Ave, na ustach Magnifikat, nad naszymi głowami nie pojawią się języki ognia, w naszych ramionach i w naszym sercu dziecko; nie spocznie także, dopóki miecz nie przeniknie naszego serca i dopóki diabeł, wąż nie zostanie pokonany.“ (Oktobwerwoche 1950, ss. 220-221) To jest ten obraz, do którego powinniśmy dążyć i prosić Matkę Bożą, żeby nas na wzór tego obrazu przemieniała i kształtowała. „Wielki znak, nie żaden mały znak! Znak, który jest na niebie, widoczny z daleka. Wielki znak na niebie, nie tu na ziemi. (…) Wielki znak na niebie. Dosłownie. Czy to dla nas powód do radości? To jest Ta, z którą zawarliśmy przymierze. (…) I ten wielki znak na niebie jawi się jako wielki znak światła, znak walki i znak zwycięstwa.“ (Oktoberwoche 1950, ss. 222-223).
I w tym miejscu pojawia się w naszych rozważaniach wątek apokaliptyczny. O ile Maryja jest Niewiastą apokaliptyczną, o tyle my powinniśmy być apokaliptycznym człowiekiem.
Litwo, ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie!
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie. Ty, co lud zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem,
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem,
Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany martwą podniosłem powiekę
I mogłem zaraz pieszo do Twych świątyń progu
Iść i za wrócone życie podziękować Bogu,
Tak mnie powrócisz cudem na ojczyzny łono.
Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych…
(Znak światła, znak walki, znak zwycięstwa): „Matko, obym był jak Ty! Nie tylko sam gorący zapał, nie, Matka Boża w mocy przymierza miłości przejmuje też odpowiedzialność, by kształtować i formować mnie w tych kierunkach i według tych samych miar, jak je widzę przed moimi oczami. (…) Tam, gdzie pojawia się Matka Boża, tam jest walka (…) W tej wielkiej, gigantycznej walce zwyciężymy, to jest pewne, ale ze zmiażdżoną piętą. Co to znaczy? Moja droga rodzino szensztacka, to znaczy, że żyjemy w porządku krzyża (…) Jesteśmy wątłymi, małymi stworzeniami. Zaśpiewajmy sami sobie hymn na cześć naszej małości! I nauczmy się, by naszych słabości nigdy nie postrzegać jako przeszkód w owocności, przydatności w królestwie Bożym. Nasza słabość stanie się przeszkodą, jeśli będziemy ją pielęgnować, jeśli nie użyjemy jej jako trampoliny, by odbić się i wylądować w ramionach Boga. (…) Można nam wiele zarzucić jeśli chodzi o sposób ubierania się, elokwencję, siłę, ale niech nikt nam nie zarzuca braku miłości do Matki Bożej, gorocęgo oddania się Jej, prawdziwości i owocności przymierza miłości z Nią zawartego“.
5. Himmelwärts: modlitwa rozpoczynająca każdą godzinę i Kompleta
Posłannictwo wschodnie i obraz Maryi – Niewiasty Apokaliptycznej, to dwa wielkie cle, które zarysowują się przed nami na drodze do budowania kultury przymierza. Jakie jednak mamy ku temu narzędzie i środki? Oczywiście, wszystko to, co składa się na duchowość szensztacką: pedagogikę ideału, pedagogikę więzi, samowychowanie pod opieką Matki Bożej, itp., itd. Lecz być może w tej głębi istnieje coś, co mniejszego, co łatwiej moglibyśmy uczynić swoim. Wydaje się, że tak.
Ojciec Kentenich przejął od polskich kapłanów również jedną szczególną tradycję, którą rozwinął i włączył do powstałego w Dachau zbioru modlitw Himmelwärts. Tradycja duchowego gromadzenia się/ łączenia się z Jasnogórskim sanktuarium pobrzmiewa dziś w słowach modlitwy rozpoczynającej każdą godzinę szensztackiego oficjum: „W duchu klęczę przed Twoim obrazem/ o Trzykrość Przedziwna, mocna, łagodna/ w łączności ze wszystkim, co się Tobie poświęcają/ i są gotowi umrzeć dla Twojego królestwa (Im Geiste kniee ich vor deinem Bilde/du dreimal Wunderbare Stärke, Milde/ vereint mit allen, di sich dir gewieht/ und für dein Reich zum sterben sind bereit). Pamiętam rozmowę z jedną z moich współsióstr, która znała Ojca Założyciela. Erika Stenger, dziś 93 letnia Pani Szensztatu, mówiła Ojcu o swoich trudnościach w związku z tą modlitwą; że trudno jej się modlić słowami „zum Sterben sind bereit (i są gotowi umrzeć)”, że perspektywa śmierci ją przerasta. Ojciec zaproponował: „Jeśli Pani to ułatwi, proszę zamienić „sterben” (umierać) na „leben” (żyć). Myślę, że dla nas, Polaków, którzy nigdy nie stroniliśmy od zrywów niepodległościowych i powstań, to dobry temat do rozmyślań… Ale przypatrzmy się bliżej tej godzinie z szensztackiej modlitwy godzin, która nam Polakom, jest szczególnie bliska. Jest to godzina Apelu Jasnogórskiego, godzina 21 – Kompleta. Czy możemy z tej modlitwy wyczytać coś dla siebie?
Die Sonne geht nun müde, still zur Ruh’,
Und Sion lächelt uns von Ferne zu.
Dein Sterben war Entrücktsein nur aus Sehnen
Dein Leib lernt die Verwesung niemals kennen.
Du thronst verklärt nun in der „Heiligen Stadt“,
auf Sion, das dir Gott geöffnet hat.
Durchs Heiligtum weist du und stets nach oben
Zum ewigen Schönstatt, wo wir Gott einst loben,
Zeigst die Vergänglichkeit der irdischen Welt,
bis du aufs Ewige uns eingestellt.
Lehr täglich mich so leben, dass das Sterben
Wird leicht, wie es sich schickt fürs Himmelserben,
Am Abend mit mir zu Gericht so gehn,
Dass nach dem Tod ich dich und Gott darf sehn[3].
Jedną z cech słowiańskiej duszy, na której wartość zwrócił uwagę Ojciec Kentenich, jest pociąg do nieskończoności (niem. Drang nach dem Unendlichem). Rzeczywiście, w polskim charakterze co i rusz przejawia się dążenie do tego, co szerokie, wielkie, do tego, co bezgraniczne, nieskończone, do tego co wieczne. Te wszystkie nasze dążenia, w myśl przytoczonej powyżej modlitwy, powinny nas zawsze kierować ku temu, co w górze. Ale oprócz tego, co tradycyjnie rozumiemy pod pojęciem „dążenia ku górze” – czyli sięgania po najwyższe ideały – pamiętajmy też, że dążenie ku górze oznacza także „sursum corda!”, w górę serca. Dla naszego narodu w podwójnym znaczeniu. W górę serca – byśmy się stali mistrzami ufności w Bożą miłość i Opatrzność, w górę serca – byśmy się uczyli optymizmu i radości. Niestety ciągle zmagamy się z tą ułomnością naszego charakteru, jaką jest skłonność do narzekanie. Wiem to dobrze z własnego doświadczenia i własnego podwórka.
Dlatego właśnie jeszcze raz wracam do modlitwy komplety. „Poprzez sanktuarium prowadzisz nas ku górze, do wiecznego Szensztatu, gdzie będziemy kiedyś wysławiać Boga. (…) Naucz mnie codziennie tak żyć, żeby umieranie było łatwe (…) Idź ze mną każdego wieczoru na sąd, bym po śmierci mógł oglądać Ciebie i Boga”. Każdego wieczoru na sąd – wiemy, że chodzi o rachunek sumienia. A rachunek, to są plusy i minusy. I chodzi o to, żeby widzieć w sobie, w innych, w wydarzeniach minionego dnia to, co dobre. Syjon przecież uśmiecha się do nas z oddali…
Gdyby udało się nam połączyć nasze pragnienie wieczności, nieskończoności z wiernością w rzeczach małych, czy nie postąpilibyśmy o krok dalej w naszej drodze z Ojcem Założycielem, który tęskni za Polską? Jak rycerze, a obraz rycerza od razu rozgrzewa nasze serca i dusze, którzy myśląc o bitwach, codziennie polerują zbroję, ostrzą miecz, oliwią przyłbicę[4].
Ksiądz Peter Wolf tak komentuje słowa modlitwy komplety: „Czasem myślę, że wielu współczesnych ludzi straciło z oczu to nastawienie i tę perspektywę. Wszystko inne wydaje się ważniejsze, bardziej znaczące i centralne. Kto ma jeszcze odwagę mówić o tym, co wieczne i określać według kryteriów wieczności swoją postawę? (…) Daj nam takie głębokie i wierne zakotwiczenie w wieczności twojej miłości i zachowaj nas od nadgorliwości tradycjonalistów, którzy nie mają nigdy dość tłumaczenia prawd odwiecznych. (…) Matka Boża niech nas uczy tej sztuki (ars vivendi i ars moriendi). (…) Konkretnym wprowadzeniem do życia w tej perspektywie jest wieczorny rachunek sumienia. To ćwiczenie duchowe jest określone biblijnym słowem „sąd“. Chodzi o to, by zobaczyć i ocenić mijający dzień według Bożej miary, Bożymi oczami. Matko, naucz mnie ze szczerością patrzeć na moje dni i poprawiać się i zaczynać od nowa. Chcę stanąć przed oczyma miłosiernego Boga i zawierzyć. Gdzie to się dzieje, w szczerości i w zaufaniu, tam człowiek jest gotowy i będzie przygotowany na sąd Boży“. (Gebetsschule ‘Himmelwärts‘, ss. 201-202)
Na koniec pozwólcie, że przytoczę dwa fragmenty listów świętego Pawła. Ojciec Kentenich sam uczył się w jego szkole. Pierwszy fragment to jeden z częściej wykorzystywanych przez Ojca Założyciela, z listu św. Pawła do Filipian: „Wasza Ojczyzna jest w niebie!”, jedne zresztą z ulubionych słów-cytatów Ojca Założyciela. „Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować. (Flp 3. 17-19)
I drugi: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Z powodu nich nadchodzi gniew Boży na synów buntu. I wy niegdyś tak postępowaliście, kiedyście w tym żyli. A teraz i wy odrzućcie to wszystko: gniew, zapalczywość, złość, znieważanie, haniebną mowę od ust waszych! Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu [Boga], według obrazu Tego, który go stworzył. A tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus. Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko [przyobleczcie] miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni! Słowo Chrystusa niech w was przebywa z [całym swym] bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko [czyńcie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego. (Kol 3, 1-17)
Nos cum prole pia!
Maria Konopnicka Contra spem spero
Przeciw nadziei, co stoi na chmurze
Łez, prędkim wichrom rzuciwszy kotwicę,
I obrócony wzrok trzyma na burze
I nawałnice,
W niezgasłe gwiazdy ufam wśród zawiei
Przeciw nadziei.
Tak pieśniarz ślepy, gdy noc go otoczy,
Choć wie, że rankiem nie wzejdzie mu słońce;
Podnosi w niebo obłąkane oczy
I dłonie drżące
I mroki pije źrenicą zagasłą,
Wierząc w dnia hasło.
Wiem, odleciały te ptaki daleko,
Co nam na skrzydłach niosły chwały zorze,
I z rzek już naszych te wody nie cieką,
Które szły w morze…
I syn się karmi kłosami gorzkiemi
Z ojców swych ziemi.
Sam Bóg zagasił nad nami pochodnię
I na mogiły strząsnął jej popioły.
Idziem, jak idą bezdomne przechodnie.
Z zwiądłymi czoły,
A stopy nasze zasypuje ślady
Wicher zagłady…
Wiem, niech mi smętne echo nie powtarza
Tego, co wstydem pali i co boli,
Bom ja też rodem z wielkiego cmentarza
I z krwawej roli…
I ja też lecę jak ptak obłąkany
I wichrem gnany.
Przecież o zmierzchy skrzydłami bijąca
I piekieł naszych ogarniona sferą,
Oczyma szukam dnia blasków i słońca
Contra spem – spero…
I w mogił głębi czuję życia dreszcze,
I ufam jeszcze…
Przeciw nadziei i przeciw pewności
Wystygłych duchów i śmierci wróżbitów
Wierzę w wskrzeszenie popiołów i kości,
W jutrznię błękitów…
I w gwiazdę ludów wierzę wśród zawiei,
Przeciw nadziei!
Cyprian Kamil Norwid Moja piosnka
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów Nieba…. Tęskno mi, Panie…
Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
Bo wszystkim służą… Tęskno mi, Panie…
Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
„Bądź pochwalony!” Tęskno mi, Panie…
Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
Równie niewinnej… Tęskno mi, Panie…
Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,
Bez światło-cienia… Tęskno mi, Panie…
Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
I tak być musi, choć się tak nie stanie
Przyjaźni mojéj… Tęskno mi, Panie…
Barbara Chmielewska – Instytut Pań Szensztatu
[1] „Ona [Matka Boża] zwraca naszą uwagę na to, że Bóg ceni i chroni naszą wolność, że nie chce bez naszej współpracy zbawić i uświęcić świata. Jak członki bez głowy, tak głowa nie może istnieć bez członków i przynosić owoców. To jest ten głęboki sens wkładów do kapitału łask; nie chcemy od Boga i od Matki Bożej jedynie otrzymywać; chcemy poprzez naszą modlitwę i ofiarę czynnie pomagać w zbawieniu świata.“ (Maria – Mutter und Erzieherin, ss. 154-155)
[2] (Das Kreuz und das Marienbild lasst reichen/den Völkern mich als das Erlösungszeichen/dass niemals voneinander wird getrennt/was Vaters Liebesplan als Einheit kent. – Himmelwärts, Kreuzweg)
[3] Zmęczone słońce udaje się na spoczynek/ i Syjon śmieje się do nas z oddali./ Twoja śmierć była jak zniknięcie sprzed oczu/ Twoje ciało nie zaznało rozkładu/ panujesz teraz przemieniona w świętym mieście/ na Syjonie, który Bóg prze Tobą otworzył./ Poprzez sanktuarium prowadzisz nas ku górze/ do wiecznego Szensztatu, gdzie kiedyś będziemy wielbić Boga,/ pokazujesz przemijalność tego świata,/ by nas nastawić na to, co wiecznie./ Naucz mnie codziennie tak żyć, żeby umieranie/ było łatwe, jak to jest według praw niebieskich/ Idź ze mną każdego wieczoru na sąd, bym po śmierci mógł oglądać Ciebie i Boga.
[4] W tym miejsce polecam ponowną (lub pierwszą) lekturę książki Joanny Makowskiej Mój przyjaciel Zawisza
Za: www.szensztat.pl