Świadectwo: „Nasze małe męczeństwo”

Kultura i mentalność, jakie panują w Ugandzie, z której pochodzi, nie ułatwiały mu podjęcia decyzji wyboru życia zakonnego. Br. Steven opowiedział historię swojego powołania rodzinom misjonarzy zgromadzonym na XV Spotkaniu Rodzin w Harmężach w kwietniu 2016 r.  Poniżej publikujemy jego świadectwo. 

Mam na imię Steven, mam 32 lata i pochodzę z Ugandy. Jestem w Polsce od 7 miesięcy.  W domu było nas czworo, ale jak na Ugandę, to naprawdę niewiele. Mój Tato zmarł kiedy byłem bardzo mały.

Miałem wówczas zaledwie trzy miesiące, dlatego byłem jego ostatnim dzieckiem i jest nas tylko czwórka. Moja mama jednak wyszła ponownie za mąż i razem z dziećmi mojej mamy jest nas ośmioro. Można powiedzieć, że to już jest w porządku, jeśli chodzi o Afrykę. (śmiech) Bo jeśli w rodzinie jest tylko dwoje, troje albo nawet czworo dzieci,  to nie jest wystarczająco dobrze…

Jako dziecko byłem wychowany przez moich dziadków. To oni dbali o mnie, otaczając opieką od małego aż do pójścia na uniwersytet. Studiowałem ekonomię, ale kiedy skończyłem studia, poczułem bardzo silne pragnienie, aby służyć Panu Bogu. Po powrocie do rodzinnego domu modliłem się i rozeznawałem swoje powołanie. Pomagał mi w tym o. Marian Gołąb, którego poznałem w Ugandzie.  Bałem się jednak, jak na moje życiowe plany zareaguje rodzina.

Pewnego dnia powiedziałem dziadkowi o moim pragnieniu służenia Bogu, o tym, że chciałbym zostać zakonnikiem. Zapytałem go również o zgodę na realizację moich planów, ale nie od razu ją otrzymałem.  Dziadek kazał mi poczekać, tłumacząc, że jest to bardzo ważna decyzja i odpowie mi dopiero za jakiś czas. Dlaczego w Afryce myśląc o przyszłości trzeba pytać o zgodę opiekunów? Ponieważ w naszym kraju dzieci są inwestycją.  Studia w Ugandzie są bardzo kosztowne, dlatego gdy już się je skończy, jest się zobowiązanym do oddania tego, co rodzice w ciebie zainwestowali. Właśnie dlatego bardzo trudno było mi po skończonej edukacji powiedzieć rodzinie, że chcę zostać zakonnikiem.

Po jakimś czasie mój dziadek pozwolił mi, bym wybrał drogę zakonnego życia, jednak  moja mama do tej pory się nie pogodziła się z moją decyzją. Mało tego, że nie chce, abym był zakonnikiem, ale mówi mi, że chce, żebym miał dzieci. W tradycji afrykańskiej istnieje przekonanie, że nawet jeśli umrzesz, ale żyją twoje dzieci, Twoje imię jest wciąż żywe. Jeśli jednak odejdziesz nie mając dzieci, umierasz na zawsze. To przekonanie ma ogromny wpływ na życie w Afryce. Niełatwo powiedzieć rodzicom, że wybiera się życie zakonne i nie będzie się miało dzieci.

Inna trudna do zrozumienia w Afryce kwestia to ślub ubóstwa, szczególnie ważny w zakonie franciszkańskim. Tak jak wspomniałem, edukacja w Ugandzie jest płatna, a rodzice, posyłając dziecko do szkoły, inwestują w nie. Jest więc czymś naturalnym, że gdy syn lub córka ukończy bardzo drogi uniwersytet, to rodzice oczekują, że ich inwestycja zostanie zwrócona. W przypadku wyboru drogi zakonnej jest to naprawdę duży problem. W mojej rodzinie moja mama, a nawet moje siostry są przeciwne temu, że jestem w zakonie, bo będąc w nim nie mogę finansowo pomóc rodzinie. Nawet moi wujkowie mówią mi: „jesteś głupi. Jak to możliwe, ze tyle studiowałeś, że tyle w     Ciebie zainwestowano,  że skończyłeś studia i nagle mówisz, że chcesz być ubogi?!” Ta kwestia w Ugandzie jest naprawdę bardzo trudna. Można powiedzieć, że to  nasze małe męczeństwo…

Na ostatnim roku studiów byłem na  konferencji charyzmatycznej, gdzie spotkałem o. Mariana Gołąba. Powiedziałem mu o  swoim pragnieniu służenia Panu i bycia zakonnikiem. Za jakiś czas zostałem przyjęty do zakonu . Było to w 2009 roku. Pierwszy rok życia zakonnego spędziłem w Kenii, drugi rok postulatu odbyłem w Tanzanii, a na nowicjat pojechałem do Zambii. Tam też studiowałem. Skończyłem filozofię i zostałem poproszony, aby przyjechać do Polski. Teraz jestem tutaj i walczę, żeby nauczyć się języka polskiego. Z waszą modlitwą wierzę, że to się uda i mam nadzieję, że będę studiował teologię po polsku.

Chcę podziękować misjonarzom, którzy pracują w Ugandzie, ponieważ przyszli oni do miejsc, które znajdowały się w fatalnym stanie. Były to miejsca bez szpitali, bez dróg, bez szkół… Sytuacja w nich była naprawdę bardzo, bardzo trudna. To wielkie błogosławieństwo i szczęście, że wy zgodziliście się na to, żeby wasi krewni poszli do Afryki, pracowali tam i ewangelizowali. Dziękuję rodzicom i misjonarzom. Niech Pan Bóg Wam błogosławi!

Br. Steven
podczas XV Spotkania Rodzin Misjonarzy w Harmężach w 2016 r.

Za: www.franciszkanie.pl

Wpisy powiązane

Kraków: podopieczni Dzieła Pomocy św. Ojca Pio potrzebują zimowej odzieży

Kalendarz wydarzeń Roku Jubileuszowego 2025

Halina Frąckowiak gościem specjalnym tegorocznej Żywej Szopki w Krakowie