Jak co roku do sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej przyjechali przyjaciele i członkowie rodzin księży marianów. Wydarzenie to zawsze jest doskonałą okazją do wspólnej modlitwy i dziękczynienia za powołania, jak też do spotkań z zaprzyjaźnionymi osobami, nawiązywania nowych relacji i lepszego poznania zgromadzenia marianów.
„Inicjatywa, żeby zaprosić naszych rodziców, pojawiła się wiele lat temu. Już ponad 30 lat mija od pierwszych zjazdów, które pierwotnie miały charakter regionalny, a później przeobraziły się w ogólnopolskie spotkania tutaj w Licheniu, głównie z powodu bazy noclegowej. Jest to dla nas bardzo ważne, aby w ten sposób okazać bliskim wdzięczność. Dziękujemy, że jesteście z nami. Byli tacy, dla których powołanie brata czy syna było trudnym do zaakceptowania szokiem, ale też tacy, którzy czuli ogromną radość. Naszą intencją jest, aby nasi rodzice się tu poznali. To są przyjaźnie, które potem trwają długie lata. Moja mama, gdy przyjeżdżała na spotkania, to już miała taką „klikę” trzech mam, które zawsze musiały mieszkać w jednym pokoju. Jedna była znad morza, druga spod Rzeszowa, a trzecia spod Grudziądza, więc normalnie nie mogły się spotykać, a musiały sobie razem porozmawiać” – opowiadał ks. Eugeniusz Zarzeczny MIC.
Ksiądz Eugeniusz Zarzeczny MIC, prowincjał Zgromadzenia Księży Marianów, przewodniczył w sobotę o godzinie 12.00 Mszy Świętej, w której uczestniczyli członkowie zjazdu. W homilii nawiązał do powołania św. Mateusza Apostoła, jak też zaznaczył, że swoje powołanie ma każdy z nas – do bycia ojcem, dziadkiem, bratem. Podkreślił jak ważne jest, aby przy tym mieć powołanie do bycia chrześcijaninem.
Każde świadectwo rodzin, w których zrodziło się powołanie do kapłaństwa, czy służby zakonnej, jest wyjątkowe. Swoim podzieliła się z nami rodzina Wilczarskich – mama Alina i syn ks. Janusz:
Jak Pani zareagowała na wiadomość, że syn pragnie wstąpić do Zgromadzenia Księży Marianów?
p. Alina: Pierwszy moment to niewielkie zaskoczenie. Mówię ‘niewielkie’, bo obserwując styl życia Janusza, spodziewałam się tego: jego przynależność do wspólnoty, sposób, w jaki rozmawiał z rówieśnikami, jak był zaangażowany w życie Kościoła. Przez wiele lat modliłam się o powołania do zgromadzenia księży marianów. Co prawda, nie spodziewałam się, że Pan Bóg wysłucha mnie i powoła mojego syna! Natomiast nie było to dla mnie szokiem, nie było we mnie lęku. Powiedziałam: „Jeśli to jest twoja droga, jeśli ona da ci szczęście, to masz moje błogosławieństwo”.
Wspomniała Pani o modlitwie w intencji powołania do zgromadzenia marianów. Dlaczego akurat do tej wspólnoty?
p.A.: Jest to ciekawa historia. Mój brat jest marianinem! Jak był wyświęcany, to jego współbrat podszedł do mnie z prośbą o modlitwę za niego i o powołania do księży marianów. Pomyślałam, że spokojnie mogę się o to modlić. Nie spodziewałam się jednak, że po 20 latach takiej modlitwy Pan Bóg powoła mi syna.
Pan Bóg bywa przekorny!
p.A.: Mówią, że ma poczucie humoru!
To prawda! To teraz pytanie do syna. W jaki sposób ksiądz powiedział mamie o swoich planach? Czy to było trudne, by przedstawić decyzję rodzicom?
Ks. Janusz: Generalnie nie mam problemu, aby mówić, co czuję i myślę, ale to był znak od Pana Boga, że to coś poważnego, i nie mówiłem tego wszystkim dookoła. Kilka miesięcy to dojrzewało, najpierw powiedziałem najbliższemu przyjacielowi, a dopiero później rodzinie. Poczułem, jak to jest mocne w moim sercu i byłem zdecydowany, że chcę to zrobić i czas powiedzieć najbliższym. Bardzo zależało mi, aby otrzymać akceptację i błogosławieństwo od mamy. Dzisiaj dobrze wspominam tę rozmowę.
p.A.: Ale też przypominam, że powiedziałam: „dom jest dla ciebie zawsze otwarty”.
ks.J.: Tak, to było w takiej dużej wolności.
p.A.: Jak przyszedł i powiedział, że musimy porozmawiać, to czułam, że właśnie o to chodzi. Matki to czują.
Chciałem jeszcze zapytać o te zjazdy rodzin. Czy mają one szczególne znaczenie dla rodzin powołanych?
p.A.: Przyjeżdżam na te spotkania od wielu lat, jeszcze zanim Janusz pojawił się na świecie, ze względu na mojego brata, który jest marianinem. Mają one ogromne znaczenie, jednoczą nas, poznajemy się i jesteśmy ze sobą jak wielka rodzina marianów. Czujemy więź… I tak jak ksiądz mówił dzisiaj na Mszy św.… To nie jest tak, że my jesteśmy innymi rodzinami. Tu są różni ludzie, biedniejsi, bogaci, ale to zwykli ludzie, nie ma między nami różnic i ze wszystkimi możemy porozmawiać. Właściwie każdego roku czekamy na te spotkania!
ks.J.: Ja też jeździłem z mamą jeszcze przed zakonem, ze względu na wujka, ale teraz dużo bardziej przeżywam te spotkania i cieszę się. We mnie to rodzi przekonanie, że jesteśmy rodziną, podobnie jak ludzie zakładają rodziny, wychodzą za mąż czy się żenią, to te więzi rodzinne naturalnie się tworzą, poszerzają. My jako ta rodzina zakonna, potrzebujemy takich okazji, żeby te relacje umacniać, bo przecież jesteśmy rozsiani, jest nas bardzo dużo. Rodzi się we mnie przekonanie, że tak jak my marianie jesteśmy braćmi, tak też rodziny naszych braci są nam szczególnie bliskie. Bardzo cenię w naszym zgromadzeniu taką piękną tradycję, że kiedy któremuś z nas umrze członek rodziny, to współbracia mobilizują się i zjeżdżają z całej Polski, żeby być na pogrzebie. To często są osoby nam bliskie, wcale nie nieznane. Więc nie tylko wspieramy naszych braci w żałobie, ale sami to przeżywamy.
p.A.: Chciałam dodać, że to, co syn powiedział, faktycznie się czuje, że oni są między sobą braćmi i nas traktują jak swoją rodzinę. Ja się czuję, jakbym była mamą dla nich wszystkich! Interesuje mnie, co się u nich dzieje, modlę się za nich. I to jest ta rodzina właśnie.
Po Mszy Świętej przybyli goście mogli wysłuchać muzycznej prezentacji organowej w wykonaniu Pawła Opali, organisty licheńskiej bazyliki.
Wszystkim uczestnikom ogromne „Bóg zapłać” i do zobaczenia za rok!