Sakramentki powtórnie zaatakowane

Nieznany barbarzyńca napisał na z trudem odbudowanych murach kościoła św. Kazimierza wulgarny wyraz. Niby drobiazg w porównaniu z piekłem, które kiedyś tu się rozpętało ale…

Wtedy, w sierpniu 1944 r., było tak

W szóstym dniu Powstania Warszawskiego, w samo Przemienienie Pańskie, przyszedł dowódca oddziału, walczącego na Starówce i poprosił przeoryszę, matkę Jadwigę Byszewską, o wpuszczenie jego oddziałów do klasztoru. Klasztor usytuowany był w ważnym punkcie strategicznym – w położonej nieopodal Wytwórni Papierów Wartościowych i na nadwiślańskich Rybakach toczyły się walki z Niemcami. Odmowa była w tych warunkach niemożliwa, przeorysza wpuściła powstańców do klasztoru – fundacji Marii Kazimiery Sobieskiej, wdzięcznej za zwycięstwo króla Jana pod Wiedniem nad Turkami.

Zaczęły się straszne dwadzieścia sześć dni heroizmu i zmagań. Zakonnice oddały wszystko, co miały – z zapasów żywności gotowały w wielkich kotłach posiłki, piekły chleb, leki i opatrunku oddały rannym, gdyż w pewnym momencie zgodziły się przyjąć także szpital polowy, późnie do klasztornych drzwi zapukali mieszkańcy Starówki, którym wydawało się, że w podziemiach u sióstr będą bardziej bezpieczni, a także zszokowani mieszkańcy Woli, ratujący się przed niemiecką rzezią.

Niemcy zlokalizowali klasztor jako ważny punkt oporu, zaczął się ostrzał, rzucanie bomb burzących i zapalających. Sypały się tynki, padały mury, ginął piękny, historyczny klasztor, budynek pałacu Kotowskich, biblioteka z 60 tysiącami woluminów, kawałek po kawałku ginęło wspaniałe dziedzictwo. Padła kościelna wieżyczka, zapaliła się kopuła, na ziemię spadł krzyż, wieńczący kopułę, piękny kościół pw. św. Kazimierza, arcydzieło Tylmana z Gameren, obracał się w ruinę. „Jakby całe piekło wpadło i szatan podpalił wszystkie kąty” – powiedziała s. Modesta. Siostry gasiły pożary, nosiły wodę wiadrami, a także karmiły swoich gości, opatrywały rannych, pocieszały przerażonych i załamanych. I nie ustawały w modlitwie i adoracji Najświętszego Sakramentu, przy którym twardo trwały mimo zaciskających się piekielnych czeluści.

Modliły się i odświeżały w pamięci swój czwarty ślub – ślub żertwy. To wyjątkowy ślub – obietnica, złożona panu Bogu – że ofiarują swe życie, zgodzą się, być „pod ręką”, gdyby Bóg zachciał taką ofiarę przyjąć. Część z nich już w czasie strasznych dni okupacji przychodziły do przeoryszy i wyrażały gotować oddania życia, inne zrobiły to w trakcie tych strasznych dni. Matka Byszewska godziła się na tę ofiarę, w niektórych wypadkach odmawiała. W pewnej chwili podjęła decyzję o opuszczeniu klasztoru, ale dowódcy Powstania prosili, żeby mniszki zostały na miejscu, gdyż ich wyjście obniżyłoby morale powstańców. Przełożona zrozumiała, że ich los został przypieczętowany. W ostatnim dniu sierpnia pod gruzami klasztoru zginęło trzydzieści pięć sióstr, sześciu księży, około tysiąca mieszkańców Warszawy. Gruz zasypał wybitną tomistką m. Tomeę Koperską, s. Anzelmę, polonistkę z wykształcenia, absolwentkę konserwatorium s. Magdalenę, Ignację, konwertytę z kalwinizmu, ledwo piśmienną s. Klarę, mistyczkę.

A mieszkańcy stolicy przez lata opowiadali, że w chwili, gdy siostry ginęły, w niebo wzbiło się kilkadziesiąt białych gołębi… Ocalało dwanaście sióstr. 

Dziś zrobiono to znów

Oto dziś, 27 października 2020 lub dzień wcześniej, klasztor Sakramentek został powtórnie zaatakowany. Nieznany barbarzyńca napisał na z trudem odbudowanych murach kościoła św. Kazimierza wulgarny wyraz.

Niby drobiazg w porównaniu z piekłem, które kiedyś tu się rozpętało, szatan nie rozpalił wszystkich kątów, jak rzekłaby s. Modesta, ale są różne rozmiary zła i ten jeden wulgarny napis świadczy o kumulacji braku miłości w rodzinie, wychowania w szkole, pustce popkultury. Trudno przypuszczać, że młoda zapewne osoba, która sprofanowała świątynię, wiedziała, co robi, przecież nie zadała sobie pewnie trudu, żeby sprawdzić co dewastuje. Gdyby jednak się dowiedziała, może by się zdziwiła, w jakim znalazła się towarzystwie…

Po drugiej stronie muru czuwają siostry, które złożyły nie tylko ślub żertwy. One także nieustannie adorują Najświętszy Sakrament. I mają specjalną wynagradzająca adorację za zniewagi i bluźnierstwa.

Biedny człowiek, który sprofanował mury ich kościoła nie mógł lepiej trafić. Zostanie objęty modlitwą. Jest dla niego nadzieja. 

Za: www.stacja7.pl

Wpisy powiązane

Kraków: podopieczni Dzieła Pomocy św. Ojca Pio potrzebują zimowej odzieży

Halina Frąckowiak gościem specjalnym tegorocznej Żywej Szopki w Krakowie

Pola Lednickie: 9. rocznica śmierci o. Jana Góry OP