REFLEKSJA TYGODNIA: Synodalność w życiu konsekrowanym

Przy pracy wokół zasadniczych dokumentów synodalnych, które są już w druku w wydawnictwie ALLELUJA, przyszły mi do głowy trzy myśli, którymi chciałem się podzielić ze Współbraćmi / Czytelnikami Biuletynu.

1.

Super, że Papież-Zakonnik SJ podniósł wysoko sztandar synodalności, tj. wspólnej drogi w Kościele. Kiedy mówił przed sześciu laty, że od początku swojej  posługi jako Biskup Rzymu pragnął dowartościować Synod, który należy do najcenniejszych dziedzictw ostatniego zgromadzenia soborowego, to zaraz też dodał, że   podążanie razem to idea łatwa do wyrażenia słowami, ale nie jest takie proste realizowanie tego w praktyce.

Cieszy też fakt, że trzy lata później Międzynarodowa Komisja Teologiczna w swoim opracowaniu przypomniała eklezjologię soborową, w której Kościół ukazany jest w trzech wymiarach; Misterium, Communio i Missio. Mówiąc najprościej: Tajemnica objaśnia, czym żyjemy (duchowość); Wspólnota pokazuje, z kim idziemy; Misja określa, co mamy robić. W tym eklezjologicznym kontekście  synodalność jest modus vivendi et operandi Kościoła, który objawia się i żyje właśnie jako Tajemnica, Wspólnota i Misja.

Mimo, że Papież jest jezuitą, że w Dokumencie Przygotowawczym potrąca się o osoby konsekrowane, a nawet wywołano do tablicy św. Benedykta, który w regule napisał, że Pan często właśnie objawia to, co jest lepsze temu najmłodszemu, kto nie zajmuje ważnych stanowisk we wspólnocie, to jednak nie wybrzmiała nigdzie w tych dokumentach „oczywista oczywistość”, że życie konsekrowane w Kościele jest tą jego cząstką, która synodalność ma w genach od początku swego zaistnienia. Bo czymże są w jego strukturach, na różnych poziomach, te wszystkie rady, komitety, komisje, zebrania, kapituły (u salwatorianów nazwane nawet synodami), czy inne konwentykle, jeżeli nie wsłuchiwaniem się w głos każdego i wspólnym „podążaniem razem” ku Królestwu Bożemu? A z drugiej strony wiemy też, z jakim trudem powstają i jak mizernie u nas w Polsce funkcjonują np. współczesne rady kapłańskie, duszpasterskie i ekonomiczne.

Nie podkreślam tego faktu po to, aby życie konsekrowane wynosić i wbijać w pychę, albo żeby oczekiwać dla niego jakichś przywilejów i wyróżnień, ale aby z pokorą  „oddać sprawiedliwość widzialnemu światu”, w którym żyjemy i jesteśmy powołani, by go kochać i mu służyć, również przy jego sprzecznościach.

                        2.

Mam to wypisane „na byczej skórze”, że życie konsekrowane jest w Kościele i dla Kościoła i że ten Kościół jest Matką, która je zrodziła, czuwa nad jego wzrostem i kiedy trzeba, potrafi go przywołać do porządku. Ale przecież ten „sort” (wcale nie lepszy od innych) ma swoją podmiotowość w Kościele, swoje prawa i obowiązki/misję. To właśnie w tej grupie chrześcijan kładzie się nacisk na communio. Vita consecrata (1996)chce, aby życie konsekrowane było „signum fraternitatis, znakiem komunii w Kościele”. A w piśmiennictwie zakonnym obowiązek życia we wspólnocie często nazywany bywa czwartym ślubem. W jakimś sensie zakonnicy/e winny być mistrzami/ekspertami komunii, bo na własnej skórze doświadczają blasków i cieni, radości i ciężarów życia we wspólnocie.

Nie znaczy to bynajmniej, że u nas wszystko gra perfekcyjnie. Owszem i w naszych społecznościach są braki: są tacy obywatele, co żyją na marginesie wspólnoty (z tytułu posługi czy własnego wyboru i uporu); tacy, co mają własne apostolaty/biznesy, które przełożeni czasem na siłę podciągają pod charyzmatyczną misję zakonu;  są zakonnicy trudni, chodzący jak kot własnymi drogami, są uciekający od obowiązków wspólnotowych.

Ale generalnie można powiedzieć, że tam, gdzie w Kościele lokalnym są obecne osoby konsekrowane, gdzie są biskupi o rodowodzie zakonnym, na oko widać, że communio i wszystko, co się na nią składa, jest w wyższej cenie. Należałoby sobie życzyć, aby widoczna obecność osób konsekrowanych w aktualnych zespołach synodalnych przyczyniła się w jakiejś mierze do kasacji dość powszechnej anonimowości i ożywienia serdecznych więzów międzyludzkich w naszym Kościele.

3.

Świetny i na czasie jest też temat Synodu, który nabiera tempa. Ta synodalna triada: communio-uczestnictwo-missio już w pierwszym namyśle zdradza, o co Papieżowi chodzi: o to, żeby członkowie Kościoła (wszyscy: od biskupa po ostatniego wiernego) uświadomili sobie i odpowiedzieli, z kim idą wspólną drogą (kto idzie obok, kto  z przodu, kto za plecami) i w jakim stopniu są zaangażowani w misję Kościoła, czyli w głoszenie Chrystusa i Jego Ewangelii. Przy czym, jak zauważył kiedyś  Papież Franciszek, ludzie potrzebują dzisiaj na pewno słów, ale przede wszystkim potrzebują, abyśmy świadczyli miłosierdzie, czułość Pana, które rozgrzewa serce, budzi nadzieję, pociąga ku dobru. A więc niezbędni są nauczyciele i głosiciele, ale najważniejsi są świadkowie.

Temat i metodologia (słuchać, wysłuchać każdego, w tym także i świeckich, nie wykluczać nikogo, rozeznać i podjąć działanie/decyzję) tego Synodu Biskupów są do wykorzystania równie dobrze w strukturach życia konsekrowanego, choćby przy organizacji kapituły prowincjalnej, a jeszcze lepiej generalnej. Osobiście dorzuciłbym tylko do hasła tematowego jeszcze czwarty element: misterium, który generowałby pytanie: na ile żyję duchowością mojej wspólnoty zakonnej? Jestem pewien, że tak przepracowana Kapituła przyniosłaby pewne światła Ducha Świętego i Boże drogowskazy na naszej wspólnej drodze, którą podążamy akurat w tym czasie.

Kazimierz Wójtowicz CR

Wpisy powiązane

DO POBRANIA: Biuletyn Tygodniowy CIZ 51-52/2024

Paulini zapraszają do przeżywania świąt na Jasnej Górze

RPO: ks. Michał O. w areszcie był traktowany niehumanitarnie