REFLEKSJA: Święty Franciszek w… – Domu pomocy społecznej

Witajcie… Rozumiem, chcecie pokazać mi wasz dom, bo też wielu z was przebywa w tym miejscu od dziecka. Jednych rodzice oddali tu, zaraz gdy się zorientowali, że będziecie wymagali szczególnej opieki. Inni trafili tu później. Niektórzy nie mają żadnej rodziny, pozostałych odwiedzają bliscy… albo i nie. Dobrze, że są takie domy i ludzie, którzy chcą wam pomagać i wami się opiekować. Nie smućcie się. Dobrze, naprawdę dobrze, że jesteście, bo dajecie zdrowym i w pełni sił okazję do tego, aby usługując wam, wzrastali w człowieczeństwie. Człowiek jest człowiekiem, gdy stanie naprzeciw słabego i bezbronnego bliźniego, który potrzebuje pomocy, jest w podeszłym wieku albo jest osobą specjalnej troski. Wobec kogoś takiego można przejść obojętnie, można spróbować pomóc, zwyczajnie być lub też po prostu okazać życzliwość. To także wiele znaczy. 

Dziś mówią niektórzy, że moje czasy, czasy średniowiecza, były ciemne i okrutne. Czyżby? W mojej epoce nie dzielono ludzi na „wartych” i „niewartych” życia. Istniały domy, bractwa, byli ludzie, którzy spieszyli z pomocą potrzebującym. „Też mi pomoc” – powie ktoś. „Nie mieli pojęcia o higienie, o bakteriach, o wirusach”. Owszem, nie mieli. Wy wiecie o tym wiele, szczepicie się przeciw grypie, drżycie przed wirusami… Ja jednak zapytam, jak zawsze pokornie, ale i odważnie: na co umarło wielu starszych ludzi pewnego upalnego lata we Francji, przed kilku laty? Na jaką to nieuleczalną chorobę? Umarli w samotności tylko dlatego, że nie było obok nich nikogo, kto podałby im szklankę wody. W moich czasach ludzie umierali na grypę, na zapalanie płuc, na tężca, ale… nie konali z pragnienia w upalny dzień. Zawsze bowiem czyjaś litościwa ręka przysuwała do ich ust kubek z wodą. 

Dziś Europa, tak moja, jak i wasza, odwołuje się dumnie do swych starożytnych korzeni, a przecież opowiadał mi mój współbrat i mój wikariusz, Piotr z Catanii, mąż uczony, dawny kanonik od św. Rufina, który podążył za mną po Bernardzie z Quintavalle i który studiował prawo na uniwersytecie w Bolonii, że w pewnym greckim mieście – Sparcie, niemowlęta chore, kalekie zrzucano z skały zwanej Tajgetes. 

Nie smućcie się, że świat ma was za nic, gardząc wami, żeście słabi, starzy, biedni. Cóż mogę wam powiedzieć i tym, którzy tak są zadowoleni ze swej siły i potęgi? „Człowieku, zastanów się, do jak wysokiej godności podniósł cię Pan Bóg, bo stworzył cię i ukształtował według ciała na obraz umiłowanego Syna swego i na podobieństwo według ducha. I wszystkie stworzenia, które są pod niebem, służą na swój sposób swemu Stwórcy, uznają Go i słuchają lepiej niż ty. I nawet złe duchy nie ukrzyżowały Go, lecz to ty wraz z nimi i ukrzyżowałeś Go i krzyżujesz nadal przez upodobanie w wadach i grzechach. Z czego więc możesz się chlubić? Choćbyś był tak bystry i mądry, że posiadłbyś wszelką wiedzę i umiał wyjaśniać wszystkie rodzaje języków i badać wnikliwie tajemnice niebieskie, nie możesz się chlubić tym wszystkim; bo jeden szatan poznał rzeczy niebieskie i teraz zna sprawy ziemskie lepiej niż wszyscy ludzie, chociaż mógłby być jakiś człowiek, który otrzymałby od Pana szczególne poznanie najwyższej mądrości. Tak samo, gdybyś był piękniejszy i bogatszy od wszystkich i gdybyś nawet cuda czynił, tak że wyrzucałbyś złe duchy, wszystko to zwraca się przeciwko tobie i nie należy do ciebie, i nie możesz się tym wcale chlubić. Lecz w tym możemy się chlubić: w słabościach naszych i w codziennym dźwiganiu świętego krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa. Bracia, spoglądnijmy na dobrego Pasterza, który dla zbawienia swych owiec wycierpiał mękę krzyżową. Owce Pana poszły za Nim w ucisku i prześladowaniu, w upokorzeniu i głodzie, w chorobie i doświadczeniu, i we wszystkich innych trudnościach; i w zamian za to otrzymały od Pana życie wieczne.” 

Pamiętam pewne wydarzenie, które dokonało się w Narni. Zatrzymałem się tam na wiele dni. Pewien mąż tego miasta, imieniem Piotr, leżał w łóżku sparaliżowany. Przez pięć miesięcy był całkowicie bezwładny. W żaden sposób nie mógł wstać ani nawet trochę się poruszyć. Straciwszy całkowicie władzę w nogach, rękach i głowie, jedynie mógł poruszać językiem i otwierać oczy. Słysząc, że przybyłem do Narni, posłał gońca do biskupa miasta, żeby ze względu na miłość Bożą raczył przysłać do niego mnie, niegodnego. Wierzył, że poprzez mój widok i obecność zostanie uwolniony od choroby, jaka go powaliła. Rzeczywiście, tak się stało, bo kiedy przyszedłszy do niego, uczyniłem nad nim znak krzyża od głowy aż do stóp, natychmiast Pan przeze mnie wyrzucił zeń wszelką chorobę i przywrócił go do pierwotnego stanu. 

Wam też pragnę powiedzieć, co mówię wszystkim, że nas wszystkich jednako Bóg kocha, nie dla naszych zasług, jeno dlatego, że jesteśmy. Pomyślcie, że Pan Jezus wiele dobra uczynił, kiedy był między nami: uzdrawiał chorych, nawet umarłych wskrzeszał. Jednak najwięcej dobra uczynił, kiedy nie mógł niczego zrobić: kiedy Mu ręce i nogi przybyli do krzyża. Jednak to właśnie wtedy dokonał dzieła odkupienia człowieka, będąc najściślej złączony z Bogiem Ojcem. Z nami jest podobnie: najwięcej możemy uczynić nie wtedy, kiedy dużo czynimy, lecz wtedy, gdy jesteśmy blisko Boga, gdy pełnimy Jego wolę, kiedy Jemu jesteśmy posłuszni. To się liczy najbardziej. Niech się innym: młodym, pięknym, zdrowym wydaje, że dużo od nich zależy; że dokonują wielkich dzieł: one przeminą i to bardzo szybko i niewiele po nich pozostanie. Natomiast wasze modlitwy mogą okazać się bardzo trwałe i wielce skuteczne. 

o. Waldemar Polczyk OFM

Za: www.franciszkanie.com

Wpisy powiązane

Kapituła warszawskich redemptorystów m.in. o statutach prowincjalnych i atakach na Radio Maryja

Dążenia Sługi Bożego o. Anzelma Gądka OCD do wyniesienia na ołtarze św. Rafała Kalinowskiego

Kokotek: prawie 100 uczestników Zakonnego Forum Duszpasterstwa Młodzieży