Święty Janie Pawle II.
Gdy byłeś z nami na ziemi, w papieskich czasach Twojej historii, zwracałem się do Ciebie przez „Ojcze” albo „Ojcze Święty”. Teraz – jak to zwykle bywa ze świętymi, nawet z Panem – możemy przejść na „ty”. Widać Trójca Miłości i Niebo są bardziej demokratyczne niż ziemia.
Tym świadectwem-rozmową, czyli świętych obcowaniem z Tobą, chciałbym spłacić pewien dług wdzięczności w stosunku do Ciebie, o którym nawet nie wiesz. Jestem bowiem wdzięczny naszemu Ojcu w niebie i Tobie, że od czasów mojej pracy w Rzymie w pewnym sensie stałeś się dla mnie przybranym ojcem, św. Józefem mojego kapłaństwa: w zmaganiach Chrystusa kapłana i w moich zmaganiach o kapłaństwo, w mojej walce o jego kształt. W stawaniu się i byciu kapłanem, w dojrzewaniu mojego kapłaństwa żyłem w stałej konfrontacji z Tobą jako kapłanem.
Z ludzkiego punktu widzenia nie powinienem być księdzem, a jednak jestem, bo tak się podoba Panu. Śledząc Twoją działalność i spotykając się okazjonalnie z Tobą, jako dziennikarz Radia Watykańskiego, nigdy nie myślałem, że obcuję ze świętym i że możesz zostać kanonizowany.
Moje rozumienie świętości było wówczas nader prymitywne. Nie uświadamiałem sobie, że bycie świętym to bycie człowiekiem paschalnym, kapłanem. Człowiek w ogóle jest stworzeniem paschalnym. Jeśli potrafi być człowiekiem autentycznym, prawdziwym, a nie samolubnie granym, człowiekiem oddanym Świętemu, to staje się świętym. Do końca staje się uświęconym, świętym i oczyszczonym dopiero po przejściu na drugi brzeg, kiedy – można powiedzieć – wykonało się…
Świętymi stajemy się wtedy, gdy stajemy się kapłanami przez poświęcenie, uświęcające i oczyszczające oddanie się Świętemu: byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie (Mt 25, 35-36); Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40). Ochrzczeni i skąpani w Tym, Który Jest (por. Wj 3, 14), wiemy, że być świętym wbrew pozorom oznacza stawanie się i bycie bliźnim, czyli kimś bliskim, a nie dalekim. Przejście przez paschalne oddanie, jeśli nie jest grzesznie przeżywane jako śmierć, zbliża, czyni wręcz jedno w Duchu Świętym!
Pamiętam, że im bardziej byłeś schorowany, tym bardziej stawałeś mi się bliski, i nie tylko mnie. Marności tego świata czynią nas jednak ślepymi i głuchymi. Często bałem się, że może spotkać Cię coś złego, że coś może Ci się nie udać, że z czymś nie dasz sobie rady. Tak było przed zamachem i po zamachu na Twoje życie. Te obawy i lęki nasilały się, gdy docierały do mnie głosy niezadowolenia, krytyka pod Twoim adresem czy po prostu intrygi ludzkiej niegodziwości. Teraz w mojej relacji do Ciebie nastał czas wyzwolenia i wolności od tego wszystkiego, co zniewala i więzi nas na ziemi.
Mogę odpoczywać, ciesząc się świętych obcowaniem z Tobą: Człowiekiem o dobrym, ludzkim sercu, Przyjacielem ludzi, który dzięki sile i mądrości Łaski i Miłości Miłosiernej stał się suwerenny i wolny od marności tego świata. Bywa, że ludzie utożsamiają wolność z samolubną samowolą, która się karmi uzależniającymi pożywkami, jak narkotyczne trawy czy pieniądze i władza. Suwerenna zaś wolność, zadana i zdobywana niekiedy z wielkim trudem, jest wolnością kapłańską, paschalną i żyje ofiarną miłością, która umie mówić i „tak”, i „nie”!
Jest odpowiedzialna. Dziękuję Bogu także za to, że do pewnego stopnia mogłem być świadkiem i towarzyszem Twego trudu życia w zmaganiach o suwerenną wolność od marności świata. Wiedziałeś, komu i jak się kłaniać, ponieważ padałeś przed Obliczem Najwyższego, odnajdując Jego obecność Świętych obcowanie z Janem Pawłem II w Ukrzyżowanym. Raz nawet, w Montevideo, przeszkadzałem Ci w tym, gdy rano w kaplicy nuncjatury odprawiałeś, jak zwykle w piątek, Drogę Krzyżową.
Ta suwerenna wolność nie jest naszym wyczynem ani tylko osobistym wysiłkiem. To dar Łaski otrzymywanej w ojcowsko-macierzyńkiej więzi z Bogiem, przeżywanej we wspólnocie Kościoła. Zrozumiałem to w konfrontacji z Tobą, zwłaszcza gdy mówiłeś, że łaska to niespodzianka, zaskoczenie i zdziwienie. Ty pokazałeś mi, nie wiedząc o tym, ikonę Matki Wolności w dziewiczej Wspólnocie Sióstr Prezentek, zwłaszcza tych w Rzymie, oraz w Obrazie Matki Pana w ich kościele przy Świętojańskiej w Krakowie.
Ty także pomogłeś mi zostawić pracę redaktora w Radiu Watykańskim i pojechać na Wschód, do Rosji, na Syberię. Nie chciałem być przez całe życie dziennikarzem, chciałem być przede wszystkim kapłanem. 26 sierpnia 1990 roku w Castel Gandolfo, po porannej Mszy świętej dla polskich pielgrzymów, zapytałeś mnie, jak leci życie. Wyraziłem niezadowolenie perspektywą dalszej pracy w radiu. Zapytałeś mnie więc: „Co chcesz robić?”. Odpowiedziałem: „Chcę jechać do Rosji”. Przez chwilę milczałeś, jakby nasłuchując swego wnętrza, a potem uderzyłeś mnie lekko swoim charakterystycznym gestem w plecy i powiedziałeś: „Jedź, bracie!”.
I pojechałem. Po ponad dwudziestu latach życia na Syberii i pracy w Rosji, trochę w Kazachstanie, Kirgizji i na Ukrainie obecnie jestem wikarym w parafii i Trójcy Świętej w miasteczku Głębokie na Białorusi. To dla mnie nowe doświadczenie kapłaństwa, nowe doświadczenie oblubieńcze oraz wstrząsająca stała radość w wyczerpującym trudzie. A zatem w kapłaństwie czuję się także Twoim bratem, bo z Twoją pomocą uwierzyłem w Miłosierdzie Trójcy Miłości, w to, że Bóg mną nie wzgardził, że znalazłem łaskę u Pana.
„Życie Duchowe. Kwartalnik, 78/2014, s. 19-21.
Tekst napisany dla kwartalnika „Zycie Duchowe” z okazji kanonizacji Jana Pawła II.