Razem iść drogą nadziei (namysł nad hasłem XXXIV Kapituły Generalnej Zmartwychwstańców)

Wszyscy jesteśmy pielgrzymami
w tej samej podróży;
ale tylko niektórzy mają dokładniejsze mapy.

(Nelson DeMille)

            Komisji Przygotowującej Kapitułę chciałbym na dobry początek pogratulować wyboru i sformułowania tematu/hasła[1] XXXIV Kapituły Generalnej CR. Już bowiem przy pierwszym czytaniu tych czterech spójnych ze sobą słów wyczuwa się treści, które odsyłają do Franciszkowej “synodalności” zanurzonej w Biblii, w naszej historii i w eklezjologii. Wyjaśnię to po kolei, opukując poszczególne słowa, ich zbitki i w końcu cały równoważnik zdania. Mówię “równoważnik”, bo ten ciąg wyrazowy z czasownikiem w bezokoliczniku (iść) nie jest klasycznym zdaniem. To znaczy brak tu właściwego orzeczenia, gdyż użyty bezokolicznik funkcjonuje jako podmiot, który obejmuje wszystkich, co są adresatami tego przesłania, a więc może to hasło alternatywnie brzmieć: “Wspólne maszerowanie drogą nadziei jest powinnością wszystkich zmartwychwstańców”. Nie do przeoczenia jest również imperatyw, który wyziera z tego wyrażenia, a więc można by to sformułować jeszcze krócej: “Trzeba nam razem iść drogą nadziei”.

            To by było tyle – tytułem wstępu – o “architekturze” kapitulnego/kapitalnego hasła. Teraz przejdziemy do opukiwania poszczególnych słów i ich zbitek (“razem iść”, “droga nadziei”) oraz całości hasła (“razem iść drogą nadziei”).

1) Razem, czyli wspólnie

         Przysłówek (adverbium) to taka część mowy, która już samym źródłosłowem wskazuje na jakąś zależność, niesamodzielność, więź: przysłówek jest doczepiany do słowa/czasownika. Nasze słówko razem to przysłówek/przydawka sposobu, bo zapowiada, w jaki sposób ma się dokonać czynność określona czasownikiem iść. Razem sygnalizuje przede wszystkim, że musi to być to podmiot zbiorowy, złożony z wielu osób i że one wszystkie mają iść równocześnie, wspólnie, łącznie, wespół, pospołu, jeden koło drugiego, jeden za drugim. Wyklucza to więc jakieś chodzenie w pojedynkę, “na dziko”, w separacji, oddzielnie, rozłącznie, osobno, samotnie, samodzielnie, niezależnie, sam jeden, samopas.

            Wydaje się – szczególnie przy lekturze dokumentów związanych z XVI Synodem Biskupów – że przysłówek razem to ulubione słowo Papieża Franciszka. Oto kilka cytatów[2]: “Podążanie  razem – wierni, pasterze, Biskup Rzymu – to idea łatwa do wyrażenia słowami, ale nie jest takie proste realizowanie tego w praktyce” (s. 8); “Kościół nie jest niczym innym jak ‘wędrowaniem razem’ owczarni Bożej po ścieżkach historii na spotkanie z Chrystusem Panem” (s. 11); “Jako Kościół, który ‘wędruje razem’ z ludźmi, uczestnicząc w udrękach historii, żywimy marzenie, że odkrycie na nowo nienaruszalnej godności ludzkiej i funkcji służebnej władzy będzie mogło pomóc także społeczeństwu obywatelskiemu” (s. 15). To są słowa z przemówienia podczas uroczystości upamiętniającej 50. rocznicę ustanowienia Synodu Biskupów (17 X 2015). W tym duchu mówił też do misjonarzy oblatów (5 X 2022): “Odkrywajcie na nowo piękno i znaczenie chodzenia razem. Zachęcam was, abyście byli promotorami komunii poprzez przejawy solidarności, bliskości, synodalności i braterstwa ze wszystkimi”[3].

            A miesiąc przed uroczystym rozpoczęciem obecnego synodu (tj. 18 IX 2021) Papież przemawiając do wiernych diecezji rzymskiej poświęcił całą katechezę[4] Synodowi; wyjaśnił wtedy niektóre wątki. “Kościół idzie naprzód, kroczy razem, jest synodalny. Ale to zawsze Duch Święty jest wielkim protagonistą Kościoła; Pasterze idą z ludźmi, czasem z przodu, czasem w środku, czasem z tyłu. Dobry pasterz musi się poruszać w ten właśnie sposób: z przodu, aby prowadzić stado, w środku, aby zachęcać do drogi i nie zapomnieć zapachu stada, z tyłu, bo lud też ma swój ‘dobry węch’. Ma wyczucie, jak szukać nowych dróg lub odnajdywać te, które się zgubiło; Kościół, z jego umiejętnością rozeznawania, potrzebami, rzeczywistością życia i mocą Ducha, dąży naprzód, idzie razem, jest synodalny; Kościół wzmacnia się wtedy, gdy odkrywa na nowo, że jest ludem, który chce iść dalej razem, ze sobą i z ludzkością. Lud rzymski to wielość wszelkich narodów i stanów. Jakim nadzwyczajnym bogactwem jest ta różnorodność!”[5].

            Kiedy czytam te wynurzenia papieskie, to myślę, że tu do głosu doszła genialna intuicja Franciszka, który zdaje sobie sprawę, że “nie od razu Kraków zbudowano”, że nie od razu wierni doświadczają kościelnej wspólnoty czy mistycznej komunii. Pierwszym etapem na tej drodze zdaje się być grupa, gdzie ludzie po prostu zbierają się razem, bez jakichś więzi czy zobowiązań; ot schodzą się i idą sobie razem, aby np. coś zamanifestować, zademonstrować (za albo przeciw) albo coś razem przeżyć (mecz, koncert). Następnym stopniem byłaby wspólnota; tutaj zebrani razem mają już jakiś wspólny cel, wspólną formację, wspólne celebracje, a nawet wspólną własność. Najwyższym objawem wspólnoty jest w Kościele komunia, gdzie symptomem jest ścisłe zjednoczenie z Bogiem i ludźmi.

            Międzynarodowa Komisja Teologiczna przypomina: “Eucharystia tworzy komunię i sprzyja komunii z Bogiem i z naszymi braćmi i siostrami. Stworzona przez Chrystusa przez Ducha Świętego, komunia jest dzielona przez mężczyzn i kobiety, którzy mając tę samą godność co ochrzczeni, przyjmują od Ojca i z odpowiedzialnością realizują różne powołania – płynące z chrztu, bierzmowania, święceń i szczególnych darów Ducha Świętego – aby z wielu członków stworzyć jedno Ciało”[6].

            Na kartach Pisma Świętego jawią się różne wspólnoty: od małżeńskiej, przez plemienną i narodową aż po apostolską. Zresztą Bóg powołując nas do życia, chciał, byśmy uczestniczyli we wspólnotowości Trójcy Świętej. Ale nie chodziło Mu tylko o wspólnotę z Nim samym. Przy stwarzaniu powiedział: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc (Rdz 2,18). Stworzył przeto kobietę i mężczyznę do bycia w jedności, stworzył rodzinę będącą odbiciem Trójjedynego Boga. Biblia to księga mówiąca o wspólnocie. W Starym Przymierzu Bóg wybrał Izraelitów, aby byli Jego ludem; w Nowym powołuje nową wspólnotę – Kościół będący mistycznym Ciałem Chrystusa, wspólnotą wierzących. Tak więc nasze życie Bóg zaplanował jako przedsięwzięcie wspólnotowe, bo razem bezpieczniej, w ilości siła, bo wspólnota umacnia, pomaga i wspiera.

2) Iść, czyli chodzenie

            Nasz przysłówek razem jest związany ze stojącym za nim bezokolicznikiem czasownika iść; modyfikuje go i dookreśla. Sam bowiem bezokolicznik (infinitivus) to część mowy w formie hasłowej/słownikowej, bez osoby, czasu, strony, trybu i liczby. Słowo iść cieszy się oczywiście licznymi “krewnymi” (synonimami); na przykład: chodzić, gnać, maszerować, biegnąć, kroczyć, podążać, postępować, podróżować, pielgrzymować, stąpać, pospieszać, spacerować, wędrować, sunąć noga za nogą, kuśtykać, łazić, człapać, być w drodze. Jak widać, chodzi w tych wszystkich czasownikach o ruch (do przodu), o poruszenie (w różnym natężeniu i w różnej formie) o to, aby stawiając krok za krokiem, piechotą przemieszczać się z miejsca A na miejsce B i w ten sposób zmieniać swoje położenie.

            Przeciwieństwem (antonimami) tych dynamicznych określeń są słowa, które mówią o braku jakiegokolwiek ruchu, braku zmian i działania: apatia, bezruch, bezczynność, bezwład, martwota, zastój, immobilizm, impas, zatrzymanie, letarg, pasywność, marazm, niezmienność, obojętność, kwietyzm, paraliż, skostnienie, stagnacja. To jest coś takiego, jak w wojskowej musztrze komenda: marsz w miejscu; wtedy należy przebierać nogami, ale tak jakby coś buksowało: drogi nie ubywa i nic się nie zmienia. Tymczasem – jak wszyscy mądrzy wkoło głoszą – ruch to życie; życie polega na ruchu i ruch jest jego istotą. Niestety, większość z nas zapomina o tej prawdzie i prowadzi sedenteryjny tryb życia, co później odbija się na zdrowiu.

            Papież Franciszek wie o tym, że tak samo dzieje się w Kościele, dlatego przy różnych okazjach prosi, aby się nie “zasiedzieć”, nawołuje do zejścia z kanapy (co jest obrazem: aktywności, ożywienia, mobilizacji, poruszenia) i do wyruszenia w drogę: “Sądzimy, że abyśmy byli szczęśliwi, potrzebujemy dobrej kanapy. Kanapy, która pomoże nam żyć wygodnie, spokojnie, całkiem bezpiecznie. Kanapa – jak te, które są teraz, nowoczesne, łącznie z masażami usypiającymi; które gwarantują godziny spokoju, żeby nas przenieść w świat gier wideo i spędzania wielu godzin przed komputerem. Kanapa na wszelkie typy bólu i strachu. Kanapa sprawiająca, że zostajemy zamknięci w domu, nie trudząc się ani też nie martwiąc. Nie przyszliśmy na świat, aby ‘wegetować’, aby wygodnie spędzić życie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad. To bardzo smutne, kiedy przechodzimy przez życie, nie pozostawiając śladu. A gdy wybieramy wygodę, myląc szczęście z konsumpcją, wówczas cena, którą płacimy, jest bardzo i to bardzo wysoka: tracimy wolność. Nie, jesteśmy wolni, abyśmy mogli pozostawić ślad. Jezus nie jest Panem komfortu, bezpieczeństwa i wygody. Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałeś, po drogach, które mogą otworzyć nowe horyzonty, nadających się do zarażania radością, tą radością, która rodzi się z miłości Boga, radością, która pozostawia w twoim sercu każdy gest, każdą postawę miłosierdzia”. Tak mówił Papież do młodych z całego świata w czasie czuwania na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie, 30 lipca 2016 roku[7].

            A kiedy indziej (we wspomnianym już przemówieniu do wiernych diecezji rzymskiej, 18 IX 2021) tłumaczył, że “stagnacja nie może być dobrym stanem dla Kościoła. Ruch zaś jest konsekwencją poddania się działaniu Ducha Świętego będącego reżyserem tej historii, w której wszyscy są niestrudzonymi bohaterami pierwszego planu, nigdy niezastygającymi w bezruchu”[8]. A w ogóle Papież Franciszek raz po raz zwraca się do duchownych i wiernych z prośbą, aby nie zadawalali się procentami ludzi obecnych w kościele, ale żeby mieli odwagę wyruszyć z Dobrą Nowiną na obrzeża i peryferie świata[9].

            Każda kapituła generalna w zakonie – jako kolegialny organ władzy i zarządu w formie uroczystej i obdarzony najwyższą władzą w instytucie – działa podobnie jak rozrusznik silnika spalinowego albo lepiej: rozrusznik serca, którego zadaniem jest pobudzenie, przyspieszenie rytmu serca i jego monitorowanie. Nasze Konstytucje wśród podstawowych zadań kapituły wyliczają: “troskę o dobro wspólne Zgromadzenia, popieranie jedności Zgromadzenia, pobudzanie do współpracy wewnątrz Zgromadzenia i ocenę jego wierności charyzmatowi”[10]. Ta energia do rozruszania serc naszej społeczności płynie od Ducha Świętego, który ofiarując nam dar męstwa, pomaga czerpać siły do życia z samego źródła witalności i ruchu, z Boga samego. Dlatego kapituły rozpoczynają się zawsze modlitwą błagalną do Ducha Świętego: Veni Creator…

            W Starym Testamencie najdłuższą drogę do pokonania miał naród wybrany, kiedy z Abrahamem z Ur (w Mezopotamii) na czele szedł do Ziemi Obiecanej, a potem pod wodzą Mojżesza z niewoli egipskiej przez pustynię i Synaj (gdzie Bóg przekazał Dekalog) przez czterdzieści lat wędrował do Palestyny, która miała być “ziemią mlekiem i miodem płynącą”. Dlatego później, gdy Izrael odchodził od Pana, prorok Ozeasz wspomina wędrówkę przez pustynię porównując ją do okresu narzeczeństwa i zapowiada ponowne wyjście na pustynię (por. Oz 2).

            W Nowym Testamencie wędrują do Betlejem Maryja z Józefem i Trzej Królowie; w imię szerzenia wiary wędruje Jezus[11] z apostołami i uczniami, cały czas zmierzając ku Jerozolimie, gdzie na Golgocie zostanie ukrzyżowany i zmartwychwstanie. Motyw “chodzenia” przedstawia Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym, który opuszcza dom ojca i udaje się w świat na wędrówkę, a potem uznając własne błędy i pomyłki, wraca skruszony do domu ojca. A ostatnie słowa, jakie Zmartwychwstały skierował do apostołów,  sformułowane były w rozkaźniku: “Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). I zaraz ewangelista dodaje: “Oni (rzeczywiście) poszli i głosili Ewangelię wszędzie” (Mk 16, 20).

            Papież Franciszek zauważył: “Dzisiaj w Jezusowym «idźcie» obecne są zawsze nowe scenariusze i wyzwania misji ewangelizacyjnej Kościoła. Wszyscy jesteśmy wezwani do tego misyjnego «wyjścia». Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferia świata potrzebujące światła Ewangelii”[12]. Niesamowite wędrówki podejmuje też apostoł Paweł, zakładający pierwsze Kościoły i wspomagający je nauką, pocieszeniem, dodawaniem odwagi, wskazywaniem właściwych dróg. To samo można powiedzieć o uczniach Jezusa i wszystkich misjonarzach w historii Koscioła.

            W literaturze pięknej motyw wędrowania/pielgrzymowania jest bardzo popularny i występuje w każdej epoce[13]. Nie sposób przywoływać tu wszystkich przykładów, ale trzech pięknych liryków nie mogę sobie darować[14]. Nasz czwarty wieszcz Cyprian Kamil Norwid(1821-1883) ukazuje tytułowego pielgrzyma[15] jako człowieka religijnego, który w nieba łonie trwa, a niebo duszę jego porywa jak piramidę. i dopokąd idzie, ziemi tyle ma, ile jej stopa pokrywa. Edward Stachura (1937-1979), z zamiłowania poeta-podróżnik już tytułem wiersza podkreśla, że wędrówką jedną jest życie człowieka[16]. Ta wędrówka, której drogi i czasu nikt nie zna, stanowi sens naszego istnienia. Ważne jest to, aby wciąż iść, nie poddawać się i nie oglądać się za siebie. W ostatniej zwrotce poeta niemal krzyczy: Dopóki sił/Jednak iść przecież iść/Będę iść/ o nic to nic to nic/Dopóki sił/Będę szedł będę biegł/Nie dam się. Zbigniew Herbert (1924-1998), kryjąc się za fikcyjną postacią podróżnika Pana Cogito, zanosi do Boga żarliwą poetycką modlitwę, która jest pełna wdzięczności za odkrycie ludzi dobrych i rozumnych, która emanuje zachwytem nad pięknem dzieła stworzenia, nad dobrem i bogactwem tego świata. Po drodze przypomina sobie ludzi, od których doświadczył dobra, przywołuje piękne obrazy natury i dzieła sztuki. Kolejne epizody oddają bogactwo świata stworzonego przez dobrego Boga. Poeta maluje go za pomocą epitetów, porównań i metafor. Modlitwa ma też charakter dziękczynny. Pan Cogito/Herbert zachwycony pięknem świata czuje podziw i wdzięczność dla Stwórcy. Świat postrzega jako złożony, różnorodny, bogaty. Piękno dostrzega w pozornie zwyczajnych zjawiskach: mały osioł na wyspie Korkyra/ śpiewał mi ze swoich niepojętych miechów płuc melancholię krajobrazu[17]. Modlitwa kończy się aktem osobistej prośby i podziękowania: żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne/ cierpienia/a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten/ który pragnie źródła/dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny/a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na/ zawsze i bez wybaczenia.

            Reasumując: topos wędrówki można pojmować na dwa sposoby. Dosłownie oznacza podróż, wycieczkę, wędrowanie, spacer, przemieszczanie się. Natomiast przenośnie odsyła do życia człowieka, które jawi się jak jedna wielka podróż: od urodzenia po śmierć, od kołyski aż po trumnę.

  1. Razem iść, czyli wspólnota pielgrzymująca

            Już te dwa słowa– wedle współczesnej eklezjologii – sugerują spojrzenie na Kościół (z zarazem i na nasze Zgromadzenie, które jest przecież “w Kościele i dla Kościoła”[18]) jako na żywą wspólnotę (communio). “Żywą” – bo jest w ruchu, ożywioną przez działanie Ducha Świętego; “żywą” – bo zmierza do celu, jakim jest życie wieczne, zbawienie wszystkich ludzi, a synonimem zbawienia jest niebo – miejsce najświętsze. Ponieważ jest to cel nadprzyrodzony i religijny, dlatego tę “wędrówkę razem” można nazwać pielgrzymką (peregrinatio), którą słowniki definiują jako “podróż podjętą z pobudek religijnych do świętego miejsca”.      

            Adhortacja Vita consecrata (z 25 marca 1996) używa w tym kontekście określenia: signum fraternitatis (znak braterstwa) i wyjaśnia: “Niewątpliwą zasługą życia konsekrowanego jest to, że właśnie dzięki niemu Kościół nadal żywo odczuwa potrzebę braterstwa jako wyznania wiary w Trójcę. Poprzez wytrwałe rozwijanie miłości braterskiej — w tym także we wspólnocie — ukazało ono, że uczestnictwo w trynitarnej komunii może przemienić ludzkie relacje i stworzyć nowy typ solidarności. W ten sposób ukazuje ono ludziom zarówno piękno braterskiej komunii, jak i konkretne drogi do niej. Osoby konsekrowane bowiem żyją dla Boga i z Boga i właśnie dlatego mogą świadczyć o mocy łaski, która przynosi pojednanie i niszczy mechanizmy przeciwne jedności, obecne w sercu człowieka i w relacjach społecznych”[19]. To wizja życia konsekrowanego, które ma wypisane na sztandarach zobowiązanie do tego, aby kochać każdego człowieka i każdemu służyć, bo w nim objawia się Bóg. To wizja zakonu, który jest nie tylko instytucją ze swoim prawem i strukturami – ale przede wszystkim posłaniem i misją[20]

            Idąc razem, słuchamy i rozmawiamy ze sobą, czyli rozeznajemy i szukamy właściwych odpowiedzi na pojawiające sie problemy. To jest proces powolny i żmudny, ale trzeba wejść w niego. Innego wyjścia nie ma. Generalny Sekretariat Synodu wyjaśnia: “Idąc razem i wspólnie zastanawiając się nad przebytą drogą, Kościół będzie mógł nauczyć się na podstawie tego, czego pozna i doświadczy, pod kierunkiem Ducha Świętego. Oświeceni przez Słowo Boże i zjednoczeni w modlitwie będziemy w stanie rozeznać jakie procesy mogą pomóc w poszukiwaniu woli Bożej i podążać ścieżkami, na które Bóg nas wzywa – ku większej komunii, pełniejszemu uczestnictwu i większej otwartości na wypełnianie naszej misji w świecie”[21].

            Wiadomo, że specjalistami od rozeznawania jest (za św. Ignacym i jego Ćwiczeniami duchownymi) zakon jezuitów, a Papież jest jezuitą i żyje duchowością jezuicką, dlatego używa tego słowa niemal we wszystkich swoich przemówieniach, i wzywa do tego, aby wszyscy chrześcijanie rozeznanie praktykowali. Swojego czasu (9 stycznia 2020) obecny general (Arturo Sosa SJ) pisał o przywództwie i rozeznaniu tak: “Problem jest w tym, że dziś prawdopodobnie jest tyle sposobów pojmowania rozeznawania, ilu jest katolików idących przez świat! Każdy z nas tłumaczy to sobie na swój sposób… Oczywiście, każde rozeznawanie nie jest czymś łatwym. Wiemy to na poziomie indywidualnym. Jak interpretować poruszenia naszego ducha, rozróżniać duchy, oddzielać ziarno od plew, odróżniać poruszenia, które prowadzą do życia od tych, które prowadzą do śmierci. Jak dobrze wiemy, potrzebujemy towarzyszenia duchowego dobrego i mądrego. Jeśli tak jest odnośnie do rozeznawania indywidualnego, o ile bardziej potrzebujemy tego w grupach!”[22]. Dlatego w każdej wspólnocie (tym bardziej kapitulnej!) niezbędny jest taki jej członek, który otwarty na Ducha Świętego, widzi głębiej i dalej.

            Co z tego wynika dla zmartwychwstańców? Po pierwsze jest to wyzwanie, abyśmy się nie zasiedzieli w wygrzebanych grajdołkach, bo może nas zaatakować duchowe lumbago; po drugie: te dwa słowa zapraszają nas do wyjścia, które jest konieczne, aby dokądś dojść, co zresztą wpisuje się w paschalną duchowość; po trzecie: “razem iść” wyklucza wszelkie formy indywidualizmu i separatyzmu, a zaprasza do wspólnych inicjatyw i działań. Do nieba wchodzi się wspólnotą. W Liście do Hebrajczyków (Hbr 11, 10.16; 12,22; 13,14) jest mowa o „mieście”, czyli o wspólnocie. Nie można więc się zbawić w samotnym samozadowoleniu, w poczuciu wybrania, pojedynczo, w sposób narcystyczny bez relacji z innymi. Można zbawić się dopiero we wspólnocie czyli w mieście.

            Nasze Konstytucje podkreślają wartość tej wspólnotowości prostym zdaniem: “Siła naszego Zgromadzenia jest zależna od intensywnego życia duchowego i owocnego apostolatu każdej lokalnej wspólnoty”, a dalej przywołano moce Ducha Świętego: “Dzięki mocy Ducha Świętego możemy stać sie widomym znakiem tego, że można żyć razem w miłości zgodnie z zasadami ewangelicznymi”[23]. I jeszcze jedno: Kiedy idziemy razem, to nie tylko rozmawiamy, ale też pracujemy wspólnie; wtedy jeden drugiego dopełnia. Wzajemnie się ubogacamy, bo każdy ma spojrzenie z innej perspektywy i każde jest ubogacające.

            I na koniec: trzeba przy okazji podróży pamiętać: wędrowanie to wysiłek, a każdy wysiłek męczy, przynosi osłabienie, ubytek sił. W czasie tego pielgrzymowania przez ziemię trzeba więc zadbać o jakiś regenerujący posiłek, bo własne siły nie wystarczą, aby dojść do mety, do królestwa niebieskiego.  Najlepszym posiłkiem jest ten, który daje nam Pan Jezus: Chleb z nieba. Bez tego Chleba, którym jest Chrystusowe ciało za życie świata, nie osiągniemy wyznaczonego celu.

  1. Droga, czyli pas ziemi dla ruchu

            Powiedzieć, że droga (via) – czyli wydzielony i wytyczony pas ziemi, odpowiednio oznaczony i utwardzony, przeznaczony dla ruchu – od zawsze towarzyszy człowiekowi, to tyle, co nic nie powiedzieć. Owszem, wiemy, że słowo to posiada wiele aspektów i wymiarów: materialny, duchowy, kulturowy, naukowy. Wystarczy rzucić okiem na mapę, aby zobaczyć różne kategorie i klasy dróg: wewnętrzne i publiczne, lokalne i wspólne, krajowe, wojewódzkie, powiatowe i gminne, dojazdowe i polne, autostrady i drogi ekspresowe.

            Samo słowo droga ma też całą gamę zamienników: aleja, arteria, autostrada, bulwar, dukt, gościniec, marszruta, obwodnica, perć, promenada, ulica, rejs, szlak, szosa, ścieżka, tor, trakt, trasa. Wszelkie rodzaje dróg i ścieżek są po to, aby nie chodzić na przełaj, na sagę, przez bagna, błota, łąki, grzęzawiska, moczary, wertepy; aby nie błądzić po bezdrożach, pustyniach i manowcach.

            Przypomnijmy, że najdawniejszymi i naturalnymi drogami były wydeptane przez zwierzęta ścieżki, które potem były wykorzystywane przez ludzi. Z czasem pojawiły się szlaki handlowe (np. bursztynu, jedwabiu czy soli). Próbując odpowiedzieć na pytanie, jakie pożytki/korzyści z drogi ma człowiek, można powiedzieć, że sieć dróg[24] ułatwia kontakty międzyludzkie, umożliwia transport towarów (handel), wspiera komunikację i pomaga w przemieszczaniu się człowiek – odwiecznego pielgrzyma (homo viator). Bo cała ludzka egzystencja posiada wędrowny/pielgrzymi charakter. Bycie w drodze jest podstawową kondycją człowieka. Będąc w drodze, trzeba też pamiętać o tym, co śpiewa ks. Paweł Szerlowski, kapłan archidiecezji wrocławskiej: “Podróżą bez powrotu nasze życie przecież jest/ i wędrowaniem gdzieś do celu tam po drugi brzeg./ Nie weźmiesz nic prócz dobra, które im dasz”[25]. Tak więc droga ludzkiego życia, podobnie jak ziemski czas ma swój kres i nie podlega nawrotom i powtórzeniom.

            Międzynarodowa Komisja Teologiczna wyjaśnia fenomen drogi tak: “Droga jest obrazem, który wyjaśnia nasze rozumienie tajemnicy Chrystusa jako Drogi, która prowadzi do Ojca. Jezus jest drogą od Boga do człowieka i od człowieka do Boga… Kościół idzie z Chrystusem, przez Chrystusa i w Chrystusie. On, Wędrowiec, Droga i Ojczyzna, daje swego Ducha miłości, abyśmy w Nim podążali „drogą doskonalszą”. Kościół jest powołany do podążania śladami swego Pana aż do Jego powrotu. Jest on Ludem drogi zdążającym do królestwa niebieskiego”[26]. Owo bycie „w drodze” nie może oznaczać prowizorium egzystencji, a więc zaniedbania spraw doczesnych i ziemskich. Bóg chce, aby człowiek już na tej ziemi osiągnął istotny etap przyszłej chwały[27]. „W drodze” oznacza posuwanie się naprzód, swoistą mobilizację zmianę, postęp i rozwój.         

            Biblia prezentuje nam wiele różnych dróg. Są drogi, na których dzieje się zaludnienie ziemi i wygnanie z raju; są drogi tułactwa, rozproszenia po całej ziemi; jest droga Abrahama, są drogi proroków i jest izraelski exodus. Również Nowy Testament opisuje liczne drogi: jest droga maryjna do Elżbiety, Świętej Rodziny do Betlejem, do Egiptu i do świątyni w Jerozolimie, jest droga Chrystusa z uczniami przez miasta i wsie w Galilei i nie tylko, są drogi Jego uczniów rozesłanych na cały świat aż po krańce ziemi, są godne podziwu pawłowe drogi/podróże apostolskie. Na tych biblijnych drogach rozgrywały się niekiedy ważne wydarzenia zbawcze. W Dziejach Apostolskich chrześcijaństwo, jako nowa religia, zostało nazwane “drogą”[28]. Pierwsi chrześcijanie wierzyli bowiem, że znaleźli właściwą drogę do szczęścia. Była nią nauka Chrystusa i On sam, który nazwał siebie “Drogą” (por. J 14,6-7). Tylko ten, kto podąża za Nim, przez Niego może dojść do Ojca.

         Wszyscy jesteśmy wezwani do drogi, do “wyjścia”. Papież Franciszek pisze: “Każdy chrześcijanin i każda wspólnota winni rozeznać, jaką drogą powinni kroczyć zgodnie z wezwaniem Pana, jednak wszyscy jesteśmy zaproszeni do przyjęcia tego wezwania: wyjścia z własnej wygody i zdobycia się na odwagę, by dotrzeć na wszystkie peryferia świata potrzebujące światła Ewangelii… Jest sprawą żywotną, aby Kościół, przyjmując wiernie wzór Mistrza, wychodził dzisiaj głosić Ewangelię wszystkim ludziom, w każdym miejscu, przy każdej okazji, nie zwlekając, bez niechęci i bez obaw. Radość Ewangelii jest dla całego ludu, nie może z udziału w niej wykluczać nikogo”[29].

         Kościół, który jest w drodze, ze swej natury jest misyjny, bo idzie do świata, aby dzielić się Dobrą Nowiną z innymi. Nie może pozostać „u siebie”, lecz musi „wyjść na zewnątrz” i napotkanych, często wykluczonych i z marginesu, wprowadzać na tę drogę, którą sam wędruje. Taka perspektywa odsyła nas do wizji Kościoła, który jest misją (missio). Misją jest też życie konsekrowane, jak to akcentuje Vita consecrata: “Pod działaniem Ducha Świętego, który jest źródłem każdego powołania i charyzmatu, samo życie konsekrowane staje się misją, tak jak było nią całe życie Jezusa… Życie zakonne będzie tym bardziej apostolskie, im głębsze będzie jego oddanie się Panu Jezusowi, im bardziej życie wspólnotowe będzie przepojone duchem braterstwa i im gorliwiej zaangażowane w spełnianie szczególnej misji Instytutu”[30].

  1. Nadzieja, czyli cnota drogi

            Słowniki na ogół definiują nadzieję jako “oczekiwanie spełnienia się czegoś pożądanego i ufność, że to się zrealizuje”. Albo podkreślają, że “nadzieja jest pragnieniem spełnienia tego, czego oczekujemy”. Oferują też liczne synonimy, które nie do końca są tożsame z istotą nadziei[31]. Jak zajrzymy do katechizmu, to nadzieję znajdziemy wśród cnót Boskich: między wiarą i miłością. To znaczy, że najbliżej jej do wiary i miłości. Benedykt XVI w encyklice Spe salvi (30 XI 2007) zaraz na wstępie głosi wprost, że “wiara jest nadzieją” i tłumaczy: “W niektórych tekstach biblijnych słowa «wiara» i «nadzieja» wydają się być używane zamiennie[32]… Jawi się (ona) jako element wyróżniający chrześcijan, fakt, że oni mają przyszłość: nie wiedzą dokładnie, co ich czeka, ale ogólnie wiedzą, że ich życie nie kończy się pustką. Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości. Tak więc możemy stwierdzić: chrześcijaństwo nie było jedynie «dobrą nowiną» – przekazem treści do tej pory nieznanych. Używając naszego języka, trzeba powiedzieć, że chrześcijańskie orędzie nie tylko «informuje», ale również «sprawia». Oznacza to: Ewangelia nie jest jedynie przekazem treści, które mogą być poznane, ale jest przesłaniem, które tworzy fakty i zmienia życie”[33]. Oczywiście, dla osoby wierzącej najważniejsza jest nadzieja oparta na zaufaniu i wierze w Boga:  .Dla nas nadzieja, która rodzi się z Ewangelii, ze spotkania z Bogiem, przychodzi niejako “z automatu”, z czego nawet nie zawsze zdajemy sobie sprawy. Dzieje się to poza naszą świadomością. Aczkolwiek właśnie dzięki nadziei jesteśmy z pewnością innymi ludźmi, patrzymy na świat zgoła inaczej; dzięki niej widzimy dalej, lepiej działamy, funkcjonujemy, raźniej idziemy drogą życia.

            Katechizm Kościoła Katolickiego przynosi bardziej precyzyjne określenie nadziei: “Jest to cnota teologalna, dzięki której pragniemy jako naszego szczęścia Królestwa niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się nie na naszych siłach, ale na pomocy łaski Ducha Świętego”[34]. Napisałem wyżej, że nadzieja jest cnotądrogi, bo będąc w drodze każdy wędrowiec spodziewa się, że z łaską Bożą cały i zdrowydotrze jakoś do celu. Cnota ta ukierunkowuje bowiem naszą egzystencję ku przyszłości: tej na tym świecie i tej na drugim brzegu życia; “chroni nas przed zwątpieniem, podtrzymuje w każdym opuszczeniu, poszerza serce w oczekiwaniu szczęścia wiecznego”[35]. Szczególnie pomocna i potrzebna jest wtedy, gdy człowiek doświadcza zła, bólu, cierpienia, choroby, niedostatku, załamania, utraty sił i witalności; gdy tęskni za lepszym światem, miłością, prawdą itp.

            Wczytując się w słowa Papieża ze wspomnianej encykliki, będącej krótkim traktatemo nadziei, dowiemy się, że “potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć”[36]. W ostatniej części encykliki Benedykt XVI odpowiadając na pytanie, gdzie można się praktycznie uczyć cnoty nadziei i w niej ćwiczyć, wylicza trzy miejsca: modlitwę, działanie i cierpienie oraz Sąd Ostateczny[37].

            O potrzebie posiadania nadziei wspomina wielokrotnie Pismo Święte, ale też ostrzega przed fałszywą nadzieją. Oto trzy cytaty: Nie pokładajcie ufności w dostojnikach ani w synu ziemskiego człowieka, do którego nie należy wybawienie (Ps 148,3). A piękny tekst św. Jana niesie nadzieję i ustawia ją obok miłości: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty” (1 J 3,1-3). Natomiast św. Piotr wspomina o zmartwychwstaniu Chrystusa jako “gwarancie” żywej nadziei: Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie.  Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym.  Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń (1 P 1,3-6).

            Jeśli eklezjologia mówi dziś o Kościele w trzech przejawach: jako wspólnocie, misji i tajemnicy, to nadzieja z pewnością kieruje nasze spojrzenia na Kościół przez “teleskop” tajemnicy. O. Andrzej Napiórkowski, profesor z Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie słusznie zauważa: “Mysterium Ecclesiae zgłębiają nie tyle teoretyczne wywody na jego temat, ile współtworzenie jego ziemskiej i niebiańskiej rzeczywistości w modlitwie i świadectwie życia. Kościół lepiej rozumie ten, kto go miłuje, niż ten, kto tworzy coraz to nowe definicje miłości. Kościół trzeba przede wszystkim widzieć jako tajemnicę samoudzielania się Trójjedynego Boga grzesznemu człowiekowi, który w swojej wolności otwiera się na Bożą propozycję boskiego życia”[38].

            Odnośnie życia konsekrowanego w aspekcie tajemnicy Jan Paweł II naucza: “Życie konsekrowane jest głoszeniem tego, czego dokonuje Ojciec przez Syna w Duchu Świętym swoją miłością, swoją dobrocią, swoim pięknem… Ukazuje też wszystkim ludziom przeogromną wielkość potęgi Chrystusa królującego i nieograniczoną moc Ducha Świętego działającego przedziwnie w Kościele. Pierwszym zadaniem życia konsekrowanego jest ukazywanie wielkich dzieł, jakich Bóg dokonuje w ułomnej ludzkiej naturze osób powołanych… Tak więc życie konsekrowane staje się jednym z widzialnych śladów, które Trójca Święta pozostawia w historii, aby wzbudzić w ludziach zachwyt pięknem Boga i tęsknotę za Nim”[39].

  1. Droga nadziei, czyli szlak bezpieczny

         Jak już wyżej powiedziano, drogi mamy rozmaite, o różnym stopniu trudności i bezpieczeństwa, szczególnie te położone w rejonach wysokogórskich. Ba, są na świecie drogi, którymi podróż mrozi krew w żyłach (Boliwia, Chiny, Rosja, Norwegia, Indie); niektóre z nich w swej nazwie mają nawet słowo “śmierć”. Polska na szczęście nie ma tego rodzaju dróg, ale zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Unii Europejskiej pod względem bezpieczeństwa na drodze. Mówiąc o bezpieczeństwie na drogach, kodeksy akcentują, że trzeba mieć na uwadze trzy kardynalne zasady: bezpiecznej prędkości, (szczególnej) ostrożności i ograniczonego zaufania.

            Myślę, że te same zasady obowiązują na drogach duchowych: 1) wszystko ma swój czas i nie da się przeskoczyć czy przyspieszyć pewnych etapów; 2) sfera duchowa to delikatna “materia”, gdzie potrzeba dużo empatii, rozwagi i roztropności, aby nie wchodzić w nią z “zabłoconymi buciorami”; 3) oczywiście z jednej strony trzeba mieć mocne zaufanie do natchnień Ducha Świętego i wskazań przewodników duchowych, z drugiej strony współuczestnicy drogi czasami mogą się mijać z prawdą. Dlatego św. Paweł podaje w tym temacie proste rady: Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła (1Tes 5,19-22).

            Nasza droga to nie  jest pierwsza lepsza droga; ona posiada imię i certyfikat, który daje jej prawo do niesienia i pomnażania nadziei. Stąd droga nadziei to bezpieczny szlakduchowy, który prowadzi wierzącego do świętości. Jest to droga, która prowadzi do pełni bytu, do życia w całej pełni, do komunii z Bogiem, aby świętość Boga stała się świętością człowieka. Postęp na tej drodze jest z natury złożony i zakryty tajemnicą. Dlatego mistrzowie duchowi pisząc o nim, używają obrazów. Teresa z Avili mówi o przebywaniu w siedmiu mieszkaniach duchowej twierdzy, Jan od Krzyża o kroczeniu pośród nocy, Teresa z Lisieux o windzie unoszącej człowieka do Boga. A Piotr Semenenko CR, wielki mistyk, zapisał: “Ach! niczego się nie lękam, nie trwożę, o nic się nie troszczę, takim bezpieczny i spokojny w Waszem [Jezusa i Maryi] sercu przenajświętszem! Wy czyńcie z moją duszą, z naszą duszą, co się Wam podoba; tajemnice wasze, upodobanie wasze, cała rozkosz wasza”[40].

            Pismo Święte w Księdze Rodzaju przedstawia klasyczną/wzorcową drogę nadziei, którą wybrał i poszedł nią patriarcha Abraham, bo wbrew nadziei uwierzył nadziei (Rz 4,18) i w tej nadziei wytrwał do końca, gdyż nadzieja jest niezawodną i mocną kotwicą duszy (Hbr6,19), bo jest twórczą siłą, a nie hurra-optymizmem. Na drodze nadziei spotykamy innych ludzi, którzy wędrują w tym samym kierunku. Jakże nie nawiązać z nimi dialogu! Jakże nie wspomagać się wzajemnie i nie podejmować działań, które będą znakiem nadziei! Przecież podążając drogą nadziei, idziemy de facto za Chrystusem, który jest łagodnego i pokornego serca, który podąża z uczniami do Emaus[41]. Bowiem nadzieja dla chrześcijanina istnieje tylko z Chrystusem, przez Niego i w Nim. Prawdziwej nadziei mogą zasmakować tylko ci, co poznali jedynego prawdziwego Boga, którzy spotkali Chrystusa.

            Idąc drogą nadziei, w sercu niesiemy wielkie oczekiwanie[42]: Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie, i oczekujemy Twego przyjścia w chwale – odpowiadamy w aklamacji we Mszy Św. zaraz po Przeistoczeniu. W Eucharystii doświadczamy realnego spotkania z Bogiem. On do nas przychodzi, wchodzi w nasze życie, przemienia serca. W  pierwszej prefacji adwentowej dziękując Bogu za Jego plan zbawienia i wyznajemy: On ponownie przyjdzie w blasku swej chwały, aby nam udzielić obiecanych darów, których, czuwając, z ufnością oczekujemy. Dziękujemy zatem za ten plan Boga, który zawiera też pewność, że Jezus ponownie przyjdzie, nie w osłonie człowieczej, ale już spowity w Boską chwałę.

  1. Razem iść drogą nadziei,

    czyli drogowskaz dla CR na najbliższe lata

         Już szyk wyrazów w omawianym haśle wskazuje, że najważniejszym słowem jest tu czasownik “iść”; on jest osią wokół której kręci się karuzela pozostałych słów; on jest główną budowlą, do której dotulono trzy przystawki/okoliczniki odpowiadające na pytania: w jaki sposób (razem – tj. okolicznik sposobu) i którędy (drogą nadziei – tj. okolicznik miejsca). Te trzy okoliczniki niejako dopełniają przesłanie, jakie niesie hasło-drogowskaz. A zadaniem drogowskazu jest wskazywać kierunek, w jakim trzeba się udać, aby dojść do celu.

            Przyjrzyjmy się temu drogowskazowi bliżej! Jak już zauważono, najważniejszym wezwaniem jest ponaglenie do ruchu[43], do przysłowiowego “zejścia z kanapy” i do wyjścia do świata. Zgromadzenie wzmacnia się wtedy, gdy odkrywa na nowo, że jest posłane, aby wyjść ze swoich ograniczeń i przekraczając granice, iść dalej razem aż po krańce świata, niosąc ludziom nadzieję, która otwiera na odwieczną perspektywę życia Bożego. W tym życiu my sami uczestniczymy i dlatego możemy być prawdziwi, przejrzyści i wiarygodni.

            Ten dynamizmwyjścia“, do jakiego Bóg wciąż zachęca wierzących[44], czuć wyraźnie w tych pierwszych słowach hasła. Bo jakże można iść, nie wstając pierwej z fotelu/tronu, nie wychodząc z domu, z własnej zagrody i opłotków? Jakże można gdziekolwiek trafić, nie czytając drogowskazów, albo nie mając aktualnego GPS[45]?  W Orędziu na 52. Światowy Dzień Modlitw o Powołania Papież Franciszek napisał: “Doświadczenie wyjścia jest paradygmatem życia chrześcijańskiego, zwłaszcza tych, którzy przyjmują powołanie specjalnego poświęcenia się służbie Ewangelii. Polega ono na postawie nieustannego nawrócenia i przemiany, trwaniu w nieustannej pielgrzymce, w przechodzeniu ze śmierci do życia… Powołanie jest zawsze działaniem Boga, który wyprowadza nas z naszej sytuacji wyjściowej, wyzwala nas ze wszelkich form niewolnictwa, wyrywa nas z przyzwyczajenia i obojętności, popychając nas ku radości komunii z Bogiem i braćmi. Odpowiedzieć na powołanie Boga, to zatem pozwolić, aby wyprowadził On nas z naszej fałszywej stabilności, by nas naprowadził na drogę do Jezusa Chrystusa, najważniejszego i ostatecznego celu naszego życia i naszego szczęścia”[46].

         Razem – czyli kto jeszcze idzie z nami? Oczywiści biskupi, przełożeni, którzy mogą iść – tak jak pasterze – “czasem na przedzie, czasem pośrodku, czasem z tyłu”. Z przodu, aby wskazywać drogę; w środku, aby usłyszeć, co czują współbracia, a z tyłu, aby pomóc tym, którzy z różnych powodów znaleźli się na końcu drogi. W tym “razem” mieszczą się jeszcze wszyscy ci, którym posługujemy w parafiach i w szkołach, a szczególnie ci, których zaliczamy do tzw. “laikatu zmartwychwstańczego”, a są to “wspólnoty, zrzeszenia i grupy, które poprzez formację w duchu Zgromadzenia utożsamiają się z naszym charyzmatem i misją”[47]. Idziemy wszyscy  razem, bo w “kupie” bezpieczniej, w ilości siła, bo wspólnota inspiruje, zabezpiecza, umacnia, pomaga  i wspiera.

            Iść razem to stawiać na wspólnotę, a wykluczać samopas, samowystarczalność, separację, izolację, oddalenie, oddzielność, rozdzielczość, rozłąkę. Według ks. Mirosława Cholewy istnieje siedem grzechów przeciw wspólnocie[48]. Są to: nawracanie – nie siebie, ale innych; rywalizacja – czyli walka o wpływy i władzę; brak szczerości – czyli lawina tchórzostwa, niedomówień, krętactwa i pozorów; grzechy języka ujawniające się najczęściej w szemraniu za plecami, w osądzaniu, pochlebstwie, gadulstwie i plotkowaniu[49]; niejasne relacje i zasady – inaczej mówiąc: mętna woda, a w mętnej wodzie diabli sie kąpią; brak przebaczenia – czyli budowanie murów nieufności, dąsania i wrogości; zamykanie się w swoim gronie – tj. przekształcenie wspólnoty w towarzystwo wzajemnej adoracji.

            Sobór Watykański II przypomina, że „wszyscy ludzie powołani są do zjednoczenia z Chrystusem, który jest światłością świata i od którego pochodzimy, dzięki któremu żyjemy, do którego zdążamy”[50]. Jezus idący drogą paschalną zaprasza wszystkich, szanując wolną wolę człowieka: Jeśli kto chce pójść za Mną (Mt 16,24). A więc wejście na tę drogę jest możliwe tylko dzięki wolnej decyzji przylgnięcia do Jezusa, który mówi dalej o warunkach tego naśladowania, a są nimi: zaparcie sie siebie i dźwiganie swojego krzyża. Droga paschalna to nie samotna droga jakiegoś wymyślnego samoudręczenia, gdzie stopniowo się unicestwiamy (zaparcie siebie) i nakładamy na siebie ciężary nie do udźwignięcia (niesienie swojego krzyża). To droga „za” i „z” Jezusem. To droga w samozaparciu przez śmierć do życia. Aby ocalić siebie na wieki, mamy „tracić” życie jak Zbawiciel. Jeżeli mówimy, że idziemy razem, to znaczy idziemy też z Jezusem i Jego droga jest też w jakiś sposób naszą drogą, na której odkrywamy, że jesteśmy kochani przez Boga. Tylko w kontekście miłości można więc odczytać sens drogi paschalnej człowieka. Zmartwychwstanie jest gwarantem, że wszystkie nasze “osobiste dzieje” nie zginą razem z naszą śmiercią, ale w swoim czasie zmartwychwstaną do lepszego istnienia.

            W dekrecie kapitulnym (z 4 października 2022) O. Generał Paul Voisin CR trafnie potrącił o uczniów w drodze do Emaus, podkreślając, że “idziemy z Panem Jezusem, a On wciąż nam błogosławi i obdarza łaską, która pozwala nam otworzyć nam oczy i sprawia, że nasze serca pałają na nowo. W ten sposób będziemy w stanie zobaczyć Zmartwychwstałego Pana takim, jakim jest naprawdę i staniemy się wierniejszymi świadkami Jego zmartwychwstania… Podobnie jak wśród zamętu, lęku i zwątpienia doświadczanego przez obu uczniów z drogi do Emaus, również i w naszej kapitulnej drodze Bóg będzie działał, abyśmy Go rozpoznawali i dzielili się naszym charyzmatem i misją w Kościele i dla Kościoła”.

            Dlaczego ta perykopa jest tak ważna dla zmartwychwstańców? Dlaczego powinna być dla nas obligatoryjna do studium, refleksji i kontemplacji? Owszem, wszystkie drogi Zmartwychwstałego – od wyjścia z grobu po w niebo wstąpienie – wymoszczone są nadzieją, ale ta do Emaus (i z powrotem) zawiera niesamowite pokłady do eksploatacji[51] pastoralno-teologicznej. O Emaus można prawić w nieskończoność. Ograniczone ramy i koncepcja tego przedłożenia nie pozwalają jednak na szersze rozprowadzenie tematu, dlatego przynajmniej hasłowo chciałbym zwrócić uwagę na trzy sprawy: 1) potrójne spojrzenie na Kościół; 2) model posługi pastoralnej; 3) paradygmat interwencji Boga.

            Ta perykopa Emaus, która jest wyraźnym tryptykiem (w drodze do Emaus, w gospodzie w Emaus i w drodze z Emaus do Jerozolimy) idealnie podpowiada i ułatwia (dzięki środkom artystycznym użytym przez twórców ołtarza w kościele seminaryjnym CR w Krakowie) spojrzenie na Kościół/Zgromadzenie w trzech odsłonach: 1) Lewe skrzydło tryptyku przedstawia Zmartwychwstałego, jeszcze Nieznajomego, który z otwartą księgą dołączył do tych sfrustrowanych dwóch uczniów. Jeszcze słychać ich: A myśmy sie spodziewali, a On “przyklejony” do nich zaczął już im wyjaśniać, co było o Nim we wszystkich Pismach. Ci dwaj wędrowcy zatrzymawszy się, z zaciekawieniem nastawiają tylko ucha. Ta instalacja przypomina nam, że Kościół jest tajemnicą, którą trzeba nie tylko czcić, ale też wyjaśniać, studiować. 2) W centrum, przy kamiennym stole, w którym wkomponowane jest tabernakulum, siedzą wszyscy trzej, z Jezusem pośrodku. Stół jest zasadniczo pusty, tylko w potężnych rękach Pana widać bochen chleba w połowie przełamany. Dzielenie chleba jest znakiem eucharystycznym, gestem obdarowania i sygnalizuje wspólnotę stołu. To przedstawienie obrazuje, że Kościół jest komunią wiary, nadziei i miłości, wspólnotą złączoną Eucharystią. 3) Ci dwaj (bo Nieznajomy rozpoznany jako Swój, zniknął) opuścili nie tylko gospodę, ale również nastawę ołtarzową, wyszli na zewnątrz, wracają tam, skąd zrezygnowani wyszli. Wracają do miasta, do Jerozolimy, wracają do swoich, aby im przekazać to, co wydarzyło sie w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba. Niosą księgę, idą żwawo, choć ich stopy uciorane w błocie, zanurzone po kostki w ziemi, pogania ich bowiem jakiś wewnętrzny pospiech. Jakże w tej aranżacji nie zobaczyć Kościoła jako misji zakorzenionej w tajemnicy i komunii?

            Z ewangelii o Emaus można wyłuskać i sformułować cztery kroki posługipastoralnej. Pierwszy krok to spotkać człowieka tam, gdzie on akurat się znalazł w swoim załamaniu i smutku, w depresji i trwodze, w rozczarowaniu i beznadziei. Spotkać i towarzyszyć mu w drodze, nawet jeśli do końca nie wiemy dokąd ona prowadzi. Drugi krok to wczuć się w jego sytuację, a przez rozmowę próbować mu “wrzucić” parę wyjaśnień tajemnicy i nakierować na drogi Boże. Trzeci krok to podprowadzić go do wspólnoty stołu, do sakramentów (pojednania, Eucharystii). W końcu czwarty krok to wysłanie go do wspólnoty, pokazanie mu, jaka jest jego misja i miejsce we wspólnocie. Taka posługa to tzw. duszpasterstwo zwyczajne, które zawsze realizowane jest w parafii, bo tu już nie ma Greka ani Żyda, niewolnika ani wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus (Kol 3,11).

            Nasza perykopa zdradza też, w jaki sposób interweniuje Bóg w sprawy i losy ludzkie. Dogmatyka uczy, że jak działa jedna osoba Trójcy Świętej, to współdziałają również pozostałe osoby, czyli interwencja Boga jest zawsze wspólnym działaniem całej Trójcy Świętej. Jednak przy tej wspólnotowej ingerencji jedna z osób wysuwa sie na czoło i niejako “firmuje” tę Bożą interwencję. Przykład wydarzeń w Emaus pokazuje, że gdy Chrystus (druga osoba Trójcy Świętej) wypełnił swe zadanie (wyjaśnił Pisma i połamał chleb), po samoobjawieniu się On im zniknął; to znaczy zrobił miejsce Duchowi Świętemu, który tych dwóch nawrócił z powrotem na drogę do Jerozolimy, posłał do braci, do wspólnoty, aby opowiedzieli o tym, co zaszło w drodze i jak Go poznali po łamaniu chleba.

            Wróćmy jednak do drogowskazu na najbliższe lata, który nas kieruje na drogęnadziei, czyli na drogę Zmartwychwstałego. To nie jest pierwszy raz, że kapituły generalne wypisują na swoich sztandarach słowo “nadzieja”. Pięć poprzednich Kapituł[52] było również poświęcone nadziei. To znak, że chociaż nasze Zgromadzenie jest malutką trzódką, pragnie być świadkiem tej cnoty w tym świecie, gdzie nadzieja jest “towarem” deficytowym. Być świadkiem nadziei znaczy: umieć i chcieć odczytywać znaki jej ukrytej obecności w codziennych wydarzeniach ludzi i społeczeństw.

            W tym kontekście trzeba jeszcze zauważyć, że nasz drogowskaz kapitulny jest innego charakteru niż te pionowe drogowskazy przydrożne. Z naszego drogowskazu nie dowiemy się, dokąd on prowadzi, jak daleko do celu, ile czasu potrzeba do pokonania drogi. Nie dowiemy się, ale przecież mamy to zapisane w rozumie i w sercu, że celem naszego życia i pracy w Zgromadzeniu jest oddanie chwały Bogu, ponieważ jest On nieskończoną dobrocią i miłością… A oddajemy chwałę Bogu, ukazując obecność zmartwychwstałego Chrystusa w świecie. Aby tego dokonać, będziemy starali się o swoje osobiste uświęcenie, przyjmując Chrystusa za nasz wzór i żyjąc w coraz większej z Nim jedności[53].

            Pora kończyć tę przydługawą refleksję na temat czterech słów hasła/tematu XXIV Kapituły Generalnej CR. Wypada tylko na koniec życzyć członkom Kapituły otwartości na natchnienia Ducha Świętego; jako kapitulantom winszuję odwagi, aby nie kapitulowali przed żadnym wyzwaniem, jakie uda im się wspólnotowo rozeznać;  jako współbraciom życzę po prostu dobrych myśli i komunikatywnego przekazu.

Kazimierz Wójtowicz CR

Kraków-Centrum Resurrectionis

PS 1. To powyższe przedłożenie chce być odpowiedzią na prośbę Ojca Generała, aby “wszyscy członkowie Zgromadzenia zaangażowali się w przygotowanie Kapituły Generalnej”.

PS 2. Feci, quod potui, faciant meliora potentes.  najmy, Że W Chrystusie Jest Nasza Nadzieja


[1] Które właśnie brzmi: RAZEM IŚĆ DROGĄ NADZIEI.

[2] Patrz:  Ku Kościołowi synodalnemu, Kraków 2021,  Wyd. ALLELUJA, gdzie zawarte jest pięć najważniejszych dokumentów okołosynodalnych.

[3] https://www.vaticannews.va/pl/papiez/news/2022-10/papiez-do-misjonarzy-oblatow-sluzcie-ewangelii-nadziei.html.

[4] Patrz:. https://synod.org.pl › Materiały o synodzie

[5]  Oczywiście w ślad za leksyką papieską poszły też dokumenty okołosynodalne; patrz: Ku Kościołowi synodalnemu, np. ss. 28, 68, 77, 80, 90, 93. 97, 102, 118 itd.

[6] Ku Kościołowi synodalnemu,. s. 93.

[7] https://papiez.wiara.pl/doc/3332986.Kanapaszczescie-jest-cichym-paralizem

[8] https://kongreskk.pl/wp-content/uploads/2021/10/Przemo%CC%81wienie-Franciszka-18-wrzes%CC%81nia-2021-pl.pdf

[9] por. Franciszek, Evangelii gaudium, 23.

[10] Konstytucje CR, 86.

[11] Jak opisują ewangelie, Jezus prowadził wędrowny styl życia; będąc nieustannie w drodze, nie znajdywał na tej ziemi stałego miejsca zamieszkania.

[12] Evangelii gaudium, 20.

[13] Przykładem może być Odyseja Homera, czy Don Kichote z Manczy Cervantesa, Kubuś fatalista i jego pan Diderota, albo Wiedźmin A. Sapkowskiego.

[14] Chodzi o Pielgrzyma C.K. Norwida, Wędrówką jedną życie jest człowieka E. Stachury i Modlitwę Pana Cogito – podróżnika Z. Herberta.

[15] https://polska-poezja.pl/lista-wierszy/437-cyprian-kamil-norwid-pielgrzym.

[16] https://adonai.pl/poezja/?id=9&action=2

[17] Zbigniew Herbert, Wiersze wybrane, wydanie nowe, zmienione, wybór i opracowanie R. Krynicki,  Kraków 2017, s. 201-203.

[18] Konstytucje CR, 11.

[19]  Vita consecrata, 41.

[20] Missio (misja) to  również wizja Kościoła, widziana przez pryzmat jego zadań w kontekście drogi i chodzenia aż po krańce świata.

[21]  Ku Kościołowi synodalnemu, s. 152.

[22] https://jezuici.pl/2020/01/general-jezuitow-o-przywodztwie-i-rozeznawaniu/

[23] Konstytucje CR,  135, 136.

[24] Im gęstsza sieć dróg, tym kraj bardziej rozwinięty i zasobny.

[25] https://www.youtube.com/watch?v=DK7lwOkNoKs&ab_channel=Gabriel

[26] Ku Kościołowi synodalnemu, 49-50.

[27] por. Konstytucja dogmatyczna o Kościele, 39.

[28] Dz  9,2; 18,25; 24,22.

[29] Evangelii gaudium, 20; 23.

[30] Vita consecrata, 72.

[31] Np. dyskrecja, oczekiwanie, otucha, szansa,  przewidywanie, perspektywy, przypuszczenie.

[32] Klasyczny tekst pochodzi z Hbr 11,1: Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy.

[33] Spe salvi, 2.

[34] KKK, 1817.

[35] KKK, 1818.

[36] Spe salvi, 31.

[37] Jw. 32-48.

[38] A. A. Napiórkowski OSPPE, Reinterpretacja integralnego powstawania i rozwoju Kościoła , [w]  “Roczniki Teologiczne” 9/2020,  s.24.

[39] Vita consecrata, 20.

[40] Dziennik, 2 VII 1853.

[41] O czym szerzej będzie w ostatnim/następnym punkcie.

[42] A każdy, kto na coś czeka, ma nadzieję, że to się spełni.

[43] Dlatego nazwałem wyżej Kapitułę Generalną “rozrusznikiem serca”.

[44] Od Abrahama do Mojżesza, przez proroków aż po drogę Jezusa.

[45] Takim GPS na duchowej drodze jest Ewangelia z jej wskazaniami.

[46] https://papiez.wiara.pl/doc/2434110.Wyjscie-fundamentalne-doswiadczenie-powolania/2

[47] Statuty prowincjalne (polskie), 1998, 105.

[48] https://zawierzenie.pl/konferencje/konferencja-grzechach-przeciwko-jednosci/

[49] Papież Franciszek nazwał plotkarstwo “śmiertelną trucizną”, “zarazą gorszą niż koronawirus”.

[50] Lumen gentium, 3.

[51] Przykładem takiej eksploatacji może być: K. Wójtowicz, Emaus programem formacji seminaryjnej, Kraków  2006, czy formacyjny kurs SESA pt. EMAUS .

[52] Począwszy o tej z 1993 roku o “Nowej ewangelizacji jako misji synów Bogdana Jańskiego” , gdzie zauważono, że “Założyciel jest dla nas przykładem  duszpasterza idącego za człowiekiem, duszpasterza zbierającego  ludzi we wspólnoty z tego miejsca, gdzie się akurat znajdują) aż po 2017 rok: “Świadkowie obecności Zmartwychwstałego – od wspólnoty do świata”.

[53] Konstytucje CR, 4 – 5.

Wpisy powiązane

Abp Adrian Józef Galbas SAC – nowym arcybiskupem metropolitą warszawskim

Pallotyni na synodalnej drodze – XXVI Zebranie Prowincjalne

Częstochowa: Pallotyńskie Czuwanie Młodych