Przewodniczący KEP na Jasnej Górze o Wolności i Służbie

O prawdziwym duchu wolności mówił w kazaniu podczas Sumy odpustowej celebrowanej w uroczystość Królowej Polski na Jasnej Górze przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.

Abp Stanisław Gądecki przypominał, że „wolność Jezusa nie polegała na samowoli ani na dominacji, ale była służbą, którą najpełniej zrozumiała Maryja.

Abp Stanisław Gądecki przestrzegał przed zwyrodnieniami pojmowania wolności, które prowadzą do kryzysów: umysłowego, duchowego i moralnego, a które są o wiele gorsze niż te gospodarcze czy polityczne. One zaległy Europę i rujnują już Polskę – zauważył.

– Gdy więc w skrajnych formach ekonomii i polityki, w edukacji, nauce i kulturze oraz w mediach trwa usiłowanie przebudowywania świadomości współczesnych nam ludzi i kształtowanie także drogą instytucjonalną – ludzi wolnych od wszystkiego, ale zniewolonych we wszystkim, w takim momencie trzeba koniecznie przypominać dobrodziejstwa oddania się Maryi, naszej Matce i Królowej, w dobrowolną niewolę miłości – mówił kaznodzieja.

Przewodniczący Episkopatu Polski podkreślał, że królewskość Maryi to Jej nieustanna służba i obecność w dziele Kościoła, „aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych”.
– Nasza prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na jakiejś próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z prawdziwej wiary, która prowadzi nas do uznawania przodującego stanowiska Bożej Rodzicielki i pobudza do synowskiej miłości oraz do naśladowania Jej cnót – mówił kaznodzieja. Zauważył, że potrzeba, by każdy z nas gorliwie naśladował ten niedościgniony przykład służby.

Tę drogę wybrał Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, który z miłości stał się „niewolnikiem Maryi”, aby przez to stać się w doskonalszy sposób niewolnikiem Chrystusa. – Maryja nie jest jak inne stworzenia które – gdy się do nich przywiążemy – raczej od Boga nas oddalają. Największym pragnieniem Maryi jest raczej to, by nas zjednoczyć z Chrystusem, swoim Synem; a największe pragnienie Jej Syna: żebyśmy przychodzili do Niego przez Jego świętą Matkę – przypomniał abp Gądecki.

Kaznodzieja podkreślił, że „prawda o niewoli miłości do Jezusa, za przykładem Maryi i dziś może być ciągle jeszcze pociągająca dla współczesnych ludzi, którzy często wynoszą wolność ponad wszystkie inne wartości”.

– Wielu wydaje się, że prawdziwa wolność domaga się niezależności od zasad moralnych. Ten zabobon występuje szczególnie często w świecie nauki i sztuki. Twierdzi się tam mianowicie, iż naukowiec a także artysta powinni kierować się wyłącznie swoimi celami, a więc naukowiec postępem wiedzy, a artysta wyrażaniem swoich ideałów, bez względu na jakiekolwiek zasady moralne – zauważył abp Gądecki i dodawał: „ gdyby tak było, gdyby rzeczywiście nauka powinna być wolna od zasad moralnych, znaczyłoby to, iż niemieccy lekarze przeprowadzający doświadczenia na więźniach obozów koncentracyjnych mieli do tego pełne prawo i są całkowicie niewinni.

Jak zauważył kaznodzieja „wolność nie polega wcale na możliwości czynienia czegokolwiek; jest ona wolnością ku Dobru. Dobro jest jej celem. A zatem człowiek staje się wolny o tyle, o ile dochodzi do poznania prawdy, o ile ono – a nie jakiekolwiek inne siły – kieruje jego wolą”.

Abp Gądecki podkreślał, że „chrześcijańska wolność jest czymś odmiennym od samowoli; jest ona naśladowaniem Chrystusa w składaniu daru z samego siebie aż po ofiarę krzyża”.

– Tak więc – mimo nieraz błędnego rozumienia wolności jako rozpasania – jestem przekonany, że oddanie się w niewolę Jezusowi przez ręce Maryi jest w dalszym ciągu możliwe a nawet pociągające – przekonywał.

Abp Gądecki podkreślał, że „przypominanie tej praktyki pomoże kapłanom odkryć na nowo piękno i wielkość ich posługi duszpasterskiej, by nie liczyć tylko na inteligencję, ale także na doświadczenie wiary”. Jak zaznaczył kaznodzieja „prawdziwy kryzys powołań nie dotyczy wcale ilości powołań, ale dotyczy jakości powołanych”.
– Przypominanie niewoli miłości uprzytomni z kolei wiernym świeckim jak ważną sprawą jest ubieganie się o królestwo Boże na ziemi i jak ciężkim przestępstwem jest dezercja podczas tego zmagania. Jak ważną rzeczą jest jedność z pasterzami Kościoła, szczególnie w momentach próby – podkreślał kaznodzieja.

Za: www.jasnagora.com


Pełna treść homilii:

Z dawna Polski Tyś Królową, Maryjo! Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski (Jasna Góra – 3.05.2021).

Panie Marszałku Sejmu Rzeczypospolitej,

Ich Ekscelencje, Księża Arcybiskupi i Biskupi,

Ojcze Generale zakonu Paulinów,

Ojcze Przeorze jasnogórskiego klasztoru,

Czcigodni Ojcowie Paulini,

Reprezentanci władz rządowych i samorządowych,

Kapłani, osoby życia konsekrowanego, wierni świeccy,

Drodzy Rodacy w Ojczyźnie i poza jej granicami,

Drodzy Widzowie i Słuchacze, łączący się z nami dzięki mediom,

W dniu dzisiejszym serca wierzących w naszej ojczyźnie i poza jej granicami zwracają się ku Jasnej Górze. Dzisiaj bowiem przypada uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. W takiej chwili należy rozważyć trzy sprawy: a mianowicie co to znaczy „królowanie” Maryi, następnie jak to „królowanie” rozumiał Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński i wreszcie jak my sami w naszym życiu możemy dzisiaj naśladować królewską postawę Maryi.

  1. WŁADZTWO MARYI

a. Pierwsza kwestia to „królowanie” Maryi. Skąd się ono bierze i na czym polega? Tytuł Królowej Maryja zawdzięcza swojemu Synowi, Jezusowi Chrystusowi, potomkowi króla Dawida (2 Tm 2,8). Zawdzięcza je swojemu macierzyństwu.

Królowanie Maryi rozpoczęło się w chwili Jej poczęcia, rozwijało aż do momentu Zwiastowania, podczas którego Bóg wybrał Ją na Matkę Mesjasza. Dzięki temu nosiła Ona Zbawiciela w swoim łonie, urodziła Go, dbała o Jego wychowanie, towarzyszyła Mu podczas Jego publicznego nauczania – aż po krzyż, aż po dzień Pięćdziesiątnicy. Jej panowanie jest właściwie kopią sposobu panowania Jej Syna. On mówił: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28,18), co potwierdzało Jego władanie nad siłami natury, nad chorobami, demonami, nad grzechem i śmiercią. Jednocześnie zaś pragnął On być sługą tych, którzy w Niego uwierzyli. Podczas Ostatniej Wieczerzy obmywał nogi swoim uczniom, bo „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28).

Idąc po śladach swojego Syna również Ona postrzega siebie jako służebnicę Pańską (Łk 1,38). Słowo „służebnica” (η δουλη) oznaczało w tamtym czasie także „niewolnicę”, co znaczy, że Maryja nie tylko oddała się Panu Bogu na służbę, ale pragnęła stać się wręcz Jego „niewolnicą”, a więc kimś, kto jest całkowicie od Niego zależny. Dzięki temu stała się pierwszą pośród tych, którzy służąc Chrystusowi w bliźnich, prowadzą swoich braci do Króla, któremu służyć znaczy królować. Tak osiągnęła Ona w pełni ów „stan królewskiej wolności”, charakterystyczny dla uczniów Chrystusa.

Tytuł „Królowej” – z kolei ze względu na Jej służbę Chrystusowi – przysługiwał Jej nie tylko w okresie ziemskiego życia, lecz także w czasach ostatecznych. Jest Ona przecież Tą, która zasiada obok swego Syna, Króla chwały. „Zachowana wolną od wszelkiej skazy winy pierworodnej, dopełniwszy biegu życia ziemskiego, z ciałem i duszą wzięta została do chwały niebieskiej i wywyższona przez Pana jako Królowa wszystkiego, aby bardziej upodobniła się do Syna swego, Pana panującego (por. Ap 19,16) oraz zwycięzcy grzechu i śmierci” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, 59). „Pozostając podporządkowana Chrystusowi, jest Królową, która posiada i sprawuje władzę nad wszechświatem, udzieloną Jej przez Syna” (Jan Paweł II, Królowa wszechświata, 23.7.1997). Wzięta do nieba nie zaprzestaje swojej „służby”, w której wyraża się Jej macierzyńskie pośrednictwo „aż do wiekuistego dopełnienia się zbawienia wszystkich wybranych”.

Dlatego w Litanii Loretańskiej przyzywamy Maryję jako Królową aniołów, patriarchów, proroków, apostołów, męczenników, wyznawców, dziewic, Wszystkich Świętych i rodzin oraz Królową Polski. Rytm tych litanijnych wezwań pomaga nam zrozumieć, że Najświętsza Dziewica – w chwale niebios – towarzyszy nam nieustannie w naszej codzienności. Ta, która dzierży – po części – w ręku losy świata kocha nas i pomaga nam w naszych trudnościach. Służy nam, czuwając nad nami, Jej dziećmi, które zwracają się do Niej w modlitwie, aby wypraszać Jej macierzyńską pomoc.

„…można stwierdzić z całkowitą pewnością – uczył już papież Leon XIII – że z owego przeogromnego skarbu wszelkiej łaski, jaki  przyniósł nam Pan, gdyż ‚łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa‚ (J I,17), wszystko bez wyjątku z woli Bożej udzielane jest nam przez pośrednictwo Maryi. Tak jak nikt nie może dojść do Ojca niebieskiego inaczej niż przez Syna, tak samo z reguły, nikt nie może zbliżyć się do Chrystusa inaczej niż przez Jego Matkę”  (por. Leon XIII, List apostolski Octobri mense – 22 września 1891).

b. „Maryja pozostaje wciąż obecna w dziele Kościoła, który wprowadza w świat królestwo Jej Syna. Ta obecność Maryi znajduje […] wielorakie środki wyrazu. Posiada ona też wieloraki zasięg działania: poprzez osobistą wiarę i pobożność wiernych, poprzez tradycje rodzin chrześcijańskich, czyli „kościołów domowych”, wspólnot parafialnych czy misyjnych, instytutów zakonnych, diecezji, poprzez przyciągającą i promieniującą moc wielkich sanktuariów, w których nie tylko jednostki czy środowiska miejscowe, ale niekiedy całe narody i kontynenty szukają spotkania z Matką Pana […]. Taka jest [też] wymowa Ziemi Świętej, duchowej ojczyzny wszystkich chrześcijan jako ziemi rodzinnej Zbawiciela świata i Jego Matki. Taka też jest wymowa tylu świątyń, które wiara chrześcijańska zbudowała poprzez wieki w Rzymie i na całym świecie; i takich miejsc, jak Gwadelupa, Lourdes czy Fatima i innych w różnych krajach, wśród których jakże nie wspomnieć Jasnej Góry na mojej ziemi ojczystej? – mówił św. Jan Paweł II. Można by mówić o swoistej „geografii” wiary i pobożności maryjnej, która obejmuje wszystkie miejsca szczególnego pielgrzymowania Ludu Bożego, który szuka spotkania z Bogarodzicą, aby w zasięgu matczynej obecności Tej, „która uwierzyła” znaleźć umocnienie swojej własnej wiary” (Redemptoris Mater, 28).

Trzeba jednak, abyśmy przy tym wszystkim pamiętali, „że prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na jakiejś próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z wiary prawdziwej, która prowadzi nas do uznawania przodującego stanowiska Bożej Rodzicielki i pobudza do synowskiej miłości ku Matce naszej oraz do naśladowania Jej cnót” (Lumen gentium, 67). Trzeba zatem, by każdy z nas gorliwie naśladował ten niedościgniony przykład służby, jaki nam pozostawiła Maryja, nasza Matka i Królowa.

  1. KARD WYSZYŃSKI – NIEWOLNIK MARYI

a. Drugi temat to sposób, w jaki owo królowanie Maryi rozumiał „niewolnik Maryi”, Sługa Boży kard. Stefan Wyszyński, w którego życiu od samego dzieciństwa była obecna pobożność maryjna. Początkowo praktykował ją, bo pragnął być wierny rodzinnemu dziedzictwu i doświadczeniu. Z czasem jednak coraz wyraźniej dostrzegał, że Maryja jest faktyczną siłą duchową działającą tak w jego życiu osobistym, jak i w wymiarze społecznym. Tę prawdę odkrywał poprzez trudne wydarzenia swego życia; przeżył dwie wojny światowe, Powstanie Warszawskie, cierpiał też głód i tułaczkę (ks. Robert Wyszomirski, Maryjna droga kardynała Stefana Wyszyńskiego).

W decydujących wydarzeniach życiowych dopatrywał się zawsze obecności Maryi. Po otrzymaniu święceń kapłańskich – w kaplicy Matki Bożej w katedrze włocławskiej w 1924 roku – udał się na Jasną Górę, „aby mieć Matkę, która już będzie zawsze, która nie umiera, aby stanęła przy każdej mojej Mszy” (5.08.1924).

Okres jego studiów w Lublinie przyczynił się do głębszego zrozumienia roli Maryi w życiu Kościoła. Dzięki ks. Korniłowiczowi i kard. Journet dostrzegł, że Kościół – podobnie jak Maryja – jest macierzyński i każdy człowiek ochrzczony ma w nim swoją własną misję do wypełnienia.

W czasie II wojny światowej – poprzez różne znaki, które odczytywał w świetle wiary – doświadczał opieki Maryi. Zachowały się jego kazania wygłoszone w latach 1943– 1944, z których bije jego miłość do osoby i misji Maryi, Matki Jezusa i Matki Kościoła.

Nominację na biskupa lubelskiego oznajmiono mu dnia 25 marca 1946 roku, co uznał również za znak: „Maryja musi być Virgo Auxiliatrix i trzeba z tego znaku skwapliwie korzystać, trzeba się uchwycić tej kotwicy jako nadziei”. Na miejsce konsekracji wybrał Jasną Górę (12.05.1946). Z perspektywy czasu stwierdził, że Maryja – dzięki tajemnicy, której on absolutnie nie rozumie – została właśnie wtedy postawiona na jego drodze, aby go wspomagać w biskupiej posłudze. Na Jasnej Górze napisał też pierwszy list maryjny do kapłanów swojej diecezji a w herbie biskupim umieścił wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej.

Gdy po śmierci kard. Augusta Hlonda w 1948 roku został mianowany Prymasem Polski, przejął wtedy maryjny testament swego poprzednika, który przed śmiercią powiedział: „Pracujcie i walczcie pod opieką Matki Bożej. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny”. Uczynił to, uważał bowiem, że „jest obowiązkiem sumienia wszystko postawić w Polsce na Matkę Najświętszą”.

b. A potem nadszedł okres więzienny (25.09.1953 – 28.10.1956). Trzy lata więzienia były dla niego czasem oderwania od Kościoła, ale także czasem łaski, w którym umocnił swoją więź z Matką Bożą. W więzieniu złożył też akt osobistego oddania się Matce Bożej. Stało się to w Stoczku Warmińskim, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP (8.12.1953). Po trzech tygodniach duchowych przygotowań – jakie prowadził według wskazań św. Ludwika Grignion de Montfort – złożył śluby: „Oddaję się Tobie, Maryjo, całkowicie w niewolę, a jako Twój niewolnik poświęcam Ci ciało i duszę moją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartość dobrych uczynków moich, zarówno przeszłych, jak obecnych i przyszłych, pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku, co do mnie należy według Twego upodobania, ku większej chwale Boga, w czasie i w wieczności”.

W więzieniu jasno sobie uświadomił, że – jeśli ktoś zdoła uratować Polskę katolicką – to właśnie Ona: „Niewiasta obleczona w słońce, Bogiem sławiona Maryja”. I tak – w Komańczy wiosną 1956 roku – powstał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, które rozpoczynają się słowami: Wielka Boga- Człowieka Matko! Bogarodzico-Dziewico, Bogiem sławiona Maryjo! Królowo świata i Polski Królowo!” Tekst Ślubów zostały potajemnie przewieziony na Jasną Górę a następnie – dnia 26 sierpnia 1956 roku – milionowa rzesza pielgrzymów przybyłych tam złożyła Śluby Narodu Polskiego w łączności z uwięzionym prymasem. To wydarzenie utwierdziło go w przekonaniu o słuszności jego maryjnej drogi. Gdy do Komańczy nadeszła informacja o pozytywnym przebiegu tej uroczystości prymas powiedział: „Ten lud zaświadczył, że Królowa Polski jest najbardziej popularną postacią w życiu Narodu […] Jasna Góra jest wewnętrznym spoidłem życia polskiego, jest siłą, która chwyta głęboko za serce i trzyma cały Naród w pokorze i mocnej postawie wierności Bogu, Kościołowi i jego hierarchii”.

c. Po odzyskaniu wolności ksiądz prymas przeprowadzał Wielką Nowennę (od 1957 do 1966 roku), która miała przygotować Polaków na obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. W centrum przygotowań Ksiądz Prymas postawił Maryję i Jasną Górę, był bowiem przekonany, że – aby wiara przetrwała w zderzeniu z programowym ateizmem – musi ona być silna w ludziach. Rozwijał więc różne formy ludowej pobożności: pielgrzymki do sanktuariów, wielkie celebracje religijne, peregrynacje obrazów, nabożeństwa majowe i październikowe. Osobiście angażował się we wprowadzanie w życie przyrzeczeń zawartych w Ślubach Jasnogórskich. Przede wszystkim zaś apostołował słowem, wygłaszając około 400 kazań i przemówień każdego roku. „Obrona Jasnej Góry – to zwycięstwo nad sobą, nad tym wrogiem, którym sam jestem” – mówił.

Nowenna ta zakończyła się w uroczystość Królowej Polski, gdy ksiądz kardynał wraz z całym Episkopatem, wobec kilkuset tysięcznej rzeszy wiernych zebranych u stóp Jasnej Góry, dokonał Aktu całkowitego Oddania Polski w niewolę Matce Chrystusowej za wolność Kościoła w Ojczyźnie i  świecie (3.05.1966). Było to najgłębsze w dziejach związanie losów narodu z Królową Polski.

Dużo komentarzy wywoływało użyte wówczas przez Księdza Kardynała słowo „niewola”. W zniewolonym kraju słowo to raziło wiele osób. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę z tego, że to pojęcie ksiądz prymas zaczerpnął wprost z Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny świętego Ludwika Marii Grignion de Montfort.

Św. Ludwik rozróżniał w tym Traktacie dwa rodzaje zależności od czyjejś władzy; z jednej strony służbę a z drugiej niewolę. Przez zwykłą służbę człowiek zobowiązuje się służyć drugiemu człowiekowi przez pewien czas i za określoną opłatą. Przez niewolę natomiast człowiek zależy zupełnie od swego pana i jest zmuszony służyć mu przez całe życie i bez żadnego odszkodowania lub zapłaty (por. Traktat.., 69). Pomiędzy sługą a niewolnikiem zachodzi wielka różnica. Sługa domaga się zapłaty za swoje usługi, które panu oddaje, natomiast niewolnik niczego nie może wymagać, choćby nie wiem, jak pilnie i ciężko pracował. Sługa pozostaje na służbie u pana przez jakiś czas, niewolnik zaś – na zawsze. Nic tak bardzo nie łączy ludzi ze sobą jak niewola, nic bardziej nie sprawia, że jeden człowiek staje się pełniejszą własnością drugiego (por. Traktat.., 70).

Są dalej – pisał św. Ludwik – trzy rodzaje niewoli: niewola naturalna, przymusowa i dobrowolna. Wszystkie stworzenia są w pewnym sensie niewolnikami Boga, gdyż do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia. W niewoli przymusowej natomiast znajdują się złe duchy i potępieni. Dobrowolnymi niewolnikami z kolei są sprawiedliwi i święci. Dobrowolna niewola jest najdoskonalszą i przynosi najwięcej chwały Bogu, który patrzy w serce, prosi o serce i nazywa się Bogiem serca, czyli Bogiem miłującej Go woli. Przez dobrowolną niewolę przenosi człowiek Boga i Jego służbę ponad wszystko, choćby nawet prawem natury nie był do tego zobowiązany (por. Traktat.., 70). „Czy nie jest słuszne, żeby przy tylu niewolnikach z przymusu nie było niewolników z miłości, którzy by wybrali Maryję na Królową z własnej woli, ofiarując się Jej jako niewolnicy? Jakże to? Ludzie i demony mieliby posiadać dobrowolnych niewolników, a Maryja nie?” (por. Traktat..,75).

Można więc zostać niewolnikiem Maryi z miłości, aby przez to stać się w doskonalszy sposób niewolnikiem Chrystusa. „Maryja nie jest jak inne stworzenia które – gdy się do nich przywiążemy – raczej od Boga nas oddalają, niż do Niego zbliżają. Największym pragnieniem Maryi jest raczej to, by nas zjednoczyć z Chrystusem, swoim Synem; a największe pragnienie Jej Syna: żebyśmy przychodzili do Niego przez Jego świętą Matkę” (por. Traktat.., 75).

„Prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny jest święte, to znaczy prowadzi duszę do unikania grzechu i do naśladowania cnót Najświętszej Maryi Panny, zwłaszcza Jej głębokiej pokory, żywej wiary, ślepego posłuszeństwa, nieustającej modlitwy, wszechstronnego umartwienia, boskiej czystości, Jej głębokiego miłosierdzia, Jej heroicznej cierpliwości, Jej anielskiej słodyczy i iście boskiej mądrości. Oto dziesięć głównych cnót Najświętszej Maryi Panny” (Traktat.., 108). Paradoksalnie owa „niewola miłości” sprawia, że dzięki niej człowiek staje się w pełni wolny, prawdziwą wolnością dzieci Bożych (por. Traktat..,169).

d. „Od czasów św. Ludwika Marii nastąpił znaczny rozwój teologii maryjnej; przyczynił się do tego istotnie przede wszystkim Sobór Watykański II. Dlatego naukę montfortiańską należy dziś odczytywać i interpretować w świetle nauczania Soboru, przez co nie traci ona bynajmniej swej istotnej wartości” (Jan Paweł II, Do Braci i Sióstr z rodzin montfortiańskich). 8.12.2003). I tak, samo zawierzenie Polaków Matce Bożej będzie współbrzmiało z pracami II Soboru Watykańskiego, zwłaszcza poprzez czuwania soborowe z Maryją Jasnogórską. Pamiętam osobiście te czuwania, które gromadziły parafie, aby modlitwą, poświęceniem i ofiarą wspierać ojców soboru. W czasie jego trwania kard. Wyszyński – w imieniu całego Episkopatu – złoży na ręce papieża Pawła VI Memoriał, zawierający prośbę o ogłoszenie Maryi Matką Kościoła.

I przyszło wielkie zwycięstwo, a było to zwycięstwo Maryi. Największym jego potwierdzeniem w naszych tysiącletnich dziejach okazał się wybór papieża św. Jana Pawła II a następnie odzyskanie wolności przez Ojczyznę i Kościół w Polsce.

Ale na tym nie kończą się bynajmniej – w historii naszego narodu – dzieje maryjnej niewoli miłości. Przed odejściem do Boga kard. Wyszyński powiedział: „Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy, Bóg je da w swoim czasie. Pamiętajcie, że jak kard. Hlond, tak i ja, wszystko zawierzyłem Matce Najświętszej i wiem, że nie będzie słabszą w Polsce, choćby ludzie się zmieniali” (Anna Rastawicka, Maryja na drogach człowieka w nauczaniu kard. Stefana Wyszyńskiego, Studia Prymasowskie 6(2012)73).

  1. NIEWOLA MIŁOŚCI A WOLNOŚĆ

Trzecia i ostatnia kwestia to związek niewoli miłości z prawdziwą wolnością człowieka.

a. Rozważając w soborowej perspektywie prawdę o niewoli miłości do Jezusa, za przykładem Maryi, zastanawiam się, czy ta prawda – po 40 latach od śmierci kard. Wyszyńskiego – może być ciągle jeszcze pociągająca dla współczesnych nam ludzi, którzy często wynoszą wolność ponad wszystkie inne wartości?

Z jednej strony namiętne umiłowanie wolności i poszukiwanie jej przez poszczególne osoby i narody jest pozytywnym znakiem naszych czasów. Wszyscy przecież zostaliśmy powołani „do wolności” (Ga 5,13). Gdybyśmy nie byli wolni, nie moglibyśmy miłować. Z drugiej zaś strony, wielu ludzi wierzy, że istnieje wolność bezwzględna, w szczególności wolność od praw logiki i od faktów, nie zważając na to, że człowiek pozostaje zawsze w wysokim stopniu ograniczony przez położenie, w jakim się znajduje.

Wydaje się, że jeszcze więcej ludzi uważa, iż prawdziwa wolność domaga się niezależności od zasad moralnych. Ten zabobon występuje szczególnie często w świecie nauki i sztuki. Twierdzi się tam mianowicie, iż naukowiec a także artysta powinni kierować się wyłącznie swoimi celami – a więc naukowiec postępem wiedzy, a artysta wyrażaniem swoich ideałów, bez względu na jakiekolwiek zasady moralne. Gdyby tak było, gdyby rzeczywiście nauka powinna być wolna od zasad moralnych, znaczyłoby to, iż niemieccy lekarze przeprowadzający doświadczenia na więźniach obozów koncentracyjnych mieli do tego pełne prawo i są całkowicie niewinni (por. J. Bocheński, Sto zabobonów, Kraków 1992, s. 138-139). Do tej samej kategorii błędów należy pojawiające się dzisiaj na ulicach hasło: „Nie dajemy wiary, dajemy wolność”.

Tymczasem wolność nie polega wcale na możliwości czynienia czegokolwiek; jest ona wolnością ku Dobru. Dobro jest jej celem. A zatem człowiek staje się wolny o tyle, o ile dochodzi do poznania prawdy, o ile ono – a nie jakiekolwiek inne siły – kieruje jego wolą (por. Kongregacja Nauki Wiary, Instrukcja o chrześcijańskiej wolności i wyzwoleniu, 26). Dlatego właśnie pośród słów Jezusowych słyszymy obietnicę: „Prawda was wyzwoli” (J 8,32).

Wolność Jezusa nie polegała na samowoli ani na dominacji. Dla Niego wolność była służbą. W ten sposób „napełnił” on wolność treścią, która inaczej byłaby „pustą” moż­li­wością robienia bądź nierobienia czegokolwiek. Chrześ­cijańska wolność jest zatem czymś odmiennym od samowoli; jest ona naś­la­dowaniem Chrystusa w składaniu daru z samego siebie aż po ofiarę krzyża. Może to brzmieć paradoksalnie, ale Pan Jezus urzeczywistnił – w naj­wyż­szym stopniu – swoją wolność na krzyżu, jako największą miłość.

b. Tak więc – mimo nieraz błędnego rozumienia wolności jako rozpasania – jestem przekonany, że oddanie się w niewolę Jezusowi przez ręce Maryi jest w dalszym ciągu możliwe a nawet pociągające. Jednym z dowodów na to są np. 33. dniowe ćwiczenia duchowe przygotowujące do zawierzenia Maryi wg. św. Ludwika de Montfort. Praktyka ta – odwołując się do myśli św. Maksymiliana Kolbe, kardynała Stefana Wyszyńskiego, Ojca świętego Jana Pawła II ( którego hasło Tuus totus ego sum, et omnia mea tua sunt, tj. „Oto jestem cały Twój i wszystko, co moje, Twoim jest, o Jezu mój najmilszy, przez Maryję, Twą Najświętszą Matkę”) znajduje dzisiaj ogromny oddźwięk w duszach tysięcy Polaków.

Jest to bardzo pocieszające, ponieważ ludzie łatwo dostrzegają kryzysy gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturowe, ale odsuwają na plan dalszy kryzysy umysłowe, duchowe i moralne. Tymczasem właśnie te drugie są najgroźniejsze, one zaległy obecnie nad Europą i rujnują już Polskę. Gdy więc w skrajnych formach ekonomii i polityki, w edukacji, nauce i kulturze oraz w mediach trwa usiłowanie przebudowywania świadomości współczesnych nam ludzi i kształtowanie – drogą instytucjonalną – ludzi wolnych od wszystkiego, ale zniewolonych we wszystkim, w takim momencie trzeba koniecznie przypominać dobrodziejstwa oddania się Maryi, naszej Matki i Królowej, w dobrowolną niewolę miłości.

ZAKOŃCZENIE

Przypominanie tej praktyki pomoże kapłanom odkryć na nowo piękno i wielkość ich posługi duszpasterskiej. Potrzebę stawanie na wysokości zadania. Liczenie nie tylko na inteligencję, ale także na doświadczenie wiary. Klerykom zwróci uwagę na potrzebę pogłębionej, wszechstronnej formacji, tak by rodzące się i dojrzewające powołania były solidne. Prawdziwy bowiem kryzys powołań nie dotyczy wcale ilości powołań, ale dotyczy jakości powołanych. Przypominanie niewoli miłości uprzytomni z kolei wiernym świeckim jak ważną sprawą jest ubieganie się o królestwo Boże na ziemi i jak ciężkim przestępstwem jest dezercja podczas tego zmagania. Jak ważną rzeczą jest jedność z pasterzami Kościoła, szczególnie w momentach próby. Amen.

Za: www.episkopat.pl

Wpisy powiązane

Kraków: podopieczni Dzieła Pomocy św. Ojca Pio potrzebują zimowej odzieży

Halina Frąckowiak gościem specjalnym tegorocznej Żywej Szopki w Krakowie

Pola Lednickie: 9. rocznica śmierci o. Jana Góry OP