Przemytnicy Bożego Słowa 1979 – 1989

W wyniku swoich dobrze zaplanowanych i przemyślanych działań o. Leonard Węgrzyniak OP z Wiktorówek w latach 1979-1989 r. uruchomił jedną z najlepiej zorganizowanych dróg przerzutu literatury religijnej na Słowację, a ci którzy w niej uczestniczyli zostali nazwani Przemytnikami Bożego Słowa.

Szczególnie pomocne okazało się w tym wypadku środowisko Koła Przewodników Tatrzańskich przy Oddziale PTTK w Gliwicach oraz mieszkańcy polskiego Spisza pracujący na co dzień w lasach TANAP (Tatranský Národný Park w Czechosłowacji). – Podczas pierwszej pielgrzymki Ojca Św. do Polski w 1979 r. środowisko związane z Wiktorówkami zorganizowało akcję przeprowadzenia przez „zieloną” granicę blisko 300 pielgrzymów z Czechosłowacji na spotkanie z Janem Pawłem II na krakowskich Błoniach. Akcja przebiegła bezproblemowo i przy tej okazji nawiązane zostały użyteczne kontakty. Pozyskano adresy, a przeprowadzanie ludzi przez granicę dało później początek przerzutowi literatury religijnej. Ważne były również kontakty nawiązywane przez pracowników polskich udających się na Słowację i do Czech na 2-3 miesięczne kontrakty. Poznane i sprawdzone osoby wciągano później do siatki dystrybucji książek – opowiada Piotr Bąk, starosta tatrzański.

Problemem było znaleźć osoby, które odbiorą przerzut po drugiej stronie. – My sobie w kraju wyobrażamy, że po książki od razu zgłaszały się, osoby nic bardziej mylnego – Tam był kościół podzielony byli „księża patrioci” lojalni wobec reżimu, trzeba było wcześniej sprawdzić przed dostarczeniem, czy przypadkiem ksiądz w parafii nie współpracuje ze służbami, a to bardzo subtelna i wyrafinowana praca. Nie trafiony kontakt mógł doprowadzić do wpadki – zaznacza Piotr Bąk.

W latach osiemdziesiątych XX w. dla polskiego przemytnika wpadka z literaturą katolicką nie groziła już tak wielkimi represjami. Natomiast schwytanie obywateli Czechosłowacji z przemycaną nielegalnie literaturą religijną powodowało daleko idące konsekwencje, nieporównywalnie bardziej groźne niż dla przemytnika Polaka. Stąd dostarczając książki należało zachować maksymalną ostrożność, by nie narazić niepotrzebnie słowackiego odbiorcy. Uczestnictwo w ryzykownej akcji przemytu i dalsze rozprowadzenie literatury w kraju było ze strony obywateli Czechosłowacji aktem wielkiej odwagi.

W działaniach o. Leonarda od początku uczestniczył przewodnik tatrzański z Gliwic Kazimierz Gajos „Ciupaska”. Okazał się on niezwykle skutecznym wykonawcą akcji przemytu „bożego słowa”. W oparciu o Koło Przewodników Tatrzańskich w Gliwicach, Kazimierz Gajos zorganizował siatkę przerzutową zdolną przemycać za granicę duże ilości literatury. Przy okazji przeprowadzania pielgrzymów słowackich na spotkanie z Janem Pawłem II w 1979 r. udało się pozyskać osobę ze szczególnymi kompetencjami dotyczącymi granicy państwa. Osobą tą był płk Czesław Ferenc, były szef sztabu Górnośląskiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza w Gliwicach.

Jako pierwszy z prośbą o pomoc w przerzucie książek do Czechosłowacji zwrócił się do ojca Leonarda dziekan zakopiański ks. Władysław Curzydło, który otrzymał na plebanię transport dostarczony ciężarówką należącą do Episkopatu Polski. Obok Episkopatu transporty książek dostarczane były również do Zakopanego przez grupy osób świeckich z Poznania, Wrocławia i Szczecina. W tym wypadku docierały one do Polski drogą morską, ukryte w kontenerach z towarami. Ojciec Leonard wspomina, że gdy pewnego razu udał się do Szczecina odebrać zamówiony wydruk książeczki „Królowa Tatr” drukarze poprosili, aby przybył większym samochodem, bo mają coś jeszcze do przekazania. W ten sposób zainicjowany został drugi szlak dostaw.

Książki na teren Podhala docierały, przeważnie w ilości kilku ton w jednym transporcie i były rozwożone samochodem „Żuk” przez ojca Leonarda do tajnych magazynów. Magazyny znajdowały się u Franciszka Czernika w Poroninie oraz u Zofii Gombos w Jurgowie. Na Wiktorówkach książek nigdy nie magazynowano. Cenną pomocą było poparcie zakopiańskiego dziekana ks. Władysława Curzydły, który udostępniał swoje kontakty, zaplecze parafialne i doświadczenie osobiste. Informacje o oczekiwanym transporcie książek przekazywała pani Irena Bogdanik, gospodyni na plebani parafii Najświętszej Rodziny w Zakopanem.

– Technika przerzutu książek przez granicę była różna. Książki zabierali często „na drogę” udający się na Słowację ratownicy i przewodnicy. Jednak tym sposobem nie było możliwe przerzucanie tak wielkiej ilości jaka zalegała w magazynach ojca Leonarda. Dlatego obok klasycznej metody „plecakowej” wykorzystywano przede wszystkim pracowników leśnych z Czarnej Góry, Jurgowa i Rzepisk wyjeżdżających codziennie autobusami zakładowymi do pracy w TANAP – wspomina Piotr Bąk.

Przejazd autobusów odbywał się przez przejście małego ruchu granicznego w Jurgowie. Robotnicy leśni po przewiezieniu przez granicę wysyłali książki pocztą ze Starego Smokowca pod odpowiednie adresy lub przekazywali w bezpośrednim kontakcie. Dwu – lub trzykrotnie w ramach „współpracy” z zaprzyjaźnionym celnikiem udało się przemycić przez Jurgów całego „Żuka” pełnego książek. Akcję przerzutu literatury przez przejście w Jurgowie organizował i bezpośrednio nią kierował Józef Kubicz z Rzepisk. Książki docierały między innymi do środowiska związanego z tajnym kościołem w rejonie Bańskiej Bystrzycy.

Duża ilość literatury przemycana była przez Beskidy oraz gęsto zaludnione tereny wiejskie na Śląsku Cieszyńskim i w rejonie Jastrzębia Zdroju, gdzie szczególną pomysłowością wykazywali się Kazimierz Gajos, Józef Mazgaj, Bernard Heryszek oraz inni przewodnicy z Koła Przewodników Tatrzańskich w Gliwicach. Korzystali oni oczywiście ze wsparcia i wiedzy płk Czesława Ferenca Niektóre miejscowości podzielone granicą państwową pozwoliły na wypracowanie metody polegającej na wymianie małych 4-5 kg paczek w bezpośrednim kontakcie na granicy. Samochód Kazimierza Gajosa w tym wypadku był chroniony immunitetem sędziowskim jego małżonki. „Ciupaska” posiadał również specjalny list od biskupa Damiana Zimonia zobowiązujący duchownych na terenie diecezji do udzielania mu wszelkiej pomocy.

– W drugiej połowie lat osiemdziesiątych informację o „pomocy dla katolików słowackich” zamieścił „Głos Ameryki” wyświadczając tym „niedźwiedzią przysługę”, gdyż w efekcie trzeba było całą akcję zawiesić na kilka miesięcy. Ponadto w Szczecinie celnicy odkryli w kontenerze na statku transport książek. Po kilku miesiącach książki trafiły jednak na jedną z parafii, a po upływie pewnego czasu udało się dyskretnie je stamtąd zabrać – opowiada Piotr Bąk.

Podczas obozów wędrownych w słowackich Tatrach, Niżnych Tatrach i Wielkiej Fatrze członkowie 1 Drużyny Harcerzy im. księcia Józefa Poniatowskiego mieli niejednokrotnie okazję przekonać się jak wielki jest głód literatury religijnej na Słowacji. Współpracując z ojcem Leonardem początkowo okazjonalnie, a od 1987 r. systematycznie, drużyna podjęła akcję przerzutu wydawnictw katolickich do Czechosłowacji. Wydawnictwa pobierano z magazynu znajdującego się u Franciszka Czernika w Poroninie. Były to książki w języku słowackim, pochodzące z wydawnictwa Instytutu Św. Cyryla i Metodego w Rzymie, min.: Pismo Św., katechizmy, rozważania teologiczne, literatura dla dzieci, a także prace historyczne ks. Antona Hlinki . Dodatkowo kasety video o tematyce religijnej. Materiały przerzucano przez granicę sposobem „na skrzynkę”, przez przejścia graniczne lub wysyłano pocztą, jako odpowiednio spreparowane paczki. Po stronie słowackiej dystrybucją zajmowało się 17 osób , niektórzy z księży, odbiorców literatury, pełnili później ważne funkcje w diecezji spiskiej. Większość literatury trafiała do czterech siatek odbiorców, które zorganizowali: księża Štefan Mordel w Starym Smokowcu, Ľudovít Šlepecký w Ździarze, Jozef Frelich w Liptowskim Mikulaszu i pallotynka, siostra Bogdana Pápežová w Janove u Litomyšla w Czechach.

Ksiądz Štefan Mordel urządził na plebani w Starym Smokowcu amatorskie studio, w którym dorabiano do otrzymanych kaset video dubbing w języku słowackim. Tak uzupełnione kasety powielano w większej ilości, a następnie rozprowadzano na obszarze całej Słowacji poprzez przyjeżdżających na wakacje do Smokowca zaufanych księży i gości.

– W oparciu o dotychczasowy, wstępny stan badań prowadzonych przez IPN za uprawnione można uznać przypuszczenie, że Służba Bezpieczeństwa, jednostki Zwiadu WOP i struktury podległe MON nie dysponowały wiedzą dotyczącą udziału harcerzy z Zakopanego w przerzucie przez granicę (do ówczesnej Czechosłowacji) w latach 1987-89 literatury religijnej dla Słowaków – podkreśla Piotr Bąk.

W 1988 roku podobną akcję – przerzutu literatury religijnej na Słowację – zainicjował ks. Szczepan Gacek z parafii na Chramcówkach. Zwrócił się on o pomoc w zorganizowaniu grupy przerzutowej do Zdzisława Ignacoka, który skutecznie podjął się tego zadania z pomocą ludzi „Solidarności”, taksówkarzy – Jana Stramy, Stanisława Wójcika oraz Andrzeja Hołego , Krzysztofa Owczarka, Krzysztofa Wojteckiego. W akcji uczestniczyli także ks. Wiesław Cygan oraz Jerzy i Zofia Bobikowie, a z młodszego pokolenia Michał Gościej i Robert Bachleda. Z odbiorcami literatury na Słowacji skontaktował grupę Jerzy Bobik za pośrednictwem Mariana Szczepanowicza z Krakowa.

– Nie musieliśmy wyjeżdżać na misje do Afryki. Na Słowacji brakowało literatury religijnej, którą wydawano w Rzymie, a stamtąd do Krakowa. My mieliśmy dostarczyć ją dalej przez granicę. Dzięki tej akcji staliśmy się bliżsi Panu Bogu i ludziom – wspominał po latach ks. Szczepan Gacek. – Początkowo pakowaliśmy książki przy kościele w czwartek lub piątek, a w sobotę odbieraliśmy plecki. Przenosiliśmy do garażu Ignacoka i tam ładowaliśmy do taksówek nr 55 i 120 oraz do samochodu Andrzeja Hołego. Zawoziliśmy do Hucisk zabierając pod drodze „przemytników”. Książki do Ignacoka przywoziliśmy najpierw z kościoła, a później z Jurgowa – opowiadał z kolei Krzysztof Wojtecki.

Z kolei Jan Strama zapamiętał: Po godz. 8 zbieraliśmy się przy kościele na Chramcówkach pw. Miłosierdzia Bożego, gdzie ks. Gacek wydawał plecaki i jechaliśmy na parking do Hucisk. Stamtąd pojedynczo lub dwójkami szliśmy pod kapliczkę Jana Chrzciciela, gdzie modliliśmy i zaraz potem szybko chowaliśmy się między smreki ruszając szlakiem na Grzesia. To była wielka sprawa dla ducha narodu słowackiego, walka dobra ze złem.

Na Grzesiu w Tatrach Zachodnich, w umówionym wcześniej miejscu w zaroślach kosodrzewiny następowało „przypadkowe” spotkanie dwóch grup turystycznych. Tylko wprawny obserwator mógł zauważyć szybką wymianę plecaków. Spotkania odbywały się regularnie co sobotę (z wyłączeniem okresu zimowego), przeważnie o godz.12.00.

Przerzut książek przez granicę trwał do samego końca istnienia systemu komunistycznego w Polsce i Czechosłowacji. Jako ostatni doświadczyli represji ze strony służb granicznych PRL i CSRS dwaj zakopiańczycy, Krzysztof Wojtecki i Zdzisław Ignacok. Kontynuowali oni przemyt literatury religijnej już po wygranych przez „Solidarność” częściowo wolnych wyborów parlamentarnych z 4 czerwca 1989 roku. 1 lipca, po wymianie plecaków na Grzesiu, zostali zatrzymani przez czechosłowackich pograniczników, którzy przekazali ich w ręce WOP. Następnego dnia wypuszczono ich z aresztu, lecz prokuratora w Nowym Targu prowadziła śledztwo i wzywała na przesłuchania. Śledztwo umorzono dopiero 29 września 1989 r., kilka dni po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego.

Dla upamiętnienia służby Przemytników Bożego Słowa Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej Obwód Tatrzański 23 września 2023 r. ufundował i zawiesił na ścianie kaplicy na Wiktorówkach pamiątkową tablicę. Autorką projektu i wykonawcą jest druhna Anna Popowicz. Pomysłodawcą i organizatorem wydarzenia był druh Maciej Jakubiak.

Jan Głąbiński
Za: ekai.pl

Wpisy powiązane

DO POBRANIA: Biuletyn Tygodniowy CIZ 51-52/2024

Paulini zapraszają do przeżywania świąt na Jasnej Górze

RPO: ks. Michał O. w areszcie był traktowany niehumanitarnie