Gdy w 1979 roku Prowincjał, o. Pacyfik Dydycz (jego kolega kursowy) postanowił przenieść o. Prudencjusza na inna placówkę, wierni z Gorzowa napisali list, prosząc gorąco o pozostawienie go w Gorzowie: „To kapłan o odpowiedniej postawie duchowej i religijności. Wielu wiernych przyciąga osobista pobożność i postawa tego kapłana, jego serdeczność i ciepłe słowo dla każdego, oraz jego dobrze mówione, wyraźnie i głośno, interesujące wszystkich kazania”.
W odpowiedzi o. Dydycz napisał: „Słowa uznania, jakie kierujecie pod kątem działalności kapłańskiej o. Prudencjusza, uradowały mnie bardzo jako Jego nie tylko współbrata ale i przyjaciela. O. Prudencjusz przyszedł do Was przysłany przez Zarząd prowincji, odchodzi również na wezwanie Zarządu. Nic nie wskazuje na to, aby jeszcze kiedyś nie powrócił do Was. Wszystko jest możliwe”. Tak też się stało. W 1991 roku o. Prudencjusz powrócił do Gorzowa, gdzie pozostał 33 lata, do końca swoich dni.
Był człowiekiem pokornym, żartobliwym, otwartym na ludzi, szczerym. Sam o sobie pisał: praca, którą wykonywałem była bardzo trudna, gdyż posyłano mnie tam, gdzie inni nie chcieli. Ponadto zawsze tylko spełniać polecenia, rozkazy, posłuszeństwo, ale komuś coś polecić, nakazać czy zakazać nie było wolno. Warunki pracy zawsze najtrudniejsze. Np. przez 12 lat dojeżdżałem rowerem do punktów katechetycznych i na nabożeństwa 8 i 10 km. Latem to pół biedy, ale zimą, jesienią w deszczu, w czasie burzy i kiedy zaspy i ślisko. Dziękuję Bogu za zdrowie. – To miał. Do samego końca aktywny. Gorliwy i pobożny. Umierał z dłońmi rozłożonymi jak podczas Mszy św.
W pamięci braci pozostanie wiele zabawnych historii, związanych z o. Prudencjuszem. Niech odpoczywa w pokoju!
Za: Redakcja.