Jego ostatnie zdanie przed śmiercią brzmiało: Dzisiaj wieczorem nastąpią zaślubiny z Jezusem. Wszystko przygotowane. Zmarł 11 marca 2010 roku w opinii świętości.
Jak podaje portal dominikanie.pl jednym z postanowień kapituły Polskiej Prowincji Dominikanów, która odbyła się w lutym 2018 r., było wszczęcie przygotowań do procesów beatyfikacyjnych dwóch polskich dominikanów: o. Joachima Badeniego (1912-2010) oraz br. Gwali Torbińskiego (1908-1999).
Kochał Eucharystię i upijał się “wybornym winem” Boga
Eucharystię odprawiał zawsze z ogromnym skupieniem, bez teatralizacji i nabożnej pozy. Jednemu z braci z humorem podpowiadał: Życzę ci – uśmiechał się – by jak cię już wyświęcą, to żeby z kleryka nie zrobił się kler. Umiał żyć pełnią życia. Cieszył się bliskością Boga i ludzi. Mówił, że “upija się wybornym winem” Boga. Kiedy znalazł się w szpitalu, zapytany, czego mu brakuje odpowiedział prosto i szczerze: Eucharystii i piwa. W końcu był potomkiem dawnych właścicieli żywieckiego browaru.
Był mistykiem
Ojciec profesor Jan Andrzej Kłoczowski był bliskim przyjacielem o. Badeniego. Razem duszpasterzowali w słynnej dominikańskiej “Beczce”, dzielili też życie klasztorne.
– Kiedy myślę o o. Joachimie, to wyobrażam sobie, że siedzę z nim i rozmawiam. Patrzę mu w oczy, widzę to, o czym mówi. Bo był człowiekiem nie zajmującym rozmówcy sobą, lecz odsłaniającym mu świat. Po chwili rozmowy z nim, czy po wysłuchaniu jego kazania pojawiała się świadomość dostrzegania czegoś nowego – w sobie i w świecie – wspomina o. Kłoczowski.
Obrazem Ducha dla o. Joachima była zaś woda – źródło życia. Bo dominikanin myślał o doczesnym życiu, jako o wędrówce po pustyni, wędrówce do ziemi obiecanej. Na drodze tej wędrówki potrzebny jest nam zaś zdrój wody żywej. O. Kłoczowski: – Widziałem, że ten zdrój wody żywej z niego tryska.
W tym stwierdzeniu o. Kłoczowskiego nie ma ani krztyny przesady, jeśli wziąć pod uwagę, że o. Badeni uchodził za pierwszego – lub przynajmniej jednego z pierwszych – polskich charyzmatyków. Był też mistykiem. Ten etap duchowego rozwoju zaczął się dla niego już w dojrzałym wieku. O. Kłoczowski wspomina, że był on “naznaczony bardzo świadomym przyjęciem działania Ducha Świętego”.
Coca-cola – “boski nektar”
Ojciec Badeni lubił kpiny, ale był w nich serdeczny, nie miał złych intencji – jak czytamy na portalu wiara.pl – Lubił też kpić z siebie – opowiada nam aktor krakowskiego Teatru Groteska, Krzysztof Grygier.
– Ale potrafił być też uparty, gdy był do czegoś przekonany. Wtedy trudno go było zmusić do zmiany zdania -mówi pan Krzysztof, refleksyjnie się uśmiechając. Pamięta opowieść o. Joachima o spotkaniu duszpasterzy Beczki. Są o. Tomasz Pawłowski, o. Jan Andrzej Kłoczowski i oczywiście o. Joachim. Planują przedyskutować plany duszpasterskie. “głównodowodzący” o. Tomasz zwraca się do o. Joachima, jako “specjalisty” od Ducha Świętego, o poprowadzenie modlitwy.
“A ja odmówiłem” – opowiadał o. Joachim – na czym ma polegać modlitwa, mamy kalendarze święcić? Żeby modlić się do Ducha Świętego, człowiek musi być gotowy na zmianę, a nie na wpisywanie poszczególnych pozycji do kalendarza”. Ale zakonnik miał też inną, drobną słabość: coca-colę. – Można mu było zrobić ogromną przyjemność, częstując go colą. Szczególnie w latach 70. czy 80. Kto żył w tamtych czasach, ten wie, że był to wtedy rarytas, niemal “boski nektar” – uśmiecha się Grygier.
“Ja wam powiem po sobie, co ja robię. Nic nie robię!”
Ojciec Joachim Badeni słynął z nietuzinkowego poczucia humoru. Posłuchajcie, co mówi o tym, jak dobrze przeżyć życie, studentom z krakowskiej Beczki:
*
Krótki biogram o. Joachima Badeniego
o. Joachim (Kazimierz Stanisław) Badeni – urodzony 14 października 1912 r. w Brukseli w rodzinie arystokratycznej (nosił tytuł hrabiego i pieczętował się herbem Bończa). Ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. W młodości czerpał z życia pełnymi garściami, nawrócił się niewiele przed wybuchem II wojny światowej, w 1938 r. pod wpływem mistycznego doświadczenia. Idąc do nocnego klubu, mijał figurkę Maryi Niepokalanej i poczuł Jej delikatny dotyk na plecach. Do klubu już nie dotarł, za to następnego dnia rano poszedł do kościoła.
Wojna rzuciła go najpierw do Rumunii a potem dołączył do wojska polskiego na obczyźnie i ostatecznie trafił do sztabu gen. Sikorskiego. Najprawdopodobniej został przeszkolony na szpiega. W 1943 r., pod wpływem o. Ignacego Marii Bocheńskiego OP, wstąpił najpierw do seminarium duchownego a rok później przeniósł się do dominikanów. W 1947 r. przyjechał do Polski i tu został w 1950 r. wyświęcony na kapłana.
Posługiwał jako duszpasterz akademicki w Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie, z którego to powodu interesowała się nim komunistyczna służba bezpieczeństwa. Był też przez pewien czas magistrem braci studentów. Miał charyzmat współpracy ze świeckimi, dzięki któremu m.in. stworzył i rozwijał duszpasterstwa, w tym krakowską “Beczkę” oraz opiekował się duchowo powstającą w Polsce Odnową w Duchu Świętym.
Był stałym spowiednikiem i kierownikiem duchowym dla wielu osób, szczególnie ceniono jego rady dotyczące poszukiwania żony lub męża oraz życia małżeńskiego. Miał dar uzdrawiania i słowa – słynął ze świetnych kazań. Centrum jego życia duchowego była Eucharystia, całe życie także z całego serca służył Maryi i darzył Ją głęboką miłością. Nieustannie pracował nad sobą i się nawracał.
Ostatnie tygodnie swojego życia spędził obłożnie chory, jednak starał się podchodzić do swojego cierpienia z humorem. Dla świadków jego odchodzenia ten czas był wielkimi rekolekcjami. Zmarł 11 marca 2010 r. w krakowskim klasztorze Dominikanów, jest pochowany w grobowcu Dominikanów na Cmentarzu Rakowickim.
dominikanie.pl/ kosciol.wiara.pl/ ed
Za: www.deon.pl