– Dziękujemy dziś Bogu za łaski i wszelkie dobro, jakie okazał nam i wielu ludziom poprzez życie księdza Franciszka i księdza Stefana. Ogarniamy ich pamięcią i życzliwą wdzięcznością, które wyrażają się w modlitwie. Polecamy ich Bogu bogatemu w miłosierdzie – powiedział na rozpoczęciu Mszy św. pogrzebowej w stadnickim kościele prowincjał, ks. Wiesław Święch.
Zmarłego 20 grudnia ks. Franciszka Ślęczkę i 21 grudnia ks. Stefana Kajtę żegnały najbliższe rodziny, znajomi i współbracia, a także siostry Nazaretanki z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Rabie Wyżnej, gdzie przebywał przez ostatnie kilka lat ks. Ślęczka i gdzie odszedł w czasie trwania modlitwy różańcowej.
– Znałam księdza Franciszka od moich lat studenckich, a mój mąż był studentem z Tanzanii. Nasz ślub był przy Saskiej w 1989 r., w czym pomógł nam ksiądz. Kiedy dziesięć lat temu mąż ciężko zachorował, powiedział że przyjedzie go odwiedzić. Mieszkaliśmy wtedy na czwartym piętrze i proszę sobie wyobrazić, że mimo,iż miał ogromne problemy z poruszaniem się, ktoś go wniósł po schodach. Wtedy zrozumiałam, że to prawdziwy przyjaciel. Przyjechał po to, by nas pocieszyć i być z nami w trudnej sytuacji – opowiada Bożena Kagize , której mąż zmarł dwa miesiące temu. Dodaje, że ks. Ślęczka zawsze interesował się ich rodziną, a dzieciom przynosił prezenty, a gdy już nie mógł samodzielnie się poruszać, często do nich dzwonił.
– To był dla mnie dobry wujek, bardzo opiekuńczy i otwarty. Rozumiał potrzeby i problemy zwykłych ludzi – mówi Sara, która z bratem i mamą przyjechali na pogrzeb z Krakowa.
Alicja i Jerzy Piekarscy poznali ks. Ślęczkę przez mamę Alicji, która od wielu lat jest dobroczyńcą sercanów i często przywoziła zebrane ofiary na furtę klasztoru w Płaszowie.
– Odwiedzaliśmy często księdza w jego rodzinnym domu w Gorzkowie, gdzie gromadził nas i znajomych u swej siostry Albiny. Odczuwaliśmy zawsze dużą gościnność i serdeczność z jego strony, a jak coś dostawał od innych, zawsze się tym dzielił – wspomina Alicja Piekarska.
W homilii pogrzebowej ks. Zenon Siedlarz podkreślił m.in. potrzebę oczekiwania na spotkanie z Panem, który przychodzi często nieoczekiwanie.
– Ksiądz Franciszek potrzebował na to ostateczne spotkanie z Chrystusem 78 lat. Niewiele więcej ksiądz Stefan (..) Kiedy uczestniczymy w tej uroczystości ich pogrzebu trzeba nam dziękować za tych współbraci, za ich życie – mówił kaznodzieja, zaznaczając, że gdy przyszła propozycja przyjęcia ks. Franciszka do ośrodka w Rabie Wyżnej, jako jego ówczesny przełożony usłyszał, że przełożonego trzeba zawsze słuchać, nawet gdy się myli.
– Obydwaj wierni duchowości prowadzili swoje życie kapłańskie i zakonne. Nie wstąpiliby do Zgromadzenia, gdyby Pan nie stanął na ich drodze, gdyby ktoś nie powiedział im, że warto poświęcić się jednej Miłości – podsumował ks. Siedlarz.
– Ksiądz Stefan zawsze wymagał od siebie i wymagał od innych. Nikt nie powie, że był bogaty. Dużo czytał, a w Stadnikach był bibliotekarzem. Był bardzo pracowity i zawsze były mu bliskie sprawy Ojczyzny, a powołanie rozumiał jako służbę – wspomina ks. Marian Radwan z rodziny ks. Kajty.
Z kolei Janina Matejko, jedna z pięciu sióstr ks. Stefana zauważyła, że brat zawsze coś czytał, a szczególnie książki religijne, przyrodnicze i z historii Polski. Gdy był nauczycielem w szkole miał z powodu posiadania „nielegalnej literatury” niemało przykrości.
– Nigdy nie miał wątpliwości, co do wyboru zostania księdzem, choć zawsze chciał uczyć. Gdy wrócił z wojska i wstąpił do sercanów mówił, że Bóg tak to pokierował, że został nauczycielem, ale w sutannie i w różnych seminariach – wspomina Janina Matejko, dodając, że interesował się też ziołolecznictwem.
– Chciał jechać na misje do Afryki, ale skierowano go studia i potem został wykładowcą. Ale gdy jeździł na Białoruś był bardzo zadowolony, mówiąc, że to też rodzaj pracy misyjnej. Oprócz wykładów w seminarium udzielał się także w parafiach, szczególnie spowiadając przez wiele godzin – podkreśliła siostra.
Na zakończenie Mszy św. prowincjał przypomniał drogi życiowe, powołania kapłańskiego i zakonnego Zmarłych oraz przebieg ich posługi w prowincji.
Ostatnie modlitwy na cmentarzu prowadził ks. Andrzej Kietla, przełożony wspólnoty bełchatowskiej, do której należał ks. Ślęczka. Zostali pochowani w grobach ziemnych, a zgromadzeni współbracia pożegnali ich pieśnią „In te Cor Jesu…”.
Ks. Andrzej Sawulski SCJ