Na pytanie, kim są cystersi, przeor mogilskiego klasztoru o. Maciej Majdak OCist ma krótką odpowiedź: – To ulepszona wersja benedyktynów.
Założyciel cystersów św. Robert nie zamierzał tworzyć nowego zakonu. Pragnął wspólnoty, która jest wierna Regule św. Benedykta z Nursji. Potem św. Alberyk zmienił kolor habitu z czarnego na czarno-biały, a św. Stefan dodał do Reguły „Kartę miłości”, pierwsze konstytucje zakonu, uszczegóławiające na czym polega bycie cystersem w odróżnieniu od benedyktynów.
Charyzmat zakonu cysterskiego zamyka się w słowach „módl się i pracuj”. Ora et labora wyznacza rytm dnia mnicha, a fuga mundi – ucieczka od świata – ma być jego stylem życia. Jak jednak w praktyce realizować tę średniowieczną ideę, skoro w ciągu wieków nieprzerwanej obecności zakonu wieś Mogiła coraz bardziej przybliżała się do murów opactwa, chat i mieszkańców przybywało, a w czasach komunistycznych na dawnych cysterskich gruntach wyrosła cała dzielnica? – Samo słowo „mnich” mówi o człowieku, który oddaje całe swoje życie Bogu, decyduje się na styl życia zamkniętego, choć to jest relatywne, bo nasz zakon podejmuje różne aktywności, łącząc ideał modlitwy wspólnej, życia w klasztorze, pełnienia służby Bożej z wyjściem do ludzi. Ucieczka od świata nie jest więc radykalnym wycofaniem – wyjaśnia opat mogilski o. Adrian Mróz Ocist.
Ojciec opat cystersem jest od 24 lat. Pociągnęła go dawna idea wspólnoty żyjącej według najstarszej, pochodzącej z VI wieku, reguły zakonnej. – Zakony benedyktyńskie przyczyniły się do tworzenia kultury duchowej i materialnej wielu społeczeństw i nadal są żywotne. Pociąga również to, że wciąż są ludzie, którzy poświęcają temu ideałowi swoje życie, widzą się w nim i chcą iść taką drogą, wiernie w niej trwać – dodaje.
– Wiele osób, patrząc na zakonników, myśli: „Nie udało ci się w życiu, poszedłeś do klasztoru, bo sobie nie radzisz”. Ale to nie jest miejsce dla „przegrywów” – uzupełnia o. Maciej. Według niego, fuga mundi to wybór innego sposobu życia, skupienia na modlitwie, wspólnocie i relacji z Bogiem. – To szerokie pojęcie oznacza ucieczkę przed wszystkim, co negatywne, co może wytrącić z dobrego kierunku ku Bogu – wyjaśnia.
Klasztor cystersów w krakowskiej Mogile nie jest ani pierwszym, ani najstarszym w Polsce. Mnisi, którzy przybyli tu osiem wieków temu, pochodzili z dolnośląskiego klasztoru w Lubiążu. Cystersi zakładali klasztory-filie. Jeśli w danej wspólnocie zebrało się ich 12 plus opat, na wzór Jezusa i apostołów, następni, którzy wstępowali, tworzyli kolejną 13 i byli wysyłani na nowe miejsce. Zakładali klasztory na nizinach, w odróżnieniu od benedyktynów, którzy budowali swoje na wzgórzach.
Powstanie opactwa datuje się na rok 1222, kiedy to biskup krakowski Iwo Odrowąż nadał zakonnikom wieś Mogiłę. Rozpoczęła się budowa klasztoru, folwarku, gospodarstwa i aranżacja ogrodu. Cystersi urządzali swoje siedziby według reguły samowystarczalności. W murach klasztornych miało znajdować się wszystko, co potrzebne do życia, by bracia nie musieli wychodzić na zewnątrz. Klasztor wraz z zabudowaniami gospodarczymi i kościołem stanowił odrębne miasteczko. Z biegiem czasu cystersi uporządkowali rzeczne rozlewiska Wisły, osuszyli ziemię i zamienili ja na uprawne pola, uruchomili młyny, założyli stawy rybne. Sprowadzali nowe gatunki drzew, warzyw, ziół i kwiatów, na łąkach wypasali bydło; od nich okoliczni mieszkańcy uczyli się gospodarki i nowinek przyniesionych z zachodu. Mieli też swój browar, a nawet karczmę.
Kiedy w 1979 roku Jan Paweł II odwiedził klasztor cystersów w Mogile, świat po raz pierwszy usłyszał o nowej ewangelizacji. Termin ten padł na ziemi uświęconej wieloma wiekami modlitw mnichów, a jednocześnie przeznaczonej przez komunistów na miasto bez Boga. – Nasz klasztor był tutaj podstawowym ośrodkiem życia religijnego, nowohuckie parafie dopiero powstawały. Mnisi ewangelizowali przez przykład życia i modlitwę, odpowiadając na rodzące się potrzeby i nowe wyzwania – podkreśla o. opat Adrian.
Ojciec Maciej zauważa, że planując ateistyczną dzielnicę w tym miejscu, komuniści bardzo się przeliczyli. Bezwzględnie egzekwowali zasadę martwej ręki, wydzierając grunty pod budowę nowego osiedla, wysiedlali ludzi z różnych stron kraju, by pozbawić ich korzeni, nie wzięli jednak pod uwagę siły wiary, przywiązania do tradycji, determinacji i odwagi w walce o najświętsze wartości. Próbowali walczyć z Bogiem w cieniu sanktuarium Krzyża Świętego, do którego od wieków pielgrzymowali ludzie, by oddawać cześć cudownemu wizerunkowi Jezusa Ukrzyżowanego i relikwiom drzewa Jego męki.
Do sanktuarium mogilskiego przybywają pielgrzymi w ciągu całego roku, nie tylko w czasie wrześniowego odpustu Podwyższenia Krzyża Świętego. – Spotyka się tu ludzi zarówno w pielgrzymkach zorganizowanych, jak i indywidualnych. Jest sporo mężczyzn, którzy tu przychodzą każdego dnia. Ten ruch ku kościołowi jest bardzo widoczny – mówi ojciec opat. – Czego tu szukają? Pan Bóg ich przyciąga, chcą polecać się Chrystusowi, który dźwigał krzyż i pomaga nam nieść różne nasze problemy. Szukają cudów, uzdrowień, ale też odpocznienia, wzmocnienia duchowego, sił na dalszą drogę – twierdzi mnich.
Obchody odpustu rozpoczynają się dzisiaj i potrwają do 21 września. Codziennym Mszom św. przewodniczyć będą biskupi. Na piątek zaplanowano archidiecezjalną pielgrzymkę osób chorych i niepełnosprawnych Caritas. Główne obchody święta Podwyższenia Krzyża Świętego w mogilskim sanktuarium odbędą się w niedzielę 18 września. Mszy św. na placu św. Jana Pawła II o godz.11 przewodniczyć będzie kard. Kazimierz Nycz.
O codziennym życiu cystersów w nowohuckiej Mogile piszemy w „Gościu Niedzielnym” nr 37 na 18 września.