W sobotę, 3 lutego, ojciec Paweł Kozacki został wybrany przełożonym Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego na drugą, czteroletnią kadencję. Prowincjała wybrało w demokratycznym głosowaniu 51 delegatów obecnych na kapitule w Krakowie. Delegaci ci reprezentują 470-osobową wspólnotę polskich braci kaznodziejów. W poniedziałek Prowincjał objął uroczyście urząd.
Co czuje Paweł Kozacki po wyborze na drugą kadencję prowincjała polskich dominikanów?
– Fizycznie trochę zmęczony, ale pełen nadziei. Z jednej strony bardzo się cieszę, ponieważ traktuję ten wybór jako docenienie moich wysiłków oraz zaangażowania braci, z którymi pracowałem. Niewątpliwie reelekcja świadczy o pozytywnej ocenie pierwszej kadencji. Skoro bracia mnie ponownie wybrali, to docenili poprzednią kadencję. Jest to dla mnie powód do satysfakcji.
Natomiast kolejne cztery lata sprawowania urzędu wydają mi się trudniejsze, ponieważ zdaję sobie sprawę ze skali problemów naszej Prowincji. Wiem, że pewne moje rozwiązania okazały się nietrafione i nie przyniosły zamierzonych efektów. Z tego powodu odczuwam powagę sytuacji i jestem świadomy wielkości wyzwania, przed którym stoję. Ale jest to wyzwanie pełne nadziei.
Powiedziałeś o problemach i do nich za chwilę wrócimy. Ale powiedz najpierw, z czego jesteś dumny w poprzednich czterech lat Twoich rządów?
– Jedną z takich rzeczy jest przejęcie odpowiedzialności za Wikariat Rosji i Ukrainy. Był to dla nas duży wysiłek organizacyjny i koncepcyjny. Musieliśmy zintegrować istniejące tam struktury z Prowincją Polską. Miałem świadomość tego, że w dużej mierze była to moja odpowiedzialność. Restrukturyzacja wikariatu przyniosła korzyści dla obu stron. To, że udało się przeprowadzić ten proces sprawnie i kreatywnie, tworząc strukturę, nadając prawo oraz podejmując nowe wyzwania na Ukrainie, traktuję jako sukces braci i mój osobisty. Mam nadzieję, że reforma ta doprowadzi do tego, że w perspektywie kilkunastu lat nasza obecność na Wschodzie wzmocni się na tyle, że będą mogły tam powstać samodzielne struktury Zakonu.
Drugim ważnym tematem jest zwiększenie naszych działań w obszarze formacji stałej polskich dominikanów. Uruchomiliśmy wiele inicjatyw, spotkań, warsztatów, w których zwracaliśmy uwagę na nieustanną potrzebę kształcenia braci oraz podnoszenie ich kompetencji czy umiejętności. Zarówno promotor formacji stałej, ojciec Tomasz Gaj, jak i bracia, którzy mu pomagali, włożyli sporo pracy, aby móc tę przestrzeń ożywić i usprawnić.
Czym różni się Prowincja w 2018 roku od tej, której prowincjałem zostałeś w roku 2014? Czym chciałbyś, aby różniła się za kolejne cztery lata?
– Nie widzę przełomów ani zbyt wielkich różnic. Na pewno rozszerzyła się terytorialnie, bo teraz sięga „od morza do morza”. Wcześniej obejmowała jedynie teren Rzeczpospolitej Polskiej, a teraz – za sprawą Wikariatu Ukrainy – sięga aż do Morza Czarnego.
Nie mam jednak przekonania, że za sprawą mojej pierwszej kadencji coś się rozpoczęło albo szczególnie zmieniło. Nie liczę także na to, aby jakiś szczególny przełom miał nastąpić przez kolejne cztery lata.
Mam poczucie, że Polska Prowincja Dominikanów jest jak pociąg. W którymś momencie bracia wstawili mnie do lokomotywy i zostałem jej maszynistą. Przez to mam większy wpływ na to, jak ta prowincja „jedzie”, ale po przejechaniu czterech lat wysiadam z tej lokomotywy, a pociąg jedzie dalej. Ta droga nie zaczęła się ode mnie. Na mojej kadencji też się nie skończy. Jest to tylko odcinek większej całości. Być może dlatego nie mam poczucia jakichś przełomów czy nowych początków ani spektakularnych wydarzeń. Staraliśmy się nawracać i żyć bardziej po Bożemu, owocniej głosząc Słowo. To są często tak niewymierne rzeczy, że trudno powiedzieć, czy jest lepiej czy gorzej. Nie da się wskazać wyraźnych punktów różniących ten czas od poprzednich lat.
Pozostańmy przy tym obrazie. Czy są zatem jakieś szczególne miejsca, do których ten pociąg – Twoim zdaniem – powinien dojechać? I które warto w rozpoczynającej się kadencji „odwiedzić”?
– Tym, co robiłem przez ostatnie cztery lata i chyba warto do tego nieustannie wracać, jest wzmocnienie instytucji Prowincji. Z jednej strony jako dominikanie robimy mnóstwo rzeczy, z drugiej są one często dość „niepoukładane”. Być może warto się zastanowić, czy nie powinniśmy robić mniej, ale w bardziej usystematyzowany i pogłębiony sposób. Nieustanna nauka i zwiększanie swoich kompetencji w poszczególnych dziedzinach wymagają czasu, stabilizacji i sprecyzowanych celów. Chciałbym, aby przy całym nomadycznym trybie dominikańskiego życia – jego częścią są przenosiny braci z klasztoru do klasztoru – pewne inicjatywy mogły poszczycić się twórczą stabilizacją. I o to będę chciał zawalczyć w sposób szczególny.
Gdy chodzi o wymiar intelektualny, myślę tu zwłaszcza o Instytucie Tomistycznym, „W drodze” ze stroną dominikanie.pl czy też Kolegium Filozoficzno-Teologicznym. W dziedzinie duszpasterstwa ważne wydaje mi się integrowanie działań duszpasterzy akademickich czy młodzieżowych. Należy też wspomnieć o dziedzictwie ojca Jana Góry, czyli Jamnej i Lednicy, o domu rekolekcyjnym w Korbielowie, Ośrodku Kaznodziejskim, Ośrodku Liturgicznym i innych inicjatywach.
To jeśli chodzi o nasze podwórko, a co w relacji do Kościoła, nazwijmy go: „diecezjalnym”, tego poza naszymi murami? Tę kadencję kończyłeś różnymi medialnymi doniesieniami o „kontrowersyjnych” wypowiedziach braci na temat Kościoła w Polsce.
– Myślę, że bardzo ważne jest to, abyśmy żyli zgodnie z naszym charyzmatem. Nie jesteśmy dobrzy w tworzeniu struktur oficjalnych. Zakładam, że niestety mało dominikanów zaangażuje się systemowo w polskie prace nad kolejnym synodem, kolejne obrady czy teoretyczne konferencje.
Bardzo bym się natomiast cieszył, gdybyśmy w Kościele w Polsce intensywniej pracowali w duszpasterstwach akademickich czy młodzieżowych. Cieszyłbym się bardzo, gdybyśmy temu Kościołowi służyli posługą myślenia poprzez tworzenie szkół teologicznych dla ludzi świeckich – takich jak na przykład w Krakowie, Warszawie i innych miastach.
Zależy mi też na konkretnej pracy o istotnym oddziaływaniu. Instytut Tomistyczny zaczął tłumaczyć dzieła św. Tomasza. Im więcej z nich będzie wydanych w języku polskim, tym lepiej przysłużymy się Kościołowi w Polsce.
W tym miejscu pojawia się we mnie poczucie pewnej dysproporcji, ponieważ w doniesieniach dużo się mówi na temat medialnych wypowiedzi braci, natomiast mało uwagi poświęca się temu, co robią dominikanie. Nasza misja odbywa się na zupełnie innym poziomie. Niestety, to, że wydajemy sensowne książki teologiczne czy prowadzimy duszpasterstwa akademickie pełne młodych ludzi, nie znajdzie odbicia ani w prasie katolickiej, ani w doniesieniach KAI-u, czy też w katolickich mediach społecznościowych. Tymczasem sporo ludzi czyta książki przez nas wydane, zna miesięcznik „W drodze”, słucha naszych kazań czy spowiada się w naszych świątyniach. Niech przykładem będzie ojciec Adam Szustak z dwustu tysiącami subskrypcji.
To jest służba Kościołowi i na to zwracajmy przede wszystkim uwagę. My w ten sposób angażujemy się w polski Kościół – popatrzmy na nasze klasztory, a w nich na msze czy konfesjonały, na to, jak dużo ludzi nam towarzyszy. Popatrzmy na nasze duszpasterstwa i ludzi.
Zatem odpowiadając wprost na pytanie: chciałbym, abyśmy doceniając społeczno-polityczny wymiar ludzkiego życia, koncentrowali się jednak na tym, co dla Kościoła najważniejsze – na głoszeniu Ewangelii. Dlatego będziemy starali się budować jedność na tej płaszczyźnie, unikając wszystkiego, co umacnia podziały. Takie podejście zakłada też szacunek dla każdego człowieka i jego czasami odmiennych poglądów. Staramy się żyć według zasady multum affirma, pauca nega, frequenter distiqua, czyli wiele afirmować, rzadko negować, często rozróżniać.
Nawiązując do liczb: za 51 braci na kapitule modli się ponad 3 tys. ludzi w inicjatywie #OgarnijKapitułę. Czy jako prowincjała cieszy Cię popularność Twoich braci?
– Po pierwsze, jako prowincjał mam pod sobą trzy gałęzie naszego Zakonu – braci, siostry i dominikanów świeckich. Obecna kapituła jest kapitułą braci. Do tej pory rozmawialiśmy o ich problemach. Jednak przez fakt, że zostałem prowincjałem, zostałem także przełożonym mniszek z naszych trzech klasztorów kontemplacyjnych oraz fraterni świeckich, w których ludzie funkcjonujący w świecie chcą żyć duchowością św. Dominika.
Właśnie wśród dominikanów świeckich powstała wspomniana inicjatywa modlitewna. Świadczy ona – co widzę i co bardzo doceniam – o wzroście znaczenia świeckiej gałęzi Zakonu. Powstają nowe fraternie, jest w nich coraz więcej ludzi, są to osoby niezwykle sensowne i w równie mocny sposób jak bracia angażują się w charyzmat dominikański, czyli głoszenie Słowa. Oni są naszymi braćmi i siostrami. Mają narzędzia, możliwości i chęci, których często jako dominikanie w habitach nie mamy. Mogą się zaangażować tam, gdzie my pójść nie możemy.
Zatem te ponad 3 tys. ludzi modlących się za kapitułę to nie przypadek, tylko efekt konkretnej inicjatywy świeckich dominikanów. A wszystkim, którzy się za nas modlą, jestem bardzo wdzięczny za wsparcie duchowe, jakie od nich dostajemy.
Czego życzyć Pawłowi Kozackiemu u progu drugiej kadencji bycia prowincjałem? Sił, wytrwałości, cierpliwości do braci? Czegoś jeszcze?
– Dobre życzenia pojawiły się w czytaniach mszalnych w dniu mojego wyboru. Pierwsze opowiadało o modlitwie Salomona, który prosi Pana Boga o mądrość i umiejętność rozdzielenia dobra od zła. I mimo że nie mogę za Salomonem powiedzieć, że jestem w młodym wieku, o tę mądrość i roztropne decyzje chciałbym Boga prosić. Tego można mi życzyć.
Kolejne życzenia pojawiły się w Ewangelii. Do apostołów przychodziło tak wielu ludzi, że ci nie mieli nawet czasu na posiłek. Ludzie ich potrzebowali. Zacytuję mojego tatę, który czasami życzy mi, „żebyś był ludziom potrzebny”. Tego można mi życzyć. Tego można także życzyć wszystkim braciom – żebyśmy byli użyteczni ludziom, do których jesteśmy posłani. Niech nasza posługa nie trafia w pustkę, ale dociera do konkretnych ludzi.
Nie należy jednak zapominać, że Jezus, widząc tak duży tłum, mówi także do uczniów: idźcie i odpocznijcie nieco. Tego także można mi życzyć. O to proszę, abym miał sposobność niekiedy oddalić się w miejsce bez ludzi, spraw, telefonów, wywiadów i decyzji. Każdy potrzebuje miejsc pustynnych, w których można spokojnie pomodlić się, poczytać i odpocząć.
Rozmawiał Piotr Geisler OP