Z o. Tadeuszem Rzekieckim OMI ze Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, kapelanem więziennym w Zakładzie Karnym w Iławie, rozmawia Aneta Łupińska z „Forum Służby Więziennej”.
Jak to jest być kapelanem więziennym przez 30 lat, służyć tak długo tylko jednej grupie społecznej i to takiej z marginesu?
– W zasadzie już 47 lat jestem w kapłaństwie. Zaraz po święceniach przez rok byłem wikarym w naszej parafii w Poznaniu, czyli takim „normalnym księdzem”. Później przeszło dziesięć lat pełniłem funkcję ekonoma. Budowałem wtedy niższe seminarium. A potem zostałem ekonomem całej naszej prowincji. Aż pewnego dnia przełożeni zapytali, czy nie chciałbym pracować jako kapelan więzienny we Wrocławiu – na początku w jednym zakładzie karnym przy ulicy Kleczkowskiej, a potem w areszcie śledczym przy ulicy Świebodzkiej i zakładzie karnym przy ulicy Fiołkowej. Następnie przez dwa lata posługiwałem w jednostce w Lublińcu, no a teraz trzynasty rok jestem w Iławie.
Z takim doświadczeniem z pewnością ma ojciec wiele przemyśleń?
– Moim odkryciem jest to, że nie ma takiego człowieka, w którym nie byłoby jakiegoś dobra. Staram się wydobywać to dobro z każdego, z kim się spotykam. Chcę to dobro pokazywać. Bardzo często skazani są negatywnie oceniani przez ludzi, otoczenie, przez sąd. W końcu zatracają to poczucie dobra. Świadomie przyjąłem taką rolę, żeby podnosić ich na duchu. W sakramencie pokuty
wielkim zaskoczeniem dla penitenta jest to, gdy proszę go, żeby oprócz grzechów wymienił też dobro, które uczynił, które chciał uczynić od ostatniej spowiedzi. Myślę, że to pobudza człowieka do robienia dobra.
Z doświadczeniem pracy w kobiecej jednostce może ojciec powiedzieć, czy jest różnica w posłudze ze względu na płeć?
– Zazwyczaj kontakt mężczyzny z kobietą czy odwrotnie jest w jakimś stopniu przyjemniejszy. Tak jesteśmy poukładani przez Stwórcę. Najczęściej, bo są oczywiście wyjątki. Praca z osadzonymi kobieta mi jest jednak trudniejsza, bardziej manipulują i chcą wpływać na emocje.
Pierwsze zdanie ósmej reguły Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej, założonego przez św. Eugeniusza de Mazenod, mówi: „Pracując wśród ubogich ludzi marginesu, pozwolimy się przez nich ewangelizować”. Czego ojciec nauczył się od więźniów?
– Czasami aż wstyd się przyznać, ale spowiedzi niektórych osadzonych są bardzo głębokie. I uświadamiam sobie, że pod tym względem jestem gorszy od nich. W kontakcie z drugim człowiekiem zawsze się czegoś uczymy. Z kim przestajesz, takim się stajesz, ale w więzieniu potrzeba uważności, żeby nie łapać złych, przestępczych, grzesznych zachowań. Po latach ich przestępstwa już nie robią na mnie takiego wrażenia, jak na początku. Staram się jednak ciągle widzieć w nich normalnych ludzi.
Co daje ojcu Grupa Oddziaływania Duszpasterskiego (GOD) która funkcjonuje w Iławie?
– To jest grupa dla wszystkich chętnych, chociaż nie każdy może w niej być. Jest formą nagrody. Należą do niej nie tylko ludzie superreligijni. Mieliśmy osadzonego, który się deklarował jako ateista. Chciałbym, żeby wybrzmiało, że nie jestem tam po to, żeby ludzi wprost nawracać. W pierwszej kolejności chcę, aby przy mnie mogli doświadczać człowieczeństwa. Jako przykład mogę podać ostatnio błogosławionych Ulmów, którzy oddali życie własne, swoich dzieci za ludzi, którzy nie byli katolikami, a Żydami. Nie ma żadnej wzmianki, żeby ci Ulmowie ich nawracali. Uszanowali ich poglądy. Trzeba służyć człowiekowi, a nie na siłę czy pod jakąś presją zmuszać do swoich przekonań. To, że ktoś ma inne poglądy niż ja, nie znaczy, że nie może czynić dobra. W Ewangelii apostołowie burzą się, że ktoś wypędza złe duchy i nie idzie z nimi. Chrystus uspokaja ich, mówiąc: kto bowiem nie jest przeciw – ko wam, ten jest z wami, a w innym fragmencie mówi: kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Oczywiście oba przykłady odnoszą się do czynienia dobra, tak że nie powinniśmy przekreślać się nawzajem, mimo że może nawet ideologicznie jesteśmy inni.
I co z tym ateistą?
– GOD, jak sama nazwa wskazuje, jest grupą oddziaływania. Sam nie jestem w stanie dotrzeć do wszystkich ludzi. Szczególnie w Iławie, gdzie jest ponad tysiąc dwustu osadzonych, cztery oddziały penitencjarne zlokalizowane w kilku pawilonach, dwie kaplice. Staram się, żeby w tej grupie byli osadzeni z różnych środowisk, z różnych części jednostki, w których oni później działają. Jak apostołowie? Tak, na wzór apostołów. Wciąż im powtarzam, że najpierw mają wprowadzać zasady, dawać przykład, nie nawracać. Tak, jak pierwszych chrześcijan rozpoznawano nie po tym, co mówili, tylko po tym, jak się miłowali. Wielu osadzonych ma jakieś bariery. Czasami słusznie może zostali skrzywdzeni przez ludzi Kościoła, czy odtrąceni nawet przez kapłanów. Każdy ma swoją własną historię i docieranie do nich może być utrudnione. Taka osoba z naszej grupy może się cieszyć większym zaufaniem wśród osadzonych niż kapelan.
Jak wygląda wasza codzienność?
– Codziennie mamy mszę świętą, chociaż nie wszyscy z grupy są zawsze na niej obecni. Niektórzy mają inne zajęcia, pracują. Oglądamy też filmy, a potem dzielimy się refleksjami. Dyskutujemy na różne tematy. Przed mszą moi podopieczni prowadzą bibliotekę, w której propagują dobre książki. Dwa lata temu wspólnie przygotowaliśmy modlitewnik dla osadzonych. Został opracowany w siedmiu językach: polskim, angielskim, rosyjskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim i włoskim.
GOD założyli jeszcze poprzednicy ojca?
– Tak, grupa funkcjonuje od pięt – nastu czy siedemnastu lat. Jest wielu chętnych, a miejsc około dziesięciu, ale też spora rotacja. Przez ponad dwanaście lat mojej posługi w Iławie może dwie czy trzy osoby same odeszły z grupy. Pozostałe trwały aż do wyjścia na wolność lub do czasu transportu do innej jednostki. Jeden z członków grupy jest w niej dłużej niż ja. Niebawem opuści zakład, przesiedział chyba 21 lat. Poza prowadzeniem GOD jestem wszędzie tam, gdzie jestem potrzebny, zarówno dla osadzonych, jak i funkcjonariuszy, z którymi mam wspólny język. Moim głównym zadaniem jest to, żeby ludzi między sobą jednać, żeby nie było barier. Nigdy nie okazuję tego, że jestem po czyjejś stronie. Jeżeli ktoś mnie wprost zapyta: czy jestem po stronie funkcjonariuszy czy osadzonych, mówię, że jestem po stronie prawdy.
W każdy weekend sprawuje ojciec w sumie osiem mszy świętych – cztery w sobotę i cztery w niedzielę. Podobno nawet urlop w tym ojcu nie przeszkadza?
– Jeszcze się nie zdarzyło, żebym opuścił którąś z tych mszy świętych. Nie wyobrażam sobie, że miałbym po – wiedzieć, że w niedzielę nie będzie mszy świętej, bo mam urlop.
Nie zdarzyła się żadna absencja, nawet ze względu na chorobę?
– Jeszcze nie chorowałem. No, może raz przez kilka dni byłem w izolacji ze względu na Covid-19, ale dzięki Bogu nie choruję. Umrę zdrowy.
Co z przeżywaniem Wielkiego Postu w więzieniu? Osadzonych to obowiązuje, czy dla nich postem jest już sama izolacja penitencjarna?
– Staram się iść w tym duchu. Kiedy dorosły mężczyzna w więzieniu spowiada się często drugi raz w życiu, pierwszy raz robił to przed Pierwszą Komunią Świętą, pokuta sakra – mentalna nie wyrówna popełnionego zła względem człowieka i Boga. Dlatego takiemu penitentowi zalecam, żeby cierpienia związane z izolacją ofiarował w tej intencji. A pokuta jest już potem symboliczna, żeby zaakceptować to cierpienie i włączyć je w jakieś wy – nagrodzenie za wyrządzone krzywdy, za popełnione grzechy.
To dobre przygotowanie do przeżywania Wielkanocy, która już niebawem. Jak ona wygląda w więzieniu z ojca perspektywy?
– Jest trudniejsza niż Święta Bożego Narodzenia. To są najważniejsze dni w Kościele katolickim. W Wielki Czwartek kapłan może odprawić tylko jedną mszę świętą. Kilka lat temu, kiedy można było wychodzić z osadzony – mi na przepustki, zabierałem moją grupę do kościoła parafialnego w Iławie na przeżywanie Triduum Paschalnego. W Wielki Czwartek celebrans obmywał więźniom nogi, a w Wielki Piątek osadzeni prowadzili drogę krzyżową, do której sami pisali rozważania. Najczęściej opierały się na ich życiorysie – tym grzesznym i przestępczym też. Mimo że w Iławie mamy pięć parafii, to na tę drogę krzyżową przychodziło bardzo dużo osób z różnych parafii, również funkcjonariuszy. Chciałbym, żeby ten zwyczaj wrócił.
Wywiad ukazał się dzięki uprzejmości „Forum Służby Więziennej”.
fot. mjr Amadeusz Socha
Za: www.oblaci.pl