O. Leon Knabit o przemijaniu

Chciałem zacząć tę wypowiedź słowami: „przemija człowiek, trwają kamienie”, ale to by było uproszczenie. Rzeczywistość jest znacznie bogatsza. Ile kamieni na przestrzeni tysiącleci przeminęło bezpowrotnie, choć wiele trwa do dzisiaj. Ilu ludzi trwa do dzisiaj w swych dziełach, zwłaszcza w piśmiennictwie, a o miliardach nie ma nawet wzmianki.

Św. Paweł pisze w liście do Koryntian: „Przemija bowiem postać tego świata” (1 Kor 7,31). Dlatego poleca nie angażować się zbytnio w sprawy doczesne. Święty zaś Jan Paweł II w homilii podczas Mszy świętej na Błoniach krakowskich 10 czerwca 1979 stwierdzając znikomość rzeczy ziemskich, mówi: „Przemija postać świata – więc musimy znaleźć się w świecie Boga, ażeby dosięgnąć celu, dojść do pełni życia i powołania człowieka”. Kiedy znajdujemy się w sferze doczesnej, to jedyną rzeczywistością, która przemija bezpowrotnie, jest czas. Bo czymże jest „teraz”? Ulotną chwilą, która za moment będzie „tym, co było”, a na razie jest tym, co za chwilę będzie. Już nigdy więcej nie powtórzy się dzień 6 marca roku 2022, godzina 16:07, kiedy piszę te słowa.

Czas upływa, biegnie, pędzi – co jest psychologicznie zrozumiałe. Gdy mam rok, to pół roku stanowi połowę mego życia. Gdy skończyłem dziewięćdziesiąt lat, pół roku stanowi jedną sto osiemdziesiątą mojego życia. Jakże więc patrzę wtedy na upływający czas. A jednocześnie jedna chwila może decydować o losach świata. Rodzice mówią: „Poczynamy dziecko”. Za parę miesięcy rodzą się Adolf Hitler i Karol Wojtyła. A ileż podobnych chwil i podobnych, a nawet rozleglejszych konsekwencji. Tytuł jednej z (moich) książek „I przemija, i trwa” mówi o chwilach, które przemijają bez śladu i o tych, które obfitują w rozmaite dobre i złe konsekwencje.

Kiedy się zastanawiamy nad zdaniem „przemija postać świata”, widzimy, że odnoszą się one do tego, co zaistniało jako rzeczywistości materialnie dotykalne. Gdzie są wspaniałe pałace Babilonu, Suzy i wielu innych miast starożytności? Gdzie są nasze kresowe dwory? Gdzie są wsie łemkowskie, opuszczone w ubiegłym stuleciu? A wydarzenia ? Bitwa pod Zamą (202), pod Grunwaldem (1410), pod Warszawą (1920). A odkrycia geograficzne, wynalazki i tym podobne? A osoby? Hammurabi, Juliusz Cezar, Kazimierz Wielki, Napoleon, królowa Wiktoria, artyści, pisarze, sportowcy, ludzie nauki i tak dalej.

A co znaczą słowa św. Jana Pawła II: „musimy znaleźć się w świecie Boga”? Świat Boga, to wieczność. Wieczność zaś przeciwstawia się czasowi. Księga Mądrości mówi: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka” (Mdr 2,23). Nieśmiertelność została wpisana w naturę człowieka. I stąd u wszystkich ludzi śmierć jest traktowana jako dramat, koniec wszystkiego. Nawet jeśli istnieje gdzieś wiara w życie pozagrobowe, problem nie zostaje rozwiązany do końca. Ale jeśli już człowiek musi przeminąć, niech coś po nim zostanie. Najpierw potomstwo, potem budowle, jakieś wielkie czyny, czy literatura. Poeta rzymski, Horacy, pisze: Exegi monumentum aere perennius – Zbudowałem pomnik trwalszy od miedzi/spiżu i Non omnis moriar – Nie wszystek umrę. A dzisiaj to jeszcze media przedłużają pamięć o ludziach i wydarzeniach. Nagrania głosu i obrazu, także ruchomego pozwalają nie tylko zatrzymać, ale i cofnąć się w czasie. Tylko że tym, którzy odeszli, to się na nic nie przyda – pozostaje dla potomnych.

Dla człowieka wierzącego sprawa jest w zasadzie prostsza. Celem, pełnią życia i powołania człowieka jest nieśmiertelność. Udział w nieśmiertelności Boga, którego obrazem, jest Chrystus. Jezus Chrystus wczoraj i dziś ten sam na wieki. Przez grzech pierworodny człowiek stracił możliwość osiągnięcia pełni. Chrystus przywrócił nam tę możliwość przez mękę, krzyż i zmartwychwstanie. Ale właśnie! Droga do nieśmiertelności to przemijające życie doczesne, często przesłaniające swymi urokami piękno i moc nieśmiertelnego Stwórcy. Wśród tego, co przemija, są wszystkie wspaniałości świata doczesnego i wszystkie jego udręki spowodowane przez grzech pierworodny i jego konsekwencje. Jezus oczywiście korzystając z uroków świata, wybrał też cierpienie i śmierć, by odkupić grzeszną ludzkość. Nie wiemy, dlaczego potrzebne było aż takie cierpienie i cierpienia wszystkich, w szczególności tych, którzy chcą kroczyć Jego drogą. Jest to tajemnica miłości Boga i tajemnica tych, którzy według możliwości pragną odpłacić Bogu miłością za miłość. A założyciel zakonu jezuitów święty Ignacy Loyola, wielki mistrz życia duchowego, widział doskonale sens i cel życia człowieka. Widział też wartość przemijających rzeczy stworzonych. W swoich ćwiczeniach duchownych tak te sprawy ustawił. Cytuję:

a) Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją.

b) Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony.

c) Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu

Stąd zasada tantum quantum – o tyle coś ma wartość i sens, o ile służy do osiągnięcia celu ostatecznego. Wspomnieliśmy wyżej czas jako podstawowe i powszechne doświadczenie przemijania. W czasie dzieją się wszystkie sprawy, które mogą służyć szczęśliwej wieczności. Ale sam czas? W pewnym domu zakonnym napisano w widocznym miejscu: „Nasz czas należy do Chrystusa”. I znów zastanawiamy się z perspektywy miłości. Bierzemy porównanie z miłością ziemską: dwoje zakochanych chce mieć jak najwięcej czasu dla siebie. Jeśli człowiek wierzy, że Bóg go kocha i sam stara się kochać, to wszystko, co robi w czasie, robi przez wzgląd na Chrystusa. Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać. Chodzi tu o stan modlitwy, o bycie w obecności Bożej. To może być stan stały nawet bez specjalnego natężania umysłu. Ale to, co nazwalibyśmy modlitwą czystą? Kochający i kochany chce też znaleźć czas tylko i wprost dla Jezusa? Dotykamy tu problemu modlitwy jako wyrazu miłości człowieka do Boga. Ile czasu poświęcamy wprost kochającemu Bogu? Mówi się o stracie czasu, o marnowaniu czasu… A czas przeznaczony na modlitwę nigdy nie jest zmarnowany, bo ten czas, to miłość, a nie pieniądz, jak chcieliby niektórzy. Jeśli modlitwa nie jest niedbała czy odklepana, to jednoczy nas tak ściśle z Jezusem, że już go nie pociąga przemijający grzech. „Gdy jestem z Tobą ziemia mnie nie cieszy, a utrapienia tego czasu nie są warte chwały, która już się w człowieku częściowo objawia” (por. 2 Kor 4,17). Najwięcej o tym mogą powiedzieć mistycy, zwłaszcza ci, którzy zostali zaszczyceni objawieniami Jezusa czy Maryi.

I wszystkie rzeczy przemijające tracą swój smak wobec tego, co będzie, a co już po części jest. Weźmy choćby pokarm – przemijający, aby podtrzymać to, co przemijające – życie doczesne. A jak wielkie jest przywiązanie do niego z takim nieraz zapamiętaniem, że nie widzi się ludzi umierających z głodu. A prawdziwi wyznawcy Chrystusa odmawiają sobie nieraz dozwolonych nawet, co do ilości czy jakości posiłków, byle – nieśmiertelność była bliżej. I w tym duchu odmawiają sobie nawet dozwolonych przyjemności i rozrywek, które nie wiodą do zbawienia. Człowiek duchowy widzi też Chrystusa nieskończonego, nieprzemijającego w ludziach, stworzonych na Jego obraz i podobieństwo. Kocha Go w nich, widzi częste ich niedostatki materialne i duchowe. Tu już nie przesyt rzeczami doczesnymi, ale ich brak może utrudniać dążenie do szczęścia wiecznego. Dlatego, jeśli sami oszczędniej używają doczesności, to chętnie dzielą się z tymi, którzy maja za mało. W ten sposób można wyrównać szanse i osiągnąć pożądaną równowagę.

Zakończę słowami zawsze aktualnego św. Pawła:

„Mówię [wam], bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, którzy się radują, jakby się nie radowali; ci zaś, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata. A ja chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień” (1 Kor 7,29-32).

Tekst ukazał się na blogu ojca Leona Knabita OSB

Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Za: www.niedziela.pl

Wpisy powiązane

Dominikanie komentują przeszukanie lubelskiego klasztoru

Generał Paulinów na Pasterce: narodzony Bóg-Człowiek przypomina o pięknie i godności naszego człowieczeństwa

REKOLEKCJE: ODCINEK 5 „Jak zadbać o dziś”I ks. Piotr Pawlukiewicz & ks. Jerzy Jastrzębski