Home WiadomościZ kraju O. Jacek Salij OP: zgoda na aborcję oznacza zgodę na nieludzki świat

O. Jacek Salij OP: zgoda na aborcję oznacza zgodę na nieludzki świat

Redakcja

„Zgoda na aborcję, choćby „tylko” eugeniczną, jest zgodą na świat tak nieludzki, że już nawet miłość do rodzonych dzieci nie jest w nim miłością bezwarunkową” – stwierdził o. prof. Jacek Salij OP. Za zgodą autora przypominamy tekst tego wybitnego teologa wygłoszony w gmachu Sejmu RP podczas seminarium pt. „Konstytucyjna ochrona życia”, 20 grudnia 2006. Autor przypomina nauczanie św. Jana Pawła II na temat ochrony życia ludzkiego i został opublikowany w „Przeglądzie Sejmowym”, 15 (2007) nr 3 (80) s.11-19.

Zacznę od przypomnienia stanowczej, bezwarunkowej, wypowiedzianej w niezwykle uroczystym tonie, w jakim zazwyczaj ogłaszane są dogmaty, deklaracji, jaka znalazła się w numerze 57 encykliki Evangelium vitae (odtąd EV): „mocą Chrystusowej władzy udzielonej Piotrowi i jego Następcom, w komunii z biskupami Kościoła Katolickiego, potwierdzam, że bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze aktem głęboko niemoralnym.

Z taką samą stanowczością i w tym samym uroczystym tonie Jan Paweł II napiętnował w tej swojej encyklice zarówno aborcję (EV 62), jak eutanazję (EV 65). Przypomnijmy przynajmniej pierwszą z tych wypowiedzi: „mocą władzy, którą Chrystus udzielił Piotrowi i jego Następcom, w komunii z Biskupami — którzy wielokrotnie potępili przerywanie ciąży, zaś w ramach wspomnianej wcześniej konsultacji wyrazili jednomyślnie — choć byli rozproszeni po świecie — aprobatę dla tej doktryny — oświadczam, że bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej”.

W encyklice znalazło się szereg sformułowań i stwierdzeń radykalnych, jakich w debatach publicznych zazwyczaj się unika. Autor encykliki nie zamierzał bowiem ograniczać się do przedstawienia katolickiego stanowiska w debacie publicznej na temat aborcji czy eutanazji. Wobec narastającej w naszych czasach zgody na zabijanie niewinnych istot ludzkich, Jan Paweł II chciał mocno, tonem Jana Chrzciciela, zawołać, że prawo wszystkich istot ludzkich do życia wynika nie z wyznaniowych założeń takiej czy innej religii, ale zapisane jest w samym naszym człowieczeństwie.

Szczególnie mocno wybrzmiał w encyklice protest przeciwko skorumpowaniu medycyny i prawa, które dały się wciągnąć do współpracy w zabijaniu najsłabszych, mimo że z samej swojej natury powinny ich chronić. Medycyna „staje się coraz częściej narzędziem czynów wymierzonych przeciw człowiekowi i tym samym zniekształca swoje oblicze, zaprzecza samej sobie i uwłacza godności tych, którzy ją uprawiają” (EV 4).

Równie stanowczo protestuje Jan Paweł II przeciwko takiemu prawu, które zapewnia bezkarność zabijania, zamiast narażonych na zabicie brać w obronę: „Prawo przestaje być prawem, kiedy nie jest już oparte na mocnym fundamencie nienaruszalnej godności osoby, ale zostaje podporządkowane woli silniejszego. (…) W rzeczywistości mamy tu do czynienia jedynie z tragicznym pozorem praworządności, zaś ideał demokratyczny (…) zostaje zdradzony u samych podstaw. Czyż można mówić o godności każdej osoby, kiedy pozwala się na zabijanie tej najsłabszej i najbardziej niewinnej? W imię jakiej sprawiedliwości poddaje się osoby najbardziej niesprawiedliwej dyskryminacji, uznając niektóre z nich za godne obrony, a odmawiając tej godności innym? (…) Rewindykacja prawa do przerywania ciąży, dzieciobójstwa i eutanazji oraz prawne jego uznanie jest równoznaczne z przyjęciem wynaturzonej i nikczemnej wizji ludzkiej wolności: z uznaniem jej za absolutną władzę nad innymi i przeciw innym” (EV 20).

Z punktu widzenia ustawodawstwa szczególnie znamienny jest numer 73 encykliki, w którym papież podjął pytanie, jak powinien zachować się parlamentarzysta w sytuacji, kiedy nie da się uchwalić ustawy konsekwentnie antyaborcyjnej i realnie możliwe jest uchwalenie jedynie takiej ustawy, która przynajmniej istotnie ograniczy liczbę legalnych aborcji. Czy parlamentarzysta, głosując za przyjęciem takiej ustawy, nie przyczynia się w ten sposób do umocnienia w społeczeństwie moralnie nagannego przeświadczenia, jakoby aborcja była niekiedy rozwiązaniem słusznym, a w każdym razie usprawiedliwionym?

Spróbujmy uważnie przestudiować stanowisko Jana Pawła II na ten temat. Wydaje się bowiem, że przypisywanie mu poglądu, jakoby należało cieszyć się z ustawy względnie antyaborcyjnej i zrezygnować z dążeń do ustanowienia prawa konsekwentnie antyaborcyjnego, jest nadinterpretacją wspomnianego fragmentu encykliki. 

Otóż koniecznie trzeba zauważyć, że swoje rady dla parlamentarzystów, jak powinni się zachować w trakcie kształtowania i uchwalania ustawy tylko względnie antyaborcyjnej, Jan Paweł II poprzedził jasnym przypomnieniem trzech następujących zasad:

  • „Przerywanie ciąży i eutanazja są zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne”.
  • „Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia.
  • „W przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu”.

Dopiero na fundamencie tych trzech zasad czymś moralnie usprawiedliwionym jest glosowanie na rzecz takiej ustawy antyaborcyjnej, która jednak dopuszcza jakiś margines legalnych aborcji: „W sytuacji, kiedy nie jest możliwe odrzucenie ani całkowite zniesienie ustawy o przerywaniu ciąży, parlamentarzysta, którego osobisty absolutny sprzeciw wobec przerywania ciąży jest jasny i znany wszystkim, postąpi słusznie, udzielając swego poparcia propozycjom, których celem jest ograniczenie szkodliwości takiej ustawy”.

Zauważmy dwa warunki, jakie – zdaniem Papieża – powinny być spełnione, ażeby parlamentarzyście wolno było tak właśnie się zachować: 1) uchwalenie ustawy konsekwentnie antyaborcyjnej nie jest w danej sytuacji możliwe, 2) parlamentarzysta nie ukrywa swojego radykalnego sprzeciwu wobec wszelkiej aborcji.

Jak widzimy, cały problem Autor encykliki ustawia w duchu tradycyjnych rozstrzygnięć na temat mniejszego zła. Mianowicie nigdy nie wolno nam, pod pozorem wyboru mniejszego zła, czynić zła moralnego; jedyna sytuacja, kiedy takie zło wolno nam wybrać, dotyczy zła czynionego przez kogoś innego, kogo nie potrafimy przed czynieniem zła powstrzymać, a od nas zależy jedynie to, czy uczyni on zło mniejsze czy też większe. Jeśli na przykład bandyta realnie daje nam do wyboru: „pieniądze albo życie”, wówczas powinniśmy się tak zachować, aby raczej nas obrabował niż zabił, mimo że rabunek również jest bardzo ciężkim grzechem. W przypadku teraz przez nas omawianym, parlamentarzysta, zdecydowanie przeciwny wyjęciu jakichkolwiek dzieci spod ochrony prawa, może jedynie przyczynić się do tego, ażeby prawo chroniło przynajmniej jak największą liczbę dzieci.

Słuszność tej interpretacji potwierdza ostatnie zdanie owego 73 numeru encykliki: „Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów”.

To jeszcze dodajmy, że Jan Paweł II zdecydowanie potępiał również aborcję eugeniczną i w ogóle wszelkie zabijanie dziecka poczętego: „Mentalność eugeniczna dopuszcza selektywne przerywanie ciąży, aby zapobiegać narodzinom dzieci dotkniętych przez różnego rodzaju anomalie. Tego rodzaju mentalność jest haniebna i w najwyższym stopniu naganna, ponieważ rości sobie prawo do mierzenia wartości ludzkiego życia wyłącznie według kryteriów <normalności> i zdrowia fizycznego, otwierając tym samym drogę do uprawomocnienia także dzieciobójstwa i eutanazji” (EV 63).

Sądzę, że Jan Paweł II tylko w jednym przypadku zastanawiałby się nad tym, czy wolno podjąć próbę naprawy prawa, które wprawdzie nie chroni wszystkich dzieci, chroni jednak ogromną ich większość – gdyby istniało poważne ryzyko, że próba ta skończy się zmianą prawa na jeszcze gorsze.

Nie mam dostatecznego rozeznania, czy takie ryzyko mogłaby pociągnąć za sobą próba rozszerzenia u nas w Polsce ochrony prawnej na wszystkie dzieci poczęte, również na te, których obecnie obowiązująca ustawa nie broni. Niezależnie jednak od tego, czy w tej chwili taką próbę u nas wolno podjąć, czy nie wolno, a również od tego, czy zostanie ona podjęta, czy nie, warto nie zapominać o, niezależnych od takiego czy innego prawa, możliwościach – i powinności – różnych bezpośrednich i pośrednich działań na rzecz dzieci czy to z intelektualną niepełnosprawnością, czy to inaczej upośledzonych, zagrożonych tym, że nie pozwolimy im nawet się urodzić.

Dalszą część mojego wystąpienia pragnę poświęcić innym niż legislacyjne próbom ograniczenia aborcji eugenicznych. Nawet gdyby udało się uchwalić prawo konsekwentnie antyaborcyjne, działania w tym kierunku byłyby niezbędne. Tym bardziej będą one potrzebne, jeżeli próba na rzecz objęcia ochroną prawną wszystkich dzieci poczętych skończy się niepowodzeniem lub w ogóle nie zostanie podjęta.

Różne działania na rzecz ocalenia tych dzieci, których obecna ustawa nie chroni, już teraz są w naszym społeczeństwie podejmowane. Zarazem z całą pewnością można i powinno się zrobić tu wiele więcej. Od tego, czy uda nam się na skalę społeczną ukształtować większą życzliwość dla tych poczętych dzieci, które są przez obecnie obowiązujące u nas prawo dyskryminowane, zależy poziom aprobaty dla projektów zmiany prawa na ich korzyść, a także przyszłej aprobaty dla samego prawa, jeżeli takie zostanie uchwalone.

Zacznę od postulatów na rzecz bezpośredniego ratowania tych dzieci, których życie z powodu niepomyślnej diagnozy prenatalnej (albo ze względu na kryminalne okoliczności ich poczęcia) znalazło się w zagrożeniu:

1. Stwórzmy kolejkę pragnących adoptować dziecko trudne do przyjęcia. Pilną potrzebę takiej inicjatywy odczułem w wyniku kilku rozmów z ludźmi zajmującymi się diagnozą prenatalną. Najczęściej słyszałem mniej więcej takie wyznanie, zazwyczaj z pretensją pod adresem Kościoła na końcu:

„Jestem lekarzem i całym sensem mojej pracy jest służba życiu. Marzę o tym, żeby po stwierdzeniu wady u dziecka można było je leczyć już przed urodzeniem, a przynajmniej zaraz po urodzeniu. Owszem, to prawda, że stwierdzenie np. zespołu Downa niemal zawsze kończy się aborcją. A jednak pochlebiam sobie, że nasza praca uratowała życie bardzo wielu dzieciom. Ogromna bowiem większość kobiet, które przychodzą do nas z lękiem, że ich dziecko może być upośledzone, dowiaduje się od nas, że były to obawy niepotrzebne, bo ich dziecko jest zdrowe. W rezultacie to dzięki nam te dzieci, z których większość zapewne poddano by aborcji, są ocalone i się rodzą. Jeśli zaś idzie o te dzieci, u których stwierdziliśmy jakieś istotne uszkodzenie: Dlaczego Kościół potrafi tylko mocno upominać, że zakaz aborcji nie dopuszcza wyjątków, a nie zmobilizuje ludzi gotowych przyjąć te dzieci, których przyjęcia rodzice się przestraszyli? W wielu krajach zlaicyzowanych są całe grupy ludzi zdecydowanych na taką trudną adopcję, a tylko w katolickiej Polsce ich nie ma”.

O ile w rozmowach, które tu streściłem, zazwyczaj staram się takim lekarzom czy ich współpracownikom zwracać uwagę na nietrafność ich moralnej samooceny, to tutaj ograniczę się tylko do jednego stwierdzenia: Jakiś realny ruch na rzecz dzieci, których życie jest zagrożone w wyniku niepomyślnej diagnozy prenatalnej, na pewno mógłby się przyczynić do uratowania wielu tych dzieci. Na pewno taki ruch jest nam potrzebny. A przede wszystkim potrzebne są nam realne kolejki do takiej adopcji.

2. Służbie zdrowia oraz szpitalom należy się bardziej skuteczna ochrona przed przymuszaniem do wykonywania dozwolonych przez prawo aborcji i przed pociąganiem do odpowiedzialności karnej i cywilnej za odmowę jej wykonania. Niestety, prawda jest taka, że jeżeli aborcja jest dopuszczona przez prawo choćby tylko na zasadzie wyjątku, znaczy to, że dla tego systemu prawnego życie ludzkie nie jest wartością absolutną. Szczególnie wyraźnie to widać w obliczu mnożących się żądań, ażeby z prawnej dopuszczalności aborcji np. eugenicznej wynikał obowiązek lekarza, a co najmniej dyrektora szpitala, jej przeprowadzenia. Jeżeli dokładnie się tym żądaniom przypatrzeć, prawo do sprzeciwu sumienia tolerowane byłoby ewentualnie u poszczególnych lekarzy, ale już dyrektorem szpitala ani oddziału ginekologicznego nie mógłby być ktoś, kto ani sam nie chce aborcji wykonywać, ani w żaden sposób nie chce się do jej wykonania przyczynić. Problem ten niewątpliwie domaga się przemyślenia przez kompetentnych prawników i znalezienia rozwiązań dla rzeczników cywilizacji życia bardziej życzliwych.

Ochrony sumienia, nie godzącego się na udział w zabijaniu niewinnych, z całą stanowczością domagał się Jan Paweł II: „Odmowa współudziału w niesprawiedliwości to nie tylko obowiązek moralny, ale także podstawowe ludzkie prawo. Gdyby tak nie było, człowiek byłby zmuszony popełniać czyny z natury swojej uwłaczające jego godności i w ten sposób jego wolność, której autentyczny sens i cel polega na dążeniu do prawdy i dobra, zostałaby radykalnie naruszona. Chodzi tu zatem o prawo podstawowe, które właśnie z tego względu powinno być przewidziane w ustawodawstwie państwowym i przez nie chronione. Oznacza to, że lekarze, personel medyczny i pielęgniarski oraz osoby kierujące instytucjami służby zdrowia, klinik i ośrodków leczniczych powinny mieć zapewnioną możliwość odmowy uczestnictwa w planowaniu, przygotowywaniu i dokonywaniu czynów wymierzonych przeciw życiu. Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne ujemne konsekwencje prawne, dyscyplinarne, materialne czy zawodowe” (EV 74).

Dobrych prawnych rozwiązań domaga się również problem mnożących się pozwów przeciwko lekarzom i szpitalom z powodu „złego urodzenia”. Jak pamiętamy, nawet laicka Francja znieruchomiała ze zgrozy, kiedy sąd orzekł, że głuchoniemy, niedowidzący i niepełnosprawny umysłowo Nicolas Perruche został skrzywdzony przez to, że pozwolono mu się urodzić, a „powinien” być zabity. Mimo woli przypomina się ironiczna uwaga Adama Asnyka, że „król Herod dobrodziejem był dla sierot”. Wydaje się, że jesteśmy pierwszym pokoleniem w dziejach ludzkości, w którym lekarze ciągani są po sądach za to, że z ich „winy” jakieś dziecko nie zostało uśmiercone.

Choć z drugiej strony, nie należy wykluczać, że niektóre powództwa z powodu „złego urodzenia” spowodowane są rozpaczą rodzin wychowujących dziecko niepełnosprawne, nieraz pozostawionych samym sobie i mało mogących liczyć na pomoc ze strony państwa i społeczeństwa. Jeżeli niekiedy takie są rzeczywiste powody wspomnianych pozwów, trzeba powiedzieć jasno: Dziwny to system prawny, jeżeli rodzice, dla znalezienia środków ażeby zapewnić należną opiekę nad swoim szczególnie poszkodowanym dzieckiem, czują się zmuszeni do oskarżania służb medycznych o to, że nie dopilnowały jego zabicia.

3. Solidarność postnatalna wobec niedobitków eksterminacji prenatalnej? Nigdy dość przypominania, że zgoda na przemoc wobec najsłabszych jest czymś szczególnie nieludzkim. Otóż zgoda na aborcję eugeniczną jest nie tylko agresją skierowaną przeciwko tym, którzy są w jej wyniku zabijani. Jest również agresją przeciwko tym wszystkim, którzy się urodzili obarczeni jakąś ciężką chorobą.

Dobitnie wyraziła to pani Andrea Halder, osoba dotknięta zespołem Downa, uczestniczka apelu „Nie zabijajcie nas”, jaki w grudniu 2003 r. Europejskie Stowarzyszenie Osób z Zespołem Downa skierowało do Parlamentu Europejskiego. Pani Halder wypowiedziała wtedy słowa naprawdę wstrząsające: „Ile razy słyszę, że stwierdzenie u dziecka zespołu Downa jest podstawą do aborcji, tyle razy czuję się tak, jakbym była atakowana osobiście. To tak jakby mówiono do mnie: Również ciebie byśmy usunęli, tylko nie spostrzegliśmy się w porę, że masz zespół Downa”.

Niestety, mało się liczymy z obecnością wśród nas takich osób, które zanim się urodzą, nasze prawo pozwala bezkarnie zabijać. Obrońcom aborcji eugenicznej zazwyczaj nawet na myśl nie przyjdzie, że ich słowa docierają również do osób dotkniętych takimi chorobami, które, ich zdaniem, usprawiedliwiają aborcję. Warto pomyśleć o tym, że takie słowa bardzo ranią tych ludzi.

Przypomnijmy pełen pogardy i agresji ton, w jakim argumentowano na rzecz aborcji eugenicznej, zanim zdepenalizowano ją w kodeksach: „Dość mnożenia debilów, epileptyków, idiotów, kretynów zaludniających nasze zakłady lecznicze i wychowawcze, dość milionowych obciążeń budżetu naszego państwa na utrzymanie tego niepożądanego szkodliwego przyrostu bezwartościowych jednostek, których już są tysiące”[1]. Dokładnie tym tonem mówił Karl Brandt, hitlerowski profesor medycyny, organizator eksterminacji „dzieci niewartych życia” w niemieckich zakładach opiekuńczych, powieszony z wyroku procesu lekarzy w Norymberdze.

Porównajmy ton powyższej wypowiedzi z tonem, w jakim – kilka tygodni przed swoim przemówieniem w Parlamencie Europejskim – mówiła Andrea Halder na posiedzeniu jednej z komisji tego parlamentu:

„W tej chwili możliwe jest ustalenie przed urodzeniem, czy dziecko będzie miało zespół Downa. Zwykle dzieje się tak, że rodzice dowiedziawszy się o tym, decydują się na aborcję. Dlaczego panuje tak wielki strach przed ludźmi z zespołem Downa? Mogę powiedzieć, że ludzie z zespołem Downa mogliby prowadzić szczęśliwe życie. Kwestia nie tkwi w samej chorobie, ale w tym, jak ludzie nas traktują. To czyni nasze życie tak trudnym, również nasz rozwój w społeczeństwie. Nie zabijajcie dzieci z zespołem Downa, ale zmieńcie negatywny obraz ludzi z tym syndromem. (…) Prawo ludzi do życia nie powinno być kwestionowane na podstawie niepełnosprawności. Musimy stworzyć warunki do prowadzenia normalnego życia przez ludzi z zespołem Downa. Nie powinniśmy być zmuszeni do tłumaczenia się oraz błagania o prawo do życia”[2].

4. Pytanie o miarę człowieczeństwa. W sporze o dopuszczenie wyjątków od powszechnego zakazu zabijania dzieci poczętych chodzi o coś jeszcze więcej, niż o obronę tych najsłabszych, których ludzkie prawo pozwala zabijać. Tu chodzi o wielkie pytanie, czy człowieczeństwo przysługuje nam przez sam fakt przynależności do gatunku Homo sapiens, czy też jest ono przyznawane przez zmieniające się konwencje i ustawy. Słowem, czy na swoje człowieczeństwo trzeba „zasłużyć” swoim zdrowiem, sprawnością umysłową, przynależnością do odpowiedniej rasy, itp.

Cytowałem już wypowiedź Jana Pawła II na temat aborcji eugenicznej. Do naszej świadomości społecznej wciąż zbyt mało dociera prawda, że nie ma dzieci ani ludzi wybrakowanych, że godność osobowa ludzi z umysłowym upośledzeniem nie jest mniejsza niż wszystkich innych ludzi. Jeżeli intuicja językowa pozwala nam używać pojęcia „człowiek zepsuty”, to zdecydowanie odnosi je do zupełnie innej sytuacji: do człowieka zdemoralizowanego, który lekceważy podstawowe zasady godziwego postępowania. Nie wolno żywić wątpliwości co do tego, że ludzie z upośledzeniem umysłowym są równi w ludzkiej godności laureatom Nobla.

Toteż nigdy dość przypominania, że rodzice, którzy przyjęli i kochają swoje dotknięte umysłową niepełnosprawnością dziecko, wykonują wielką pracę duchową na rzecz ludzkiej godności nas wszystkich. To dzięki nim na skalę społeczną coraz więcej rozumiemy następującą różnicę: że nigdy nie jest nieszczęściem to, że urodziło nam się dziecko niepełnosprawne; nieszczęściem jest to, że dziecko, które nam się urodziło, jest niepełnosprawne.

Niedostrzeganie tej tak fundamentalnej różnicy ogromnie zwiększa szok, jaki przeżywają rodzice, kiedy rodzi im się dziecko, które prawdopodobnie nigdy nie osiągnie pełnej samodzielności. Utrudnia to im przyjęcie tego dziecka jako daru Bożego, utrudnia też zauważanie, że dziecko to – podobnie jak wszystkie dzieci – potrafi różnorodnie swoich rodziców obdarzać. Powtórzmy: to nie dziecko jest nieszczęściem, nieszczęściem jest jego choroba. Jeśli to zrozumiemy, rzadziej będziemy je ranić komunikatami, jakoby było ono człowiekiem niepełnowartościowym, wybrakowanym.

Na szczęście, tysiące rodziców, dziadków, braci i sióstr osób dotkniętych umysłową niepełnosprawnością świadczy o tym, że potrafią one kochać nie tylko podobnie jak my, tzw. ludzie normalni, ale nieraz o wiele głębiej niż my, czyściej, z większą bezinteresownością. Również ich religijność bywa nieraz ponadprzeciętna. Pewien znany teolog wyjaśnia to następująco:

„Człowiek upośledzony umysłowo często prowadzi szczególnie intensywne życie duchowe, także życie modlitwy. Jego związek z Bogiem często jest bardzo żywy i bezpośredni. Myślę, że przyczyna tkwi w tym, że ten związek z Bogiem nie znajduje się pod wyłączną kontrolą rozumu, że człowiek upośledzony jest niejako <bezbronny> wobec miłości Boga”[3].

5. Pytanie o miarę ludzkiego rodzicielstwa. Zgoda na jakiekolwiek wyjątki od obowiązku uszanowania każdego poczętego życia ludzkiego pociąga ponadto za sobą istotne przewartościowanie miłości rodzicielskiej. Od wieków przywykliśmy wierzyć, i ogromna większość rodziców tak to odczuwa, że rodzice swoje dziecko kochają bezwarunkowo, że dziecko nie musi zasługiwać na ich miłość.

Otóż rodzice aprobujący aborcję albo nawet rozważający możliwość pozbycia się własnego dziecka, choćby w sytuacji zupełnie wyjątkowej, manifestują w ten sposób, że bezwarunkowość nie jest koniecznym warunkiem rodzicielskiej miłości. Okazuje się bowiem – a świadczy o tym ich, choćby tylko bardzo ostrożna, aprobata dla aborcji – że nasze dzieci dlatego przyjmujemy i kochamy, gdyż spełniają one wyznaczone przez nas warunki: nie są obarczone żadną poważniejszą chorobą, ich pojawienie się nie stanowi pokrzyżowania naszych życiowych planów, one nie przychodzą do nas zbyt wcześnie ani zbyt późno, nie przemieniają naszego rodzicielstwa w wielodzietność, itp.

Słowem, zgoda na aborcję, choćby „tylko” eugeniczną, jest zgodą na świat tak nieludzki, że już nawet miłość do rodzonych dzieci nie jest w nim miłością bezwarunkową.

 

[1] Magdalena Gawin, Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego (1880-1952), Wydawnictwo Neriton – Instytut Historii PAN, Warszawa 2003 s. 304.

[2] Podaję za Marcinem Libickim, naocznym świadkiem tego przemówienia: www.libicki.pl/komdown.htm

[3] Raymund Schwager, Grzech pierworodny i dramat zbawienia w kontekście ewolucji, inżynierii genetycznej i Apokalipsy, Tarnów 2002 s.109

O. prof. Jacek Salij OP, st
KAI
SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda