O. Jacek Salij – duszpasterz niepokornych

Cechą postawy o. Jacka Salija OP jest owartość na innych, dar przyciągania różnych środowisk oraz gotowość wsparcia słusznej sprawy, a największym charyzmatem jest chyba wspieranie tych, którzy mają wątpliwości związane z wiarą, czy też działanie na granicy wiara – niewiara. Dlatego dziś tak wielu, z tak różnych opcji politycznych, chętnie przyznaje się do związków z o. Salijem i do tego, że wiele mu w życiu duchowym zawdzięcza – pisze w swym eseju Jacek Czaputowicz, ongiś działacz opozycyjny a niedawno Minister Spraw Zagranicznych. Po raz pierwszy ukazuje niezwykłą, historyczną rolę jaką o. Jacek Salij odegrał jako duszpasterz wobec demokratycznej opozycji w czasach PRL i najważniejszych jej postaci.

19 sierpnia 2022 r. przypada 80. jubileusz o. Jacka Salija, co skłania do refleksji nad znaczeniem tej postaci dla nas – Polaków. Można zapytać, co nowego można powiedzieć o nim. Jego życie zostało opisane w wywiadzie rzece, przeprowadzonym przez Alinę Petrową-Wasilewicz i Jacka Borkowicza i w biograficznym eseju pióra Zofii Fenrych. Znaczenie teologii Jacka Salija przedstawił ks. Jerzy Szymik we wstępie do jego dzieł wybranych, publikowanych przez Teologię Polityczną (ukazały się trzy tomy na temat: św. Augustyna, św. Tomasza oraz Wiary).

W dotychczasowych opracowaniach jednak brakuje ukazania roli Jacka Salija w opozycji demokratycznej okresu PRL. A o. Salij był przecież jednym z inicjatorów i aktywnych uczestników zbliżenia z między środowiskiem „komandosów”, skupionym wokół Jacka Kuronia i Adama Michnika, a katolikami z warszawskiego KiK-u i „Więzi” Tadeusza Mazowieckiego. Współpracował z Komitetem Obrony Robotników, utrzymywał ścisłe związki z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Ruchem Młodej Polski. Uczestniczył w najważniejszych inicjatywach politycznych tego czasu, od „listu 59” z 1975 r., do Komitetu Obywatelskiego z 1989 r.

1. O. Salij urodził się 19 sierpnia 1942 roku we wsi Budy na Wołyniu. Niedaleko stamtąd do Krzemieńca, nieco dalej do Beresteczka. Jacek to imię zakonne, na chrzcie syn Józefa i Agnieszki Salij otrzymał imię Eugeniusz, a mówiono na niego po prostu „Gienek”. Józef Salij pochodził z rodziny zasiedziałej na Wołyniu. Z kolei Agnieszka była najmłodszym dzieckiem Marcina Osolskiego, sołtysa Huty Podgórnej w powiecie biłgorajskim. Zachowała się w pamięci jako piękna kobieta, która miała wielu wielbicieli. Siostra Jacka salezjanka Bożena Salij mówi, że ich matka nie odmówiła oświadczyn Józefa Salija „bo on tak pięknie modli się w kościele”.

Salijowie mieszkali w gospodarstwie na uboczu wsi – chutorze. We wspomnieniach rodzinnych przetrwała historia aresztowania przez Niemców w 1942 r. Agnieszki Salij. O. Salij mówił po latach: „Gdy mama była ze mną w siódmym miesiącu, Niemcy przywieźli do lasu koło naszego chutoru grupę Żydówek z dziećmi, żeby je rozstrzelać. (…) Nieszczęsne kobiety próbowały ratować siebie i swoje dzieci – i rozbiegły się Niemcom. Ci zaczęli je wyłapywać, zagarnęli także moją mamę”. Powiadomiony o tym ojciec pobiegł do Niemców i zdołał ich przekonać, że żona została aresztowana przez pomyłkę. Urodzony wkrótce po tym syn był traktowany przez rodziców szczególnie, pozwalano mu na więcej niż innym dzieciom.

Rodzina Salijów przeżyła rzeź wołyńską jedynie dzięki ukryciu się 15 kwietnia 1943 r. przed niosącymi śmierć banderowcami, po ostrzeżeniu przez ukraińską sąsiadkę. O. Salij twierdzi dziś, że nie powinniśmy zapominać o tych Ukraińcach, którzy z narażeniem życia próbowali ratować Polaków. Jest gorącym zwolennikiem przepracowywania trudnej pamięci historycznej, wzajemnego przebaczenia win i pojednania między oboma narodami. Pragnąłby aby obecna wojna w Ukrainie przyniosła też dobre owoce w postaci polsko-ukraińskiego pojednania.

Jeszcze w 1943 r. rodzina Salijów została wywieziona do Niemiec do pracy, trafiając do wioski Wiry pod Świdnicą. Po wojnie nie mogła już wrócić na Wołyń, osiedliła się więc w Pilawie Dolnej pod Dzierżoniowem. Tam Jacek Salij zaczął chodzić do szkoły.

O. Salij określa swoją religijność w dzieciństwie jako przeciętną. Dodaje jednak, że od piątej klasy szkoły podstawowej codziennie chodził na poranną mszę świętą. Bardzo przejmował się też atakami na kościół i wiarę. Gdy miał czternaście lat, pojechał z kolegą 15 sierpnia 1956 r., do Częstochowy, gdzie blisko milion ludzi modliło się o uwolnienie ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Rok później, w czasie oktawy Bożego Ciała pojechał do Poznania na Targi, ale tak naprawdę na rekonesans w zakonie oo. Dominikanów. Ponieważ wypadł on pozytywnie, złożył odpowiednie dokumenty, a rodziców poinformował o tym, dopiero wtedy, gdy otrzymał odpowiedź z nowicjatu, że został przyjęty.

Można zadać pytanie dlaczego Dominikanie? Otóż na początku lat 1950. na rekolekcje do jego parafii przyjechali Urban Szeremet i Alfons Kwapień z Zakonu Kaznodziejskiego. Potem przysłali list z podziękowaniem za dobre przyjęcie. Proboszcz przeczytał list z ambony wraz ze zdaniem, że cieszyliby się, gdyby któryś z chłopców wstąpił do Dominikanów. Od tego czasu młody Salij wiedział, że zostanie dominikaninem. W tamtym czasie życie zakonne jawiło się mu jako coś atrakcyjnego, jako życie przesycone obecnością Bożą, a nie jako trudne wyzwanie związane z ograniczeniami. Nie mógł doczekać się, kiedy zostanie zakonnikiem.

2. Największym charyzmatem o. Jacka jest chyba wspieranie tych, którzy mają wątpliwości związane z wiarą, czy też działanie na granicy wiara – niewiara. Co jest tego przyczyną? Otóż sam Jacek Salij, będąc już w zakonie, przeżył silny kryzys wiary. Naszły go wątpliwości, dręczyły pytania: a może Boga w ogóle nie ma? „Miałem poczucie jakbym znalazł się w piekle – mówi po latach – mnie gnębiła myśl, że wszystko to kompletny absurd, jeżeli Pana Boga nie ma, a przecież może naprawdę Go nie ma”. Trwało to kilka miesięcy, aż znalazł spowiednika, który nakazał mu, by na konto swoich wątpliwości nie próbował odchodzić od Bożych przykazań i by mimo wszystko wytrwał w modlitwie. W końcu ten brak wiary przezwyciężył, a z późniejszej perspektywy okres ten określa jako łaskę. „Wtedy zobaczyłem – mówi – że moim zadaniem będzie pomagać ludziom, którzy mają jakieś kłopoty z wiarą. Sam wtedy doświadczyłem, co to znaczy być w ciemnościach religijnych zostawionym samemu sobie, bo tamtego spowiednika spotkałem dopiero po różnych bezskutecznych poszukiwaniach pomocy”.

W nowicjacie nabrał też przekonania, że istotą dominikanina jest głoszenie Ewangelii, a to z kolei wymaga rozszerzenia horyzontów i poświęcania się nauce. Oddawał się wiec systematycznym studiom teologicznym. U św. Augustyna cenił nie tyle filozofię, co sposób głoszenia wiary, czemu dał później dowód w książce „Rozmowy ze św. Augustynem”. W tamtym czasie uważał, że św. Tomasz jest przestarzały, dopiero później dostrzegł znaczenie uniwersalizmu jego teologii. Św. Augustyna określa mianem mistrza szczegółu, natomiast św. Tomasza – genialnego syntetyka.

Charakteryzując osobę Jacka Salija musimy przyznać, że w tamtym okresie miał rogatą duszę i był osobą zbuntowaną. Niewiele brakowało, by został usunięty z zakonu, a decyzje w tej sprawie podjęły już wszystkie trzy instancje przewidziane w procedurze usuwania zakonników przed święceniami. Powiedziano mu wtedy, że według powszechnie panującej opinii do życia zakonnego się nie nadaje. Jednak Salij nie uniósł się honorem, nie wystąpił z zakonu na zasadzie, że jak mnie nie chcecie, to ja wam dziękuję. Nie odwołał się też od tej decyzji i nie prosił o jej zmianę. Zastosował wobec siebie zasadę, którą później doradzał innym używając metafory rozlewiska rzek: wypłynął na środek i przestał wiosłować, a prąd zabierał go w dobrym kierunku. Wtedy inni ojcowie bez konsultacji z zainteresowanym podjęli działania na rzecz zmiany decyzji, które zakończyły się powodzeniem. Musiał jednak znosić kolejne upokorzenia gdy przez ponad rok nie dopuszczono go do ślubów wieczystych. Po latach o. Salij przyznał, że był w tamtym czasie osobą nie do końca ukształtowaną – „gdybym miał dzisiaj ogląd samego siebie z tamtych lat, też mógłbym mieć wątpliwości, czy bezpiecznie jest takiego typa zostawić w zakonie i dopuszczać do święceń”.

Droga o. Jacka Salija była więc naznaczona poważnymi wątpliwościami co do wiary. Ujawniona wtedy cecha jego charakteru – pewnego oporu, sprzeciwu i kontestacji – potwierdziła się także później, gdy stał się On ważną postacią opozycji demokratycznej w Polsce. Z kolei zainteresowania pogłębianiem wiedzy, prowadzonymi w celu lepszego przygotowania do ewangelizacji, wydało owoc w postaci jego dzieł teologicznych.

3. Po uzyskaniu magisterium w czerwcu 1969 r. o. Salij rozpoczął prace duszpasterską w krakowskim duszpasterstwie „Beczka”, zaś w latach 1971-1983 był asystentem sekcji kultury warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, która spotykała się w klasztorze dominikańskim przy ul. Freta. Spotkania czwartkowe gromadziły po kilkadziesiąt osób, referaty wygłaszali m.in. Tadeusz Mazowiecki, Bogdan Cywiński, Antoni Słonimski czy Stanisław Barańczak. Należy zgodzić się z Andrzejem Friszke, który pisze, że sekcja kultury była „najbardziej wychyloną ku środowiskom opozycji nielegalnej częścią Klubu”. Niektórzy jej członkowie współpracowali z Komitetem Obrony Robotników, Studenckim Komitetem Solidarności, czy uczestniczyli w organizacji wykładów Towarzystwa Kursów Naukowych.

O. Salij przyjaźnił się wtedy z wieloma pisarzami, m.in. z Anną Kamieńską i Wiktorem Woroszylskim. Tego ostatniego bronił, gdy spadły na niego ataki za grzechy młodości, uznając że człowiek ma prawo do błędów, a jeżeli dokona ich naprawy, należy mu się wybaczenie i szacunek. Był świadkiem nawrócenia wielu osób, które dziś należą do Kościoła. Jak pisze po latach, wyobrażał sobie wtedy, że zbliżenie środowisk liberalnych do kościoła w Polsce odczaruje tradycyjny antykatolicyzm tych środowisk na zachodzie, co okazało się naiwne.

W czerwcu 1973 r. Sekcja Kultury rozpoczęła akcję porządkowania Cmentarza Żydowskiego w Warszawie, połączoną z referatami na temat historii i kultury żydowskiej, m.in. Marka Edelmana, Szymona Datnera czy Władysława Bartoszewskiego. Działania te historycy słusznie interpretują jako reakcję na Marzec 1968 r. i kampanie antysemityzmu.

O. Salij rozpoczął też współpracę z miesięcznikiem „W drodze”, który redagowali ojcowie Marcin Babraj i Konrad Hejmo. Przez wiele lat prowadził tam rubrykę „Szukającym drogi”. Zamieszczał w niej odpowiedzi na listy osób opisujących swoje problemy życiowe. Po latach przyznał, że niekiedy nie wiedział co ma poszczególnym osobom doradzić. Wtedy zalecał: wypłyń na środek i przestań wiosłować, unikniesz wpłynięcia w złą odnogę, a rzeka dokona właściwego wyboru. Dostrzegł też, że najlepsze rady krystalizują się często w samym człowieku, choć długo on sam ich sobie jeszcze nie uświadamia.

W pierwszej połowie lat 1970. o. Jacek Salij był aktywnym aktorem zbliżenia środowisk katolickich i środowiska „komandosów” – uczestników protestu Marca 1968 r., skupionych wokół Jacka Kuronia i Adama Michnika. Brał udział w spotkaniach w mieszkaniu Krzysztofa Śliwińskiego przy ul. Litewskiej w Warszawie, których tematem była m. in. książka Bohdana Cywińskiego „Rodowody niepokornych”. Według notatki SB w czerwcu 1974 r. uczestniczył w spotkaniu z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem, na którym omawiano ideę programu opozycji w Polsce, przeciwnego w stosunku do proponowanego przez posła grupy ZNAK – Janusza Zabłockiego polegającego na utworzeniu stronnictwa katolickiego w zamian za poparcie katolików dla polityki władz. Salij mówił wtedy, że Kościół nie powinien prowadzić działań politycznych, może natomiast oddziaływać w sferze moralności, i w ten sposób wpływać na postawy polityczne. Wyrazem tych spotkań była ewolucja stanowiska środowiska „komandosów” wobec Kościoła.

Lata 70. XX w. to okres podziału społeczeństwa polskiego według kryterium „My – Oni”. Wielu księży, m.in. Józef Tischner, który napisał krytyczną recenzję z książki Michnika „Kościół, lewica dialog”, określiłyby środowisko komandosów mianem „Onych”. Z kolei Salij, który także opublikował recenzję z książki Michnika, lepiej rozumiał dążenie środowisk lewicowych do szerszego uwzględnienia nauczania kościoła. Michnik mówił po latach, że u Salija nie było tej obcości, co u innych księży.

Pewną rolę w rozwijaniu dialogu ludzi lewicy i środowiska katolików odegrał wydawany na emigracji „Aneks”. Salij publikował w nim pod pseudonimem Czesław Krzysztofor. W artykule pt. „Katolicyzm a sprawa polska” pisał, że polski kościół tradycyjny cechuje pewna inercja i nie poddawanie się wpływom socjalizmu, co należy ocenić pozytywnie. Kościół broni człowieka przed różnymi utopiami, takimi jak walka klas, postęp, czy szybkie wprowadzenie sprawiedliwości społecznej, co zwykle odbywa się kosztem cudzej krwi. Chociaż socjalizm był wielkim ruchem na rzecz sprawiedliwości i postępu społecznego, był jednak także ruchem pogardy, ludzkiej nieczułości i hipokryzji, który porzucił tradycyjne chrześcijaństwo. Zadaniem kościoła nie powinno być w żadnym wypadku organizowanie opozycji wobec komunistycznej władzy, lecz realizowanie celów ściśle religijnych. Salij przyznaje także, że głoszenie ewangelii i brak zgody na przywłaszczanie przez władzę prawa do określania tego, co jest dobrem a co złem, może mieć znaczenie polityczne. Katolicy powinni wykazywać się odwagą, by zasady wynikające z ewangelii wprowadzać w życie.

W innym artykule, który ukazał się na łamach „Aneksu” Salij pyta czy Polakom potrzebna jest polityczna eschatologia. Jego zdaniem Polacy mają właściwą świadomość i zdają sobie sprawę z ułomności systemu socjalistycznego. W latach 70. XX w. nikt już nie bronił poglądu, dominującego jeszcze dekadę wcześniej, że socjalizm jest co do zasady dobry, a jedynie wdrożenie w życie jego zasad jest wadliwe. Salij ubolewa też, że godzimy się na poniżanie naszej godności, choćby uczestnicząc w wyborach do sejmu, które w ustroju zwanym obłudnie demokracją ludową są farsą.

4. O. Jacek Salij był sygnatariuszem zainicjowanego przez Jana Olszewskiego w 1976 r. „listu 59”, w którym domagano się zagwarantowania w Konstytucji i innych ustawach swobód obywatelskich, w tym wolności sumienia i praktyk religijnych, zrównania praw wierzących i niewierzących w zakresie zajmowania stanowisk państwowych, utworzenia wolnych związków zawodowych i zagwarantowania prawa do strajku, zniesienie cenzury i państwowego monopolu informacji oraz zapewnienia autonomii wyższych uczelni. W liście czytamy także , że powyższych wolności „nie da się pogodzić z przygotowywanym uznaniem kierowniczej roli jednej partii w systemie władzy państwowej”. Dokument ten pokazał, że nie całe społeczeństwo, jak to przedstawiały władze, popiera linię dalszego uzależniania kraju od Moskwy. Odegrał też ważną rolę w powstaniu Komitetu Obrony Robotników i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela.

Służba Bezpieczeństwa podjęła wobec sygnatariuszy listu działania operacyjno-polityczne zmierzające do zneutralizowania wrogiej z perspektywy władz działalności. W przygotowanej przez SB charakterystyce Jacka Salija czytamy, że „wielokrotnie ułatwiał niektórym „komandosom” docieranie do KiK-u i udział w spotkaniach i imprezach organizacyjnych”. O. Salij został uprzedzony przez rektora ATK Jana Stępnia, że za kolejnym razem zostanie zwolniony z uczelni. Gdy mimo to podpisał tzw. „List 101” w obronie robotników radomskich, wszyscy na uczelni oczekiwali, że zostanie rzeczywiście zwolniony z pracy. Salij wspomina, że czuł się wtedy jak trędowaty, jednak po osobistej interwencji kardynała Stefana Wyszyńskiego u rektora Stępnia otrzymał przedłużenie umowy o pracę. Władze wówczas zastosowały taktykę przeciągania ponad miarę jego wniosków o habilitację i docenturę.

Słynne były Pasterki organizowane przez o. Salija. Jacek Kuroń wspomina, że po wigilii opozycyjna Warszawa ściągała do klasztoru dominikanów na Pasterkę, po której wszyscy zbierali się w salce katechetycznej. Ponieważ w tradycji walterowskiej dużo śpiewano, a później doszły do tego piosenki marcowe, czeskie z 1968 r. i rosyjskie łagierne – pisze Kuroń w swoje Autobiografii – „mieliśmy wyraźną przewagę nad młodzieżą z Klubu Inteligencji Katolickiej. Robiliśmy konkursy na kolędowanie, komandosi kontra młodzież kikowska. I wygrywaliśmy. Wbiło się to tak w pamięć Jacka Salija, że w czasie ostatniej pasterki przed moim wyjściem z więzienia, czyli w 1984 roku powiedział: – No, kolędować nie damy rady bo nie ma Jacka Kuronia”.

Z dokumentów wytworzonych przez SB dowiadujemy się także, ze u Jacka Salija w klasztorze dominikanów przy ul. Freta miało się odbyć 17 września 1978 r. z inicjatywy Jacka Kuronia ogólnopolskie spotkanie przygotowawcze do utworzenia federacji Studenckich Komitetów Solidarności. Służba Bezpieczeństwa podjęła jednak skuteczne działania zapobiegawcze, nie dopuszczając do spotkania przedstawicieli SKS-ów z Gdańska, Krakowa, Poznania, Szczecina, Warszawy i Wrocławia. Z kolei w październiku 1979 r. o. Jacek Salij głosił kazania dla uczestników głodówki w Kościele św. Krzyża w Warszawie, zorganizowanej na znak protestu przeciwko aresztowaniu rzeczników „Karty 77” w Czechosłowacji. W mszy świętej na zakończenie głodówki modlono się, o nie poddawanie się nienawiści i umiejętność przebaczania prześladowcom.

Pod koniec lat 70. XX w., a więc w czasie kiedy wykłady TKN były sparaliżowane przez bojówki SZSP, sale katechetyczne w Kościele o. Dominikanów przy ul. Freta były ważnym miejscem, gdzie można było jeszcze swobodnie dyskutować. Nawiązane tam więzi współpracy studenckich działaczy opozycyjnych skutkowały różnego rodzaju inicjatywami, takimi jak udział w demonstracji przed Ośrodkiem Kultury Czechosłowackiej w Warszawie w związku z aresztowaniem działaczy Karty 77, akcja rozwiązania SZSP i powołania niezależnej organizacji studenckiej, czy powołanie Akademickiego Biura Interwencyjnego w maju 1980 r. Inicjatywy te przyczyniły się z kolei do powołania – już we wrześniu 1989 r. – Niezależnego Zrzeszenia Studentów.

Sam Salij był wtedy jednym z sygnatariuszy „Apelu 64” z 20 sierpnia 1980 r. do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i władz o podjęcie dialogu, przywiezionego do Stoczni Gdańskiej przez Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego.

5.Kazania o. Salija w czasie stanu wojennego były skierowane na tematy ogólne, takie jak znaczenie odwagi cywilnej. Przylgnęła jednak do niego opinia duszpasterza opozycji, dlatego był obserwowany przez SB. Należał też do tych księży, którzy sprawowali opiekę duszpasterską nad internowanymi. W Darłówku prowadził rekolekcje na temat miłości nieprzyjaciół, które jednak po pierwszej konferencji zostały odwołane. Internowani podjęli głodówkę w tej sprawie, jednak władze więzienne nie zgodziły się na ich wznowienie.

W Darłówku Salij spotkał się także z Grażyną Kuroń, żoną Jacka. Od koleżanek dowiedział się, że jej sytuacja zdrowotna jest katastrofalna. Gdy w końcu została zwolniona, choroby nie udało się już zatrzymać. Trzy miesiące po śmierci żony Jacek Kuroń napisał przejmujący list do Jacka Salija (publikujemy go poniżej), który pokazuje jak głęboki dialog prowadził z o. Salijem na temat Boga i wiary. Kuroń określił później Jacka Salija mianem „człowieka wręcz dziecięcej wiary”. To prawda, jego wiara emanowała na tych, którzy się z nim stykali.

Niekiedy żony działaczy opozycyjnych prosiły go, by skłonił ich mężów do zaprzestania aktywności i zajęcia się rodziną. Odpowiadał im zwykle: „Rzecz jasna, przywołuj go do rodziny, gdyż to jego obowiązek, ale jeżeli za bardzo cię nie słucha, to ty się w duchu z tego ciesz”. Szlachetna jest osoba, która stara się godzić dobro rodziny z działaniem na rzecz dobra wspólnego.

Andrzej Friszke pisze, że w połowie lat 1980. Sekcja Kultury KiK przeżywała głęboki kryzys, który był m.in. wynikiem odejścia o. Jacka Salija oraz podjęcia rozmów politycznych z sekretarzem PRON Jerzym Jaskiernią. Jacek Salij poszedł inną drogą, autorytetu wspierającego działania, które w sposób zdecydowany przeciwstawiały się komunistycznym władzom. Jednym z nich była prowadzona przez Ruch „Wolność i Pokój” walka z Ludowym Wojskiem Polskim, zbrojnym ramieniem PZPR, poprzez odmowę złożenia przysięgi wojskowej lub służby wojskowej. Przypomnijmy, że przysięga wojskowa zobowiązywała poborowych do obrony pokoju w sojuszu z armią radziecką. Nie było tylko zobowiązaniem tylko teoretycznym, na co wskazuje udział wojska polskiego w interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. oraz w tłumieniu protestów robotniczych na Wybrzeżu w 1970 r. i w czasie stanu wojennego 1981 r. Tekst Jacka Salija pt. „Problem odmowy służby wojskowej na Soborze Watykańskim II” dostarczał moralnych podstaw dla protestu. Ojcowie soborowi uznali, że władze państwa powinny uwzględnić postawy osób, które z powodu sumienia odmawiają służby wojskowej, przez zapewnienie im możliwości służenia społeczeństwu w inny sposób. W sukcesie Ruchu „Wolność i Pokój”, który poprzez działania bez użycia przemocy doprowadził do zmiany treści przysięgi wojskowej i wprowadzenia służby zastępczej, udział miał więc też o. Jacek Salij. Był on także ważnym uczestnikiem seminarium zorganizowanego przez „WiP” na temat porozumień helsińskich w maju 1987 r. w kościele Miłosierdzia Bożego przy ul. Żytniej w Warszawie. Seminarium to zainicjowało serię spotkań w stolicach państwach bloku (Praga, Moskwa, Budapeszt), przyczyniając się do integracji środowiska opozycyjnego Europy Środkowowschodniej – i w konsekwencji – do przełomu 1989 r.

Nie mogło też zabraknąć o. Jacka Salija w kluczowej inicjatywie w tamtym czasie – Komitecie Obywatelskim przy przewodniczącym NSZZ „Solidarność”. Chociaż w tym wypadku udzielał mu raczej moralnego autorytetu, niż był aktywnym uczestnikiem dyskusji, co wynikało z chęci skupienia się na działalności duszpasterskiej i nie angażowania się w działania polityczne.

6. Nie jest celem tego eseju omawianie teologii o. Jacka Salija. Zrobią to zapewne inni, być może przy okazji ukazywania się kolejnych tomów jego „Dzieł wybranych”, wydawanych przez Teologie Polityczną. Możemy jednak zgodzić się z opiniami, że Salij ma dar przedstawiania prawd wiary w sposób prosty, a jego teologię cechuje służebność i ścisły związek z życiem. O. Salij jest autorem wielu pozornie drobnych prac, które są w istocie wielkie, różnych rad „szukającym drogi”, czy odpowiedzi na „pytania nieobojętne”. Właśnie w tych pracach – pisze ks. Jerzy Szymik – Salij „jest najoryginalniejszym polskim teologiem swojego pokolenia, sytuując swoją teologiczną pracę na styku dogmatyki i życia”. Potrafi rozjaśnić ciemność rozumu i wskazać swoim czytelnikom drogę, którą powinni podążać zgodnie z nakazami Ewangelii.

Po 1989 r. relacje działaczy KOR i Jacka Salija nie były już tak przyjazne, jak w latach 70. i 80. XX w. W 2009 r. Michnik mówił, że Salij swoje artykuły w Aneksie wspomina zapewne „z rumieńcem wstydu, zważywszy, co obecnie pisze”. Nie dostrzegam niczego, czego Salij miałby się wstydzić, ani w tym co opublikował w Aneksie, ani w tym co pisał później. Z kolei sam Salij wyrażał swoje rozczarowanie faktem, że środowiska, z którymi był kiedyś blisko, stają mu się obce. Jednak przyczyną tego nie była zmiana w poglądach Salija, lecz zmiana w postawach tych środowisk.

Cechą postawy o. Jacka Salija jest owartość na innych, dar przyciągania różnych środowisk oraz gotowość wsparcia słusznej sprawy. Wybitny teolog o. Wojciech Giertych OP, który w latach 70. XX w. prowadził z o. Salijem długie rozmowy o polityce pisze, że jego rozmówcy bliższa była tradycja politycznej lewicy, natomiast jemu samemu – poglądy prawicy. Nie sądzę jednak, by o. Jacka Salija można było tak łatwo zaklasyfikować według kryteriów politycznych. Wykazywał on zawsze pewną wrażliwość na sprawy sprawiedliwości społecznej, czy moralnych aspektów wojny i pokoju, która cechuje ludzi lewicy, zawsze jednak stał na gruncie nauczania Kościoła. Dlatego dziś tak wielu, z tak różnych opcji politycznych, chętnie przyznaje się do związków z o. Salijem i tego, że wiele mu w życiu duchowym zawdzięcza.

Jacek Czaputowicz, Minister Spraw Zagranicznych w latach 2018-2020.

Jacek Czaputowicz / Warszawa
KAI

Wpisy powiązane

DO POBRANIA: Biuletyn Tygodniowy CIZ 51-52/2024

Paulini zapraszają do przeżywania świąt na Jasnej Górze

RPO: ks. Michał O. w areszcie był traktowany niehumanitarnie