– Żyjemy w fenomenie migracji, który dopiero się zaczął. Kościół musi znaleźć odpowiedź na to, w jaki sposób te osoby przygarnąć i pokierować tutaj na miejscu – mówi w rozmowie z KAI dyrektor Duszpasterstw Obcojęzycznych w Polsce, o. Wiesław Dawidowski OSA. Duszpasterstwa te oferują pomoc duchową, psychologiczną, a nawet społeczną. – Dla wielu tych osób Kościół jest ważnym punktem odniesienia. Dzięki temu mają jakieś poczucie stabilności – dodaje. W tym roku Kościół katolicki obchodził 110 Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Na świecie jest około 150 milionów uchodźców, a także ponad 300 mln migrantów zarobkowych. W Polsce przebywa obecnie ok. 2,5 mln cudzoziemców, z czego prawie milion to uchodźcy z Ukrainy.
Maria Olek (KAI): Kiedy i dlaczego powstały w Polsce ośrodki duszpasterstw obcojęzycznych?
O. Wiesław Dawidowski, OSA: – To była potrzeba chwili, związana z wyzwaniem migracji w świecie. To także odpowiedź na apel św. Jana Pawła II, jak i Papieża Franciszka, aby wyjść naprzeciw potrzebom duszpasterskim katolików innych ras i języków, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na terenie naszego kraju. Ten fenomen znany jest już od czasów I wojny światowej, a my Polacy doświadczyliśmy tego po II wojnie Światowej i w czasie komunizmu.
Ile działa u nas takich ośrodków?
– W chwili obecnej w Polsce jest nas 23 różnych duszpasterzy obcokrajowców, zgromadzonych w około 20 ośrodkach, szczególnie w dużych aglomeracjach miejskich. Te najbardziej znane to Warszawa, Wrocław, Katowice, ale także Poznań, Gdańsk, czy Koszalin i Kołobrzeg, Płock Mamy także duże skupisko obcokrajowców w Lublinie, w tym cudzoziemców pochodzących z Ukrainy, ale również studentów z Afryki.
Jaką rolę pełnią te duszpasterstwa?
– Towarzyszą obcokrajowcom w życiu sakramentalnym tutaj w kraju. Wspierają integrację i asymilację z lokalnym środowiskiem na tyle, na ile to możliwe. Dokument papieża Franciszka „Erga migrantes caritas Christi” podkreśla nie tylko konieczność przygarnięcia uchodźców, migrantów, osób zrelokalizowanych, ale również zaprasza ich samych do poznania lokalnej kultury, do jej poszanowania. Naszą rolą jest pokazanie tego, co jest dla nas wspólne, czyli wiara w Jezusa Chrystusa. To od Niego czerpiemy wzorzec na wspólną drogę ku Bogu. Uważam, że te duszpasterstwa przełamują lęki wobec migrantów, jakie są zauważalne w niektórych polskich środowiskach.
Jaka pomoc jest jeszcze oferowana?
– Poza pomocą duchową, to także pomoc psychologiczna. Często są to osoby, które potrzebują głębszego towarzyszenia, wsparcia emocjonalnego, medycznego, rzadziej materialnego. Jeśli ktoś dostanie się do Polski, to na ogół potrafi zadbać o własne źródło dochodu. Bardziej potrzebna jest pomoc prawna, czyli wskazanie drogi, kierunku, np. jak zalegalizować, czy przedłużyć swój pobyt w Polsce. Można to nazwać posługą społeczną.
Czego jeszcze potrzebują?
– My duszpasterze staramy się wyjść naprzeciw oczekiwaniom tych osób. Cały czas podkreślamy, że katolickość to uniwersalność. Dla wielu tych osób kościół jest ważnym punktem odniesienia. Dzięki temu mają jakieś poczucie stabilności. Widzę wielkie zapotrzebowanie na sakrament pojednania, a podczas niego poruszanie indywidualnych i wrażliwych treści. Ważna jest również możliwość przygotowania się do Chrztu Świętego czy Bierzmowania dla osób dorosłych. Poprzez kursy przygotujemy narzeczonych do zawarcia związku małżeńskiego. Rozwijamy się.
Czy wiemy, ilu ludzi należy do duszpasterstw obcojęzycznych?
– W moim duszpasterstwie anglojęzycznym gromadzi się ok. 450 osób z 20 różnych narodowości z każdego kontynentu. Są to osoby bardzo różne, od pracowników ambasad po studentów, sprzątaczki, gospodynie, czy osoby pracujące w firmach IT. Podobna liczba jest w duszpasterstwie w Katowicach, we Wrocławiu. Dosyć dużo jest także w Lublinie. Są także inne duszpasterstwa językowe. Jest np. niepoliczalna rzesza Białorusinów, którzy się bardzo szybko asymilują, podobnie Ukraińcy. Żyjemy w fenomenie migracji, który dopiero się zaczął. Kościół musi znaleźć odpowiedź na to, w jaki sposób te osoby przygarnąć i pokierować tutaj na miejscu.
Z jakich narodowości jest najwięcej?
– W duszpasterstwie, które prowadzę, kiedyś to byli głównie biali Amerykanie i Irlandczycy. Dzisiaj zauważam dominację Hindusów i Afrykańczyków z różnych krajów Afryki. Jest spora grupa cudownych młodych ludzi z Bliskiego Wschodu. Bardzo aktywni są Filipińczycy, prężnie się integrujący się między sobą w swojej społeczności, która nazywa się „Pinoys In Poland”. Spotykają się zatem także w ramach własnych spotkań.
W jakich językach prowadzone są duszpasterstwa?
– W języku angielskim, francuskim, ukraińskim, białoruskim, wietnamskim, niemieckim, węgierskim. Mamy także duszpasterstwo Ormian, czyli język armeński. Duszpasterstwo chińczyków prowadzą ojcowie werbiści. Jest duża różnorodność. Nie ma duszpasterstwa rosyjskojęzycznego.
Czy jest potrzeba utworzenia duszpasterstwa rosyjskojęzycznego?
– To jest bardzo delikatna sprawa. Istnieje w Polsce Prawosławny Kościół Autokefaliczny i tam powinniśmy odsyłać osoby prawosławne. Trudno powiedzieć, ilu łacińskich katolików jest wśród Rosjan, znajdujących się w Polsce. Musimy być przygotowani na niespodzianki. Migracje są wynikiem pewnych zjawisk politycznych, społecznych, są częścią większych kryzysów. Nie wiemy, co nas jeszcze czeka.
A jak wygląda specyfika duszpasterstwa Romów?
– Mamy słabość w kontakcie z duszpasterzami Romów. To trochę szkoda, bo wiem, że działają na południu Polski. Razem z bp. Krzysztofem Zadarko – szefem całej naszej działalności – mamy nadzieję na zawiązanie współpracy także z nimi.
Czy obserwuje Ojciec integrację obcokrajowców z Polakami?
– Na to składa się kilka czynników. Po pierwsze, znajomość języka, albo jej brak. Po drugie, chęć w ogóle wyjścia poza swoją bańkę kulturową i sferę komfortu, do czego potrzeba wiele wysiłku. Po trzecie, brak wyjścia ku migrantom i obcokrajowcom ze strony polskich obywateli ze względu na kolor skóry, czy różnice kulturowe. Integracja jest najłatwiejsza w przypadku pracy w jakiejś firmie, która tworzy jakąś społeczność. Zrozumiałe, że zawierane są znajomości i przyjaźnie pomiędzy pracownikami. Na ogół występuje wtedy, gdy dzieci migrantów idą do polskich szkół i uczą się w języku polskim. Obserwuję też życzliwość migrantów względem Polaków. Teraz podczas powodzi na południu Polski wielu duszpasterstw obcokrajowców angażuje się hojnie w pomoc polskim powodzianom. Na tym poziomie dostrzegam właśnie integrację.
Jaką rolę odgrywa w procesie adaptacji uchodźców JRS Poland – Jezuicka Służba Uchodźcom?
– Ojcowie jezuici wykonują fantastyczną robotę na skalę międzynarodową, ucząc języka polskiego i pracując szczególnie wśród ludzi pochodzących z Bliskiego Wschodu.
Jakie są obecnie największe wyzwania duszpasterstw obcojęzycznych?
– To jest zawsze posiadania własnego niezależnego ośrodka. To także wyzwanie posiadania księży, którzy nie tylko będą znali język, ale będą umieli wejść w mentalność i kulturę ludzi, którzy do Polski przybywają. Przez blisko 25 lat pracuję wśród migrantów i obcokrajowców w Polsce, a jestem ciągle zaskakiwany przez rozmaite zwyczaje różnych kultur i ciągle się uczę. Ważne jest także to, aby nie usiłować przeflancować modelu polskiego katolicyzmu w tamtą stronę. Można podkreślać wskazać, że jesteśmy w Polsce i na przykład nas obowiązują pewne normy w liturgii, ale musimy pamiętać, że w Kościele powszechnym istnieje wielka różnorodność. Duszpasterz musi być na to przygotowany i wrażliwy.
Rozmawiała Maria Olek.