Historia tego niezwykłego obrazu zaczęła się na dobrą sprawę w roku 1604. Jan Zebrzydowski, syn sławnego na całą Polskę wojewody (krakowskiego, lubelskiego) i marszałka wielkiego koronnego Mikołaja Zebrzydowskiego, licząc sobie zaledwie 20 lat wyruszył na wojnę austriacko-turecką. Odjechał na czele ojcowskiej chorągwi o nazwie Milicja św. Michała, zapewne w sile kilkudziesięciu żołnierzy, najwyżej stu.
Polskie chorągwie w XVII wieku liczyły już tylko od 50 do 200 żołnierzy (najczęściej około 100 lub nieco ponad). Kiedy oddział przybył pod zagrożony Ostrzyhon, Turcy odstąpili od oblężenia. Ojciec Mikołaj uznał to za ewidentny cud dokonany za sprawą św. Michała Archanioła i wysłał w następnym roku syna do Gargano w Apulii, najsłynniejszego i najstarszego sanktuarium michalickiego w świecie chrześcijańskim. Miał tam jego kochany Jan złożyć bogaty dar i zamówić dla ojca kopię cudownej figury św. Michała. Zapewne chodziło o rzeźbę wykonaną przez Andrea Contucciego (zwanego Sansovino), wszak została ulokowana w grocie w roku 1507 i do dzisiaj uważana jest przez wiernych za cudowną. Mimo szczerych starań młodzieńca, figury nie udało się zdobyć, a więc zamówił Jan obraz wykonany „na podobieństwo” rzeźby.
Fotografia obrazu
Święty Michał Archanioł, ukochany konterfekt Mikołaja Zebrzydowskiego, fot. Herbert Oleschko
Wymiary obrazu duże nie są, trochę więcej od popularnego dzisiaj formatu A4, a więc z przewozem nie było problemów. Wracał zaś Jan do Polski bardzo długo. Odwiedził na wzór ówcześnie panującej mody wśród zamożnych młodzieńców najpierw Hiszpanię, a potem Francję i Niemcy – w końcu „podróże kształcą”. W ojcowskich progach zawitał po trzech latach (1608) i przekazał zamiast zamówionej figury obraz. Mikołaj od razu ten konterfekt szczerze pokochał i nie odstępował go podobno nawet na krok. Kazał wykonać specjalny kuferek i zabierał obraz ze sobą gdziekolwiek wyjeżdżał, nawet na krótko. Ostatnie trzy lata życia (1617-1620) spędził „na dewocji” w ufundowanej i wybudowanej przez siebie pustelni św. Marii Magdaleny, znajdującej się na obrzeżach sanktuarium kalwaryjskiego. Odsunął się od spraw światowych i funkcji publicznych. Słynąc przez całe życie z pobożności, przeczuwając zapewne zbliżający się koniec doczesnego żywota, wybiegał ku sprawom wiecznym i niebieskim, a ukochany portret był mu jedną z największych pociech. Obraz ten jest obecnie pieczołowicie przechowywany w sanktuarium kalwaryjskim przez Braci Mniejszych nazywanych w polskiej tradycji Bernardynami.
Mikołaj Zebrzydowski (domena publiczna)
Fama głosi, że w opuszczonej po II wojnie światowej pustelni św. Marii Magdaleny, gdzie wybitny fundator spędził ostatnie swe lata, zagnieździły się złe siły. Miało tam ponoć straszyć i na wszelki wypadek dwukrotnie odprawiono specjalne modlitwy. Dobrze wtajemniczeni przypuszczają, że dziwne szmery oraz odgłosy mogły pochodzić od leśnej zwierzyny, bo też teren jest wokół bardzo ale to bardzo dziki, istna puszcza. Niedawno zamieszkał w pustelni pewien światły i mądry mnich-profesor. Po przejściu na emeryturę marzył na podobieństwo zacnego Mikołaja Zebrzydowskiego odsunąć się od spraw światowych i zaznać tu ukojenia duchowego. Nawet jeżeli przycupnęły tu jakieś złe moce, to bez wątpienia na wieść o przybyciu tego Męża Bożego, czmychnęły „aż do Górnego Egiptu”, a mówiąc mniej biblijnie – „gdzie pieprz rośnie”. Dziki tylko grasują tu w ogromnych watahach. Po ich przejściu dopiero co wczoraj zielone skwery wyglądają jak zaorane przez traktory pola.
Herbert Oleschko
Za: www.michalici.pl