Kapłan poinformował, że dwa razy rozgrzeszył wszystkich uczestników lotu, w tym raz na kilka sekund przed zetknięciem się samolotu z ziemią.
– To było wydarzenie o ogromnym potencjale emocji – dodał redemptorysta. Podkreślił, że to, co najważniejsze, dokonało się chyba w sercach i umysłach ludzi, którzy musieli zmierzyć się z tym wydarzeniem. Nie znajdował wprost słów, by wyrazić swoje uznanie kapitanowi i załodze boeinga.
Opowiadał też, że około 40 minut przed lądowaniem kapitan podał do wiadomości pasażerów, że będzie to lądowanie awaryjne ze względów technicznych. – Człowiek przez kilkadziesiąt minut był bezradny – wspomina ksiądz i dodaje, że był to czas na racjonalizację emocji i zaczepienie się w Panu Bogu.
– Nie doszło do paniki. Podziwiałem pasażerów, matki z dziećmi. To było coś niesamowitego. Sam moment lądowania to była przerażająca cisza. Kiedy samolot dotknął ziemi, spodziewaliśmy się, że to będzie uderzenie, hałas. A dotknął ziemi, jakby wylądował na jakiejś gąbce. Ktoś krzyknął, że udało się wysunąć podwozie. Okazało się, że nie – relacjonował redemptorysta. Potem nastąpiła sprawna ewakuacja.
KAI / Telewizja Trwam / slo
Za: www.deon.pl