Khedi Alieva wzięła udział w konferencji online zorganizowanej przez krakowską Wspólnotę Hanna z racji przypadającego 27 września Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy.
Czeczenka niechętnie wraca do wydarzeń, które spowodowały, że musiała opuścić ojczyznę. Wyjechała już po wojnie, po tym, jak w 2002 r. straciła męża i przez 10 miesięcy próbowała dowiedzieć się, co się z nim stało. – Szukałam go po całym kraju, w szpitalach, więzieniach, wszędzie. Dowiedziałam się, że został porwany i wysadzony w powietrze przez rosyjskich żołnierzy – opowiada. Po tej tragedii została w Czeczenii jeszcze 10 lat, mając nadzieję, że sprawcy śmierci jej męża będą sprawiedliwie ukarani. Została jednak zmuszona do opuszczenia Czeczenii.
– Myślałam przede wszystkim o moich dzieciach. Chciałam, żeby żyły w spokojnym, bezpiecznym miejscu i dorastały jak inne dzieci – wyznaje.
Postanowiła poznać polskie obyczaje, święta i religię, bo wiedziała, jak ważne jest, by szanować kraj, w którym się mieszka. – Przeczytałam Biblię i widzę, że jesteśmy bardzo podobni, bo modlimy się do tego samego Boga – podkreśla muzułmanka. – Powiedziałam rodzinie: “W domu jesteśmy Czeczeńcami, ale na ulicy – jak Polacy” – dodaje.
Jak wspomina, pojechała do Wadowic, by poznać miejsce narodzin polskiego papieża. Odwiedziła też Kraków. W 2017 r. uczestniczyła w Szczecinie w konferencji naukowej na temat pracy socjalnej, gdzie po raz pierwszy usłyszała o św. Bracie Albercie. Płakała, słuchając historii jego życia. – Dał ludziom dach nad głową, ten jeden krok potrzebny, by przywrócić im godność. Z jego inspiracji stworzyłam w Polsce dom międzykulturowy – opowiada. Do Fundacji Kobiety Wędrowne zaprasza uchodźców – starszych, młodzież i dzieci – bo chce, by docenili swoje życie w Polsce. – Wiele dostałam od Polaków. Wspierali mnie, spotkałam tutaj wspaniałych ludzi. Mam tylko dobre doświadczenia – zapewnia K. Alieva.
Dziś ma wielu przyjaciół w całym kraju, jej dzieci doskonale mówią po polsku. Khedi Alieva podkreśla, że ważna jest edukacja, “aby człowiek, który przyjechał do Polski, wiedział, dokąd przyjechał”. Potrzebna jest także otwartość ze strony Polaków, którzy – jak mówi – są tu gospodarzami i do nich należy zrobienie pierwszego kroku w stronę żyjących tu obcokrajowców. – Musimy się spotykać, by wzajemnie się poznać, żeby nie było lęku i uprzedzeń – przekonuje.
Czeczenka marzyła o prowadzeniu piekarni i dzieleniu się chlebem z potrzebującymi, zwłaszcza samotnymi i ludźmi w podeszłym wieku, jednak te plany pokrzyżowała pandemia. – Wciąż jednak myślę: jak pomagać? Polacy mi pomogli, chciałabym też im pomóc – mówi.
Inicjatorka Fundacji Kobiety Wędrowne chciałaby kiedyś wrócić do rodzinnego kraju, ale na razie jest to niemożliwe. – Płynie we mnie polska krew, bo w czasie operacji w Polsce miałam transfuzję. Wielu ludzi się za mnie wtedy modliło. Ale pozostałam Czeczenką – podkreśla.