Trzeci raz z rzędu pojechałem w sierpniu na zastępstwo do Lyonu. Znajomi zaprosili mnie na obiad. Był tam również ksiądz z Beninu – zakonnik, który od wielu lat mieszka we Francji. Był w koloratce. Rozmawialiśmy o liturgicznych nadużyciach w francuskim Kościele, świeckiej indoktrynacji w szkołach państwowych i edukacji domowej. Przypuszczam, że większość francuskich księży i sióstr nie wiedziałby, o czym rozmawialiśmy.
Do Europy przyjeżdża coraz więcej księży z Afryki. W mojej warszawskiej wspólnocie rektorem jest teraz o. Firmin Azalekor z Togo. W Polsce jest od 12 lat. Tu skończył teologię, a Biblię studiował w Rzymie. Jest także o. Józef Nguyen Them z Wietnamu. Od wielu lat werbiści z innych prowincji przyjeżdżają do Polski na studia, niektórzy tu zostają. W Pieniężnie są w tej chwili seminarzyści z Ghany, Indonezji i PNG. Jako werbiści zawsze staramy się pracować we wspólnotach międzynarodowych. To bardzo prosty i czytelny znak tego, że Kościół jest katolicki, tzn. powszechny i uniwersalny.
Ojcowie Firmin i Józef przyjechali do Polski jako misjonarze. Europa ma wiele pięknych katedr i kościołów, ale jest coraz mniej powołań. Brakuje księży, a ten brak jest już odczuwalny także w Polsce. W ubiegłym miesiącu w Gościu Niedzielnym przeczytałem o „Księżach z eksportu”. Artykuł mówił o księżach diecezjalnych z Afryki, którzy przyjeżdżają do Europy na studia i później zostają do pracy duszpasterskiej, a powinni wrócić do pracy w seminarium w Afryce, jako wykładowcy. To jest problem i rację mają afrykańscy biskupi, że biją na alarm. Na małej parafii w Belgii spotkałem w ubiegłym roku księdza z Kongo z doktoratem, który mógłby z powodzeniem być rektorem u siebie w seminarium. Został na małej belgijskiej parafii. Kiedyś polscy księża też zostawali na Zachodzie, gdyż dużą rolę odgrywał czynnik ekonomiczny. Migracja duchownych to dość złożony problem, podobnie jak brak powołań w Europie.
Podczas pobytu we Francji odwiedziłem dwa benedyktyńskie opactwa. To dwa z sześciu, w których liturgia godzin sprawowana jest w całości po łacinie, a Msza św. w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Na jutrznię i Mszę św. pojechałem do opactwa św. Marii Magdaleny w Le Barroux. Założycielem i budowniczym klasztoru był benedyktyn Gérard Calvet (+2008). W obliczu burzliwych przemian posoborowych, za zgodą przełożonych, zaczął w 1970 r. żyć jako eremita. Wkrótce dołączyli do niego liczni uczniowie i zaczęli budować wspólnotę, która sprawuje łacińską liturgię.
Po południu pojechałem na nieszpory do opactwa Notre Dame de Triors. W Le Barroux było około 55 mnichów, a w Triors 35. Byli to głównie młodzi ludzie. Wśród modlących się mnichów widziałem też kilku kandydatów. Po drodze wstąpiłem również do opactwa sióstr trapistek w Chambarand, które trzy miesiące temu zostało zamknięte. Pojechałem tam ponieważ trzy siostry mieszkają teraz w domu opieki, w którym przez trzy tygodnie zastępowałem kapelana. Od wielu lat nie miały żadnego powołania. Ze względu na wiek musiały podjąć decyzję o zamknięciu klasztoru. Kiedyś była to wielka i prężna wspólnota licząca ponad 50 mniszek. Liturgia godzin i Msza św. posoborowa była sprawowana tam po francusku.
Dyskusja na temat reformy posoborowej jest tu ciągle żywa i nawet ponad pół wieku po Soborze Watykańskim II dzieli francuski Kościół. Odczułem to w rozmowach z siostrami w domu opieki. Takich podziałów nie ma w polskim Kościele. Ale nie tylko tego nie ma w Polsce. Trapistki z Chambarand, to jeden z wielu klasztorów cysterskich o surowej regule we Francji. W sumie jest ich jeszcze 26. W Polsce nie było i nie ma ani jednego.
—————————————————
Komunikaty SVD 10/2019, s. 20-21.