Jak przez mgłę zaledwie prześwituje niewyraźny zarys jej postaci, który szybko niknie w nieprzejrzanych mrokach czasu. Niewdzięczna pamięć wieków obeszła się z nią po macoszemu – pisze Roman Brandstaetter o Pice Bernardone, mamie św. Franciszka. Z okazji Dnia Matki zapraszamy do lektury!
Donna Pika byłą Prowansalką. Jej rzekomo szlacheckie pochodzenie spreparowali późniejsi hagiografowie, którzy nie mogli pogodzić się z myślą o mieszczańskim pochodzeniu Franciszka. Piotr poznał ją w nieznanych nam okolicznościach, podczas jednej z kupieckich podróży do Prowansji.
Prowansja była w owych czasach ojczyzną trubadurów, a język prowansalski – językiem poezji lirycznej i miłosnej. W świadomości średniowiecznego człowieka nazwa tego kraju kojarzyła się z kobiecym pięknem, z dworską miłością, galanterią, z wybrednym smakiem artystycznym i wystawnym stylem życia. Prowansalski trubadur był idolem epoki. Jego pieśni – mówiąc językiem XX wieku – były przebojami, które obiegały Francję, Włochy, Hiszpanię, Anglię. I oto trzeźwy umbryjski kupiec, chodzący obiema nogami po ziemi, pojął za żonę dziewczynę z kraju będącego synonimem poetyckiej przygody i miłosnego szaleństwa. Pika wniosła mu na pewno bogate wiano. Piotr Bernardone nie ożeniłby się z ubogą dziewczyną. Może ojcem Piki był jakiś zamożny kupiec prowansalski, z którym Piotr nawiązał stosunki handlowe? Jak by nie było, małżeństwo Piotra z prowansalską panną uchodziło na pewno w oczach assyskich mieszczan za nie lada awans społeczny.
O donnie Pice nic prawie nie wiemy. Garść wiadomości, które historycy zdołali zebrać, pochodzi z domysłów, wysnutych z życia jej świętego syna. Wszystko wskazuje na to, że Pika byłą całe życie ofiarą tyraństwa męża. W powstałym później sporze między nim a synem stała po stronie Franciszka, chociaż prawdopodobnie nigdy nie zdołała okiełzać gwałtownego charakteru męża, który zawsze stawiał na swoim, niezależnie od tego, czy miał słuszność, czy nie. Wydaje się, że Franciszek odziedziczył po matce łagodne usposobienie, zamiłowanie do poezji i muzyki, sentyment do Prowansji, którą jako młodzieniec kilkakrotnie odwiedzał – takie jest przynajmniej przypuszczenie niektórych historyków – w towarzystwie ojca.
To jest wszystko, co wiemy o matce. Szkoda, że tak niewiele. Jak przez mgłę zaledwie prześwituje niewyraźny zarys jej postaci, który szybko niknie w nieprzejrzanych mrokach czasu. Niewdzięczna pamięć wieków obeszła się z nią po macoszemu. Jak z większością matek.
Roman Brandstaetter, Inne kwiatki świętego Franciszka z Assyżu – Matka