„Dla nas Polaków i Kościoła Naddniestrze to bardzo ważne terytorium. Musimy być świadomi naszej historii, że żyją tam ludzie, których korzenie sięgają Pierwszej Rzeczypospolitej. Żyją tam nasi rodacy i jesteśmy zobowiązani do tego, żeby o nich pamiętać i im pomagać” – podkreśla ks. Leszek Kryża TChr. Dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski w rozmowie z KAI mówi m. in. o pomocy jakiej Kościół udziela polskim parafiom w Naddniestrzu. Ks. Kryża przebywał tam na zaproszenie Towarzystwa Kultury Polskiej „Jasna Góra”, które świętowało 20-lecie swojego istnienia.
Krzysztof Tomasik (KAI): Co zawiodło Księdza do Naddniestrza?
Ks. Leszek Kryża: Reprezentuję Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski. Przypomnę króciutko, że został powołany w 1989 r., żeby pomagać Kościołowi, który zaczął odradzać się na terenach byłego Związku Sowieckiego. Obecnie obszar naszej pomocy obejmuje 15 krajów, które powstały po jego rozpadzie. Wśród nich jest jest oczywiście Mołdawia i Naddniestrze.
– Jak określić Naddniestrze? Oficjalnie jest to Naddniestrzańska Republika Mołdawska, ale nie uznawana za osobne państwo przez większość świata.
– To jest bardzo ciekawy kraj, ale trudno powiedzieć, czy to autonomiczny kraj, republika, też nie. Naddniestrze jest położone w kleszczach pomiędzy Ukrainą a Mołdawią. Ogólnie sytuacja nie jest łatwa. Żyje tam około 400 tys. ludzi. Niestety, tak jak i z wielu innych krajów tamtych regionów, wiele ludzi, szczególnie młodych, wyjeżdża w poszukiwaniu lepszego życia. Sytuację komplikuje jeszcze bardziej to, że stacjonują tam wojska rosyjskie, co niesie ze sobą zagrożenie, szczególnie dla Ukrainy. Ludzie są tego świadomi i żyją w pewnym napięciu, ze świadomością, że różnie może być.
– Dla Polaków Naddniestrze powinno być szczególnie ważne.
– Dla nas Polaków i Kościoła to bardzo ważne terytorium. Byłem po raz trzeci w Naddniestrzu i powiem szczerze, że każda wyprawa do tej krainy jest dla mnie po pierwsze lekcją Kościoła służebnego, a po drugie lekcją historii dla mnie jako Polaka. Gdy tam jestem jest to dla mnie zawsze bardzo ważne i piękne doświadczenie. Po raz kolejny miałem okazję odwiedzić wszystkie rzymskokatolickie parafie, które istnieją w Naddniestrzu, a jest ich pięć. Znajdują się one w Tyraspolu, Rybnicy, Raszkowie, Swobodzie Raszków i w Benderach. We wszystkich parafiach posługują polscy i miejscowi sercanie. Co warto podkreślić mają oni już swoje powołania, co bardzo cieszy. Pomagają im siostry zakonne.
W stolicy Naddniestrza, Tyraspolu jest jedna, bardzo aktywna parafia i to na każdym polu. Tak można powiedzieć o każdej parafii. Jestem pod dużym wrażeniem jej zaangażowania w pomoc charytatywną, ukierunkowaną ku drugiemu człowiekowi ponad religijnymi podziałami. Parafie to nie tylko centra życia religijnego, ale ważne ośrodki życia kulturalnego dla wszystkich, którzy mają polskie korzenie.
– Większość mieszkańców Naddniestrza jest prawosławna.
– Większość mieszkańców jest prawosławna, ale z pomocy naszych parafii korzystają wszyscy, tak jak już wspomniałem. W Tyraspolu niedługo będzie otwarty ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci niepełnosprawnych, co jest bardzo potrzebne i ważne. Oczywiście nikt nie będzie patrzył na przynależność narodową, czy konfesyjną, tylko każdy będzie mógł z niego korzystać. Takich inicjatyw jest bardzo dużo.
– Powróćmy jeszcze do tego, dlaczego Naddniestrze powinno szczególnie interesować Polaków…
– Osobnym rozdziałem podróży był wyjazd na północ Naddniestrza, czyli rejony, które należały kiedyś do Rzeczypospolitej. Niestety o tym zapominamy, ale to są naprawdę dawne polskie ziemie. Broń Boże nie chodzi mi o jakiś rewizjonizm, tylko o historyczną pamięć. Dla mnie ujmujące było to, że kiedy jadąc drogą z Swobody Raszków w kierunku Raszkowa, ze słynnym wąwozem Horpyny, to otwierają mi się przed oczyma karty Trylogii Henryka Sienkiewicza, na których te tereny są opisywane. Jadąc z Tyrespola do Raszkowa kapłan, który mnie wiózł, zatrzymał się i pokazał mi piękny słup z napisem: „Koniec Polski Anno Domini 1700”. Robi to niesamowite wrażenie, napis w języku polskim, mołdawskim i angielskim, piękne upamiętnienie, że aż tutaj sięgała Rzeczypospolita wykonane przez miejscowych Polaków.
– Skoro tu sięgała Rzeczypospolita, to znaczy, że mieszkają potomkowie tych, którzy kiedyś do pierwszej Rzeczypospolitej należeli.
– Oczywiście. Kiedy byliśmy w Raszkowie czy Słobodzie Raszków było to absolutne spotkanie z historią. Same zabudowania robią niesamowite wrażenie, krajobrazy dookoła, wioski położone w przepięknych wąwozach, w oddali wije się Dniestr, lasy, domy porozrzucane na pagórach. Wiele domów jest niestety opuszczonych. Młodzi ludzie wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia, do czego mają absolutne prawo. Ale tam, gdzie jeszcze zostali starsi ludzie to witają cię po polsku: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Co niezwykle ważne to to, że polskość jest przede wszystkim kultywowana w liturgii. Msza święta rozpoczyna się: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” i jest kontynuowana w języku polskim. Wszystkie śpiewy także są w języku polskim. Robi to naprawdę niesamowite wrażenie i dlatego cieszę się niezmiernie, że możemy do takich miejsc trafiać i pomagać ludziom, ponieważ oni tej pomocy naprawdę potrzebują. Od strony materialnej ich życie jest trudne. Kościół jest często jedynym takim miejscem, gdzie ludzie mogą uzyskać pomoc, przyjść w każdej chwili, kiedy zabraknie im jedzenia, a nawet kiedy zabraknie im grosza na opłaty. Zawsze w kościele większy czy mniejszy ratunek znajdą.
Niezwykłe wrażenie robi też szacunek jakimi obdarzani są na co dzień kapłani i siostry zakonne. Z tymi ludźmi są oni na co dzień, a nie jest to łatwa misja. Niektóre wioski są oddalone od miast i nie dojedziesz do nich asfaltową drogą. Czasami naprawdę trzeba brnąć przez niezłe błoto, żeby do ludzi dotrzeć. Księża i siostry zakonne nie skupiają się tylko na tych, którzy przychodzą do kościoła i pomagają tylko na swoim podwórku przykościelnym, ale wychodzą do ludzi. Idą tam, gdzie nikt nie przychodzi. Ich domy też bardzo różnie wyglądają. Często są to domy w ruinie, gdzie żyją samotni staruszkowie z polskimi korzeniami. Do nich docierają wolontariusze z jedzeniem i innymi potrzebnymi do życia środkami. Jest to cudowna karta działalności tamtejszego Kościoła. Oczywiście do tego dochodzi posługa sakramentalna, która trwa nieprzerwanie. Kapłani i siostry starają się zrobić wszystko, żeby ci ludzie mieli pod tym względem absolutnie wszystko.
– Z jakiej szczególnej okazji udał się Ksiądz do Naddniestrza?
– Pojechałem na zaproszenie Towarzystwa Kultury Polskiej, które nosi tytuł „Jasna Góra”, które świętowało 20-lecie swojego istnienia. Oczywiście wykorzystałem to jako okazję, żeby odwiedzić parafie, które już od wielu, wielu lat wspieramy na różne sposoby, żeby zobaczyć jak nasza pomoc jest skuteczna i czego jeszcze potrzeba. Taki był podwójny cel mojej wizyty.
Same obchody 20-lecia były bardzo ciekawym wydarzeniem, na którym można było doświadczyć pięknego polskiego ducha, zupełnie bezinteresownego zaangażowania ludzi. Odbyła się wzruszająca akademia z polskimi śpiewami. Młody człowiek urodzony w Naddniestrzu z polskimi korzeniami śpiewał pięknie z gitarą piosenkę Jacka Kaczmarskiewgo „Mury”. Występowały dzieci i młodzież w naszych strojach regionalnych. Uczczono także 80. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego śpiewając piosenkę „Warszawskie dzieci”. Było to niesamowite przeżycie, gdy cała sala wypełniła się pięknym śpiewem. Wyobraźmy sobie „Warszawskie dzieci” śpiewane w małej wiosce w Naddniestrzu tak samo jak u nas na placu w Warszawie.
– Był to także czas dożynek.
– Dożynki były osobnym wydarzeniem. Zaprosił mnie na nie proboszcz parafii w Słobodzie Raszków, która jest oddalona od Raszkowa o jakieś 12 kilometrów. Są to dwie wioski, o których można powiedzieć, że to są polskimi enklawami. Rzeczywiście dożynki wypadły absolutnie imponująco z dekoracjmi i wieńcami. Ludzie przynieśli naprawdę wszystko co mieli, upieczone przez siebie ciasta, pączki, pierniki. Oczywiście w koszach były wszystkie możliwe owoce, jakie tam rosną: arbuzy, jabłka i warzywa. Cały kościół wypełnił się niesamowitym zapachem dożynkowym i ludzie z dumą prezentowali zebrane przez siebie plony. Niestety zerwał się ogromny deszcz i nie można było wyjść na zewnątrz. Proboszcz zarządził, abyśmy agapę zrobili w przedsionku kościoła. Większość smakowitości, które wcześniej służyły jako dziękczynna „dekoracja” wspólnie zjedliśmy. Naprawdę czuło się ducha dożynkowego, ducha dziękczynienia za otrzymane plony. Podkreślmy, że ludzie żyją tam bardzo skromnie. To co mnie najbardziej ujęło, to ich wdzięczność i radość z życia. Jedna pani z niekłamanym podziwem opowiadała mi o wiosce, pytając, czy mi się ona podoba. Na koniec wyznała, że jest szczęśliwa i chce tutaj zostać. Myślę, że jest to kwintesencja tego, o co tak naprawdę w życiu chodzi.
– Co chciałby Ksiądz nam przekazać po wizycie u rodaków w Naddniestrzu?
– Pamiętajmy, że ok. 20 milionów Polaków mieszka poza granicami Polski. Wiemy stosunkowo dużo o Polonii amerykańskiej, niemieckiej i innych krajów Zachodu, ale koniecznie zwróćmy też większą uwagę na Polaków żyjących na tzw. Kresach. Nie możemy zapomnieć ziemiach, które kiedyś były w granicach Rzeczypospolitej. Jak już mówiłem jest tam bardzo dużo miejsc, które nam o tym przypominają. Musimy być świadomi naszej historii na Kresach i że żyją tam ludzie, których korzenie sięgają Pierwszej Rzeczypospolitej. Żyją tam nasi rodacy i jesteśmy zobowiązani do tego, żeby o nich pamiętać i im pomagać. Oni pamiętają i kultywują pamięć o przodkach, są Panu Bogu wdzięczni żyjąc na ziemi, która nie należy już do Rzeczpospolitej, ale są lojalnymi obywatelami, żyją i pracują pamiętając o swoich polskich korzeniach.
Rozmawiał Krzysztof Tomasik