– Czy my w Kościele mamy właściwą równowagę, czy widzimy jednostki i pozwalamy im być sobą w ich różnorodności? – pytał o. Timothy Radcliffe OP podczas ostatniej części rekolekcji, które odbywały się w bazylice Świętej Trójcy w Krakowie. Dialogowane konferencje zostały wygłoszone w ramach obchodów 800-lecia obecności dominikanów w Polsce.
Na zakończenie Triduum Jackowego ojcowie Timothy Radcliffe i Łukasz Popko zastanawiali się nad tym, jak rozmawiać z obcym i stawać się bliźnim.
O. Radcliffe przypomniał, że idea powszechnego braterstwa jest tworem chrześcijaństwa. – Właściwe sposoby odnoszenia się do siebie w chrześcijaństwie to brat i siostra, a nie wielebny, przewielebny czy wybitnie przewielebny – mówił. Zauważył również, że marzenia o braterstwie pojawiają się w kulturze europejskiej, jak np. w rewolucji francuskiej. – Ale w momencie, gdy ta idea oddziela się od swych korzeni, staje się niebezpieczna. 40 tys. osób straciło głowy w imię braterstwa w rewolucji francuskiej, a to nie jest „zbyt braterskie” – zauważył dominikanin, dodając, że konflikty zbrojne są po to, by „obcych trzymać na dystans”.
Zakonnik zaznaczył, że coraz trudniej jest marzyć o powszechnym braterstwie, bo coraz trudniej jest odczytywać twarze ludzi. – Badania pokazują, że dzieci mają problemy z odczytywaniem wyrazu twarzy ludzi obcych. Jest im coraz trudniej wyczuwać z twarzy, co myślą, kim są – mówił. Według niego, można odbudować poczucie braterstwa i siostrzeństwa przez naukę patrzenia na twarze innych ludzi i dostrzegania ich.
Pewien amerykański dominikanin oglądał wystawę zdjęć w Limie. To były fotografie dzieci ulicy. Na jednej z nich widniał podpis: „Wiedzą, że istnieję, ale mnie nie widzą”. – Ludzie widzą zagrożenie, problem, statystykę, ale nie widzą człowieka – skomentował o. Radcliffe. – Wokół nas są miliony ludzi, którzy czują, że nikt ich nie widzi. Wiele osób jest popychanych do agresji, bo chcą być widziani. Wolą być widziani jako zagrożenie niż nie być widzianym w ogóle – dodał.
W odpowiedzi o. Łukasz Popko przytoczył słowa swojego współbrata, który twierdzi, że nie wierzy w dialog międzyreligijny, bo religie się nie spotykają. Spotykają się osoby. Według niego, należy zdystansować się od abstrakcyjnych kategorii i zobaczyć konkretnego człowieka.
– Jeśli Kościół skupi się na misji, która polega na tym, by karmić biednych, to za mało. Trzeba nakarmić konkretną osobę. Braterstwo jest od początku tematem Biblii i od początku jest problemem. Szukanie jedności w imię jedności bywa niebezpieczne. Mafia też się jednoczy. W Kościele też się to zdarzało, że w imię jedności ukrywane były nadużycia – stwierdził.
Wyjaśniał, że im większa idea, tym łatwiej ją podstawić w miejsce Boga. – Antychryst jest nie tyle przeciwko Bogu, co zamiast Niego. Patriotyzm, miłość ojczyzny, rodziny, tolerancja – to wszystko za mało, jeżeli nie głosimy Ewangelii – ocenił.
Ojciec Timothy zauważył, że ludzie tracą rozum grupowo, ale odzyskują właściwy stosunek do świata powoli i w pojedynkę. Przytoczył historię jawnogrzesznicy, którą uratowało przed ukamienowaniem to, że faryzeusze odeszli od niej – jeden po drugim, pojedynczo. – Jezus wzywa tych ludzi pojedynczo do indywidualnej odpowiedzialności, wyciągając ich z głupoty tłumu – wyjaśniał. Jak dodał, nasza tożsamość jest zarówno jednostkowa, jak i wspólnotowa, a w zdrowej wspólnocie stajemy się coraz bardziej sobą, im bardziej jesteśmy blisko z innymi ludźmi. – Historia zbawienia to historia jednostek, które wstępują do wspólnoty i stają się bardziej sobą. Czy my w Kościele mamy właściwą równowagę, czy widzimy jednostki i pozwalamy im być sobą w ich różnorodności? – zastanawiał się dominikanin.
– Wspominamy św. Jacka, który wyruszył, by głosić Chrystusa ludom Północy. Ale on nie po to wyruszył, by ich przerobić na modłę św. Dominika, ale po to, byśmy wszyscy mogli stać się obywatelami królestwa – mówił. – Jesteśmy dla siebie towarzyszami podróży, wspólnie idącymi do Tego, który nam powie: „Stań się! Bądźcie!” – podsumował.
Ojciec Popko dodał do tego, że misją chrześcijan jest odpowiedź na wezwanie, by „czynić Kościół katolicki bardziej katolickim”. – Im więcej w nim Arabów, Ukraińców, Żydów, tym bardziej będzie katolicki – stwierdził. Przywołał słowa jednego ze współbraci, który uważa, że „nie o to chodzi, by mówić, że wszystko, co katolickie, jest dobre, ale o to, by mieć odwagę powiedzieć, że wszystko, co dobre, jest katolickie”.
– Zwykle tak było, że Chrystus miał lepszą prasę niż Kościół, ale nie da się być wyznawcą Chrystusa, nie będąc w Kościele i nie kochając go, bo to znaczy, że nic z Niego nie rozumiemy. Chrystus przyszedł na świat, by zbawić również tego obcego, także w Kościele. Miłość Chrystusa prowadzi nas do miłości tych, których On ukochał. To jest być może najlepszy klucz do relacji z obcym, za którego umarł Chrystus. To jest mój przyszły brat, a nie wróg Kościoła, nieprzyjaciel, grzesznik – zauważył.
md / Kraków
KAI