I taką wartością dodaną, którą Kościół może tu wnieść jest katolicka nauka społeczna, która jest wielkim skarbem Kościoła – wielkim, ale chyba wciąż nieodkrytym. Zamiast przyjmować bezkrytycznie emocje społeczne narzucane przez rozpolitykowane media, powinniśmy wnosić do debaty publicznej nową jakość – nowy język – a przy tym pomagać ludziom rozpoznawać znaki czasu, znaki które dają nadzieję i otwierają oczy na to, że Bóg o nas wcale nie zapomniał – mówi o. Dariusz Dańkowski SJ, wykładowca katolickiej nauki społecznej na Akademii Ignatianum w Krakowie.
– Czy powinniśmy sobie życzyć zgody narodowej podczas Świąt Bożego Narodzenia?
– Bezinteresowne dzielenie się tym, co dobre, jest treścią chrześcijaństwa i przesłaniem Groty Betlejemskiej, więc życzenia pokoju i zgody – zarówno w rodzinach, w zakładach pracy, w parafiach, jak również w całym społeczeństwie – jak najbardziej wpisują się w treści życzeń świątecznych.
– Czy Kościół katolicki powinien do zgody narodowej nawoływać, czy powinien w niej aktywnie pośredniczyć? Mówi się często, że Kościół nie powinien wtrącać się do polityki…
– Nie bardzo lubię posługiwać się tą maksymą „Kościół nie powinien wtrącać się do polityki”, gdyż jest ona skrótem myślowym i każdy ją interpretuje po swojemu. W zasadzie zgadzamy się, że Kościół nie identyfikuje się z żadnym systemem politycznym, ekonomicznym czy społecznym. Od czasu Soboru Watykańskiego II, Kościół naucza jednoznacznie o wzajemnej autonomii w odniesieniu do państwa, jak również o potrzebie wolności religijnej w życiu społecznym. Jest to w pełni zgodne z uregulowaniami Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Z drugiej jednak strony – w każdym kraju istnieje konkretna, niepowtarzalna historia i kultura polityczna; każde społeczeństwo na swój sposób prowadzi wewnętrzny dialog. Polska świadomość narodowa ukształtowała się w dużym stopniu w XIX wieku, kiedy byliśmy pod zaborami – element narodowy i element religijny bardzo się ze sobą zrosły, w związku z czym mamy tradycję aktywnego uczestnictwa Kościoła w życiu społecznym. Podsumowując to wszystko – Kościół nie powinien bezpośrednio uczestniczyć w państwowych procesach legislacyjnych czy administracyjnych i powinien zachowywać powściągliwość i roztropność w swoich wypowiedziach na temat aktualnej debaty politycznej czy kampanii wyborczej. Jednocześnie Kościół może zabierać głos w szeroko rozumianej sferze społeczeństwa obywatelskiego, również w tzw. wojnie kulturowej. I tutaj mieści się cała gama aktywności – zarówno współtworzenie życia kulturalnego jak i działalność pastoralna skierowana do wiernych wewnątrz Kościoła. Niezależnie jednak od uregulowań prawnych, Kościół, jako ciało autonomiczne, jest powołany do współpracy z państwem dla dobra jednostki i dla dobra wspólnego – tutaj mieści się jak najbardziej posługa jednania, budowanie mostów, troska o przestrzeganie praw człowieka.
– Proszę więc podać przykład dobrego zaangażowania duchownych w sprawy społeczne i przykład przekraczania granic w naszych polskich warunkach…
– Myślę, że takim przekraczaniem granic będzie sytuacja, gdy ksiądz (osoba duchowna) daje się zapraszać do studia telewizyjnego, tudzież pisze artykuł w prasie, i porusza temat explicite polityczny, np. kwestie Trybunału Konstytucyjnego, demonstracji KOD-u, ordynacji wyborczej, systemu podatkowego, itd. – i czyni to z perspektywy partyjnej. Zdarza się, że taki duchowny powtarza „przekazy dnia” swojej ulubionej partii politycznej i bezpośrednio bądź pośrednio firmuje określoną opcję polityczną. Dwuznaczność takiej sytuacji polega na tym, że w odbiorze medialnym zlewa się sfera religijna z polityczną, jeżeli ktoś np. w bliskim sąsiedztwie wypowiada prawdy absolutne (Tajemnica Trójcy Świętej czy dwie natury Chrystusa) i swoje własne opinie i oceny konkretnych działań rządu bądź opozycji. Takie pomieszanie ról może prowadzić do „sakralizacji” polityki bądź do instrumentalnego potraktowania religii. Dodatkowo komplikuje sprawę fakt, że owi księża (posiadając wykształcenie teologiczne) często nie mają narzędzi do analizy politycznej i wypowiadają się w sposób bardzo amatorski. Bywa, że są cynicznie wykorzystywani przez graczy politycznych – sygnał, który idzie w świat, to ich koloratka i identyfikacja z określoną partią polityczną. Kształtuje to dziwny domyślny komunikat, że ci są „nasi” i to jest „partia katolicka”, a tamci nie są „nasi” i ich partia nie jest „katolicka”. Zdarza się, że owi duchowni dolewają oliwy do ognia i jątrzą politycznie i taka postawa ewidentnie stoi w sprzeczności z zasadami katolickiej nauki społecznej.
Jeśli chodzi o przykłady pozytywne, to jest ich wiele, choć często w mediach one się nie przebijają. Jest wielu kapłanów i wiele osób zakonnych organizujących akcje charytatywne, prace z młodzieżą, wolontariat międzynarodowy, jak również odpowiedzialne dziennikarstwo. Wymieniłbym tu przykładowo ks. Jacka Stryczka, który od wielu lat organizuje akcję Szlachetna Paczka, czy Ekstremalną Drogę Krzyżową i podejmuje wiele innych inicjatyw, nie tylko w środowisku akademickim czy ludzi biznesu. To co robi odbija się szerokim echem w całym społeczeństwie. Udaje mu się poruszyć sumienia ludzi i pozytywnie zainspirować w duchu Ewangelii, jest obecny w mediach i kształtuje opinię publiczną, a jednocześnie nie da się o nim powiedzieć, że przydaje punktów wyborczych tej czy innej partii. Dobrych przykładów katolickiej aktywności w Polsce mamy bardzo wiele – np. organizacje i stowarzyszenia promujące działalność „pro-life”, pomoc samotnym matkom w urodzeniu i wychowaniu dzieci, akcje wychowawcze uwrażliwiające na szacunek dla życia.
– Można pomyśleć, że w sferze społecznej Kościół powinien przenosić akcent na pomoc dla biednych, a w wypowiedziach na tematy publiczne powinien zachowywać powściągliwość… Czy to nie jest redukowanie aktywności instytucji kościelnych i spychanie ich na margines…?
– Wcale tego nie powiedziałem… powiedziałem o powściągliwości w sprawach, które mają związek z bieżącą walką polityczną i wyborczą. Poza sferą legislacyjną i wyborczą istnienie cały obszar działalności społeczeństwa obywatelskiego, gdzie różne organizacje (związki religijne i wyznaniowe, uniwersytety, kluby, stowarzyszenia) zabierają aktywnie głos w sprawach kultury, sztuki, wartości moralnych, ideałów życia rodzinnego i społecznego. Z tego dobrodziejstwa w Polsce korzystamy – korzystają z tego katolickie szkoły i uczelnie, czasopisma, fundacje i inne instytucje, zwłaszcza diecezje i parafie.
– Wróćmy więc do pytania początkowego – czy Kościół powinien odegrać istotną rolę w pojednaniu narodowym, którego dziś w Polsce potrzebujemy?
– Moja odpowiedź jest jednoznaczna, że tak. I taką wartością dodaną, którą Kościół może tu wnieść jest katolicka nauka społeczna (kns), która jest wielkim skarbem Kościoła – wielkim, ale chyba wciąż nieodkrytym. Zamiast przyjmować bezkrytycznie emocje społeczne narzucane przez rozpolitykowane media, powinniśmy wnosić do debaty publicznej nową jakość – mówić o dobru wspólnym, o solidarności, o pomocniczości, o personalizmie, o pro-rodzinności, o preferencyjnej opcji na rzecz ubogich, a przy tym pomagać ludziom rozpoznawać znaki czasu, znaki które dają nadzieję i otwierają oczy na to, że Bóg o nas wcale nie zapomniał. Jak to robić? Podam przykład z górnej półki, ale akurat jest to przykład bardzo wymowny. W roku 1995 odbywała się w Pekinie IV Światowa Konferencja o Kobiecie i Jan Paweł II napisał słynny „List do kobiet” (A ciascuna di voi). W liście tym jednoznacznie krytykował moralne zło, jakim była i jest dyskryminacja kobiet, z wielką troską wypowiadał się o wartości macierzyństwa i rodziny, a przy tym wszystkim nie wszedł we frazeologię spolaryzowanej sceny polityczno-ideologicznej. Mówił niezależnym językiem o darach i charyzmatach kobiet, użył wymownego określenia „geniusz kobiecy” – mówił językiem, który daje nadzieję, a który nie jest bezmyślnym powtarzaniem argumentów, jakie pulsują w sferze politycznej. To jest, myślę, drogowskaz dla nas wszystkich: nie uciekać od spraw ważnych, ale też nie przyjmować bezkrytycznie tego słownictwa i tych gestów, które daje świat, i tych emocji, które generują świeckie gazety będące organami partii politycznych czy ideologicznych ośrodków opiniotwórczych.
– Jak można ten dobry wzór Jana Pawła II przełożyć na dzisiejsze warunki w Polsce?
– Przede wszystkim – nie dając się wciągać w emocje bieżącej walki politycznej, emocje dostarczane przez sztaby wyborcze i wojujące media… Dobrze jest dostrzec w całokształcie wydarzeń społecznych zwykłego człowieka i realne problemy; niezależnie od sympatii politycznych, od wrażliwości kulturowych i preferencji estetycznych mamy bardzo podobne tęsknoty, mamy potrzebę relacji i więzi, mamy poczucie naszej godności i do nas wszystkich zwraca się sam Stwórca i Zbawiciel mówiąc: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście” (Mt, 11, 28). Powinniśmy wreszcie pamiętać, że Kościół to my wszyscy, wszyscy wierni, i możemy uczynić wiele realnych gestów ucząc się nawzajem szacunku dla siebie, ucząc braterstwa i solidarności, ucząc cnót obywatelskich (bo to jest wpisane w doktrynę społeczną Kościoła). Możemy zrobić bardzo wiele zwracając się do siebie jak do braci i sióstr – pomimo, że głosujemy na różne partie polityczne, czytamy różne gazety, oglądamy programy różnych stacji telewizyjnych i mamy różne koncepcje patriotyzmu. Patrząc na dzisiejszą sytuację, widzimy, że jesteśmy w okresie wielu przełomów i szybkich zmian. Przechodzimy obecnie w przyśpieszonym tempie proces rewolucji przemysłowej, naukę parlamentaryzmu i demokracji, a więc coś co społeczeństwa zachodnie przerabiały przez mniej więcej 200 lat, my przerabiamy w przeciągu jednej generacji – to jest wielki wysiłek energetyczny i nie powinniśmy się dziwić, że nie wszystko wychodzi nam gładko i harmonijnie. Do tego dochodzi wszechogarniająca rewolucja informatyczna. Nie jesteśmy nauczeni pluralizmu w życiu publicznym. W naszej historii, która ma tyle pięknych kart, choć była trudna i wymagająca, panował schemat: „przyjaciel – wróg”, „swój – obcy”. Dzisiaj mamy różne poglądy na świat i musimy się nauczyć razem żyć i rozmawiać; nauka pluralizmu jest wielkim wyzwaniem dziejowym. Polska jest naszym dobrem wspólnym i ci, którzy się spotykają przy ołtarzu Chrystusowym i przekazują sobie znak pokoju podczas Mszy św., powinni być pierwszymi do budowania zgody i dialogu w pluralistycznym społeczeństwie, w budowaniu jedności, bo właśnie Zmartwychwstały Jezus, który spotyka nas w drodze i Pisma nam wyjaśnia, mówi, że niemożliwe staje się możliwe – udziela nam swego Ducha Miłości. Tutaj widzę wyraźną rolę Kościoła w społeczeństwie silnie podzielonym – nie pisanie gotowych programów politycznych, lecz pomoc w budowaniu mostów, pomoc w tym, żeby adwersarze polityczni zasiedli razem ze sobą do stołu i zaczęli traktować się po partnersku. Znowu odwołam się do słów Jana Pawła II: „Nie jest zadaniem Kościoła przeprowadzenie naukowych analiz wszystkich tych zmian oraz ich możliwych następstw we współżyciu ludzi i ludów. Natomiast Kościół uważa za swoje zadanie stałe przypominanie o godności i o prawach ludzi pracy oraz piętnowanie takich sytuacji, w których bywają one gwałcone, starając się przez to tak oddziaływać na bieg tych przemian, aby wraz z nimi dokonywał się prawdziwy postęp człowieka i społeczeństwa” (Laborem exercens, 1). Kościół nie chce wyręczać instytucji społecznych, ani z nimi konkurować, niemniej ma wyraźny przekaz odnośnie etycznej oceny struktur społecznych.
– Czy Święta Bożego Narodzenia mogą nam pomóc budować zgodę narodową?
Przy wigilijnym stole wojenki polityczne odchodzą na plan dalszy i najważniejsze stają się nasze życzenia świąteczne. Wigilia to okazja, żeby powiedzieć komuś bliskiemu: Jesteś dla mnie ważny, jesteś kimś, na kim mi zależy. To okazja by wzmocnić się nawzajem, poczuć, że warto być przyzwoitym i prawdziwym, to okazja by wydobyć z nas wszystkich to co najlepsze… i wiemy dobrze z naszego doświadczenia (dla większości z nas to już kolejna Wigilia w naszym życiu) że to działa. Święta jednak są długie i przy stole świątecznym trzeba o czymś rozmawiać. Wiem, jako kapłan dyżurujący w konfesjonale, że takie spotkania rodzinne, gdy wejdą na tematy polityczne, mogą łatwo stać się toksyczne (wojna polsko-polska podzieliła wiele rodzin i wielu dawnych przyjaciół). Ale przecież możemy się umówić, że przy stole świątecznym nie poruszamy tematów drażliwych, nie używamy języka nienawiści (języka partyjnego) i albo nie rozmawiamy o polityce w ogóle albo rozmawiamy inaczej – w sposób, który nikogo nie upokarza. Jeżeli jest to trudne, to lepiej zrezygnować z tematów politycznych, żeby nie psuć świąt. Rodzina oparta na silnym fundamencie zaufania poradzi sobie z tym problemem. W dobrej rodzinie istnieją wspólne opowieści, istnieją silne więzi, istnieje wiele tematów, w których wszyscy możemy poczuć się dobrze. Te dobre rozmowy to może być zaczyn bardzo dobrej energii. Dodając sobie nawzajem odwagi, przestajemy być zależni od tych, którzy handlują na co dzień strachem, zwycięża zdrowy rozsądek, pozytywne myślenie i dialog…
– Czyli zgoda narodowa ma być ucieczką od polityki…
I tak i nie… ucieczką od polityki destrukcyjnej, która więcej burzy niż buduje, ucieczką od polityki, która polega na upodleniu i upokorzeniu konkurenta politycznego, ucieczką od polityki cynicznej… Natomiast polityka w szerokim rozumieniu tego słowa, to troska o dobro wspólne, to cała sfera naszej aktywności społecznej. Największą nadzieją są dla mnie młodzi ludzie, którzy angażują się w wolontariat, w stowarzyszenia, ruchy społeczne, akcje duszpasterstwa akademickiego i potrafią wykrzesać z siebie coś dla innych w sposób całkowicie bezinteresowny. Z takimi ludźmi zupełnie inaczej się rozmawia na tematy społeczne niż z tymi, których aktywność społeczna ogranicza się do zmiany kanału w pilocie telewizyjnym czy do klikania przed komputerem. Ludzie, którzy potrafią się w coś pozytywnego zaangażować, potrafią zmieniać świat na lepszy. Jako wykładowca kns, mam 30 godzin dydaktycznych (czyli jeden pełen semestr zajęć). Gdybym miał tych godzin więcej, to w drugim semestrze wprowadziłbym szereg zagadnień praktycznych – np. jak założyć stowarzyszenie, fundację, jak zrobić społeczną akcję internetową, jak być człowiekiem zaangażowanym w praktyce, itd. Metoda kns to: „widzieć – oceniać – działać”. Bardzo istotny jest ten ostatni człon – „działać”. Przesłanie Świąt Bożego Narodzenia ma wiele wspólnego z tą metodą – Pan Bóg zadziałał: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14). Tego chciałbym życzyć sobie i innym – niech to Słowo w nas działa. Z chwilą gdy po raz pierwszy staniemy ze skarbonką pod kościołem zbierając datki na cele charytatywne, coś zaczyna działać; gdy po raz pierwszy pójdziemy z termosem i z kanapkami od bezdomnych, gdy na posiedzeniu zarządu naszej firmy zaproponujemy włączenie się w akcję charytatywną, gdy po raz pierwszy na posiedzeniu rady gminy zaproponujemy uchwałę, która nie upokarza przeciwników politycznych, gdy powiemy „przepraszam” po długim okresie milczenia, to również coś w nas działa. W te święta możemy poczuć w nowy sposób, że to coś działa już od dwóch tysięcy lat i my jesteśmy włączeni w coś dobrego i świętego, nawet jeśli nie zawsze to sobie uświadamialiśmy.
– Dziękujemy za rozmowę i za życzenia.
Za: www.jezuici.pl