Pod archikatedrą wrocławską ponownie we wtorek przeszła manifestacja „pro choice”, ale ten wieczór wyglądał zupełnie inaczej z powodu paru na pozór drobnych akcentów.
Podobnie jak w poprzednie dni, tłum sfrustrowanych wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego mieszkańców Wrocławia spacerował po mieście, przechodząc także przez Ostrów Tumski.
Tam, w kulminacyjnym momencie modliła się przy drzwiach katedry grupa kilkudziesięciu katolików. Odmawiali różaniec, śpiewali pieśni religijne, a także odmówili Koronkę do Miłosierdzia Bożego. W pewnym momencie ktoś z manifestantów zaintonował okrzyk: „Kto nie skacze, ten za PiS-em”. Wielu zdziwiło się, jak podskakiwali także ci za kordonem policji.
Kiedy największy tłum oddalił się od świątyni, policja wypuściła modlących się zza kordonu, który stanowił barierę przed demonstrantami.
W czasie koronki po godzinie 20.30 do grupki dołączyło dwóch franciszkanów konwentualnych, którzy przyjechali z klasztoru komunikacją miejską. Kiedy modlitwa się zakończyła, ludzie zaczęli się rozchodzić. Manifestantów także było coraz mniej.
Pod katedrę tego wieczoru ze znajomymi przyjechał również Piotr Żółtaniecki, student ze wspólnoty modlitewno-ewangelizacyjnej „Obfite Odkupienie”. Członkowie wspólnoty zaczęli rozmawiać z niektórymi protestującymi. O aborcji, o życiu od poczęcia, o godności. Szli w kierunku kerygmatu, wartości ewangelicznych i miłości.
Rozmowę o Bogu podjął młody ponaddwudziestoletni mężczyzna, zwolennik aborcji. Słuchał. Udawało się przeprowadzić dyskusję mimo pobocznych uszczypliwych komentarzy.
– W końcu, po dość długiej wymianie zdań zaproponowałem, że mogę się nad nim pomodlić. Zgodził się, był otwarty, choć pochodził z niewierzącej rodziny. Po chwili zobaczyłem, że do mojej modlitwy dołączył franciszkanin. Modlił się językami, a otaczający nas manifestanci myśleli, że to egzorcyzm – opowiada 24-letni Piotr.
Jedna z dziewczyn, gdy zobaczyła zakonnika, stwierdziła: „Wiecie, to jest franciszkanin. Z nimi lepiej nie zadzierać”. Po modlitwie mężczyznę wypytywano, co się mu stało i czego doświadczył. Był bardzo spokojny.
W pewnym momencie franciszkanin wyciągnął telefon i zaczął czytać Psalm 62 donośnym głosem. Niektórzy z zebranych byli bardzo zdziwieni, inni zaczęli się gromadzić wokół zakonnika. Część tych złośliwych i wrogo nastawionych zaczęła go zagłuszać recytując „Inwokację” Adama Mickiewicza. „Litwo! Ojczyzno Moja”. Po chwili ich głos się urwał, jak hejnał mariacki, gdy doszli do momentu: „Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie!”. Poczuli się niezręcznie. Pobożny tekst zagłuszać innym pobożnym tekstem? Padły porozumiewawcze uśmiechy wśród katolików.
A franciszkanin nie zważał na to i modlił się na głos: „Tylko w Bogu znajdzie pokój dusza moja, bo od Niego przyjdzie moje zbawienie”.
Gdy zakonnik skończył, podeszły do niego młode kobiety, które referowały prawa kobiet. On zaś opowiadał im o prawach dzieci do życia. Rozmowa była spokojna, obie strony z szacunkiem wymieniały poglądy. Stojąca z boku manifestantka stwierdziła: „Nie, nie przegadasz” i odeszła. Kapłan podziękował za kulturę w rozmowie. Z ust jednej protestującej padło nawet: „Szczęść Boże”. Kobiety trzymały transparent „Jezu, ufam sobie”, później dopisały przy grupce katolików: „Bóg nas kocha”.
W pewnym momencie podeszła kolejna dziewczyna, która puściła z głośnika utwór z gatunku rap. Franciszkanin zgodził się wysłuchać, ale tylko wtedy, kiedy będzie mógł potem zaprezentować swoją propozycję. Padła zgoda. Wysłuchał. Nie znał tej piosenki. Kiedy przyszła jego kolej z głośników manifestujących, pod archikatedrą wybrzmiało:
Na koniec katolicy zaśpiewali Apel Jasnogórski. Wcześniej jednak franciszkanin podszedł do grupy puszczającej muzykę i poprosił, czy mogą ją ściszyć, bo inne osoby chcą się pomodlić. Prośba spotkała się z bezproblemowym pozytywnym odzewem. Kapłan później udzielił błogosławieństwa i wierni się rozeszli.