Posługa w Domu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli uświadomiła mi szalenie ważną rzecz. Rzecz, której do tej pory nie miałem okazji sobie uzmysłowić. Otóż, jak się namacalnie sam przekonałem podczas naszej trzytygodniowej posługi, ale i później, słuchając różnych braci, okazało się, iż zakony, które dla części społeczeństwa są już dziś tylko reliktem przeszłości i nie do końca pasują do współczesności, a dla innych są wspaniałym polem do hejtowania wszystkiego, co z nimi ma jakikolwiek związek, ci „nienormalni” ludzie mają jednak jeszcze światu coś konkretnego do zaoferowania. Oczywiście jeżeli tylko żyją tą wiarą do jakiej zostali wezwani i szukają woli Bożej w otaczającym ich świecie.
A tą konkretną propozycją dla świata jest właśnie nasza bardzo gorliwa posługa w tym trudnym czasie pandemii, gdy „normalni” ludzie szukają raczej bezpiecznego miejsca dla siebie i swojej rodziny, kiedy struktury państwa w pewnym sensie pękają w szwach, próbując poradzić sobie z sytuacją, na którą nikt przecież nie był przygotowany. Ostatnia epidemia wybuchła jakieś 100 lat temu. I wydawać by się mogło, że słowa Suplikacji: „… Od powietrza, głodu, ognia i wojny, wybaw nas Panie!…” nie są już zbytnio aktualne, że może czas już je zmienić, aż tu nagle…
Zaczynając posługę w DPS-ie dotarły do nas informacje, że już blisko 300 sióstr zakonnych i ok. 150 braci pracuje właśnie w DPS-ach i Szpitalach jednoimiennych w całej Polsce. Wszędzie występował podobny schemat działania. Siostry i bracia byli proszeni do posługi tam, gdzie zatrudniony personel był kierowany na kwarantannę lub też z różnych powodów rezygnował z pracy z zarażonymi koronawirusem. Tutaj dochodzimy do sedna i głównego motywu naszego działania. Powołania, a nawet nie tyle powołania, ile raczej szczerej woli oddania swojego życia Panu Bogu, czego pierwszym wyrazem są przecież nasze śluby zakonne.
Nie ma już dziś rozwiniętych, jak dawniej, zakonów szpitalnych, niemniej jednak nie może to być przeszkodą dla mocy słowa Bożego, które mówi: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31-33). Stąd też myślę wynika tak liczne nasze zaangażowanie, bo tak naprawdę nie szata czyni zakonnika tylko serce. Uważam także, że jako kapucyni mamy mocno wpisane gdzieś w naszym charyzmacie, aby iść z naszą posługą tam, gdzie nikt iść nie chce. Dlatego też od samego początku istnienia Zakonu, bracia kapucyni posługiwali zarażonym w czasie różnych epidemii, jakie nawiedzały świat, często z narażeniem swojego życia. Przecież nie raz już w naszej historii w ten właśnie sposób wymierały całe klasztory. Ale czy tego właśnie oczekuje od nas Zbawiciel?
Pamiętam, jak po paru dniach naszej pracy (wtedy było nas trzech braci i dwie opiekunki na cały ośrodek, na prawie 100 osób wymagających opieki) przyszły wyniki na obecność koronawirusa pensjonariuszy na drugim piętrze. Dwoje pacjentów miało wynik pozytywny, a po chwili okazało się że i u trzeciego pacjenta widać objawy i musi szybko być przetransportowany do szpitala.
Pamiętam również reakcję jednej z opiekunek (w mojej opinii bardzo świętobliwej kobiety), która wypuszczając mnie z ośrodka tego wieczoru do bursy, gdzie nocowaliśmy, na pożegnanie powiedziała coś, co pozostanie we mnie jeszcze przez długi czas. Może nie jest to coś wielkiego, ale gdy usłyszałem od niej: „Dziś już się nie boję, że jutro pozostanę sama, bo wiem, że kto jak kto, ale wy napewno wrócicie”. Było to dla mnie ogromnym świadectwem wiary tej kobiety, ale i potwierdzeniem od Pana Boga tego, że jesteśmy tam, gdzie być powinniśmy.
Dla braci i ludzi, którzy myślą, że życie zakonne zamyka się głównie w murach klasztoru, dodam tylko, że już po paru dniach naszej pracy powstało w DPS-ie coś na wzór klasztoru, (dom jest tam, gdzie my jesteśmy, a nie gdzie są mury). Bo jak opisać miejsce takie jak dom pomocy społecznej, w którym opiekę nad pensjonariuszami sprawują niemal wyłącznie zakonnicy i zakonnice z różnych zgromadzeń, którzy mają te same obowiązki wynikające ze stanu w jakim się znajdują, kierują się tymi samymi wartościami opiekując się ludźmi, żyją w pewien poukładany sposób, tworzą swego rodzaju strukturę, która świetnie się sprawdza właśnie w takich okolicznościach społecznych, ale i miejscowych? Dlatego jestem przekonany o wielkiej wartości sposobu życia jakim kierują się wspólnoty zakonne. Jak również o tym, że Kościół, ten przez duże „K”, ma dzisiejszemu światu jeszcze coś do zaoferowania, choć niektórym może to być nie na rękę. „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6,21). Dlaczego wiec nie oddać swojego życia Bogu i w nim nie widzieć swojego skarbu?
Za: www.kapucyni.pl