Jubileusz 100-lecia powrotu Benedyktynów do Lubinia

Screenshot

Niedziela, 7 lipca 2024 r. była dla lubińskiej wspólnoty dniem wielkiego świata. Obchodziliśmy Jubileusz 100-lecia powrotu Benedyktynów do Lubinia od kasaty przez władze pruskie. Uroczystej Mszy św. odpustowej ku czci św. Benedykta, patrona Europy, przewodniczył nasz współbrat o. Maksymilian Nawara OSB, opat prezes Benedyktyńskiej Kongregacji Zwiastowania.

W drugiej części uroczystości odbyła się prezentacja książki dr hab. Antoniego Maziarza „Succisa virescit”, dotycząca historii klasztoru i parafii w latach 1923-1939 oraz poświecenie obrazu czeskiego artysty Filipa T.A.K. “Opłakiwanie Chrystusa”.

Homilia o. opata Maksymiliana Nawary OSB

Mt 19, 27-29

Fragment Ewangelii Mateusza jaki czytamy w uroczystość św. Benedykta, kończy dłuższą dyskusję o: posiadaniu, bogactwie, ubóstwie i dziedziczeniu Królestwa Bożego, jaką odbył Jezus z Bogatym Młodzieńcem.To jeden z tych fragmentów Ewangelii, które możemy nazwać powołaniowymi. Doskonale nadaje się na święcenia kapłańskie, czy śluby zakonne.

Pójście za Jezusem (na drodze powołania zakonnego czy kapłańskiego, ale nie tylko) wiąże się z opuszczeniem tego, co mi znane, w czym czuję się bezpieczny, innymi słowy –  domu i wejściem na drogę inną. Wiemy, że w reakcji na zachętę Jezusa, Młodzieniec, odchodzi zasmucony. Dlaczego? Z powodu nadmiernego przywiązania? Niepewnych obietnic? A może nie zrozumiał do czego zostaje zaproszony?

Dziś, w przeciwieństwie do Bogatego Młodzieńca, Piotr zaskoczony, odkrywa, że wraz z powołaniem uczynił już razem z Apostołami pierwszy krok: oto my opuściliśmy wszystkoi poszliśmy za Tobą, ale zaraz pojawia się wątpliwość: cóż więc otrzymamy?

Chyba trochę rozumiem to pytanie Piotra o to, co w zamian?

Piotr mówi w czasie przeszłym: opuściliśmy i poszliśmy … a obecnie w swoim „teraz” zaczyna się zastanawiać; czy rzeczywiście jest tak, że kto opuści, ten nie straci?

Tym razem jednak zaskoczyła mnie odpowiedź Jezusa.

O ile obietnica dziedziczenia Królestwa, „przy odrodzeniu”, czyli w innej rzeczywistości – rzeczywistości Bożej, którą – choć brzmi tajemniczo – możemy ogarnąć wiarą i możemy uznać za motywację nadprzyrodzoną życia chrześcijańskiego, o tyle to zapewnienie:

 „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma… zostawia pewien dysonans. W prostym rozumieniu zaproszenie to, które można rozumieć: zostaw mniej, zyskasz więcej – nie sprawiałoby nikomu trudności w podjęciu ryzyka.

Czy taka odpowiedź zadowala Piotra, który jeszcze nie widzi „tego stokroć więcej”?

Chcielibyśmy, czujemy, że w odpowiedzi Jezusa musi być coś więcej, niż tylko ludzka transakcja. Co takiego?

Jego misją jest „przywrócić człowieka Bogu”. Na tym polega zbawienie.

W tym kontekście opuszczenie będzie więc konieczne w drodze powrotu.  Opuszczenie będzie pierwszym krokiem powrotu do Boga.

Benedykt uczy nas, że na drodze powrotu  trzeba zostawić przywiązania i własne „ja”. Uświadomić sobie swoje rozbicie, rozdarcie w sobie i w relacjach z innymi. Powrót do siebie, drugiego człowieka i Boga zaczyna się od pierwszego wskazania prologu benedyktyńskiej reguły: „Słuchaj synu nauk mistrza i nakłoń ku nim ucho swego serca. Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie…” (RB Prolog,1).

Jeżeli człowiek chce powrócić z drogi, na której oddalił się od Boga, musi znów zacząć Go słuchać i na nowo pozwolić Mu kształtować swoje serce.

To wszystko dokonuje się w rytmie codziennego życia. Prostym akcie zasłuchania w rzeczywistość, drugiego człowieka i Słowo.

W tym zasłuchaniu szybko okazuje się, że opuścić trzeba znacznie więcej niż się myślało, czy spodziewało, zarówno w wymiarze zewnętrznym jak i wewnętrznym.

Prosta transakcja: mniej za więcej nie sprawdza się. Opuszczenie jest także weryfikacją motywacji.

Życie, dzieje historii, co jakiś czas będą weryfikowały motywację, zarówno w kontekście osobistym jak i wspólnotowym.

Można coś zbudować, wyremontować, wypracować, zapewnić sobie warunki do wzrostu, jednak to, co „nieoczekiwane” przychodząc niespodziewanie zapyta o wolność, którą najlepiej ujawnia się w akcie opuszczenia.

Celebrujemy Uroczystości św. Benedykta, ale także 100 rocznicę powrotu Benedyktynów do Lubinia.

Historia klasztoru lubińskiego pokazuje, że wewnętrzna dynamika opuszczenia – powrotu znaczy drogę wzrostu nie tylko indywidualnego, ale i wspólnotowego. Ścięty na nowo się zieleni – succisa virescit jest nadzieją, ale odkrywaną z perspektywy. Często nie rozumiemy drogi, tego, co nas dotyka, dopóki nie spojrzymy na to  po jakimś czasie. Kierkegaard powiedział: „Drogę poznajemy idąc nią, ale rozumiemy patrząc wstecz”.

Zabór pruski był stopniowo ogałacającym procesem tej wspólnoty. Bracia musieli doświadczyć, że ten akt opuszczenia swojego domujaki dokonali wstępując do klasztoru,na początku ich powołania, musiał być ponawiany. Nawet stałość miejsca ich od tego nie wybawiła. Musieli zaakceptować rzeczywistość. Zasłuchać się w to, czego ona od nich wymaga. Odpowiedzieć na nią zasłuchując się w Słowo Boże.

Indywidualnie i wspólnotowo musieli opuszczać kolejno wypracowane struktury zabezpieczeń:

W 1796 roku na mocy decyzji króla Prus Fryderyka Wilhelma II rozpoczęło się zajmowanie majątku klasztoru lubińskiego na rzecz skarbu państwa. W tym samym roku zakazano przyjmowania nowicjuszy pochodzących poza zaboru pruskiego, a w 1816 roku zakazano całkowicie przyjmowania kandydatów i składnia ślubów zakonnych, co było skazaniem klasztoru na wymarcie. W 1814 roku po śmierci wybitnego opata o. Mikołaja Stanisława Kieszkowskiego, opatem został wybrany o. Beda Ostaszewski, który prawie cztery lata oczekiwał na akceptację władz pruskich. Kolejne lat były powolnym gaśnięciem życia zakonnego. W 1823 roku z jego inicjatywy powstało Bractwo Świętego Leonarda. Rok później władze rosyjskie dokonały zamknięcia prepozytury w Jeżowie na Mazowszu, burząc w większości zabudowania klasztorne oraz rozkradając wyposażenie.

Dnia 8 lipca 1834 roku zmarł ostatni opat lubiński o. Beda Ostaszewski. Władze pruskie nie pozwalając na wybór nowego opata przystąpiły wtedy do ostatecznego zamknięcia klasztoru, któremu jako ostatni przeor przewodził o. Paweł Szulczewski. Od roku 1836 rozpoczęła się konfiskacja pozostałego majątku i funduszy, z których część była zgromadzona na beatyfikację o. Bernarda z Wąbrzeźna. Następnie rozprzedano sprzęty liturgiczne i wyposażenie klasztoru, częściowo przekazując je okolicznym parafiom. W 1838 roku zarekwirowano klasztorną bibliotekę i archiwum.

Opuścili wszystko. Stracili wszystko. Powrót i odrodzenie wydawał się niemożliwy. To mogłoby być smutne zakończenie.Mogli, każdy z nich w swoim „teraz” zastanawiać się; czy rzeczywiście jest tak, że kto opuści, ten nie straci?

Bo przecież doświadczali i widzieli coś innego.

A jednak po latach w tej samej dynamice indywidualnego pójścia za Jezusem rozpoczynającym się od aktu opuszczenia, kolejni benedyktyni w tym o. Klemens Dąbrowski podjęli mnisze życie, aby powrócić do Boga.

Ten indywidualny dynamizm powrotu zaowocował, w determinacji i cierpliwość tym, że 1924 życie Regułą Benedykta wraca do Lubinia.

Zazielenić trzeba było się na nowo. Pewnie inaczej, i nie bez kryzysu wzrostu, ale młody zielony pęd zawsze budzi nadzieję i chroni przed zeschnięciem.

Opuszczenie nawet to wymuszone przez czynniki zewnętrzne, przynagla do wyjścia z własnych schematów w których tkwiąc, można zacząć niespodziewanie usychać. W tym, co znane i do czego przywykłem, mogę niespodziewanie przestać dążyć do Boga, a zacząć budować w miarę bezpieczne i komfortowe siedlisko życiowe.

W tym sensie opuszczenie, patrząc z perspektywy historii może być nawet ożywcze. Wymusza odnowienie motywacji na drodze powrotu do Boga. Koncentruje na najważniejszym, pokazując, że mniej ważne jest ulotne i czasowe.

Opuszczenie jest aktem wolności. Powrotem do Boga w którym odnajduję, że nie jesteśmy oddzieleni, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami,

że moje i twoje jest tylko czasowym uwarunkowaniem, że strata przyczynić się może do ponownego wzrostu.

Dziś jestem wdzięczny za tych braci odważnych, którzy nie bali się podjąć ryzyka, wyjść ze swojej strefy komfortu, oddać – siebie i swoje, aby ten klasztor mógł się odrodzić.

Po lekturze książki pana prof. Antoniego Maziarza o o. Klemensie Dąbrowskim, odkryłem tego odnowiciela benedyktynów jako człowieka niezłomnego, pełnego nadziei, niezwykle cierpliwego i przepełnionego nie tylko ideą, ale i przekonaniem konieczności powrotu. Z ilu rzeczy musiał zrezygnować on sam osobiście, aby ostatecznie ten ścięty pień lubiński ostatecznie sto lat temu, mógł na nowo zacząć się zielenić.

Postać o. Klemensa Dąbrowskiego była dla mnie inspiracją w naszej misji ukraińskiej i jest cały czas w dążeniu, aby życie benedyktyńskie nie usychało, lecz rozkwitało, tu i w innych miejscach świata.

Druga książka pana prof. Maziarza, Succisa Virescit. Klasztor benedyktynów i parafia pw. Narodzenia NMP w Lubiniu w latach 1924 -1939, to wciągająca opowieść o początkach odnowy. Powrót benedyktynów, jak się przekonujemy z relacji historycznej, przyczynił się do umożliwienia powrotu do Boga wielu ludziom: parafianom, gościom, odwiedzającym.

Niezależnie od tego ile możemy stracić, ile trzeba nam opuścić, w akcie wolności oddania, możemy z czasem odkryć ewangeliczne „stokroć więcej”. Dziś jesteśmy tego świadkami. Dziś po stu latach, to stokroć więcej: braci, sióstr, pól niż w początkach powrotu.

Jednak „stokroć więcej” wyrasta jakby obok, niezauważalnie w rytmie codziennej modlitwy i pracy. W oddaniu się szukaniu Boga, w zasłuchaniu w rzeczywistość, drugiego człowieka i Słowo, w pokornej odpowiedzi na to, co przynosi życie.

Nigdy nie wiemy ile i jak bardzo nasze skromne wysiłki, modlitwa i oddanie przyczyniają się do zbawienia innych. Nigdy nie wiemy, jak dużo na naszej indywidualnie drodze zbawienia zawdzięczamy innym, naszym poprzednikom.

Opuszczenie jest warunkiem powrotu – a succisa virestit jest tego wielowiekowym przykładem.         

Za: www.benedyktyni.net

Wpisy powiązane

Festiwal Radości w Licheniu

Pijarzy: 35. Parafiada Dzieci i Młodzieży

Duch Święty w nas działa!