Franciszek bez iluzji i z prostotą mówi o najtrudniejszych sprawach życia w Kościele: o posłudze biskupów, o codziennym życiu księży i zakonników, o korzystaniu ze środków materialnych, o duszpasterstwie, o skandalach kościelnych – mówi w komentarzu dla KAI jezuita o. Józef Augustyn charakteryzując pontyfikat Ojca Świętego. W sobotę papież Franciszek obchodzi 80. urodziny.
Publikujemy komentarz o. Józefa Augustyna SJ dla Katolickiej Agencji Informacyjnej:
Jakakolwiek ocena pontyfikatu Papieża Franciszka jest dzisiaj bardzo trudna, ponieważ nie mamy, lub też mamy bardzo mało, punktów odniesienia dla jego stylu życia i posługi. Po wielu stuleciach papieży Włochów, w ostatnich dziesięcioleciach było jedynie dwóch europejskich papieży, Polak i Niemiec. Po raz pierwszy mamy papieża – używając języka dziewiętnastowiecznego – z krajów kolonialnych, który nie ma europejskiego spojrzenia na życie Kościoła, jego posługę, misyjność, sposób sprawowania władzy, codzienne funkcjonowanie. Trudno więc dziwić się, że Papież Franciszek w swoim barwnym kaznodziejstwie posługuje się raczej przykładami wziętymi ze swego latynoskiego życia i posługiwania i częściej przyzywa Madonnę z Guadalupe niż z Lourdes czy Fatimy.
Wielki europejski Kościół, pełen ofiarności, poświęcenia i świętości przez pięć niemal stuleci był matką dla rodzących się Kościołów partykularnych na odkrywanych kontynentach. Była to arcytrudna, wręcz bolesna misja, ponieważ kolonizatorzy nierzadko posługiwali się przemocą wobec ludności tubylczej, a zdobyte ziemie traktowali jako własność tych, którzy ich wysyłali.
Niewątpliwie dziełem Ducha Świętego było to, że europejskie kościelne podziały i herezje nie zgasiły dynamizmu misyjnego, zarówno po stronie katolickiej jak i reformowanej. I choć sam Kościół przeżywał głęboki kryzys na skutek braterskich waśni, to jednak pamiętał o słowach Jezusa: “Idźcie na cały świat…” i konsekwentnie posyłał zakonników i kapłanów na “nowe ziemie”, którzy swoją mozolną pracą, modlitwą, cierpieniem a nierzadko przelaną krwią, dawali świadectwo Jezusowi. Najwyższy podziw budzi w Kościele ich ofiarne życie i posługa.
Matka, Kościół w Europie, przeżywa dzisiaj już nie tylko chwilowy kryzys, ale głębokie załamanie. Świadczy o tym sytuacja kościelna w takich krajach jak Holandia, Belgia czy Irlandia, które przez dziesięciolecia i stulecia wysyłały tysiące misjonarzy do Afryki, Azji, obu Ameryk. O głębokim kryzysie Kościoła w Europie zachodniej świadczy gwałtownie zmniejszająca się liczba wiernych oraz kurczące się struktury kościelne. I choć Francuzi czy też Niemcy bronią się przed przejmowaniem świątyń katolickich i protestanckich przez muzułmanów, to jednak w dłuższej perspektywie – jak się wydaje – będzie to nieuchronny proces. I choć chrześcijaństwo w starej Europie kurczy się, nie kurczy się bynajmniej w świecie; wręcz przeciwnie, rozwija się i kwitnie.
Obserwując życie Kościołów w krajach Ameryki Łacińskiej, w Afryce czy też w Azji, wysuwamy niekiedy zastrzeżenia, czynimy krytyczne uwagi, ale nie zdajemy sobie nieraz sprawy z tego, że są to resztki naszej europejskiej wyniosłości czy wręcz pychy, która chciałaby dyktować wszystkim ludom i narodom, co znaczy być uczniem Jezusa, jak trzeba Go naśladować czy też co znaczy być Kościołem.
Wszystko to trzeba uwzględniać, gdy reflektujemy nad życiem papieża Franciszka, który przyjechał do Watykanu nie tylko z dalekiego kraju, ale także z dalekiego kontynentu. To jedno z ważnych założeń oceny jego posługi. Inne ważne założenie: Jorge Bergoglio posiada przedsoborową formację zakonną naznaczoną prostotą i pewną ascetyczną surowością codziennego życia oraz jezuickie wyrzeczenie się wszelkich godności kościelnych, na co duży nacisk kładł św. Ignacy Loyola. W “Konstytucjach Towarzystwa Jezusowego” pisze, że żaden jezuita, także sam generał, nie może przyjmować żadnej godności kościelnej, jak tylko wtedy, gdy zmusi go do tego “posłuszeństwo wobec Stolicy Apostolskiej” (“Konstytucje Towarzystwa Jezusowego”, nr 756, 772).
Wszystkie życiorysy Bergoglio podkreślają, że jako wychowawca i przełożony zakonny raczej obsługiwał innych niż pozwalał siebie obsługiwać. Korzystanie z udogodnień, a tym bardziej przywilejów związanych ze sprawowaniem funkcji w zakonie i diecezji było mu obce. Ten styl codziennego życia i funkcjonowania stosował dosłownie od pierwszych godzin swojego pontyfikatu. Dał temu wyraz między innymi w wywiadzie dla telewizji meksykańskiej Televiza [6 III 2015]: “Tak, na przykład, kiedy schodziłem po wyborze, w windzie było kilku kardynałów: «Wasza Świątobliwość musi jechać sam tą windą». «Nie, pojadę z nimi». A kiedy zjechałem, czekał na mnie samochód, i powiedziałem: «Nie, pojadę z nimi busem»”.
Osobiste płacenie za pobyt w Casa del clero, gdzie przebywał przed konklawe, mieszkanie w hotelu świętej Marty, używanie skromnych samochodów, noszenie aktówki z brewiarzem w czasie podróży – ktoś powie: wszystko to przecież drobiazgi niewarte uwagi. Otóż nie. To, co do tej pory dla Jorge Bergoglio, prostego zakonnika, księdza, wychowawcy, prowincjała, biskupa, było jego prywatnym codziennym stylem funkcjonowania, na Stolicy Piotrowej, stało się symbolem, jego świadomym wyborem, nowym językiem: “To jest u mnie naturalne, nie żebym się silił. Staram się być taki, jak lubię, i czasami w czymś przesadzam, co może kogoś urazić. Powinienem uważać, ale są symbole, sposób bycia”.
I tu Franciszek sięga po konkretne przykłady, które dla wiernych, szczególnie żyjących nieraz w ubóstwie, są ważne: “Jest mercedes — ja nie mogę jechać mercedesem czy BMW. Jest ten focus, czy jak tam się nazywa, i jego używam, jest to mniej więcej samochód użytkowy, dostępny dla urzędnika bankowego, nieprawda?”
Papież Franciszek w sposób otwarty krytykuje i kwestionuje kościelny styl rządzenia naznaczony europejskim monarszym i dworskim charakterem, poczynając od Watykanu. We wspomnianym wywiadzie powiedział: “Uważam, że to [Watykan] jest ostatni dwór, jaki ostał się w Europie. Inne dwory uległy demokratyzacji, nawet te najbardziej tradycyjne. Na dworze papieskim jest coś, co w dużej mierze podtrzymuje tradycję nieco przestarzałą. A nie mówię tego w sensie pejoratywnym, jako kultura. To trzeba zmienić: odejść od tego, co ma jeszcze charakter dworski, a być zespołem roboczym, w służbie Kościoła, w służbie biskupów. To oczywiście wymaga osobistego nawrócenia”.
W tym kontekście lepiej rozumiemy jego krytyczne wypowiedzi na temat życia i posługi niektórych zakonników, księży i biskupów. Papież Franciszek rzeczywiście nie ma względu na osobę. W cytowanym wywiadzie otwarcie mówi o oporach niektórych osób z Kurii rzymskiej wobec jego wymagań. Od wszystkich domaga się jasności, przejrzystości, prostoty i bezpośredniości.
W kontekście sławnego przemówienia do Kurii rzymskiej na koniec roku 2014, gdy mówił o piętnastu chorobach – pokusach ludzi sprawujących władzę w Kościele – stwierdził: “Sprawy muszą wyjść na jaw, czyż nie? Zawsze są odmienne punkty widzenia, są uprawnione. Chcę, żeby wyszły na jaw i zostały wypowiedziane. […] Opublikowanie wykradzionych dokumentów i proces kamerdynera to nie są błahe sprawy. Mówi się o poważnych problemach moralnych, jedna osoba jest w więzieniu z powodów ekonomicznych, a z drugiej strony, parę «skandalików» moralnych. […] Trzeba nieco uzdrowić tę sytuację. Potrzeba nawrócenia, poczynając od Papieża oczywiście, który pierwszy powinien się nawrócić”.
Do piętnastu chorób – pokus Franciszek, we wspomnianym wywiadzie, dodaje szesnastą: pokusa nieszczerości, zamiatania spraw pod dywan: “Szesnasta choroba, a mianowicie, niech mówi się prosto w twarz, niech będzie odwaga, by nie przemilczać. A nigdy, nigdy, nigdy, mówię to przed Bogiem, odkąd jestem biskupem, nie ukarałem nikogo za to, że powiedział mi coś prosto w twarz. Takich chcę mieć współpracowników”.
Na pytanie dziennikarki, czy już ma takich współpracowników stwierdził dyskretnie: “Są tutaj, już ich spotkałem”. A gdy ta naciska na precyzyjniejszą odpowiedź: “Nieliczni czy wielu?” – Papież mówi: “Dosyć. Dość dużo, powiedziałbym. Istnieją. I są tacy, którzy nie mają odwagi, którzy się boją. Ale trzeba pozwolić działać czasowi. Ja stawiam na dobrą cząstkę ludzi. We wszystkich jest znacznie więcej dobra niż zła”. To, o czym mówi Ojciec święty, wprowadzone w codzienne życie Kościoła, zrewolucjonizowałoby wzajemne relacje, na wszystkich szczeblach, począwszy od seminarium i nowicjatu.
Wzajemne lęki: nie tylko lęki podwładnych wobec przełożonych, ale i lęki przełożonych wobec współbraci – podwładnych, paraliżują wzajemne braterskie, ojcowskie i synowskie relacje. Wiele sił marnujemy wtedy na uśmierzanie bolesnych emocji, pełnych nieraz żalu oraz urażonej męskiej dumy. Taka postawa wymaga jednak, od obu stron, miłości do Jezusa i braci oraz wielkiej pokory i skruchy. Jeżeli wierni, młodzi tak bardzo kochają Papieża Franciszka to między innymi dlatego, że staje obok nich bez wyniosłości, jak brat pośród braci i sióstr.
Franciszek jest – jak widzimy – bardzo wymagającym partnerem, stąd też trudno się dziwić, że wzbudza nieraz skrajne emocje u osób zarówno świeckich jak i duchownych. W otwarty sposób Papież mówi o najtrudniejszych sprawach życia w Kościele: o posłudze biskupów, o codziennym życiu księży i zakonników, o korzystaniu ze środków materialnych, o duszpasterstwie, o skandalach kościelnych – w tym o pedofilii, o duszpasterstwie małżonków, rodzin i osób rozwiedzionych.
Wielokrotnie i mocno zwracał uwagę, by nie łączyć i nie uzależniać sprawowania sakramentów z opłatami kościelnymi. Przywiązanie do pieniędzy osób duchownych to wada, którą Ojciec święty często napiętnuje. W wywiadzie, do którego nawiązujemy, Papież Franciszek stwierdza, że diabeł mieszka w portfelu. Ten rys duchowości Franciszka niewątpliwie wywodzi się z doświadczenia Ćwiczeń duchownych. Ignacy Loyola w rozważaniu o dwu sztandarach każe rozważyć przemowę Lucyfera, który nakłania poddane sobie złe duchy, aby “rzucały na ludzi sieci i łańcuchy; a najpierw mają ich kusić chciwością bogactw, jak to zazwyczaj przeważnie się dzieje, aby tym łatwiej doszli do próżnej chwały światowej i do zaszczytów, a potem do bezmiernej pychy”. Pieniądz, to pierwszy szczebel do wyniosłości i pychy.
Papieżowi Franciszkowi obcy jest język kościelnych aluzji, niedomówień, domysłów. Właśnie ten otwarty, jasny, jednoznaczny i odważny moralnie język sprawia, że wiele wypowiedzi Papieża Franciszka [między innymi przez porównanie do języka jego poprzedników] wydaje się kontrowersyjny czy wręcz bulwersujący. I tu jest nasz błąd, jak sądzę. Zamiast podejmować wysiłek, by zrozumieć i przyjąć świadectwo życia i wiary Franciszka, ulegamy emocjom, kwestionujemy. Pisząc to, bynajmniej nie bronię Papieża – jezuitę, ale staram się go rozumieć i pytam sam siebie, czego mogę się od niego nauczyć.
Cywilizacja, która nas otacza i w której żyjemy, gwałtownie się zmienia. Powiększa się z roku na rok przepaść pomiędzy krajami bardzo bogatymi a krajami ubogimi, trawionymi wieloletnimi konfliktami i wojnami. Bogaty świat zachodni desperacko broni się przed gwałtownym naporem milionów ludzi [nie jest aż tak ważne, w jaki sposób określimy to zjawisko] szukających godniejszych warunków życia, pracy, chleba i wody. Globalizacja informacji, mutlikulturowość, konsumpcjonizm oraz laicka i lewicowa relatywizacja religijna i moralna zdemaskowały u wielu chrześcijan powierzchowność duchową powodując gwałtowne zmiany obyczajowe. Zjawiskom tym ulegają jednak przecież nie tylko świeccy, ale także i osoby konsekrowane oraz duchowni diecezjalni. Wobec pokus świata i kruchej ludzkiej natury wszyscy przecież jesteśmy równi.
Papież Franciszek, człowiek głębokiej refleksji i duchowego rozeznania, którego uczył się przez wiele lat jezuickiej formacji, jest świadom, że w tym kontekście musi się zmienić nasz styl życia i posługiwania pasterskiego. Decydujące dla przyszłości Kościoła nie jest najpierw samo głoszenie moralności przez duchownych, ale ich życie ewangeliczne, które jest decydującym czynnikiem dla wiarygodności ich posługi. Gdybyśmy to – my księża – lepiej rozumieli, mniej irytowały by nas jego upomnienia, które polegają jedynie na tym, że Franciszek przypomina nam tylko to, do czego zobowiązaliśmy się przez podjęcie naszego powołania pójścia za Chrystusem i służenia ludziom, w tym zwłaszcza ubogim, chorym i wydziedziczonym.
Papież przypomina nieustannie nam kapłanom, że jesteśmy posłani nie tylko do tych, którzy chętnie korzystają z naszej posługi, ale także tych, którzy – ulegając pokusom świata, zgorszeniu, jakie im dajemy my sami, oraz ich własnym słabościom, oddalają się najpierw od księży, potem od Kościoła, by w końcu popaść w relatywizację moralną oraz całkowitą obojętność religijną.
Wiele niezrozumienia i fałszywych oskarżeń spotyka obecnego Papieża – jak mniemam – z tego powodu, iż głoszenie wiary w miłosierdzie Ojca oraz naszą miłość do Niego, kładzie przed głoszeniem moralności i moralnymi upomnieniami. Jest bowiem świadom przestrogi Jezusa, że bez Niego nie możemy nic dobrego uczynić. Tylko ci, którzy miłują Boga całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całym ciałem, zachowają Jego przykazania.
Dojrzała moralność jest owocem wiary i rodzi się w codziennej ascezie, w usilnym szukaniu Boga i słuchania Jego słowa. Bezduszne napominanie wiernych bez przywołania miłosierdzia Boga, czy wręcz w zapomnieniu o Nim, wytykanie im – niemal na każdym kroku – ich grzechów, szczególnie w tedy gdy sami jesteśmy uwikłani w swoje własne namiętności i słabości, sprawia, że wierni czują się osądzani, potępiani, niegodni, bezsilni, odrzuceni.
Papież Franciszek przypomina nam, że istotą naszego posługiwania jest dawanie osobistego świadectwa poprzez naszą codzienną modlitwę, ascezę, życie rodzinne i wspólnotowe, prosty szczery i pogodny styl życia, bezinteresowne wyjście do ludzi ubogich, przyjmowanie przeciwności życiowych, cierpienie. Głoszone słowo przemawia do wiernych dopiero wtedy, gdy potwierdza je świadectwo naszego życia.
Gdy przypominamy ludziom przykazania Boże, oni pytają – niemal mechanicznie: “A jak ty nimi żyjesz”. Ludzie młodzi w czasie lekcji katechezy czynią to nieraz w sposób wręcz okrutny zadając najbardziej niestosowne intymne pytania. To nie jest bynajmniej gniew na księży i Kościół, ale sprawdzanie wiarygodności: “Czy to, co mi proponujesz, sprawdziło się w Twoim osobistym życiu?. Opowiedz!”. Oto fundamentalne pytanie dla każdego z nas.
KAI/psd
Za: www.deon.pl