Homilia w czasie uroczystości pogrzebowych Ojca Stanisława Pomykały SJ
9 września 2022, Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie
Żegnamy Ojca Stanisława Pomykałę; człowieka wielkiej szlachetności i dobroci serca; kapłana, który w centrum życia postawił Jezusa; człowieka wewnętrznie wolnego; pełnego współczucia dla ubogich; wiernego przyjaciela; wielkiego czciciela Niepokalanej; dzięki Niej rozumiał świat nieprawości i zła.
Ojciec Stanisław Pomykała urodził się 4 stycznia 1950 roku w Brzegu Dolnym w województwie dolnośląskim. Jego tata, również Stanisław, mając dwanaście lat, był już zmuszony pracować na swoje utrzymaniu, a w 1943 roku, w wieku osiemnastu lat, wywieziony na przymusowe roboty do Rzeszy, pracował tam do końca wojny. Mama, Emilia, pełna matczynego ciepła, była krawcową. Często w dni powszednie chodziła na Mszę świętą. Stanisław Junior, najstarszy z synów – jak świadczy rodzeństwo – miał usposobienie mamy: był otwarty, pogodny, życzliwy i naśladował mamę w jej częstym chodzeniu do kościoła. Ojciec pracował w pegieerze jako brygadzista. Był człowiekiem odpowiedzialnym i szanowanym w środowisku pracy.
Aż dwanaście razy ze względu na pracę – w okresie dzieciństwa Stasia – cała rodzina Pomykałów zmieniała miejsce zamieszkania. Była to prawdziwa szkoła życia. Stasiu w latach szkolnych miał więc bardzo mało czasu na budowanie trwałych relacji koleżeństwa i przyjaźni. I może właśnie dlatego całe swoje życie tak wysoko cenił każdą przyjaźń i pozostawał jej wierny.
W taki sposób Bóg przygotowywał go do pełnienia misji w Towarzystwie Jezusowym. Święty Ignacy Loyola pisał w Konstytucjach zakonnych, że cechą jezuickiego powołania jest wędrować z miejsca na miejsce i przebywać w różnych stronach świata, gdzie będzie można bardziej służyć Bogu i bardziej duszom pomagać[1]. Wszystko to spełni się w życiu Staszka.
Mając piętnaście lat, wstąpił do jezuitów w Starej Wsi. Po nowicjacie i trzyletnim scholastykacie [rodzaj małego seminarium] odbył studia filozofii i teologii. Niemal bezpośrednio po święceniach został wysłany do pracy w Polskiej Sekcji Radia Watykańskiego. Były to czasy pontyfikatu Jana Pawła II. Ojciec Pomykała wielokrotnie towarzyszył Ojcu Świętemu w podróżach apostolskich. Nie traktował jednak pracy dziennikarskiej w kategoriach czysto zawodowych. Była to dla niego także wyjątkowa okazja, by uczestniczyć z bliska w życiu i misterium Kościoła.
Z okazji kanonizacji Jana Pawła II w swoim świadectwie dla „Życia Duchowego” pisał: Jestem wdzięczny Ojcu niebieskiemu i Tobie, Janie Pawle II, że „stałeś się dla mnie przybranym ojcem, św. Józefem mojego kapłaństwa: w zmaganiach Chrystusa kapłana, i w moich zmaganiach o kapłaństwo, o jego kształt”. Moje kapłaństwo dojrzewało i kształtowało się „w stałej konfrontacji z Tobą jako kapłanem. Po ludzku, nie powinienem być księdzem, a jednak jestem, bo tak się podoba Panu”[2]. W okresie pobytu w Rzymie Ojciec Stanisław angażował się w pracę duszpasterską parafii rzymskich jako prezbiter wspólnot neokatechumenalnych.
Po dziesięciu latach pracy w Radiu Watykańskim rozeznał, że nie jest to dla niego praca „dość kapłańska”. Pamiętam, że w czasie naszej wspólnej formacji wielokrotnie wspominał o pragnieniu pracy w Rosji. Brzmiało to w tamtym czasie jak surrealistyczne marzenie. Niezbadane są jednak wyroki Opatrzności. Gdy przyszły czasy pierestrojki Gorbaczowa i otworzyła się możliwość wyjazdu księży katolickich na tereny byłego Związku Sowieckiego, Stanisław sam poprosił przełożonych, by skierowali go do pracy w Rosji.
We wspomnianym wyżej świadectwie modli się do św. Jana Pawła II: „W czasie spotkania z Tobą (26 VIII 1990), Janie Pawle II, po porannej Mszy świętej dla polskich pielgrzymów w Castel Gandolfo, pytałeś mnie: «Jak leci życie?». Wyraziłem krótko moje niezadowolenie z perspektywy dalszej pracy w Radiu. Zapytałeś mnie wówczas: «Co chcesz robić?». Odpowiedziałem: «Chcę jechać do Rosji». Przez chwilę milczałeś, jakby nasłuchując swego wnętrza, a potem uderzyłeś mnie lekko swoim charakterystycznym gestem w ramię i powiedziałeś: «Jedź, bracie!». I pojechałem”.
Przez trzydzieści lat Ojciec Stanisław pracował w Rosji na Syberii, w Kazachstanie, Kirgizji, na Ukrainie i Białorusi. Na prośbę biskupa diecezji witebskiej wiele lat był ojcem duchownym księży, prowadził dla nich konferencje, rekolekcje. Nie sposób tu przedstawić – nawet pobieżnie – ogromu jego zaangażowania misyjnego, całego trudu i podjętych dzieł. Wymienię kilka: organizowanie klasztoru dla przyszłej wspólnoty jezuickiej, budowanie domu rekolekcyjnego, założenie centrum medialnego „Inigo” w Nowosybirsku, posługa siostrom zakonnym, praca ze studentami na uniwersytecie. Jednak najważniejszym dziełem Ojca Stanisława w krajach byłego Związku Radzieckiego było udzielanie Ćwiczeń duchowych według metody św. Ignacego Loyoli. W tej pracy Ojciec Stanisław był prawdziwym mistrzem.
Jak w czasie swojego dzieciństwa Staszek wraz z całą rodziną przemieszczał się po Polsce, tak teraz jeździł po całym terytorium byłego Związku Radzickiego i udzielał rekolekcji ignacjańskich. Ojciec Stanisław był też wytrawnym, cenionym kaznodzieją. Wszystko, czym się dzielił w przepowiadaniu, było przemyślane, przemodlone, podawane w oryginalnej formie. W czasie konferencji i kazań bywał nieraz szczery do bólu; w ten sposób chciał trafić prosto w serce słuchaczy, by pociągnąć ich do Chrystusa.
Gdy w 2020 roku zdiagnozowano u Ojca Stanisława chorobę nowotworową, wrócił do Polski. Był to dla niego wymagający czas. Wielokrotnie rozmawiałem z nim w czasie jego choroby i zawsze byłem pod wrażeniem jego niezwykłej nadziei, pokoju, zaufania Bogu, pokornej zgody na cierpienie, wewnętrznej wolności, wiernej pamięci o przyjaciołach. Ojciec Stanisław miał świadomość i mówił o tym otwarcie, że choroba był dla niego łaską, która miała go przygotować na odejście do domu Ojca. Zmarł 3 września 2022 roku: w 73. roku życia; 58. powołania zakonnego i 46. kapłaństwa.
Wspólnie ze Staszkiem rozpoczęliśmy nowicjat 31 lipca 1965 roku. Razem odbyliśmy całą formację, a potem często spotykaliśmy się na polu duszpasterskim, rekolekcyjnym i duchowym. Był mi bliski. A mówię to dlatego, by uwiarygodnić złożone świadectwo.
Ojciec Stanisław był kapłanem o wielkim szlachetnym sercu, kapłanem „o mistycznej duszy”. Jego wyjazd do Rosji – jak wyznał – był „nowym doświadczeniem kapłaństwa. Było to doświadczenie oblubieńcze oraz wstrząsająca stała radość w wyczerpującym trudzie”. Z okazji kanonizacji Jana Pawła II modlił się do niego: „W kapłaństwie czuję się Twoim bratem, bo z Twoją pomocą uwierzyłem w Miłosierdzie Trójcy Świętej; uwierzyłem, że Bóg mną nie wzgardził, że znalazłem łaskę u Pana”. Wysoko cenił udzielanie Ćwiczeń duchowych, kierownictwo duchowe, posługę spowiedzi, ponieważ dawały mu one okazję do rozpalania dusz miłością ku Jezusowi. Każda „zdobyta dusza” dla Chrystusa była jego wielką radością serca.
Ojciec Stanisław miał głęboką świadomość, że miłość Jezusa żąda od nas otwartości serca, przejrzystości i głębokiej skruchy. Stąd też, by poruszyć sumienia, dzielił się nieraz z wiernymi swoim doświadczeniem duchowym, jednak bez cienia ekshibicjonizmu. Ludzie udręczeni życiem, słabością, doznaną krzywdą, nieprawością własną i cudzą szukali u Ojca Stanisława duchowej pomocy, wsparcia i pociechy. Ojciec Stanisław, jak każdy z nas, miał chwile ludzkiej kruchości. Nigdy ich nie ukrywał, nie maskował. Był człowiekiem pokornym, umiał przyznać się do słabości, zdystansować do siebie przez dyskretny humor.
„Mistyczna dusza” Ojca Stanisława objawia się w jego szczególnej miłości do Eucharystii. W rozmowie, którą przeprowadziłem z nim dla kwartalnika „Życie Duchowe”[3], mówił: „Człowiek nie może myśleć tylko o sobie, ponieważ rodzi się z więzi i do więzi, w pierwszym rzędzie rodzinnych. […] Rodzina staje się podstawowym środowiskiem miłości dzięki eucharystycznej wspólnocie. Trzeba więc «eucharystycznie» dbać o relacje rodzinne, ponieważ są one narażone na wiele niebezpieczeństw. Rodzice winni troszczyć się o dzieci, kochać je, poświęcać się dla nich, ale muszą także dawać im prawdziwą wolność, dzięki której stawałyby się samodzielne, a której jedynym prawdziwym gwarantem jest Bóg”.
Ojciec Stanisław domagał się uszanowania wolności dzieci przez rodziców, ponieważ wyczuwał jej istotę i doniosłość. Jego charakterystyczna „oryginalność”, „inność”, „odmienność”, która go cechowała, miała znamię dążenia do wewnętrznej wolności. Ojciec Stanisław spotykał się niekiedy z brakiem zrozumienia, ale łatwo nabierał do tego dystansu. Gdy czuł dwuznaczność moralną, swoiste zakłamanie, potrafił zaprotestować, ale czynił to zawsze z szacunkiem dla ludzi. „Bywa, że ludzie utożsamiają wolność z samolubną samowolą” – mówił. „Suwerenna wolność jest nam zadana i zdobywamy ją niekiedy z wielkim trudem; wolność żyje ofiarną miłością, która umie mówić zarówno «tak», jak i «nie». Wolność jest odpowiedzialna” – mówił we wspomnianym powyżej wywiadzie.
I jeszcze jeden rys mistycznej duszy Ojca Stanisława: szczególne umiłowanie Maryi Niepokalanej. Mistrzem był mu śp. Ojciec Jacek Bolewski SJ. To on go inspirował i wspierał. Stasiu miał kilka ważnych tematów, przy których doświadczał nieraz wzruszenia, a jednym z nich była tajemnica Niepokalanego Poczęcia.
Jeden z przyjaciół Ojca Stanisława, na wiadomość o Jego śmierci, napisał mi: „Dziękuję Bogu, że było mi dane spotkać w moim życiu Ojca Pomykałę”. Dla tych, którzy – dzięki swojej przenikliwości – potrafią przebić się przez pewien rodzaj „barw ochronnych” Ojca Stanisława i zajrzeć do Jego duszy, duszy o mistycznej wrażliwości, powyższe zdanie będzie bardzo bliskie.
Ojcze Stanisławie, będziemy pamiętać o Tobie przed Panem, jak Ty już teraz pamiętasz o nas przed Obliczem Twojego Pana i Mistrza, Jezusa, którego szukałeś i za którym tęskniłeś od wczesnego dzieciństwa. I do zobaczenia.
[1] Św. Ignacy Loyola, Konstytucje Towarzystwa Jezusowego, Kraków – Warszawa 2001, [304]G.
[2] „Życie Duchowe”, 78/2014, s. 19–21.
[3] „Życie Duchowe”, Zima 57/2009, s. 124–132.