Jezuici w Powstaniu Warszawskim

Wśród żołnierzy Powstania Warszawskiego, na barykadach, w szpitalach i w piwnicach, byli też jezuici. 80. rocznica tego patriotycznego zrywu przypomina nam odważnych synów św. Ignacego, którzy nie wahali się nieść posługę duchową w najbardziej niebezpiecznych warunkach, ryzykując własnym życiem i zdrowiem. Kilku z nich pozostawiło ciekawe wspomnienia, z których niektóre były już publikowane, inne pozostają prawie nieznane. Czytamy tam o toczącej się, nierównej walce powstańczych batalionów, o przechodzeniu kanałami, ogromnych zniszczeniach miasta, barbarzyńskich egzekucjach dokonywanych przez okupanta, o usiłowaniach ludzi, by przeżyć. Sierpniowe i wrześniowe dni walczącej Stolicy były krwawe i okrutne. Jezuici, którzy przetrwali, przekazali nam cenne świadectwa o tym, jak przechodzili przez to wojenne piekło.

Najpierw trzeba zaznaczyć, że w czasie II wojny światowej działały w Warszawie dwie jezuickie placówki. Jedna wspólnota zamieszkiwała na Mokotowie, w otwartym w 1935 r. Domu Pisarzy przy ul. Rakowieckiej 61. Tutaj właśnie już 2 sierpnia 1944 r. niemieccy żołnierze dokonali masakry na przebywających w klasztorze zakonnikach i świeckich, mordując w bestialski sposób 40 osób . Drugą jezuicką placówką w okupowanej Stolicy była rezydencja przy kościele Matki Bożej Łaskawej na ul. Świętojańskiej, odzyskana przez jezuitów pod koniec I wojny światowej. Tu mieściła się kuria prowincji zakonnej wraz z archiwum. Niektórzy z jezuitów podczas okupacji aktywnie zaangażowali się w działalność podziemną. To właśnie spora część tej wspólnoty udzielała się służąc jako kapelani powstania. Dom i sanktuarium znalazły się wtedy w rejonie zaciętych walk aż do czasu, gdy pod koniec sierpnia 1944 r. zostały całkowicie zniszczone.

Najbardziej znanym jezuitą – kapelanem Armii Krajowej i powstania był o. Józef Warszawski (1903-1997) ps. „Ojciec Paweł”. Udzielał się już w czasie kampanii wrześniowej 1939 r. Na początku wojny mieszkał w domu przy Rakowieckiej, ale zagrożony aresztowaniem musiał „zejść” do podziemia i zmieniać miejsca swego pobytu. Prowadził działalność wydawniczą i wykładową wśród organizacji konspiracyjnych. W czasie powstania był kapelanem zgrupowania „Radosław”, batalionów „Zośka” i „Parasol”, a także „Czata 49”i „Wigry”. Działał na Woli, Powązkach, Starówce, w Śródmieściu i na Czerniakowie. 23 września, gdy kulomiot niemiecki był ustawiony do rozstrzelania ostatniej grupy „Radosława” (około stu dwudziestu osób), przedarł się przez szeregi hitlerowskich żołnierzy i uzyskał od dowództwa niemieckiego status jeńców wojennych dla obrońców Reduty Czerniakowskiej. Za bohaterską służbę otrzymał Krzyż Walecznych i inne odznaczenia. Pozostawił ciekawe wspomnienia.

O. Józef Warszawski SJ

Znanym powstańczym duszpasterzem był o. Tomasz Rostworowski (1904-1974). Służył jako kapelan Komendy Głównej Armii Krajowej oraz jej oddziału osłonowego – Plutonu 1112. Opiekował się rannymi, posługiwał m. in. w szpitalach polowych przy ul. Długiej oraz w klasztorze dominikanów i w kościele św. Jacka. Udzielał pomocy poszkodowanym w czasie nalotów i bombardowań. Po upadku powstania na Starówce uciekł z transportu i ukrywał się prawie miesiąc w ruinach na tyłach kościoła św. Anny. Odznaczony orderem Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych oraz Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Powstańcze zaangażowanie opisał we wspomnieniach: „Służba i przygoda w płonącej Warszawie”.

O. Tomasz Rostworowski SJ

W powstaniu czynnie uczestniczył także o. Jan Wojciechowski (1903-1961) ps. „Korab”. Brał udział już w kampanii wrześniowej 1939 r. jako kapelan armii gen. F. Kleeberga. Podczas wojny uratował wiele osób, w tym Żydów. Był świadkiem zagłady getta w Otwocku w 1942 r., co też opisał w raporcie. W czasie powstania został szefem duszpasterstwa i dziekanem I Obwodu Śródmieście, w stopniu podpułkownika. W jednym ze wspomnień napisano o nim, że „widywano go zawsze w pierwszej linii walk, gdy pocieszał rannych i jednał z Bogiem konających”. Został odznaczony orderem Virtuti Militari oraz Krzyżem Walecznych z Mieczami.

O. Jan Wojciechowski SJ

Kapelanem Armii Krajowej był o. Alojzy Chrobak (1902-1959). Podczas powstania współpracował z dowództwem, opiekował się rannymi żołnierzami i cywilami. 16 sierpnia 1944 r. został ciężko ranny w nogę na Rynku Starego Miasta i przebywał w kilku powstańczych szpitalach polowych. Po poddaniu się Starówki był przeniesiony do Seminarium Duchownego przy Krakowskim Przedmieściu, a potem do szpitali w Pruszkowie, Tworkach i Milanówku. Odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Armii Krajowej. Swoje doświadczenia, nie tylko wojenne, przedstawił w obszernych „Wspomnieniach życiowych”.

Jako ochotnik zgłosił się do powstania o. Leonard Wiktor Hrynaszkiewicz (1913-1944). Towarzyszył żołnierzom batalionu „Bończa”, toczącym zacięte walki w rejonie Starego Miasta, podczas których powstańcy ponosili ciężkie straty. Jak pisze o nim jezuicki historyk, o. Felicjan Paluszkiewicz: „zawsze był przy swoich chłopcach: cieszył się nimi, gdy pełni euforii snuli wielkie plany na przyszłość w Polsce, o której wolność walczyli, wskazywał na wartość Krzyża, gdy cierpieli w powstańczych lazaretach i umierali”. O. Leonard zginął 31 sierpnia 1944 r. podczas bombardowania Nowego Miasta, zasypany w piwnicach klasztoru sióstr sakramentek. Po ustąpieniu Niemców, w kwietniu 1945 r. jego ciało przeniesiono i złożono w krypcie męczenników przy ul. Rakowieckiej.

W czasie okupacji asystentem kościelnym katolickich grup konspiracyjnych był o. Julian Piskorek (1910-1999). Już przed powstaniem otrzymał przydział do służby kapelańskiej na Starym Mieście. Działał w batalionach „Bończa”, „Gozdawa” i „Wigry”. Otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami za działalność konspiracyjną i Krzyż Walecznych za męstwo w czasie pełnienia obowiązków duszpasterskich, jak również Krzyż Armii Krajowej i Krzyż Powstańczy. Po upadku powstania na Starym Mieście dostał się do obozu w Pruszkowie. Pozostawił ciekawe wspomnienia z tego okresu.

Kapelanem powstania był też o. Stefan Śliwiński (1905-1999). Podczas okupacji należał do domu zakonnego w Warszawie przy Świętojańskiej. Aresztowany 10 września 1942 r. w Lublinie, podczas pełnienia jednej z misji w ramach działalności podziemnej, został wywieziony do obozu na Majdanku, gdzie przebywał do marca 1943 r. Był według jego własnych słów pierwszym kapłanem-kapelanem w tym „piekle”. Został z niego zwolniony, prawdopodobnie na skutek starań sióstr kanoniczek z Nasutowa. Z Majdanka udał się do Warszawy, gdzie czasie powstania był kapelanem na Starym Mieście, następnie w połowie sierpnia kanałami przedostał się na Żoliborz, a stamtąd przeszedł do Kampinosu i został kapelanem oddziałów leśnych AK. Zajmował się przerzutem rannych, korzystając z niemieckiego, wojskowego transportu kolejowego, jeździł do Krakowa po środki lecznicze, po okolicach starał się o zaopatrzenie medyczne i żywność dla szpitala partyzanckiego. Za udział w powstaniu otrzymał Krzyż Walecznych.

Z Mokotowem był związany o. Franciszek Szymaniak (1916-1944). Młody kapłan po zakończeniu konspiracyjnej teologii w Starej Wsi w lipcu 1944 r. wrócił do Warszawy i zamieszkał w Domu Pisarzy. W dniu wybuchu powstania, 1 sierpnia został mianowany kapelanem punktów sanitarnych na Mokotowie w rejonie ulic: Rakowiecka – Madalińskiego – Wołoska – Wiśniowa. Pełnił posługę kapłańską przy rannych i umierających, spowiadając i udzielając komunii św. 2 sierpnia przyszedł po Najśw. Sakrament do jezuickiego domu nie wiedząc, że dokonała się tu wcześniej masakra. Padł zastrzelony na stopniach ołtarza w kaplicy domowej, gdy wyjmował hostie z tabernakulum.

Masakrę na Rakowieckiej przeżył o. Aleksander Pieńkosz (1915-1944). Pod koniec sierpnia dotarł do szpitala sióstr elżbietanek przy ul. Goszczyńskiego. Tam pełnił posługę kapłańską wśród ciężko rannych. Zginął podczas ciężkiego ostrzału i bombardowania szpitala przez hitlerowców, traktujących tę placówkę z wyjątkową zajadłością, mimo zatknięcia na niej flagi Czerwonego Krzyża. Jako kapelani udzielali się także o. Franciszek Kulesza (na Starówce) i o. Adolf Sznip (na Mokotowie). W powstaniu walczył kleryk Czesław Białek (1920-1984), wcześniej aktywny w ruchu oporu, pomagający m. in. Żydom w ucieczce z getta w Nowym Sączu. W czasie walk na warszawskiej Woli postrzelony w nogi cudem uniknął śmierci z rąk żołnierzy pacyfikujących powstańczy szpital. Otrzymał Krzyż Walecznych i Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami.

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego pozostawił br. Włodzimierz Mielnik (1906-1984) – piszący na temat losów wspólnoty i domu na Świętojańskiej. W czasie wojny zaangażowany w pracę konspiracyjną. Za udział w przerzucie radiostacji z Warszawy do Wilna został odznaczony Krzyżem Walecznych, a za służbę w AK otrzymał Złoty Krzyż Zasługi z Mieczami. Po upadku powstania dostał się do obozu w Pruszkowie. Z kolei o. Leon Mońko (1911-1980) opisał głównie masakrę na Rakowieckiej 2 sierpnia 1944, ze sporym wstępem o sytuacji w Warszawie w przededniu powstania.

Z wymienionej grupy kilkunastu jezuitów biorących czynny udział w Powstaniu Warszawskim kilku pozostawiło niezwykłe wspomnienia, których fragmenty warto przytoczyć. Dramatyczne wydarzenia, w których uczestniczyli, opisują jako świadkowie: bez upiększeń i patosu, tak jak wtedy było…

O. Tomasz Rostworowski tak wspomina posługę kapelana w powstańczym szpitalu na Starym Mieście:
Komunii św. udzielałem co dzień, tak że wielu chorych codziennie przyjmowało Pana Jezusa, jak zresztą i niektórzy lekarze oraz większość personelu. Miałem zwyczaj odmówić w każdej sali choć krótką modlitwę przed Komunią i po Komunii św. Byli mi za to chorzy ogromnie wdzięczni. Mszy św. niedzielnej, odprawianej na sali szpitalnej w podziemiach wysłuchiwali płacząc i mówiąc nieraz: – To jak w katakumbach. Jeden z żołnierzy, Niemiec protestant, wzięty do niewoli i leżący ranny w szpitalu, prosił mnie o przyjęcie go na łono kościoła katolickiego – tak się przejął tym, co widział, i stosunkiem, z jakim się do niego odnoszono. Drugi, katolik, co dzień przyjmował Pana Jezusa. Jeden Żyd węgierski, uwolniony z zamknięcia w pobliżu getta i pracujący w szpitalu jako robotnik, zgłosił się do mnie z prośbą o pożyczenie Ewangelii św., co też uczyniłem (T. Rostworowski, Szerzyć Królestwo. Wspomnienia i dzienniki 1939-1972, wybór i oprac. T. Pronobis i St. J. Rostworowski, Warszawa 2004).

O. Julian Piskorek opisuje powstańczą Starówkę: ciągłe ostrzały, bombardowania, pożary, walące się domy. Sporo miejsca poświęca sytuacji w rezydencji jezuitów na Świętojańskiej, zamieszczając taki obraz domu zakonnego podczas bombardowania:
Innym razem jestem na Świętojańskiej. Jest to chyba 24 VIII. Rozmawiam z naszymi. Naraz słyszymy alarm: zbliżają się samoloty bombardujące. Uciekamy więc do schronu. Najbliższym nam schronem – to piwnica na węgiel, do której wchodzi się przez pokój br. furtiana, tuż przy wejściu do naszego domu. Na węglu materace i pościel nasza. Tu bowiem już w ostatnich czasach nocowaliśmy. Drugi schron – to piwnica pod kolegium. (…) W schronie już słyszymy przelatujące nad nami samoloty i pierwsze wybuchy bomb w pobliżu. Ziemia drży. Mury kamienic trzęsą się. Naraz potężny wstrząs. Poleciały cegły w naszej piwnicy. Tuman czerwonego pyłu wciska się przez małe piwniczne okienko. Oddychamy przez chusteczki, bladzi i przerażeni. Po paru pełnych grozy minutach, ucisza się wszystko. Wychodzimy z piwnicy. Okazuje się, że bomba celowana w barykadę na Świętojańskiej, niedaleko nas, uderzyła w kamienicę nr 14, tuż przy naszej. Wybuch jej nastąpił w sąsiedniej piwnicy, od której odgrodzeni byliśmy ścianką. Szczęśliwie wytrzymała. Gdyby bomba uderzyła parę metrów bliżej nas, bylibyśmy żywcem pogrzebani (J. Piskorek, Z historii relikwii św. Andrzeja Boboli w latach 1938-1945, część III. Materiały w posiadaniu Archiwum Prowincji Wielkopolsko Mazowieckiej TJ).

Najbardziej wstrząsające są chyba wspomnienia o. Józefa Warszawskiego, gdy opisuje linie powstańczych batalii, przeprawy kanałami, a przede wszystkim dramatyczną walkę o życie. Pod koniec powstania „Ojciec Paweł” z resztkami oddziałów znalazł się na Czerniakowie. Słabnący ludzie mieli nadzieję na ewakuację na drugi brzeg Wisły, na stronę praską, opanowaną przez Armię Czerwoną. Obiecana pomoc jednak nie nadeszła. Powstańców pozostawiono na pastwę pozbawionych skrupułów niemieckich żołnierzy z kompanii karnych. Aby uniknąć śmierci młodych ludzi, „Ojciec Paweł” jako oficer najstarszy wśród nich stopniem, po negocjacjach z wrogiem i obietnicy, że zostaną potraktowani jako jeńcy wojenni, podjął decyzję o poddaniu się. Sytuacja stała się jednak dramatyczna, gdy kapelana i towarzyszących mu ludzi po rozbrojeniu postawiono pod ścianą do rozstrzelania.

Tak o. Warszawski opisuje te pełne grozy chwile:
Sytuacja stawała się śmiertelnie poważna. Któż z nas nie znał praktyki niemieckich kulturträgerów. Doświadczyliśmy jej przecież aż nadto. Jeszcze ostatnio wytłukli nam po kolei wszystkie szpitale – aż do najciężej rannych i aż do kobiet włącznie.
Więc taki ma być koniec – waliło obuchem i wyrzutem po zwojach mózgu ? Dałeś się nabrać, durniu. Wpadłeś w najpospolitszą sztuczkę wojenną.
Nie śmiałem spojrzeć po patrzących na tę przygrywkę do śmierci chłopakach. Lękałem się zajrzeć w oczy dziewcząt, które stały nieme i pełne jakiegoś niewyrażalnego bólu.
Nie!
Twarz ściągnęła się w zimny, brunatno-zdecydowany i bez czucia grymas.
Nic nie mam do stracenia, prócz sumienia.
A tego mi nie zabierzecie.
Opuściłem ramiona, które nam cały czas kazano trzymać wzniesione. Przepchnąłem się przez szeregi, które mię otaczały. I waliłem wprost na przygotowujących się do rozstrzeliwania zbirów ze Strafkompagnie.
Dojrzałem wreszcie znajdującego się pośrodku nich oficera. Poznałem go, zbliżając się do oddziału niemieckiego, po gwiazdkach, które nosił na naramienniku. Siedział na jakimś drewnie i był tym właśnie, o którego opierały się ostateczne decyzje.
Wszedłem dość zdecydowanym krokiem pomiędzy nich. Stanąłem na wprost niego. Kapelanowi nie przystawała postawa na baczność, więc stanąłem jak najzwyczajniej. I siląc się na spokój rzuciłem twardo:
– Ich bin der Feldgeistliche! Jestem kapelanem oddziału. Man hat mir gesagt, wir werden als Kriegsgefangene behandelt! Zapewniono mnie, że będziemy traktowani jako jeńcy wojenni!
Nie wiem, jakim głosem wyrzuciłem te słowa z siebie. Był to głos człowieka, który rzucał wszystko na ostatnią stawkę. Ta przegrana, zostaje tylko rzucić się pazurami i szarpać aż po śmierć.
Oficer widział mnie po raz pierwszy. Jak i ja jego. Był stosunkowo młody. Ale domyśliwałem się, że to właśnie ten, do którego posłali po odpowiedź i decyzję, kiedym zapytywał o warunki poddania się. Strafkompagnie wybałuszyła oczy to na niego, to na mnie. Ale nie tykali mnie. Po dobrej chwili, prawą ręką wskazując mur ściany, odparł dość spokojnym głosem: – Zurück ! I wtedy dopiero rzucili się na mnie. Potrącając a kopiąc odstawili mnie pod ścianę. Wrócili do siedzącego dowódcy i otoczyli go ponownie. Zaczęli wpierać w niego jakieś zadanie czy postanowienie. On rozparł się jak przedtem. Lewe ramię zwisało mu wolne w powietrzu. Słuchał uważnie mowy jednych i drugich. Coś przemyśliwał. Popatrzył kilka razy w naszym kierunku. A potem, zwrócony do swoich żołnierzy, bokiem do nas oświadczył głosem, który mimo to dobrze dosłyszałem:
– Keiner von diesen wird erschossen. Sonst könnt ihr machen was ihr wollt. Żadnego z nich nie wolno rozstrzeliwać. Poza tym możecie robić, co wam się podoba.
Poczułem zwolnienie ulgi w napiętych i skurczonych do niemożliwości nerwach i mięśniach.
Wygraliśmy.
Nie rzuci mi Norwid w twarz: U nas zawsze energii sto a inteligencji trzy. I zawsze gdzieś wyskoczy energia przed inteligencją. A potem jatka.
(J. Warszawski, Ojciec Paweł z białą chorągiewką, Odbitka z Horyzontów. Paryż – Londyn – Nowy Jork 1959).

Krzysztof Dorosz SJ
Za: jezuici.pl

Wpisy powiązane

DO POBRANIA: Biuletyn Tygodniowy CIZ 51-52/2024

Paulini zapraszają do przeżywania świąt na Jasnej Górze

RPO: ks. Michał O. w areszcie był traktowany niehumanitarnie