Jezuici: Dzień Prowincji PME (2024)

W sobotę, 11 maja 2024 r., w Krakowie odbył się Dzień Prowincji PME, czyli doroczne spotkanie jezuitów z Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Tematem tegorocznego spotkania były dojrzałe relacje w naszym życiu i misji.

Spotkanie rozpoczęło się mszą świętą w Bazylice NSPJ, której przewodniczył o. prowincjał Jarosław Paszyński SJ, a homilię wygłosił o. Mateusz Janyga SJ.

– Ten dzień prowincji jest dla nas czasem wzajemnych rozmów, wzajemnego spotkania ale także jest czasem wspólnej modlitwy i wspólnej refleksji – powiedział o. Paszyński we wstępie do Eucharystii.

O. Janyga w wygłoszonej homilii, komentował wezwanie Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii do modlitwy prośby. Zachęcał by prosić Boga o podobne dary jakie św. Ignacy sugerował odprawiającym Ćwiczenia Duchowe: „Prosić o wielkie zawstydzenie przed samym sobą (48); prosić o wielką boleść duszy i o łzy z powodu mych grzechów (56); prosić, żebym nie był głuchy na Jego wezwanie (91); prosić o dogłębne poznanie Pana (104); prosić o boleść, współczucie i zawstydzenie (193); by wreszcie prosić o łaskę wesela i silnej radości z chwały Chrystusa (221) i o wewnętrzne poznanie dóbr otrzymanych, które prowadzą do wdzięczności, miłości i służby Jego Boskiemu majestatowi (233).”

Dalsza część spotkania miała miejsce w Auli Wielkiej Uniwersytetu Ignacjanum. Zasadniczym punktem tej części była konferencja na temat dojrzałości wygłoszona przez ks. dra Wojciecha Rzeszowskiego, który jest delegatem ds. ochrony dzieci i młodzieży w diecezji gnieźnieńskiej.

Ks. Rzeszowski w swoim wykładzie podkreślał, że dojrzałość jest nie tyle stanem, ile pewnego rodzaju procesem na całe życie, procesem, który nie jest samotny, ale buduje się w dobrych relacjach. Zaznaczył, że dojrzałość nie jest postawą wolną od ograniczeń, ale raczej postawą świadomości i twórczego przyjęcia swoich „nieidealności”. Cechuję się ona wyrozumiałością, pokorą, łagodnością oraz zgodą na brak kontroli – ufność sobie i Bogu. Taka postawa prowadzi do większej otwartości, zdolności do ryzyka i do odchodzenia od sztywnych schematów, zwiększa gotowość do współpracy i do brania odpowiedzialności oraz uzdalnia do radości życia, do doceniania siebie i innych. Taka dojrzałość skutkuje też postawą pogłębionej duchowości, rozumianej jako osobista i personalna relacja z Bogiem.

W dalszej części o. Wojciech Bojanowski przedstawił status prac związanych z ochroną małoletnich, które realizuje jako delegat prowincjała ds. ochrony dzieci i młodzieży. Natomiast o. Mikhailo Stanchyshyn SJ podzielił się swoim doświadczeniem i refleksją dotyczącymi obecnej sytuacji w Ukrainie.

Spotkanie zakończył wspólny obiad w refektarzu Krakowskiego Kolegium Jezuitów.

Pełen tekst homili o. Mateusza Janygi

Drodzy Współbracia,

o tym miejscu, w którym się znajdujemy, bazylice NSPJ na Kopernika w Krakowie, wiemy bardzo dużo. Wszystko dzięki uczuciom, które w nas są poruszane, kiedy tutaj siedzimy. Te uczucia zapisały w naszych sercach niezatarte odnośniki: do święceń kapłańskich, do różnych jubileuszów, pogrzebów, czasów filozofii i krakowskiej beztroski, do zwykłego, naturalnego skojarzenia, że jak jezuici to Kraków, to Kopernika, to Ignatianum, to WAM, a przede wszystkim to bazylika. Jej wysoka wieża; solidne kamienne wnętrze; mozaiki, które o. Stasiu Groń potrafi objaśnić, i zrobi to chętnie; sklepienie w formie stalówek; krzyż; kopuła; figura Jezusa z sercem na wierzchu; korona królewskiej niezgody; konfesjonały, a w nich dyżury według przez lata wypracowanej rozpiski; całodzienna adoracja; msze zwyczajne; często recytowane, odprawiane przez zamyślonych profesorów; czasami jakiś koncert, na chór czy organy; scholastycy z rozpalonym kadzidłem i w procesji; różne wydarzenia; obrazy, liturgiczne migawki. Nic jednak nie zdoła zaburzyć atmosfery świętości tego miejsca. Pozostaje naturalny majestat, jezuicki charakter – powściągliwość i elegancja. To miejsce pracuje w nas samo, uderzając w różne klawisze serca i duszy. Wierzę, że każdy z nas czuje wdzięczność za bazylikę NSPJ w Krakowie.

Jest nas dużo, ale nie wszyscy. Nie szkodzi! – jak mówi o. Pyszka. Wielu przyjechało z potrzeby serca, żeby się spotkać, niektórzy pewnie trochę z urzędu, bo tak wypada, jeszcze inni nie mogli, bo sprawy większej wagi, wielu chciałoby przyjechać, ale nosi krzyż cierpienia fizycznego, starości, choroby, frustracji, obrażenia się na rząd i Towarzystwo. Wszyscy tworzymy jeden świat i jeden organizm. Towarzystwo Jezusowe. PME.

Chciałem poruszyć 3 aspekty z dzisiejszej liturgii słowa. Są to dla mnie 3 inspiracje.

Po pierwsze. Akwilla i Pryscylla. Święte małżeństwo, przyjaciele św. Pawła.

Oj, jak bardzo teraz potrzebujemy być tak jak oni. Pełni wiary, miłości do Chrystusa i z otwartymi szeroko oczami. Zachwyca ich spostrzegawczość, zmysł inkulturacji. Ochrzcijmy Apollosa, bo dobrze mówi i inni go słuchają. Piszmy listy, aby go przyjęto w innych kościołach, niech będzie po naszej stronie. Niech jego talent, dar od Boga, znajdzie odpowiednią przestrzeń, grunt do wzrostu na większą chwałę Bożą. Takiego patrzenia i działania potrzebujemy. Świętość połączona z praktycznym, zdroworozsądkowym działaniem, powiedzielibyśmy dzisiaj strategicznym. Akwilla i Pryscylla, małżonkowie, razem, jednomyślni, wspierający się wzajemnie. Czy to nie jest Towarzystwo za którym tęsknimy? Nieuciekające od świata, ale odważne, ewangelizujące, działające, i wykorzystujące, każdą okazję do głoszenia Chrystusa. Towarzystwo jednego ducha i jednego serca. Towarzystwo na boisku świata, przy piłce, a nie robiące puste przebiegi, czy murujące bramkę lub biegające gdzieś za linią autową. Zawsze chciałem być jak Messi, który przechadza się po boisku, wydaje się, że w sposób niedbały; tak, od niechcenia; a on obserwuje i jest blisko, przyczajony, aby w tym „tu i teraz” momencie łaski, wkroczyć i wykorzystać sytuację do zdobycia gola. Do zwycięstwa. „Trzeba się bowiem przyzwyczaić nie tylko do tego, żeby stawiać opór przeciwnikowi, ale nadto, żeby go powalić na ziemię” (13) – uczy Ignacy w Ćwiczeniach.

Po drugie. Pan Jezus mówi: proście! „O cokolwiek prosilibyście Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: proście a otrzymacie, aby radość wasza była pełna.” Jest tutaj kilka elementów. Prosić w imię Jezusa, bo nie było wcześniej takiej możliwości. Prosić, aby otrzymać pełnię radości. Taka droga do radości. I wreszcie obietnica, że otrzymamy. Imię Jezusa jako jezuici już nosimy. Jest czymś dla nas najdroższym, stanowi naszą tożsamości. Z naszego charyzmatu, z naszej tożsamości ma wypływać modlitwa prośby. O co może prosić Jezusa jezuita noszący Jego imię? O co prosi w nas i przez nas Jezus?

Znowu sięgam do Ćwiczeń. Przepisuję prośby: Prosić o wielkie zawstydzenie przed samym sobą (48); prosić o wielką boleść duszy i o łzy z powodu mych grzechów (56); prosić, żebym nie był głuchy na Jego wezwanie (91); prosić o dogłębne poznanie Pana (104); prosić o boleść, współczucie i zawstydzenie (193); by wreszcie prosić o łaskę wesela i silnej radości z chwały Chrystusa (221) i o wewnętrzne poznanie dóbr otrzymanych, które prowadzą do wdzięczności, miłości i służby Jego Boskiemu majestatowi (233).

Ale też proszę w zwyczajnych intencjach, codziennych. Żeby starczyło na wypłaty, żeby ktoś odpowiedział, żeby tamtego mniej bolało, a inny, żeby się wreszcie uśmiechnął. Proszę o zdrowie i błogosławieństwo. Cała lista.

Po trzecie: Pan Jezus mówi, że nadchodzi godzina, kiedy nie będzie już nam mówił w przypowieściach, ale całkiem otwarcie oznajmi nam o Ojcu. Koniec z bajkami, przypowieściami, parabolami, narracjami. Koniec opowiadania o tym, co zjadłem, gdzie byłem, co widziałem, co poczułem, o czym myślałem. Tego już nikt nie słucha, chociaż Internet stwarza pozory, że ktoś mnie usłyszy, ktoś moją bajkę kupi, ktoś mnie zrozumie i pocieszy. Jestem jednak coraz bardziej samotny. Iluzja, którą tworzy mój stary wirtualny przyjaciel, z którym spędzam tyle czasu. I nawet, kiedy nie opowiadam o sobie, jemu Internetowi, to jednak czytam o tylu rzeczach, przeglądam tyle bajek i coraz mi gorzej, coraz bardziej jestem otępiały i wyczerpany. Prawie tak. jak Ignacy na łożu w Loyoli, wyczerpany po rozmyślaniu o życiu  światowym, o dworach i damach.

Miłość objawia się w czynach. Chcę pracować, służyć, na ile starczy mi sił. Bez wizji, planów, bez zbędnych słów. To mnie uzdrawia. Tak mi powiedział mój instruktor z probacji, praca apostolska jest dla nas uzdrowieniem. Tyle zapamiętałem z tego pięknego czasu.

Wybaczcie, współbracia mój potok myśli. Już wracam do ławki, już siadam i spoglądam na wnętrze tego drogiego nam miejsca. Panie, mów do nas otwarcie, oznajmij nam o Ojcu. Jaki jest i jaka jest Jego święta wola. Amen

Za: www.jezuici.pl

 

Wpisy powiązane

…a zwłaszcza za masonów, Żydów. Czy tak postępuje antysemita?

Apel Przewodniczącego KWPZM

Wielki Odpust Tuchowski: do Matki Bożej pielgrzymował przew. Konferencji Episkopatu Węgier, bp András Veres