Kolejne osoby, głównie matki z dziećmi znalazły schronienie w Domu Pielgrzyma na Jasnej Górze. Jest już 50 osób, w tym 22 dzieci. – Jesteśmy przygotowani na dalszą pomoc, nasze drzwi są wciąż otwarte – zapewniają Paulini. Zakonnicy z niepokojem śledzą wiadomości napływające ze wschodniej Ukrainy, gdzie sytuacja jest dramatyczna. Od dłuższego mają szczątkowy kontakt ze swoimi współbraćmi z Mariupola, gdzie toczą się najostrzejsze walki.
Niedaleko ukraińskiej stolicy znajduje się miejscowość Browary, w której posługuje paulin, o. Roman Laba. Jak powiedział Radiu Watykańskiemu wielokrotnie każdego dnia próbuje skontaktować się ze współbraćmi z Mariupola. „Niestety mamy z nimi bardzo kiepski kontakt, martwimy się o nich. Co jakiś czas uda im się tylko przesłać informację, że żyją” – mówił.
W Browarach od kilku dni jest spokojniej. Klasztorne piwnice jednak cały czas są otwarte na wypadek wznowienia nalotów. Na terenie parafii wciąż przebywa około 50 osób, które nocują w paulińskiej kaplicy i w domu parafialnym. „Pełnimy nocne dyżury, ponieważ ludzie są tak wykończeni, że śpią mocnym snem, w razie alarmu trzeba ich budzić” – wyjaśnił paulin.
„Codziennie modlimy się, jest odprawiana Msza. Każdy kto chce się wyspowiadać czy porozmawiać, może nas liczyć. Oprócz tego, zajmuję się logistyką: przywożę żywność, wodę do picia, odwiedzam parafian, którzy zostali w domu, nie mogli do nas przyjechać z powodu choroby, albo zaawansowanego wieku. Ostatnio też udzielam wielu wywiadów, aby społeczność międzynarodowa wiedziała, co tu się dzieje” – powiedział Radiu Watykańskiemu zakonnik.
Izabela Tyras@JasnaGóraNews