ks. Łukasz Gołaś SAC: 8 czerwca 1999 roku, Jan Paweł II odwiedza Mazury i stolicę diecezji – Ełk. Byłem tam wtedy, miałem 13 lat – byłem ministrantem – widziałem papieża. Czytana była perykopa Łukaszowej Ewangelii o Zacheuszu. Papież powiedział wtedy, że opis tego wydarzenia nie traci swego znaczenia także dziś. I tak jak niegdyś przed Zacheuszem, tak i w tej chwili staje Chrystus przed człowiekiem naszego wieku. Każdemu z osobna zdaje się przedkładać swoją propozycję: dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Ojciec Święty zatrzymał się nad słowem DZIŚ. Mówił: To «dziś» oznacza przynaglenie. Są sprawy w życiu tak doniosłe i tak pilne, że nie cierpią zwłoki i nie wolno ich odkładać na jutro. One muszą być podjęte już dziś. O co powinien się troszczyć człowiek dziś? Jakich rzeczy nie WOLNO odkładać na jutro?
bp nominat Adrian Galnas SAC: Na jutro nie wolno odkładać rzeczy, które są podstawowe, to jest jeden z największych problemów dzisiejszego człowieka, że ma w sobie wielki chaos, ciągle jest to pomieszane, co jest ważne, pilne, co jest niecierpiące zwłoki, a co takie nie jest. Myślę, że jednym z największych zadań Kościoła jest pomóc w takim wewnętrznym uporządkowaniu człowieka. Dla nas, dla ludzi wiary, sprawa jest oczywista – tym, co nie cierpi zwłoki jest sprawa naszego zbawienia, ona jest pierwsza, jej powinno być podporządkowane wszystko. A więc ciągła refleksja nad tym, czy moje dzisiejsze życie to jest życie, które jest podporządkowane Ewangelii, życie, w którym dominuje Ewangelia, życie, w którym chodzi o zbawienie.
ŁG: Ksiądz kocha dzielić się Słowem Bożym. To widać i zawsze w sercu coś zostaje: rekolekcje, konferencje kazania… trochę ich było przez 25 lat kapłaństwa. Zawsze, albo prawie zawsze zachęca ksiądz biskup aby czytać Słowo Boże, które Kościół daje na dzisiaj. Ten kawałek Słowa na dziś. Dlaczego to tak jest ważne? Dlaczego my kapłani, my ludzie świeccy, uczniowie, studenci, dyrektorzy, kawalerowie… powinniśmy karmić się Słowem Bożym?
AG: Myślę, że często mamy taki problem, albo robimy ten błąd, myśląc, tu jest nasze życie codzienne, a gdzieś dalej jest moje życie duchowe. I ewentualnie co jakiś czas to się ze sobą spotka, ale to jest jakieś absolutne nieporozumienie, bo nie ma dwóch rodzajów życia – ja mam jedno życie i w tym moim dzisiejszym życiu, właśnie dziś, jest obecny Chrystus. Chodzi o to, że ja muszę dostrzec Jego obecność i na nią zareagować, odpowiedzieć. Mnie strasznie denerwują pouczenia, kiedy ktoś mówi, „dajmy pięć minut każdego dnia Bogu” – to komu mamy wtedy dać te 23 godziny i 55 minut? Nie, całe moje życie ma być Boże i żeby je tak prowadzić, to trzeba się codziennie spotykać ze Słowem Bożym, codziennie wdrapywać się na sykomorę, jak Zacheusz, aby zobaczyć przechodzącego Chrystusa, potem usłyszeć Jego pragnienie: dziś, w tej Twojej sytuacji, w Twoim szczęściu, nieszczęściu, stresie, który masz, niepokojach, które Cię ogarniają, dziś chcę się w tym wszystkim zatrzymać, to jest dzisiaj Twój dom i chcę Ci pomóc te sytuacje przeżyć.
ŁG: Boże Narodzenie – Słowo, staje się Ciałem. Co to znaczy, że Jezus rodzi się dla nas?
AG: Dla mnie największym przeżyciem tajemnicy Bożego Narodzenia jest ta świadomość bliskości Pana Boga. Wyobraźmy sobie Stary Testament, kiedy pobożni Żydzi mają przykazanie miłości do Pana Boga – „będziesz miłował Pana Boga całym sobą”, a jednocześnie wiedzą, że ten Bóg jest gdzieś odległy – „Ty, Boże, mieszkasz w górze, i z góry spoglądasz na ziemię” mówimy w jednym z psalmów. Żydzi cytują psalm i jednocześnie mają tę świadomość – miłuj Pana Boga z całego serca – jakie to trudne, kochać kogoś, kto jest daleko. Było wiadome, że człowiek tej różnicy nie pokona, nie doskoczy do Pana Boga. Jedyne, co można byłoby uczynić, to żeby ten dystans został zmniejszony ze strony Pana Boga. Bóg, stając się człowiekiem, zrobił coś nieskończenie więcej, bo nie tylko ten dystans zmniejszył, ale go zlikwidował! On stał się człowiekiem, jednym z nas! To jest szaleństwo miłości Pana Boga – jak bardzo Mu zależy, żeby spotkać się człowiekiem, być blisko niego, że dokonuje takiego czynu. Słynne porównanie biskupa Sheena: „wyobraź sobie, że stałeś się psem, człowiek, zamknięty nagle w organizm psa, musisz szczekać, żyć z innymi psami, jaka byłaby to niesamowita ofiara z Twojej strony, a teraz sobie pomyśl, że Pan Bóg, stając się człowiekiem, pokonał większy dystans, niż Ty, gdybyś miał stać się psem”. To jest szalone, jak bardzo Bogu zależy na bliskości z nami. I teraz, nasza odpowiedź powinna być dwojaka: z jednej strony – odwdzięczyć się, czyli co ja mogę zrobić, by stać się bliżej Pana Boga, jak ja się dzisiaj mogę do niego zbliżać? Opór jest teraz tylko po mojej stronie, po stronie Pana Boga nie ma już nic. Druga strona, konsekwencja tego czynu Boskiego – ta bliskość jest ważna również w relacjach z bliskimi i ja też chciałbym się spotkać z tymi, których Pan Bóg stawia na drodze mojego życia.
ŁG: Może jest ktoś, osoba, która przeżywa jakiś głęboki smutek. Może, jest ktoś, kto nie widzi sensu swojego życia, a może ktoś sam znajduje się w jakiejś ciemności. Za chwilę mamy usiąść do wigilijnego stołu – ten czas chyba bardziej przeżywamy, niż tajemnice Wielkanocy. Co zrobić, za co złapać, aby te smutki, sensy życia, ciemności – odłożyć na bok?
AG: Myślę sobie, że takie są nasze Wigilie, jaka jest nasza codzienność. Jeżeli nasza codzienność w rodzinie, wspólnocie jest udawana, to nasza Wigilie również będą udawane i zarazem strasznie trudne, bo nagle spotkać się przy stole, z tą całą aranżacją świąteczną i nagle mamy być na siłę mili? Pamiętam wyznanie jednej dziewczyny, która mówi: „zbliża się męka Wigilii”, a potem powiedziała: „bo mój ojciec, jak byłam małą dziewczynką, to najczęściej składał mi życzenia – życzę ci, żebyś się w końcu poprawiła – to znaczy, że moment Wigilii wykorzystał do tego, żeby mi powiedzieć: jesteś zła, skoro się mam poprawić”. Do czego bym zachęcał – to będzie już za chwilę, jedyny, niepowtarzalny wieczór, zwłaszcza w naszym polskim domu – żeby nie udawać. Może w czasie życzeń, pozbądźmy się tych trochę banalnych „wszystkiego najlepszego”, „wesołych świąt”, „szczęśliwego Nowego Roku”, przytrzymajmy dłoń drugiej osoby, przytrzymajmy wzrok drugiej osoby, popatrzmy na siebie i powiedzmy sobie coś, co jest prawdziwe, na przykład: „dziękuję Ci, że Cię mam, dziękuję, że jesteś”, albo może, podziękuj za jakieś minione wydarzenie, które może było banalne, a okazało się jakoś szczególnie ważne. Chodzi o to, by nie udawać, by nasze życie, nasze Wigilie były udane, nie udawane.
ŁG: Na początku był dom rodzinny na Śląsku, pierwsze seminarium. Potem Ołtarzew, Łódź, kolejne studia i ostatnie 17 lat w Poznaniu – wszystko w duchu św. Wincentego Pallottiego. Ojciec Święty Franciszek posyła teraz księdza na Mazury, do Ełku. Jakie to będzie wejście w nową rzeczywistość? Jak z charyzmatem pallotyńskim?
AG: No tak, to wszystko spada nagle. To, czyli powołanie, bo ja tak to traktuję, powołanie, by być w Kościele biskupem. Do powołania kapłańskiego mogliśmy się razem przygotowywać, bo jest na to 7 lat i człowiek ma wiele okazji, aby wszystko rozeznać, przedyskutować, przemodlić. Tutaj jest to gwałtowne, więc sytuacja jest też dla mnie duchowo i psychicznie bardzo nie tylko nowa, ale i trudna. Przyjmuję ją natomiast w posłuszeństwie. Jestem prowincjałem – właściwie do niedawna byłem prowincjałem Prowincji Zwiastowania Pańskiego, gdzie w centrum jest Ewangelia o Zwiastowaniu, a w centrum tej Ewangelii jest słowo „fiat”. To jest ostatnie słowo Matki Bożej, potem nic nie mówi. Wcześniej pyta, ale jak powie „fiat” to już jest koniec, kropka. W takim duchu tę decyzję, wolę Ojca Świętego przyjmuję i rzeczywiście – od Poznania, to jest, można powiedzieć drugi kraniec Polski, nie znam tych stron poza tym, że byłem kilka razy na wakacjach i wiem, że są piękne. Idę tam jako pallotyn, oczywiście te relacje prawne ze Stowarzyszeniem się zmieniają, ale się nie zmienia relacja serca – to jest moje Stowarzyszenie, które kocham, to jest mój charyzmat i sobie nie wyobrażam, że można by go porzucić. Będę chciał być biskupem – pallotynem w tej rzeczywistości, czyli szukać człowieka, który jest różnoimienny, który ma swoje rozmaite sytuacje życiowe, tak jak Pallotti – do każdego. Drugie moje pragnienie to urzeczywistnianie tego pallotyńskiego „razem”. To nie jest tak, że coś mogą zrobić świeccy, coś może zrobić ksiądz, a coś biskup – to jest jeden Kościół, gdzie łączy nas chrzest, w czasie którego otrzymaliśmy godność Dziecka Bożego, a więc największej godności, większej od godności biskupa i na tym fundamencie budujemy cząstkę Kościoła, w tym przypadku cząstkę Kościoła w Ełku.
ŁG: Diecezja ełcka jest młodą diecezją. Ale od samego początku związana z pallotynami. Trzeba tu wspomnieć ks. Romana Foryckiego, pierwszego rektora seminarium. Dwie parafie: Ryn i Szymonka – powierzone pallotynom. Nie można pominąć kilku powołań do wspólnoty pallotyńskiej z tego terenu – teraz biskup pomocniczy. Jak w tym świecie diecezji – której ks. Biskup nie zna – wprowadzić myśl świętego sprzed dwustu lat? Jak to połączyć? Aż chce się powiedzieć – jak to ugryźć?
AG: To prawda, diecezja ełcka z charyzmatem i z konkretnymi pallotynami była i jest związana, więc to jest pewne ułatwienie, że nie trzeba się tak bardzo przedstawiać. Natomiast charyzmat pallotyński ma taką wartość i taki w sumie fenomen, że choć jest już troszkę wiekowy, bo z połowy XIX wieku, to jest ciągle świeżutki i dzisiaj, potrzebny jak tlen w Kościele, ten duch współpracy, docenienie świeckich – proszę zobaczyć, jak papież dzisiaj bardzo często podkreśla klerykalizm, który uznaje wręcz za nowotwór niszczący wiele sytuacji w Kościele. Duch Pallottiego to jest właśnie jakiś rodzaj chemii na klerykalizm, nie jest to tak, że ty jesteś księdzem, do którego mają przychodzić i jakoś doskakiwać, tylko najważniejsza jest ta świadomość wartości Chrztu Świętego, która buduje możliwość współpracy z każdym.
ŁG: Czy ksiądz biskup wybrał już swoje zawołanie biskupie posługi?
AG: Jest ono już prawie gotowe, ale poczekajmy jeszcze parę dni, kiedy zostanie ogłoszone (śmiech).
ŁG: Ostatnie pytanie; wielokrotnie, w czasie głoszonych przez księdza rekolekcji, homilii słucham i jakoś uczestniczę w tym przetwarzaniu Słowa Bożego, ale też w próbuję w swoją posługę kapłańską je wnosić. Nie chcę się spoufalać, ale naprawdę ksiądz poprzez to słowo, homilie, konferencje, umacnia moje kapłaństwo i nie tylko moje, bo mam przykłady i świadectwa wielu osób. Chciałbym podziękować, bo ta postawa i posługa naprawdę nas wspiera. Przy okazji chciałbym prosić księdza biskupa o życzenia dla wszystkich na Boże Narodzenie, dla naszych radiosłuchaczy, ale także dla tych, którzy nieustannie szukają Pana Boga. Może dla nich to Boże Narodzenie będzie dobrym miejscem i czasem, aby po raz kolejny Go znaleźć?
AG: Bardzo dziękuję za te dobre słowa, jeśli zaś chodzi o życzenia, to jakoś bardzo przeżywam w tym czasie Bożego Narodzenia zdanie świętego Pawła, krótkie zdanie, że „Chrystus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy”. To jest właśnie istota Bożego Narodzenia – Chrystus nie przyszedł na świat, aby nas zabawić, a często sprowadzamy ten czas do takich „ukołysań” i gestów sympatycznych, ale jednak dość powierzchownych. Chrystus przyszedł na świat, aby nas zbawić i życzę wszystkim, żebyśmy właśnie takiego Go doświadczyli, bo zabawić może każdy, ale zbawić może tylko ten, kto jest Zbawicielem. Żebyśmy też umieli powiedzieć, tak jak święty Paweł powiedział: ja jestem grzesznikiem, to znaczy Chrystus nie tylko przyszedł na świat zbawić ludzkość w ogóle, ale przyszedł zbawić konkretnie mnie, grzesznika! To jest radość i szczęście, że ja w swoim grzechu nie jestem skazany na zagładę, że grzech nie ma ostatniego zdania, bo jest Zbawiciel! Tego serdecznie życzę wszystkim słuchaczom radia Pallotti.FM i zapraszam do Ełku! Tak już to obliczyłem, że z Poznania do Warszawy jest trochę dalej niż z Warszawy do Ełku, ale zapraszam przy różnych okazjach, a w drugą stronę też zgłaszam swoją dyspozycyjność.
ŁG: Bardzo dziękuję za rozmowę.
AG: Wszystkiego dobrego i błogosławionego Nowego Roku, Szczęść Boże!
Za: www.pallotyni.pl