Prof. Adam Biela (KUL) przedstawiał sylwetkę psychologiczną o. Żelazka. Pokazał zdjęcie, na którym Ojciec trędowatych, dotyka bez rękawiczek gołych ran swoich podopiecznych. Przerwałem jego tok rozumowania i na chwilę pobiegłem myślami do sceny z filmu przedstawiającej proces młodego Ignacego przed Inkwizycją, która chciała skazać go na stos za głoszenie, bez zgody władzy kościelnej, kazań. Wśród świadków jest lekarz, który opowiada przed trybunałem, jak pewnego dnia Ignacy dotknął rany chorego swoim palcem, a następnie włożył go do ust. Kiedy zdziwiony jego postępowaniem lekarz zapytał, dlaczego tak postąpił, Ignacy powiedział, że poczuł nagłe obrzydzenie od odoru otwartych ran chorego, więc w ten sposób zmusił się, by zjednoczyć się z jego brudem i smrodem. Było to de facto zjednoczenie z cierpiącym Chrystusem, który stał się człowiekiem i przyjął na siebie całą ludzką kondycję prócz grzechu.
Takiego zjednoczenia musiał doznawać także o. Żelazek, kiedy dotykał ran trędowatych. Nie chodziło, byłemu więźniowi dwóch obozów koncentracyjnych, o pokonywanie bariery lęku. Pewnego dnia o. Żelazek wyznał swojemu biskupowi, że odczuwa wręcz potrzebę dotykania i przemywania ran na rękach i stopach trędowatych, ponieważ pomaga mu to pogłębiać jego kapłańską duchowość. Przełomowym momentem w życiu o. Żelazka nie byli trędowaci w świętym hinduistycznym mieście Puri nad Zatoką Bengalską, podobnie jak u św. Ignacego nie była to praca w szpitalu św. Łucji w Manresa. Wszystko zaczęło się wcześniej.
Duchowa przemiana św. Ignacego dokonała się pośród wewnętrznych walk i Bożych oświeceń w skalnej grocie koło Manresy. Młody Ignacy wszedł do groty jako świeżo nawrócony pokutnik, a wyszedł z niej przemieniony w duchowego człowieka, gotowego do podjęcia wielkich przedsięwzięć dla większej chwały Boga. W życiu o. Żelazka były obozy koncentracyjne w Gusen i Dachau, będące przedłużeniem jego zakonnego nowicjatu. To tam o. Żelazek czyni wyznanie, że jeżeli ocaleje, to całe swoje życie ofiaruje dla misji „ratowania życia wiecznego dusz nieśmiertelnych”. Ma nakreślony przed sobą heroiczny cel, ale nie oznacza to, że już wie, jak go osiągnąć. Ten szczegół będzie budowany przez całe jego misyjne życie.
Na drugi dzień po sympozjum po śniadaniu zostałem sam w nowym refektarzu w dawnym budynku nowicjatu w Chludowie. Na ścianach zawieszone są tam kolorowe misyjne obrazy, a na nich myśli św. Józefa Freinademetza, pierwszego werbisty i misjonarza w Chinach. Na jednym z nich czytam: „Zbawić dusze jest tysiąckroć ważniejsze niż ratowanie doczesnego życia”. W życiu tych dwóch wielkich werbistowskich misjonarzy jest taki sam cel, podobny do tego, jaki św. Ignacy wyznaczył swoim towarzyszom: „głosić słowo Boże, spowiadać i za natchnieniem łaski Bożej posługiwać się w miarę możności wszelkimi środkami do wspomagania dusz (Konstytucje Towarzystwa Jezusowego). Czy coś dzisiaj się zmieniło?
Amerykański kardynał Avery Dulles SJ (+2008) w artykule Vatican II: The Myth and the Reality (2003r.) zwraca uwagę, że jednym z powtarzanych przez media frazesów na temat Soboru Watykańskiego II było, niby odwołanie swojego wcześniejszego nauczania katolickiego i twierdzenie, że wiara nie jest konieczna do zbawienia. W rzeczywistości Sobór potwierdził, że wiara i chrzest są niezbędne do zbawienia (Mk 16, 16; J 3, 5). A ponieważ chrzest jest drzwiami do Kościoła, to Kościół również jest konieczny. Sobór dalej podkreślił, że każdy kto wie, że kościół jest konieczny, ma obowiązek wejść do niego i pozostać w nim jako warunek zbawienia (Lumen gentium, nr 14).
O. Żelazek przez trzydzieści lat chodził codziennie na poranne rozmyślanie i Eucharystię do swojego kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Puri. Później szedł do schroniska dla trędowatych. Nikogo tam nie ochrzcił. Każdego dnia powtarzał proste uczynki miłosierdzia co do ciała. Leczył, karmił i wspierał trędowatych. Wierzył, że dobro porusza serca i każdy ma swoją drogę dochodzenia do Prawdy. Pracując początkowo wśród Adibasów, pierwotnej ludności Indii, o. Żelazek widział całe wioski, które prosiły o chrzest. W Puri wśród trędowatych nie było nikogo, ale cel pozostał ten sam. Zbawienie dusz.