Jacek Gniadek SVD: Zbawić dusze nieśmiertelne

Przed wyjazdem na sympo­zjum z okazji 100. rocz­nicy urodzin o. Mariana Żelazka SVD (+2006) wybrałem się na film Ignacy Loyola w reżyse­rii Paula Dya. Mając go świeżo w pamięci, przez pryzmat we­wnętrznej przemiany autora Ćwiczeń duchowych, słucha­łem w Poznaniu wykładów na temat Ojca trędowatych z Puri. Większość zwracała uwagę na posługę wśród chorych, jako ukoronowanie jego misjonar­skiego życia. Ktoś postronny mógłby wyjść z sympozjum z przekonaniem, że teraz misje nie polegają już na głoszeniu wia­ry i nawoływaniu do nawrócenia.

Prof. Adam Biela (KUL) przedstawiał sylwetkę psycho­logiczną o. Żelazka. Pokazał zdjęcie, na którym Ojciec trędowatych, dotyka bez rękawi­czek gołych ran swoich pod­opiecznych. Przerwałem jego tok rozumowania i na chwilę pobiegłem myślami do sceny z filmu przedstawiającej proces młodego Ignacego przed Inkwi­zycją, która chciała skazać go na stos za głoszenie, bez zgody władzy kościelnej, kazań. Wśród świadków jest lekarz, który opo­wiada przed trybunałem, jak pewnego dnia Ignacy dotknął rany chorego swoim palcem, a następnie włożył go do ust. Kiedy zdziwiony jego postępo­waniem lekarz zapytał, dlaczego tak postąpił, Ignacy powiedział, że poczuł nagłe obrzydzenie od odoru otwartych ran chorego, więc w ten sposób zmusił się, by zjednoczyć się z jego bru­dem i smrodem. Było to de fac­to zjednoczenie z cierpiącym Chrystusem, który stał się czło­wiekiem i przyjął na siebie całą ludzką kondycję prócz grzechu.

Takiego zjednoczenia mu­siał doznawać także o. Żelazek, kiedy dotykał ran trędowatych. Nie chodziło, byłemu więźnio­wi dwóch obozów koncentra­cyjnych, o pokonywanie bariery lęku. Pewnego dnia o. Żelazek wyznał swojemu biskupowi, że odczuwa wręcz potrzebę do­tykania i przemywania ran na rękach i stopach trędowatych, ponieważ pomaga mu to pogłę­biać jego kapłańską duchowość. Przełomowym momentem w życiu o. Żelazka nie byli trę­dowaci w świętym hinduistycz­nym mieście Puri nad Zato­ką Bengalską, podobnie jak u św. Ignacego nie była to praca w szpitalu św. Łucji w Manresa. Wszystko zaczęło się wcześniej.

Duchowa przemiana św. Ignacego dokonała się pośród wewnętrznych walk i Bożych oświeceń w skalnej grocie koło Manresy. Młody Ignacy wszedł do groty jako świeżo nawróco­ny pokutnik, a wyszedł z niej przemieniony w duchowego człowieka, gotowego do podję­cia wielkich przedsięwzięć dla większej chwały Boga. W ży­ciu o. Żelazka były obozy kon­centracyjne w Gusen i Dachau, będące przedłużeniem jego zakonnego nowicjatu. To tam o. Żelazek czyni wyznanie, że jeżeli ocaleje, to całe swoje życie ofiaruje dla misji „ratowania ży­cia wiecznego dusz nieśmiertel­nych”. Ma nakreślony przed sobą heroiczny cel, ale nie oznacza to, że już wie, jak go osiągnąć. Ten szczegół będzie budowany przez całe jego misyjne życie.

Na drugi dzień po sympo­zjum po śniadaniu zostałem sam w nowym refektarzu w dawnym budynku nowicjatu w Chludo­wie. Na ścianach zawieszone są tam kolorowe misyjne obrazy, a na nich myśli św. Józefa Freina­demetza, pierwszego werbisty i misjonarza w Chinach. Na jednym z nich czytam: „Zbawić dusze jest tysiąckroć ważniejsze niż ratowanie doczesnego życia”. W życiu tych dwóch wielkich werbistowskich misjonarzy jest taki sam cel, podobny do tego, jaki św. Ignacy wyznaczył swoim to­warzyszom: „głosić słowo Boże, spowiadać i za natchnieniem ła­ski Bożej posługiwać się w miarę możności wszelkimi środkami do wspomagania dusz (Konsty­tucje Towarzystwa Jezusowego). Czy coś dzisiaj się zmieniło?

Amerykański kardynał Ave­ry Dulles SJ (+2008) w artyku­le Vatican II: The Myth and the Reality (2003r.) zwraca uwagę, że jednym z powtarzanych przez media frazesów na temat Sobo­ru Watykańskiego II było, niby odwołanie swojego wcześniej­szego nauczania katolickiego i twierdzenie, że wiara nie jest konieczna do zbawienia. W rze­czywistości Sobór potwierdził, że wiara i chrzest są niezbędne do zbawienia (Mk 16, 16; J 3, 5). A ponieważ chrzest jest drzwia­mi do Kościoła, to Kościół rów­nież jest konieczny. Sobór dalej podkreślił, że każdy kto wie, że kościół jest konieczny, ma obo­wiązek wejść do niego i pozo­stać w nim jako warunek zba­wienia (Lumen gentium, nr 14).

O. Żelazek przez trzydzieści lat chodził codziennie na poranne rozmyślanie i Eucharystię do swojego kościoła pw. Niepoka­lanego Poczęcia NMP w Puri. Później szedł do schroniska dla trędowatych. Nikogo tam nie ochrzcił. Każdego dnia powta­rzał proste uczynki miłosier­dzia co do ciała. Leczył, karmił i wspierał trędowatych. Wierzył, że dobro porusza serca i każdy ma swoją drogę dochodzenia do Prawdy. Pracując początko­wo wśród Adibasów, pierwotnej ludności Indii, o. Żelazek wi­dział całe wioski, które prosiły o chrzest. W Puri wśród trędowa­tych nie było nikogo, ale cel po­został ten sam. Zbawienie dusz.

Za: www.jacekgnaidek.com

Wpisy powiązane

Kęty: 25 lat Sanktuarium

Bł. Maria Franciszka Siedliska: obywatelka świata – dla Polonii

“Wioząc nadzieję” – tegoroczna akcja “Ciacho za Ciacho”