Blog Jacka Gniadka SVD: Brat i przedsiębiorca

W listopadzie ubiegłego roku poleciałem do Zambii, gdzie spędziłem sześć moich ostatnich lat w Afryce.

Zatrzymałem się na parafii Chrystusa Odkupiciela w Makeni na obrzeżach Lusaki.

– Tu jest twój pokój, obok pokoju gdzie mieszkał Kaziu – powiedział do mnie ks. Krzysztof Mróz, wieloletni misjonarz w Zambii i proboszcz parafii. Od razu wróciły wspomnienia.

Do Zambii pojechałem w 2010 r. Był to mój czwarty kraj w Afryce. Wcześniej byłem w Demokratycznej Republice Konga, gdzie odbywałem mój misjonarski staż jako seminarzysta. Botswana była krajem mojego pierwszego misyjnego posłania po święceniach kapłańskich. Do Liberii pojechałem do pracy w obozach dla wewnętrznych przesiedleńców.

Bracia i ojcowie

W każdym z tych krajów robiłem różne rzeczy. W Botswanie budowałem, ale były to przybudówki do prowadzonego przez misję przedszkola. W Liberii budowałem w obozach szkoły, ale to były tylko tymczasowe budynki kryte strzechą. W Kongo przyglądałem się  pracy niemieckich braci, którzy pochodzili jeszcze ze starej werbistowskiej formacji, a był  wśród nich murarz, stolarz, elektryk i mechanik. W Zambii dostałem parafię, gdzie był tylko mały kościół i zadanie od biskupa, aby w ciągu trzy lat wybudować plebanię.

Linda była idealnym miejscem do misyjnej pracy dla ojca i brata zakonnego. Dobre czasy dla braci zakonnych u werbistów należą na razie do przeszłości. W Zambii mieszkało dwóch braci z Indonezji: ekonomem w domu formacyjnym i pracujący w duszpasterstwie w diecezji Livingstone. Za czasów św. Arnolda Janssena, założyciela Zgromadzenia Słowa Bożego, było więcej braci niż księży. Przed jego śmiercią w 1909 r.: prawie 600 braci zakonnych w ślubach wieczystych i 430 księży.

Kiedy Bóg stawia przed misjonarzem zadania do wykonania, to stawia na jego drodze także odpowiednich ludzi do współpracy. W Zambii był Kazimierz Piejko, polski budowlaniec i brat siostry zakonnej i misjonarki w tym kraju. Wszyscy go znali i nazywali zdrobniale Kaziu. Nie musiałem go długo namawiać, by pojechał ze mną do Lindy. Pokazałem mu kościół i ogromny pusty plac ogrodzony murem. Do kościoła był doprowadzony prąd, ale nie było wody. – To i tak nieźle – powiedział Kaziu i uśmiechnął się, podkręcając długiego wąsa.  –Budowałem tu już kościół, nie mając dostępu do wody i prądu – dodał krótko.

Złota rączka

Kaziu zmarł w sierpniu  2020 r. w Polsce, gdzie wrócił pół roku wcześniej na leczenie. W Zambii spędził 19 lat. Zbudował tu i wyremontował 7 kościołów, 3 szkoły i 2 przedszkola. Był prawdziwą złotą rączką. Potrafił z prostych materiałów dostępnych na zambijskim rynku budować prawdziwe kościoły. Z kątowników spawał okna, które wyglądały jak prawdziwe kolorowe witraże. Często kościoły na misjach wyglądają jak świetlice z prostym dachem. Kaziu budował kościoły z wieżami.

Kiedy studiowałem historię zgromadzenia, widziałem w książkach zdjęcia braci zakonnych przy pracy  w drukarni, stolarni, kuźni czy przy produkcji witraży. Św. Arnold potrafił zarazić misjami setki młodych ludzi, którzy pragnęli realizować swoje misyjne powołanie w swoich zawodach. Takie obrazy należą już do historii.

Kościoły lokalny ciągle się rozwijają. Potrzebują nie tylko misjonarzy do pracy duszpasterskiej, ale także braci zakonnych do budowy nowych kościołów i szkół. Dlaczego nie ma ich dzisiaj na misjach? Kaziu funkcjonował w Zambii jako przedsiębiorca. Zatrudniał pracowników i ze swoją ekipą objeżdżał polskich misjonarzy, pomagając im w budowie szkół i kościołów. Tak pracowali na misjach niemieccy bracia w Kongo. Każdy z nich posiadał małą firmę, która zatrudniała po kilku miejscowych pracowników. Bracia wykonywali zlecenia od ojców, a ojcowie troszczyli się o zbieranie funduszy na rozwój misji.

Praca fizyczna

Taka koncepcja misji zakłada, że sami mamy pozytywne podeście do pracy fizycznej i przedsiębiorczości. Kaziu znalazł swoje miejsce w Zambii, ponieważ brakowało tam dobrych, wykfalifikowanych rzemieślników. Szkoły zawodowe w Polsce wracają powoli do łask i stają się coraz częstszym wyborem młodych ludzi planujących swoją przyszłość. Jest nadzieja, że młodzi ludzie z zawodem w ręku wybiorą kiedyś drogę misyjnego powołania.

Praca fizyczna jest także drogą do świętości. Bł. Stefan Wyszyński w „Duchu pracy ludzkiej” pisał, że człowiek musi zerwać z poglądem, że praca służy tylko do zaspokojenia materialnych potrzeb. Praca ludzka także udoskonala człowieka pracującego. Wielkość naszego życia nie zależy od tego, co czynimy, nie od przedmiotu działania, ale od tego jak wypełniamy nasze zadania życiowe.

Praca duszpasterska i intelektualna musi być stawiana na równym poziomie z pracą fizyczną.  Podobnie praca charytatywna nie może być stawiana wyżej od wytwarzanie dóbr lub dostarczanie usług. Człowiek, który pomaga innym, rozdając dobra, nie może w naszej skali wartości być wyżej od przedsiębiorcy. Niestety zysk w powszechnej świadomości ludzi  częściej kojarzy się z wyzyskiem niż oznaką tego, że przedsiębiorstwo działa dobrze i służy człowiekowi tak, jak nauczał tego św. Jan Paweł II w Centesimus annus.

Święty przedsiębiorca

Kaziu prowadził swoją firmę w Zambii. Musiał być przedsiębiorczy, by zarobić na siebie i swoich pracowników. Misjonarze płacili mu cenę rynkową za wykonaną pracę. Zawsze był do naszej dyspozycji. Żył naszymi projektami. Doradzał mi przy moich budowlanych projektach. Jeździł ze mną po zakupy materiałów budowanych. Na 60-metrowym przedszkolu postawił dach „po kosztach”. W planach mieliśmy poszerzenie kościoła w Lindzie i dobudowanie dwóch wież. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, że Kaziu wypełniał doskonale miejsce, które mogłoby być dla brata zakonnego. Czy bracia nie mogliby dzisiaj tak funkcjonować?

W czasach św. Franciszka żył we Włoszech św. Homobonus. Jeden i drugi byli synami bogatych kupców. Święty z Asyżu wyrzekł się majątku swojego ojca, a święty z Cremony pomnożył kilkakrotnie majątek swojego ojca i za zarobione pieniądze pomagał biednym. Obaj zostali świętymi. Dzisiaj każdy w Kościele zna biedaczynę z Asyżu. Gorzej na jego tle wypada święty przedsiębiorca z sakiewką. W Polsce jest dzisiaj prawie nieznany, ale jego przykład trafia powoli do młodych ludzi. Kilka lat temu przeczytałem w dodatku tarnowskim do „Gościa Niedzielnego” relację z bierzmowania. Jeden z kandydatów do bierzmowania obrał sobie za swojego patrona św. Homobonusa. Biskupowi, który był zaskoczony tym wyborem powiedział, że chce pójść w jego ślady i zostać świętym przedsiębiorcą.

Praca fizyczna i przedsiębiorczość to też drogi, które prowadzą do świętości. Można je  śmiało połączyć z życiem na drodze rad ewangelicznych. Notes Kazika pozostał wypełniony po brzegi zleceniami na nowe budowy. Modląc się o nowe powołania, pamiętajmy o braciach zakonnych. Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało ( Łk 10, 2).


Misjonarz, 5/2022, str. 18-19.

Zdjęcie u góry: Kazimierz Piejko na placu budowy kościoła pw. św. Jana Pawał II w Lusace. Zambia 2019 r. Fot. Jacek Gniadek SVD.

Więcej (zdjęcia) na: www.jacekgniadek.com

Wpisy powiązane

Kokotek: prawie 100 uczestników Zakonnego Forum Duszpasterstwa Młodzieży

Na Jasnej Górze odbywają się rekolekcje dla biskupów

125 lat obecności naśladowców św. Franciszka w Jaśle